Nie potrafimy szukać. Nie potrafimy drążyć. Nie jesteśmy w stanie się czegoś dowiedzieć.
Dobry Boże, dobrze, że przynajmniej wiemy jak się ubrać.
Nie wiem, czy to zjawisko się pogłębia, czy po prostu wcześniej tego nie zauważałam, ale większość ludzi nie ogarnia świata, w którym żyje. Tak po prostu. Ludzie w moim wieku nie potrafią czegoś wyszukać w Google, mają problem ze znalezieniem jakiejś rzeczy na prostej stronie, nie są w stanie sobie załatwić jakiejś pierdoły i czekają, aż ktoś ich poprowadzi za rączkę.
Nie rozumiem, jak to się stało.
KRÓTKA HISTORIA NIEOGARNIĘCIA
Przykład numer jeden: jest dziewczyna, czyta blogi. Świetnie. Pamięta, że widziała kiedyś na blogu X przepis na szarlotkę. Wchodzi na stronę główną, a przepisu nie ma – co jest dość logiczne, bo wyświetlają się tam najnowsze posty.
Co powinna zrobić w tej sytuacji? Ogarnięty człowiek wypróbuje kilka rzeczy – spróbuje poszukać, czy może na blogu nie ma wyszukiwarki, w którą mógłby wpisać słowo kluczowe, zacznie sobie przypominać, w jakim miesiącu widział ten przepis i odpowiednio przeszuka archiwum, albo zrobi najprostszą rzecz na świecie, czyli odpali Google, wpisze “szarlotka nazwa bloga” i TADADAM! w 99 procentach trafi na przepis, którego tak usilnie szuka.Tyle, że ludzie tak nie robią. Nigdy. Zamiast tego piszą prywatne wiadomości do autorów bloga z pytaniem o podanie przepisu, bo on nie może znaleźć (a tak naprawdę – nie chce mu się wysilać). Nie zrozumcie mnie źle, ja też dostaję takie wiadomości i korona mi z tyłka nie spada, jak na nie odpowiadam, ale jak masz 50 takich próśb w ciągu tygodnia, to poświęcasz na to mnóstwo swojego czasu. Czasu, którego tamta osoba nie chciała poświęcić, żeby zastanowić się przez 5 minut i znaleźć coś na własną rękę. Zaraz wam napiszę, z czego to wynika.
Przykład numer dwa: jest sobie chłopak. Stwierdził, że zostanie, dajmy na to, grafikiem. Zamiast poszukać odpowiednich kursów, książek i sposobów na nauczenie się podstawowych umiejętności, pisze do swojego kolegi, profesjonalnego grafika i prosi o podanie tytułu książki, najlepiej jednej, która ma wszystko, co jest mu potrzebne do nauki zawodu. Najlepiej jeszcze, żeby nie trzeba było zbytnio dużo robić, tylko przeczytać i już.
Co powinien zrobić w tej sytuacji? Nie wiem jak wy, ale gdyby mi zamarzyło się bycie osobą X, najpierw poszukałabym, na czym ta praca polega. Co muszę umieć, jaki jest dobry przedstawiciel zawodu X? Czym się charakteryzuje? Następnie przejrzałabym ofertę kursów i zamówiła kilka różnych książek.
No i teraz: jak wybrać dobre książki? Bardzo łatwo. W internecie, wyobraźcie sobie, są takie rzeczy jak recenzje…. no i w każdej księgarni możesz pogrupować pozycje według popularności, co też się niesamowicie przydaje przy zastanawianiu się, który tytuł będzie odpowiedni. Nie ma nic złego w pytaniu się innych z branży o radę, ale RADĘ, a nie listę tytułów albo instrukcję jak wszystko zrobić, bo samemu się nawet nie chce tego poszukać.
WEŹ MI POKAŻ, JAK TO ZROBIĆ
Powoli mnie zaczyna denerwować to życiowe nieogarnięcie. Niektórym naprawdę nie chce się niczego poszukać, pogrzebać, zainteresować się – wolą od razu zapytać kogoś innego, nie biorąc pod uwagę tego, że ta druga osoba musi poświęcić na odpowiedź swoją wolną chwilę i że jej zajęło trochę czasu nauczenie się/znalezienie jakichś rzeczy.
