Menu
Dobre życie

Nie, nie kocham podróży. W sumie to nawet ich nie lubię

Zawsze mam problem, kiedy ludzie pytają mnie o miejsce na świecie, które chciałabym zobaczyć. Wiecie, kiedy rzucają takie luźne pytanie, żeby sobie zagadać i puścić wodze fantazji (no i też oczywiście opowiedzieć o swoich planach) : a ty gdzie chciałabyś pojechać?

Kiedy słyszę takie pytanie, mam ochotę udawać, że jestem głucha – bo ja naprawdę nie mam pojęcia, jak na nie odpowiedzieć. I to wcale nie dlatego, że wybór jest trudny i nie mogę się zdecydować, bo chciałabym odwiedzić wszystko.
Wręcz przeciwnie: nie wiem, jak odpowiedzieć na to pytanie, bo w sumie to nie chciałabym nigdzie jechać. Więc jeśli można nie jechać, to ja poproszę właśnie taką opcję. Niejechania.
No i to się często ludziom w głowach nie mieści, bo przecież wszyscy kochają podróże.

A ja nie.

Dla mnie najlepsze wakacje to wakacje w domu. Dla mnie najlepszy urlop to urlop w domu. Dla mnie najlepszy weekend, to weekend w domu.

Ogólnie rzecz ujmując – każdy dzień spędzony w domu to dobry dzień.

W mojej duszy nie ma nawet cząstki duszy podróżnika, powsinogi czy jakiegoś zewu za poznawaniem nowych miejsc, zwiedzaniem i przygodami poza domem. Największym luksusem jest dla mnie własne łóżko, własny kubek z herbatą, własny kot i święty spokój. Brzmi to przeogromnie nudno i właśnie nuda w domu też jest dla mnie świetną atrakcją: taka już jestem dziwna.

BYĆ MOŻE ZAWSZE CHCE SIĘ TEGO, CZEGO MA SIĘ MAŁO

… a ja zdecydowanie mam w swoim życiu mało swojego domu. Zawodowo wyjeżdżam bardzo często, więc dni, kiedy ciągiem siedzę w domu, nie ma aż tak dużo. Jak nie mam niedługo podróży, to na pewno jakiś wyjazd jest już w planach. Pakowanie się i rozpakowywanie się opanowałam do perfekcji i potrafię to zrobić naprawdę szybko.

 I chciałabym powiedzieć, że to jest główny powód, dla którego wcale mnie nie jarają podróże, ale chyba byłoby w tym trochę kłamstwa, bo ja… po prostu jakoś nigdy nie marzyłam o podbijaniu świata. Wyjątkiem były Stany Zjednoczone, które bardzo chciałam zobaczyć i do których nawet tęsknię i na pewno się jeszcze wybiorę, bo czuję się tam jakoś… inaczej.

Ale poza tym? Samoloty, pociągi, namioty, hotele, przygody, obce kultury – jakoś nie. Wolę o jakimś miejscu poczytać w książce. W swoim domu.

I wiem, że to bardzo niepopularna opinia. I właśnie po to piszę ten post, bo już nie chce mi się wiecznie z tego tłumaczyć i czuć, jakbym tym swoim domatorstwem robiła coś złego.

JAK TO – NIE LUBISZ PODRÓŻOWAĆ?

Wiele mówi się o tym, że podróże kształcą, rozwijają, pozwalają odkryć siebie i pewnie gdybym poszukała, to znalazłabym jeszcze z pięćdziesiąt określeń na to, jakie to jest wspaniałe podróżować. I super: ja wcale tego nie neguję i rzeczywiście uważam, że jeśli ktoś to lubi, to na pewno może to doskonale go rozwijać jako człowieka.

Problem natomiast pojawia się, kiedy ktoś tego nie lubi i jeszcze o tym powie. Zazwyczaj spotykam się z tym, że ludzie kompletnie nie mogą w to uwierzyć. Jak to – nie lubić podróżowania? Odkrywania nowych rzeczy, nowych smaków, zwiedzania, widoków, poznawania innych kultur?

No normalnie. Wolę dom. I to wcale nie sprawia, że jestem ograniczona. A czasami trochę tak się czuję, kiedy kolejna osoba zbiera szczękę z podłogi, bo powiedziałam, że podróże wcale nie są takie fajne. Mam wrażenie, że zdziwienie byłoby dużo mniejsze, gdybym powiedziała że żywię się energią słoneczną albo że piję herbatę nie w kubku, a w starej skarpetce.

OJEJ, NIE JEDZIESZ NIGDZIE? SZKODA…

I trochę się cieszę, że minęło już lato, bo wreszcie skończą się pytania: a gdzie jedziecie na wakacje? I te spojrzenia pełne litości, kiedy mówimy, że nie chcemy jechać nigdzie. 95 procent ludzi zakłada, że to z powodu tego, że nas nie stać albo nie możemy i po prostu wstydzimy się to powiedzieć, a my naprawdę nie chcemy, bo super nam się wypoczywa w domu i to jest dla nas największy luksus. Dziękuję też przeznaczeniu, że Patryk ma dokładnie tak samo, bo dzięki temu rozumiemy się i nie zmuszamy nawzajem do czegoś, czego byśmy nie chcieli robić.

JA PO PROSTU MUSZĘ NAŁADOWAĆ BATERIE

Czy to oznacza, że wakacje gdzieś nie sprawiłby nam przyjemności? No też nie. Jeśli są wcześniej zaplanowane i spędziliśmy sporo czasu w domu, to wyjazd i odpoczynek też jest czymś miłym.

Ale mam wrażenie, że warunkiem na udaną podróż w moim przypadku jest naładowanie baterii. Jestem jak telefon – trzeba mnie podładować, a ładowarką jest mój dom. Podróże mnie nie ładują – one ze mnie wysysają energię. Chyba jestem więc dziwnym przypadkiem, który potrzebuje… wakacje od wakacji.

Tak jak można kochać podróże, tak i można za nimi nie przepadać. Ja należę do tego drugiego typu i mam wrażenie, że to zawsze odbierane jest jako coś złego… a przecież to chyba normalna rzecz. Są ludzie, którzy lubią rodzynki (nie rozumiem, ale szanuję) i są osoby, które nie lubią podróży. Jak ja. I już.

O autorce

Jestem Marta i próbuję jednocześnie spełniać marzenia, robić swoje i być dorosła, ale to ostatnie nie zawsze mi wychodzi.