Doczekałam się. Nie wierzę w to jeszcze do końca, ale naprawdę – po prostu w końcu się doczekałam: nie dzielę już domu z ekipą remontową, jakieś dziwne gwoździe nie wystają mi ze ścian i co najważniejsze – nie mam zielonego sufitu ani tapety pamiętającej PRL.
Skończyłam remont! Czy może być coś lepszego? Dlatego dzisiaj zróbcie sobie herbatę, zakładajcie kapcie i wchodźcie do mnie – pokażę Wam, jak to wszystko teraz wygląda!
Partnerem wpisu jest marka Magnat.
Po ponad pół roku od kupnie mieszkania, wreszcie mogę NAPRAWDĘ w nim zamieszkać. Czy to dużo? Mało? Niektórzy na pewno zmierzyli się z większymi i dłuższymi remontami, ale dla mnie te pół roku było okropne – głównie z powodu problemów pogodzenia tego wszystkiego z pracą i życiem w ogóle. Chaos remontowy zdecydowanie nie sprzyja… czemukolwiek.
W maju kupiliśmy mieszkanie, w czerwcu znalazłam ekipę remontową oraz wprowadziłam ich do mieszkania. Potem zaczęły się perypetie związane z papierologią – staraliśmy się o dofinansowanie na wymianę pieca, w związku z czym musieliśmy uzyskać szereg dokumentów, pozwoleń, podpisów i innych rzeczy, które w ogóle pozwolą nam na złożenie wniosku o dofinansowanie. Staranie się o dokumenty zablokowało prace, bo nie mogliśmy zrobić praktycznie niczego w mieszkaniu, żeby nie utracić możliwości dotacji.
Kiedy już je dostaliśmy, musieliśmy znów poczekać na ekipę remontową… potem wszystko co mogło, to się przedłużało. W listopadzie i grudniu do akcji wkroczył niezawodny Tata Patryka i pomógł nam wykończyć pozostałe pomieszczenia (ekipa zajmowała się kuchnią, łazienką oraz otwartym pokojem). To jest prawdziwy bohater – w mega krótkim czasie odmienił praktycznie całe mieszkanie. A w duecie z Mamą Patryka – wszystkie te ekipy remontowe co w telewizji robią dom od nowa w trzy dni mogą się schować. Sorry.
I nadszedł ten dzień – Dzień, W Którym Praktycznie Wszystko Zostało Zrobione.
REMONT – ZAŁOŻENIA
Kiedy kupowaliśmy mieszkanie, wiedzieliśmy, że będziemy chcieli w nim sporo pozmieniać. Bałam się remontów, tak jak i miałam poważne obawy przed kupowaniem mieszkania z rynku wtórnego, ale umówmy się – za taką samą kwotę nie dostałabym żadnym cudem mieszkania deweloperskiego o takim układzie oraz wielkości.
Decyzja więc została podjęta, klamka zapadła, a nas czekał remont, który miał być tylko częściowy, a oczywiście zamienił się w remont totalny. I to bardzo szybko.
Ponieważ mieszkanie było wyposażone w piec – to była pierwsza rzecz, którą należało zmienić. Wymiana ogrzewania na gazowe i pozbycie się pieca wywołała efekt domino – bo skoro już to wygrzebujemy, to dobrze byłoby wymienić wszystkie kaloryfery…. i całą instalację wodną… no to jak już kujemy, to powinniśmy zmienić łazienkę i kuchnię, bo i tak będą rozkopane…
A następnie doszła podłoga, jak podłoga, to i ściany, deski i cała reszta. Zanim się obejrzałam – całe, dosłownie CAŁE mieszkanie było objęte remontem.
Czyli stało się to, czego dokładnie się OBAWIAŁAM i co skutecznie odstraszało mnie przed kupnem mieszkania wtórnego. Ale nie było już odwrotu.
MOJE MIESZKANIE PRZED I PO
Mieszkanie składa się z kilku pomieszczeń i jest dwupoziomowe. Na dole jest kuchnia, łazienka, pokój, mały pokój – garderoba, kolejny pokój oraz pomieszczenie otwarte – ze schodami. Dalej mamy antresolę z pomieszczeniem i małym pokoikiem – stryszkiem.
Ponieważ mieszkanie ma dużo drewnianych elementów, chciałam przy tym zostać – wykorzystać istniejące belki i dodać trochę drewnianych szczegółów. Żadna tam ze mnie projektantka – po prostu pomyślałam, że to mi się będzie podobać. I trafiłam.
KUCHNIA
W kuchni Was niczym nie zaskoczę – miała być biała z drewnianymi elementami. W poprzedniej wersji emanowała niebieskością. Szafki były niedopasowane do siebie (co przy tak krzywym mieszkaniu jak moje, bardzo rzuca się w oczy – było dużo szpar, dziwnych przejść, sporo niewykorzystanego miejsca).