Wszystko trzeba pokazywać, najlepiej super-hiper-niesamowicie wyraźnym wskaźnikiem w postaci potężnego palca. Jak krowie na rowie.Czasami spotykam się z tym, że znajomi proszą mnie o niesamowite pierdoły – np. muszą wejść na stronę i kliknąć znajdujący się na niej link i mówią, że “jakoś nie mogą tego znaleźć, czy mogłabym już przesłać ten końcowy etap“. A wiecie, link jest na pół strony i jeśli naprawdę ktoś ma problemy ze znalezieniem go, to prawdopodobnie potrzebuje okularów jak Stępień w 13 Posterunku.
Czasami dostaję pytania o to, jakie wymagania są do dostania się na dziennikarstwo czy AWF…. mimo, że przecież one też wiszą na stronie uczelni! Kaman.
MÓJ CZAS JEST WAŻNY, TWÓJ NIE
Prawda jest taka, że mamy jakiś problem z szanowaniem czyjegoś czasu. Wydaje nam się, że wszyscy są nam coś winni, że dla nich to pięć sekund, i nic takiego.
I bądźmy szczerzy: to nie jest to, że ktoś “nie zna się na komputerach”, albo “nie umie dobrze szukać”. Dajcie spokój. To jest to, że komuś się nie chce i nie ma ochoty tracić na to czasu. Ale że już osoba pytana marnuje swój czas – to jest spoko. Przecież to nie mój, nie?
Zapraszam Was na FACEBOOK i INSTAGRAM.
Oj, jak mnie to irytuje, jak ktoś z mojej grupy na studiach wrzuca 10 (dosłownie dziesiąty) identyczny post z jakimś pytaniem, na które już 9 razy padła odpowiedź. Opcja “szukaj” jest najwidoczniej za trudna.
Z przykładem dotyczącym książek się nie zgodzę! W każdej dziedzinie są książki na tzw TOP-ie i choć nie mają w sobie merytorycznej i praktycznej wiedzy to dzięki marketingowi i statusowi bestsellera stają się automatycznie pożądane. Niestety ale w dzisiejszych czasach jest wiele pustych książek napisanych przez autorów z wyrobioną marką i nazwiskiem o konkretnym rozdźwięku. Starsze książki są mniej rozchwytywane, a bardzo często polecane przez znawców w danej dziedzinie dlatego też konsultowanie i doradzanie się wśród profesjonalistów bądź zaawansowanych amatorów jest jak najbardziej ok.
Nie zmienia to jednak faktu, że ludzie stają się leniwi. Traktują czyjś czas jako coś co im się należy, bo smutna prawda jest taka, że w duże mierze tak zostali wychowani.
Konsultowanie i doradzanie się jest spoko, ale jeśli ktoś wymaga od ciebie listy i najlepiej linków do księgarni, to coś jest chyba nie halo, prawda? Wiadomo, ja też większość moich lektur wypożyczam z biblioteki, bo te akademickie są dużo lepsze, niż typowe bestsellery, ale i tak uważam, że w większości przypadków osoby chcą w 5 sekund poznać receptę na sukces w danej dziedzinie i to najmniejszym kosztem
Marta – podpisz umowy z księgarniami internetowymi i wtedy ślij linki do księgarni – Zawsze to i pomoc dla nieogara i parę złociszy dla Ciebie 🙂
hahahaha 😀 pomysł na biznes 😀
Jeszcze gorzej, jeśli znajoma oczekuje, że jej w kilku stronach streścisz najważniejsze informacje z książki “bo ona ma małe dziecko i nie ma czasu”. Zaznaczam, że była to książka związana z jej hobby i nie zawierała informacji niezbędnych do życia, które nie mogłyby poczekać. Takich przykładów u tej osoby było sporo – “A co oznacza to pojęcie? A co oznacza ten symbol?”. W dodatku miała już wtedy koło trzydziestki, a wyszukiwarka Google istniała od paru dobrych lat. Zastanawiam się, jak wspomniana znajoma zdołała skończyć studia.
Do niedawna uczyłam angielskiego, a teraz od czasu do czasu zajmuję się tłumaczeniami. Gdybym dostawała 5 zł za każdym razem, gdy pytano mnie o słówka, które można znaleźć w minutę w słowniku, a nawet w Google, byłabym już milionerką.
to chyba każdy ekspert – niestety chyba się nie da z tym walczyć 😀
Zgadzam się z Twoimi spostrzeżeniami, ale w artykule zabrakło mi puenty. To, że ludzie bardziej szanują swój własny czas, niż cudzy, to się rozumie 🙂 Ale dlaczego tak jest? Wydaje mi się, że to wynik bycia rozpieszczanym, przyzwyczajonym do tego, że wszystko jest podawane na tacy. Oczywiście często rozpieszczają rodzice, ale rozpieszczamy również my sami. Przed chwilą przeczytałam również Twój tekst na temat Twoich błędów w organizacji czasu. Piszesz tam, że dawałaś klientom wchodzić sobie na głowę i, nie chcę przekręcić słów, ale również coś na zasadzie, że jeśli nie nauczymy innych szanować naszego czasu, to nie będą tego robić. Także my sami, czasem nieświadomie lub po prostu nie chcąc wydać się niemiłymi, rozpieszczamy innych. Poza tym teraz naszła mnie taka reflekcja, że również czasy, w których żyjemy nas rozpieszczają. Kiedyś trzeba było bardziej się wysilić do czegokolwiek. Trzeba było wyjść do kiosku po gazetę, żeby poczytać newsy, trzeba było pochodzić po sklepach, żeby kupić prezenty na święta, trzeba było chociażby podnieść 4 litery, żeby odebrać telefon. Teraz nawet tego nie musimy robić, bo telefon mamy zwykle przy sobie. To rozleniwia.
no widzis, nie było puenty i dzięki Tobie już jest 😀
Haha, jednak dobrze mówią, że co dwie głowy, to nie jedna 😉 Pozdrawiam ciepło 🙂
Może znacie stronę Let Me Google That For You? (lmtfy)? Czasem odsyłam tam pytających 🙂
A może by tak, Marto, napisać sobie szablon dla tych leniwców, który byłby streszczeniem tego postu, bo na lekture calego, to oni sa za leniwi 😉
no i zrobilam dwa błędy: nazwa strony to LMGTFY,
a chodzilo mi o szablon emailowy, co by odpisywać im ctrl+c ctrl+v, żeby mniej czasu tracić
Ja też tam czasami odsyłam, ale znajomych 😀 😀 Zwłaszcza, jak zadają banalne pytania i widzę, że to z lenistwa, a nie naprawdę z niewiedzy 😀
Co do szablonu, nawet kiedyś ustawiłam sobie autoresponder na fb, że jeśli masz pytania odnośne diety to kliknij tu, a jak masz pytania odnośnie treningu to klknij tu i wyświetlały się odpowiednie linki, gdzie były zgromadzone wszystkie potrzebne posty na blogu
i wiesz co?
LUDZIE DALEJ DO MNIE PISALI, “bo nie mogą znaleźć”, i zadawali pytania, na które odpowiedź była właśnie w podanych w autoresponderze linkach. Już mi ręce opadły. Staram się odpisywać na każdą wiadomość od czytelnika, nie chcę być niemiła, ale dostaję dziennie tysiąc pytań “jak schudnąć?”, “jak schudnąć 5 kg?”, ” jak zrzucić oponkę z brzucha?”.
Gdybym dostawała 50 groszy za każdą odpowiedź, miałabym teraz willę z basenem 😀
Jak zwykle trafne spostrzeżenia co do stanu dzisiejszej młodzieży 🙂 Nic nikomu się nie chce robić, tylko wszystko daj… Jestem na FB w grupie z ciastami i wszyscy mają ten sam problem (i osoby młode i starsze) że przed świętami Bożego Narodzenia po kilkanaście razy dziennie jest pytanie o makowce, serniki itp rzeczy, bo im się nie chce przejrzeć postów, podczas gdy 30 min wcześniej ktoś wrzucił przepis na te ciasta… I jak ktoś zwróci na to uwagę, to wielki foch i obraza, bo “co ci szkodzi podać”
A co do roszczeń młodego pokolenia, bodajże na demotach spotkałam się z tekstem, który dał mi dużo do myślenia. A mianowicie od małego wymaga się od dzieci, żeby się wszystkim dzielić z innymi dziećmi na podwórku itp nawet jeżeli dziecko ma swoją ulubioną zabawkę, którą nie chce się podzielić. A po iluś latach ten wyrośnięty dzieciak ma przekonanie, że wszystko mu się należy, bo przecież w dzieciństwie wszyscy musieli się z nim dzielić, czyli ma takie samo prawo do nie swojej rzeczy jak właściciel tej rzeczy.
o, właśnie! “co ci szkodzi podać” 😀 albo “to dla ciebie 5 minut”, “już nie łaska odpisać?”, “ale problem!”