Bardzo zależało mi na blacie pod oknem oraz dużej ilości miejsca w ogóle. Uwielbiam rozwalić się z całym majdanem po kuchni i nienawidzę, kiedy muszę kłaść rzeczy na podłodze, bo nie mam miejsca… a tak było właśnie w poprzednim, wynajmowanym mieszkaniu. Szlag mnie trafiał!
Po rozbiórce kuchni okazało się, że pod niebieską podłogą (która była jakimś takim linoleum, wykładziną) kryją się piękne, stare deski. Potem okazało się, że są w całym domu! Zdecydowaliśmy się usunąć wszystkie panele, dywany i podłogi i odkryć dechy.
Następnie je odnowiliśmy i pokryliśmy lekko białym kolorem (robił to specjalny pan z firmy zajmującej się podłogami, drewnianymi elementami, drzwiami i tak dalej).
Ponieważ całe moje mieszkanie jest krzywe, jakby je ktoś kopnął, meble musieliśmy zamówić na wymiar. Moje wymagania: bardzo dużo blatów, dużo szafek i dużo miejsca!
Nie chciałam mieć kuchni całej w kafelkach, dlatego poprosiłam o kafle tylko nad blatem. Resztę pomalowaliśmy farbą Magnat Ceramic Care – odcień Szlachetna Biel.
Seria farb Ceramic Care jest bakteriobójcza, hipoalergiczna oraz ma właściwości oczyszczające powietrze – dzięki czemu zmniejsza ilość formaldehydu w powietrzu. Świetnie więc się nadaje do pomieszczeń, w których przebywamy często… a ja w kuchni spędzam pół życia (i dlatego tyle trenuję – bo inaczej nie zmieściłabym się w drzwiach 😀 ).
Kafle z kolei kupiliśmy w Castoramie. A kuchnię zamówiliśmy od taty naszego kolegi – Stolarni Marciniak.
ŁAZIENKA
Łazienka powinna nazywać się “marzenie winniarza”, bo na ścianach zamiast kafelek znajdowała się dziwna tapeta-wzór z korka. Dodatkowo cała w ciemnych kolorach kojarzyła mi się z latami 80. i 90.
Długo zastanawialiśmy się nad łazienką, raz chciałam białą, raz szarą (ciemną). W końcu tak to przeciągaliśmy, że jak już doszło do wyboru, to musieliśmy na szybko decydować na spontanie – ale udało się
Remont łazienki trwał bardzo długo, co chwila coś nowego wyskakiwało… a kiedy zamieszkaliśmy, to każdy dzień wydawał mi się wiecznością! Nie mówiąc już o problemie z kombinowaniem gdzie tu się dzisiaj wykąpać albo co zrobić, bo znów odłączyli nam wc na cały dzień. To jest prawdziwe życie!
Kiedyś Wam to opiszę dokładniej, bo teraz mnie to śmieszy i jest dla mnie zabawną anegdotką, ale jeszcze 1,5 miesiąca temu płakałam przez to i to całkiem poważnie. Żałowałam nawet, że kupiliśmy to mieszkanie i wszystkim mówiłam, że właśnie tego chciałam uniknąć! Cholernych remontów! 😀
Bałam się trochę, że biała łazienka będzie wyglądać zbyt sterylnie, ale przy ciemnej podłodze i szafce w kolorze tej sterylności już nie ma.
W łazience użyliśmy dwóch rodzajów płytek z Castoramy na ścianach – jedne proste, a drugie z decorem. Tych użyliśmy jako małego elementu ozdobnego na ścianie i do obudowy wanny. Ponieważ całe mieszkanie jest drewniane, podłoga w łazience też musi być – wybraliśmy kafelki imitujące drewno (też Castorama) i jestem z nich bardzo zadowolona.
Resztę ścian pomalowaliśmy farbą Magnat Łazienka Śnieżnobiała – bardzo dobrze się sprawdziła, ładnie wygląda i na razie jestem z niej bardzo zadowolona.
Marzy mi się jeszcze drewniany blat nad pralką i obok niej szafka, ale to może w przyszłości.
SALON
Poprzednio była tutaj sypialnia – z dużą szafą, łóżkiem, zielonym sufitem, tapetą i dywanem.
To zdjęcie nie do końca oddaje wygląd pokoju, więc pokażę Wam kolejne – to była fotka zrobiona w okresie przejściowym, kiedy już się wprowadziliśmy, ale remont był naprawdę w powijakach. Musieliśmy jednak gdzieś wnieść narożnik i trzymać rzeczy, więc ten pokój służył nam jako przechowalnia. Widać tutaj też dokładniej tapetę na ścianach.