To nie jest kwestia wieku. Pracowałam z młodszymi od siebie, pracowałam z paniami 50+ i niestety w obu przypadkach zdarzało się to tak samo często – “ja tego nie umiem, zrób mi!” albo “szkoda mi czasu na szukanie w internecie, zrób mi!”. Także ten….
To nieogarnięcie to już chyba nowa choroba cywilizacyjna.
Marta, w stu procentach potwierdzam jestem w kilku grupach na FB, wszystko to mój kierunek tylko różne lata i obecne pierwszaki pytają o takie rzeczy jak “gdzie kupić czyste kartki A3” czy o konsultacje, które są ogólnie dostępne na stronie wydziału i dodatkowo wywieszone na drzwiach każdego prowadzącego, mało tego, można się dowiedzieć w sekretariacie katedry, telefon też tam mają warto tez dodać, że o to samo pytało kilka osób już wcześniej. Analogicznie z mailami do prowadzących. To jest dramat już. A to przecież uczelnia techniczna!
Nie wiem, ja mam coś takiego w sobie, że zawsze najpierw szukam i dopiero potem pytam. 😀 Nie czaję trochę tych ludzi 😀
Znam to! Często widać to właśnie w grupach na Facebooku, tak jak już dziewczyny pisały. Z drugiej strony czasami pytanie o wymagania na studia czy książki ma po prostu drugie dno, bo ktoś chciałby się dowiedzieć czegoś więcej niż oficjalne info ze strony a po prostu źle zadał pytanie. Za to jeśli ewidentnie widać brak szacunku do czasu i pracy drugiego człowieka to faktycznie krew się gotuje w żyłach…
Myślę, że można od razu rozróżnić, kto serio pyta z drugim dnem, tzn. naprawdę nie z lenistwa, a kto nie, bo to widać po nastawieniu 😀
Zgadzam się! I to nie jest tak, że to wcześniej też bylo – to teraz taka moda nastała… Aż ręce opadają! A na grupach na fb to już czysta plaga :/
grupy fb to źródło nieustannej rozrywki, jeśli o to chodzi 😀
Względnie frustracji 😉
Bardzo trafne spostrzeżenie 🙂
Również nad tym swojego czasu się zastanawiałam i wiesz co, Marto – wydaje mi się, że to w szkole ludzie uczą się takiego chodzenia na skróty do granic bezmyślności…
Żeby nie było – sama jestem zwolenniczką zasady “don’t try harder – try smarter”, a przynajmniej staram się być, bo to zdrowe podejście. Sądzę jednak, że szkoła pełni tu ogromną i bardzo niedydaktyczną rolę, szczególnie, kiedy rodzice się za bardzo tematem interesują i dziecię zostaje zostawione z tematem edukacji same sobie (poza może niezbyt sensownymi wymaganiami typu: “masz mieć same 5tki, bo inaczej ci wleję!”).
Dzieciaki same sobie uczą się kombinować, ale w niekonstruktywny sposób… Uczą się, że nie warto nic robić, skoro można to wygooglać. Po co w ogóle się uczyć, skoro Google wie lepiej? Po co pisać samemu wypracowanie, jak można pobrać je z Bryka/Ściągi i mieć wolne popołudnie?
Po co rozwiązywać zadania z matmy samemu, jak można je wrzucić na forum i poczekać, aż jakiś fan matematyki nam je rozwiąże? A jak nie rozwiąże na czasu, to można spisać od koleżanki, którą przekupi się np. dobrym słowem?
Moim zdaniem taka totalna bezmyślność wynika właśnie z tego, że dzieciaki wynoszą ze szkół takie przyzwyczajenie, że “obowiązki najlepiej delegować, znajdując jakiegoś leszcza, który zrobi to za mnie”.
Samo kombinowanie i umiejętność proszenia innych o pomoc mogłoby być cenne, gdyby nie wynikało ze skrajnego lenistwa i nie było połączone z brakiem szacunku do osób, od których tej pomocy się oczekuje.
Sama należę do osób o dużej wiedzy, które mogą pomóc bardzo dużo, w bardzo wielu kwestiach… ale kiedy widzę kogoś z roszczeniową postawą typu: “masz mi to zrobić, bo ja jestem książę / księżniczka, który sobie rąk nie splami pracą, bo żem stworzony do wyższych celów, ale ty, parobek, możesz to łajno przerzucać” to mnie dosłownie trafia szlag…
Na szczęście nie mam zbyt wielu takich ludzi w moim otoczeniu, chociaż niestety zdarzyło mi się w tym semie odwalić 2 projekty zespołowe za koleżankę :/ Niby nie było to jakoś niesamowicie dużo pracy, ale sama taka antyspołeczna postawa mnie wkurza.
Może rzeczywiście coś w tym jest. Chociaż widzisz, my też byłyśmy w szkole i mamy inne nastawienie. 🙂 Trudno powiedzieć 😉
Zdecydowanie się z Tobą zgadzam. Nie widzę nic złego w proszeniu o rady czy o pomoc, gdy naprawdę się czegoś szukało, ale kurczę, od razu na starcie? Mnie do dzisiaj bawi fakt, że pomimo rezygnacji ze studiów pół roku temu, ludzie nadal się mnie pytają o sprawy związane z podaniami, papierami i nawet licencjatem. Dopiero jak uświadomię ludzi, że nie pamiętam tych rzeczy, to się orientują, że faktycznie już mnie na uczelni nie widzieli od x czasu 😀 Ale prawda, zwłaszcza na studiach mnie to denerwowało – totalna niesamodzielność. Google to podstawa, jeżeli się czegoś nie wie, przynajmniej dla mnie. A nie trucie tyłka innym ludziom, bo po prostu mogą nie mieć czasu/ochoty odpowiadać po raz setny na to samo pytanie.
Co innego proszenie o znalezienie swojego telefonu, którego szukam od godziny – często pojawia się magicznie w lodówce. A zawsze tam sprawdzam. Nie wiem jak to się dzieje.
Mój zawsze jest w szafie 😀
Przynajmniej nie zmarźnie, biedny 😀
To tez nie do końca jest tak. Czasem autentycznie nie można czegoś znaleźć. Pamiętam, jak szukałem niedawno kursu Gimp po polsku na yt. Oj długo to trwało, aż wreszcie zapytałem na jakimś forum i… okazało się, że takich kursów jest i to bardzo dużo. Bodajże dostałem około 15 kanałów i kilkanaście pojedynczych filmików. Do dziś nie wiem, jak mogłem tego nie znaleźć. No niestety, ale czasem tak mam, że nie potrafię znaleźć rzeczy leżącej przede mną. A jak półtorej godziny szukałem kluczy które miałem w ręku moja żona stwierdziła, że nie nie znalazłbym nawet gigantycznej fontanny przede mną która sikałaby na mnie wodą.
Co do książek, no tu jest problem. Szukałem książki do obsługi Gimp w necie. Książek jest 100tyś… no i teraz pytanie – którą kupić? Tu nie chodzi o to, że nie chciało mi się szukać, ale o to, która książka będzie taka jaką wymagam. Jest ich tak dużo, że nie jestem w stanie kupić wszystkich. Wolałem więc zapytać, która byłaby dla mnie odpowiednia.
Co do reszty się zgadzam. Denerwują mnie powtarzające się pytania na forach. Zamiast ktoś przeszukać nawet forum, czy wpisać głupia frazę w google, wolą zapytać. Masakra. Jedno pytanie drążone kilkukrotnie na jednym forum, a i tak powtarza się kolejny raz przez kolejną osobę.jakby mało było zgrzytów, pytanie powtarzające się nie tylko w danym forum, ale w internecie nie problem znaleźć odpowiedzi na dane pytanie. Skoro mi się udaje i to minimalnym wysiłkiem, to na prawdę nie ma problemu. Niestety ludzie to są ludzie. Idą na łatwiznę. Bo łatwiej jest zapytać, niż poszukać i samemu poczytać. Masakra.