Pokój z salonem miał być tak naprawdę biurem, ale po drodze doszło do kilku nieporozumień (a właściwie to ja nie zmierzyłam narożnika i nabyłam za duży) i jakoś tak wyszło, że jednak jest salonem. Z perspektywy czasu jestem jednak z tego zadowolona i pasuje mi ten układ.
Na zdjęciach tego tak nie widać, ale tam jest sporo miejsca – mieliśmy już gości i spokojnie wchodzi tam duży stół, a jednocześnie każdy może swobodnie wyjść i wejść do pomieszczenia.
To totalnie “nasz” pokój – spędzamy tutaj czas wspólnie, w trójkę, razem z Nitką. Patryk najczęściej gra na Playstation, a ja obok siedzę przy laptopie, czytam książkę albo po prostu obserwuję, co robi. Nitka zazwyczaj siedzi na parapecie i czujnie obserwuje świat zewnętrzny, bo z tego pokoju ma doskonały widok na ogródki… i ptaszki.
Po lewej stronie, obok narożnika, jest spora wnęka. Chcemy zagospodarować ją na regał z książkami – mamy ich sporo. Mam zamiar zabrać się do tego po Nowym Roku – może mój budżet już trochę się podreperuje po remoncie. Poza tym chciałabym dokupić jakieś poduszki i być może jeszcze coś, co lekko udekoruje pokój – ale bez przesady.
Zarówno ja, jak i Patryk, wolimy wnętrza bez zbędnych pierdół, raczej proste i z małą ilością mebli. Im więcej przestrzeni, tym lepiej. W przepełnionych pokojach czujemy się przytłoczeni, ja się nie mogę skupić i jest mi po prostu ciężko.
Tak jak w kuchni i jak i w reszcie mieszkania oprócz łazienki – wszystko pomalowaliśmy farbą Magnat Ceramic Care o kolorze Szlachetna Biel. Na razie nie chcieliśmy decydować się na żadne kolory, bo jeszcze nie mamy wszystkich mebli i sami nie wiemy, w którą stronę chcemy iść.
A być może zostaniemy przy bieli… w poprzednim mieszkaniu się sprawdzała. Kusi mnie tylko jakaś jedna ściana w innym kolorze albo jakimś małym wzorku. 🙂
BIURO
Poprzednio był tutaj pokój z kwiatową tapetą i kompletem mebli pod telewizor. Ten pokój był najładniejszy ze wszystkich, ale i tak postanowiliśmy go wyremontować (jak już wszystko, to wszystko).
Na biuro czekaliśmy najdłużej, bo do ostatniej chwili był to pokój, w którym ekipa miała swoje rzeczy. Brakuje też tutaj mebli, ale tak jak z biblioteczką w salonie – to kwestia, którą będziemy zajmować się w styczniu. Cały pokój pokażę Wam kiedyś, jak już go ładnie umeblujemy 🙂
Biurka mamy w podobnym układzie, jak w poprzedni mieszkaniu – obok siebie – co się po prostu sprawdzało. Obydwoje lubimy pracować blisko siebie i bardzo ułatwia to komunikację.
GARDEROBA
Ha! W życiu nie sądziłam, że będę miała garderobę! A jednak się udało!
Zanim do tego doszło, i tutaj musiały zajść zmiany. Pozbyliśmy się poprzednich szafek, wykonaliśmy podłogę, wyrównaliśmy i pomalowaliśmy ściany, a następnie dopiero nastąpił montaż mebli.
Na razie mam jeszcze w niej mały nieład, ale mam zamiar nad tym popracować. Na razie byłam tak podekscytowana tym, że już ją mam, że po prostu rzuciłam się do wypakowywania kartonów bez żadnego ładu i składu i bez konkretnego planu.
Garderobę robiła mi ta sama ekipa, co kuchnię.
PO PROSTU NIE WIERZĘ
Remont przyniósł mi sporo stresu i różnych, nie zawsze przyjemnych, sytuacji. Przenoszenie rzeczy do mieszkania, które jest w totalnej rozsypce, potem przeprowadzka do rodziców, a następnie wprowadzanie się w sam środek remontu – nie jest to coś, o czym marzyłam. Na dodatek wszystko się przedłużało,a przez to, że budynek jest stary, co chwila pojawiały się jakieś “niespodzianki”. Teraz jednak siedząc na swoim krześle przy swoim biurku w swoim mieszkaniu… oddycham z ulgą i bardzo się cieszę, że to już za mną. A jednocześnie nie mogę w to uwierzyć!
W pewnym momencie już straciłam nadzieję i miałam kompletny kryzys remontowy – chciało mi się płakać i wyć. Myślałam, że nigdy nie skończymy 🙂 A potem nagle wszystko przyspieszyło i nie wiadomo do końca, kiedy – już po wszystkim.
Cieszę się, że mogę pokazać Wam metamorfozę mojego mieszkania… i nie mogę się nim nacieszyć!