No ale wiadomo, że nie chodziło mi o to, że źle jest pytać, jeśli sam szukasz i nie możesz znaleźć, tylko o wyręczanie się innymi, bo nawet nie zacząłeś sam grzebać 🙂 Więc myślę, że się zgadzamy 🙂
Oj tak, to co piszesz to sama prawda… przykład z wczoraj… pisze do mnie dziewczyna w sprawie pewnej imprezy, którą organizujemy i pyta do kiedy zgłoszenia. Wyjaśniam: wczoraj zaprosiłam ją do fanpage tego wydarzenia, gdzie wszystko jest napisane. Ale że to nie pierwszy raz jak odpowiadam na pytanie, na które można samemu znaleźć odp. Tak tez jej odpisałam, wszystko jest na wydarzeniu na fb 🙂
Przykład kolejny, tym razem siedzimy w większym gronie i ktoś się mnie pyta o listę tematów i konspektów, zanim zdążyłam odp. ktoś mówi, przecież wszystko jest na grupie na fb, wystarczy tylko przeglądnąć posty 😀 Wierzcie mi nie wierzyłam, ze jeszcze ktoś poza mną tak myśli :”D
Przykładów mogę mnożyć… nie wiem dlaczego tak jest, czy zawsze tak było. Jestem z tego pokolenia, że jak robiłam zadania domowe w podstawówce czy nawet jeszcze gimnazjum – szłam do biblioteki lub sięgałam w domu po encyklopedie…
Właśnie miałam ostatnio problem z drukarką. Nie lubię tego sprzętu. Już chciałam wszystko zostawić i iść na drugi dzień zapytać co zrobić z problemem, ale… Postanowiłam, że najpierw trzeba zapytać wujka Google. To nie gryzie, a jaka satysfakcja z rozwiązanego problemu samodzielnie.
Skoro nie dziala, wiec nawet jak zrobisz cos nie tak, to nic sie nie stanie, a przynajmniej bedziesz wiedziala, ze probowalas 🙂
Ja kiedyś chciałam zostać (tu konkretny zawód). Byłam mocno na to napalona. W związku z tym:
1. Dobrze zdałam maturę
2.Weszłam na przynajmniej 3 uczelnie i poszukałam studia stacjonarne/zaoczne.
3. Ściągnęłam na kompa cały plan studiów(jakie obowiązują przedmioty, z czego się zdaje egzaminy, zaliczenia etc)
4. Jak wyglądają praktyki w tym zawodzie i gdzie najlepiej
5. Przeszukałam literaturę z jakiej uczą się studenci tego zawodu i zaczęłam ją czytać
6. Sprawdziłam gdzie później można znaleźć pracę i jak wygląda charakterystyka pracy w takim zawodzie
7. Porozmawiałam z paroma osobami , którzy już te studia ukończyli albo są w ich trakcie lub też pracują w tym zawodzie i poprosiłam o opinie
8. Spytałam sama siebie czy się nadaję w ogóle do wykonywania tego zawodu: wyszło, że tak: lubię to, interesuje mnie to, praktyki nie takie trudne
9. Sprawdziłam połączenia i dojazdy(bo to nie moje miasto) na konkretną uczelnie, jakie są progi punktowe przy rekrutacji, do kiedy są terminy składania podań
10. Poświęciłam pełny miesiąc, żeby się wgłębić na maksa w temat po czym stwierdziłam, że natłok wiedzy jaką muszę się nauczyć przekracza moje możliwości
11. Zrezygnowałam z kierunku
12. Wniosek? zmarnowałam czas i dodatkowo jestem w plecy, bo nie wiem co dalej studiować. co z tego, że coś umiem jak i tak wychodzi jak zwykle .
Właśnie, że nie zmarnowałaś! :-). Oszczędziłaś np. 2 lata, w trakcie których mogłaś studiować ten kierunek, a potem i tak dojść do takiego samego wniosku. Miesiąc zamiast 2 lat – brawo Ty!:-)
Bardzo dobrze napisane, zgadzam się w 100%!. Najbardziej wkurzający jest ten brak poszanowania czasu o którym piszesz i głupie tłumaczenie – bo Ty to zrobisz lepiej i szybciej a tak naprawdę tej osobie sie po prostu nie chce i łatwiej jest wyręczyć się kimś, niż postarać się samemu, prawda? Ja tego nie rozumiem, bo sama wolę coś załatwić/znaleźć/rozwiązać, bo nie lubię prosić o pomoc, chociaż oczywiście są przypadki kiedy nie ma wyjscia i trzeba poprosić. Lubię też pomóc, czuje wtedy satysfakcję i ciepło się robi na sercu jak ktoś podziekuje, ale wiadomo, są pewne granice. Szanujmy nawzajem swój czas…
Kiedyś generalnie przeżywałam katusze w związku z nieogarniętością otaczających mnie ludzi. Wiecznie mnie ktoś o coś pytał, a ja ciągle przeżywałam frustrację z powodu tego, że ktoś próbuje mnie wykorzystywać (bo nie oszukujmy się, takie lenistwo i wymuszanie na innych to forma wykorzystywania). Kosztowało mnie to sporo nerwów.
Natomiast dużo dała mi zmiana nastawienia. Po pierwsze asertywność – jeżeli ktoś nie umie sobie czegoś znaleźć mimo że informację ma pod nosem, to jest jego problem. I to ta osoba będzie ponosić konsekwencje tego lenistwa.
Po drugie – ja na swojej ogarniętości wygrywam. Wiem więcej, umiem sobie więcej rzeczy załatwić i zorganizować, lepiej radzę sobie w życiu i mam bogatsze doświadczenie.
Takie podejście dało mi bardzo interesującą pracę 🙂 Obecnie zajmuję się trenowaniem ludzi w ramach projektu dla którego pracuję i jestem w tym a nie innym miejscu między innymi dlatego, że skutecznie operuję informacją. Można powiedzieć że wyszukiwaniem informacji i zdobywaniem wiedzy zajmuję się zawodowo 😉
Wniosek mój jest taki, że poniekąd mi na rękę, że ludzie z mojego otoczenia są nieporadni. W ten sposób mniej wysiłku kosztuje mnie wyróżnienie się na ich tle 🙂
Przykładem idealnego nieogarnięcia połączonego z lenistwem jest moja znajoma z klasy. Chodzę do trzeciej liceum, matura się zbliża itp, więc chyba najwyższy czas wziąć się do roboty, prawda? Ale nie dla niej! Zero prac domowych, podręczników zapomina, skserowane notatek od nauczycieli gubi, zamiast się nauczyć to- uwaga!- rzuca do ciebie karteczki przez pół klasy żebyś jej napisała zadanie, albo woła tak, że nie można się na niczym skupić. Można ignorować, tłumaczyć, wściekać się, ale to nadal nic nie działa. Najwyraźniej jej mózg nie został przystosowany do myślenia o tym, co jest jej obowiązkiem. No bo ludzie, czy tak trudno jest odrobić chociaż część prac domowych?
Trochę trudno żyć w takim społeczeństwie. Czasami warto zignorować (i być chamskim ja :P) i zrobić coś dla siebie. Może ta osoba jednak wejdzie na stronę/ przeczyta książkę i znajdzie potrzebne informacje. Nadzieja przede wszystkim!
Polecam wejść na stronę http://www.zlustruj.pl
Filmy seriale i bajki!
Mnie też to strasznie wkurza :/ kiedy np. instaluję jakąś aplikację to nawet jeśli ktoś z moich znajomych ją ma zawsze ogarniam (albo chociaż próbuję ogarnąć jak najwięcej) to sama, a najczęściej kiedy ktoś zainstaluje to po mnie to jest od razu ,,a jak zrobić to?’, ,, a jak zrobić tamto?”, ,,a weź mi pomóż, ba ja nie umiem,a ty już wszystko ogarnęłaś”. W większości przypadków raczej pomagam, ale później jest już takie ,,sam se to rób, mnie nikt nie pomagał”. Naprawdę polecam ten sposób, na ogół ludzie dają spokój :p
Moj czas jest wazny, twoj nie. To sie sprawdza, ale jest tez druga przyczyna, ktora tez jest dosc czesta. Tacy ludzie biora sie od nadopiekunczych rodzicow, ktorzy nie pozwalaja nic dziecku zrobic samemu i bardzo go wyreczaja w czynnosciach domowych (nie zrobi herbaty, bo sie poparzy, zmywanie jest bardzo ciezko praca i trzeba to zrobic dokladnie itp.), ale nie tylko, dzieci sa wyreczane w odrabianiu lekcji ( przeciez mama umie tak ladnie rysowac, a synek nie bardzo, po co ma dostac troje) i innych roznych kwestiach. Czytalam gdzies o tym . Tak sa przyzwyczajeni z domu i ten stosunek, ktory mieli do rodzicow (wyreczanie sie nimi) przekladaja na relacje z innymi.
Ludzie z natury wolą wykorzystywać innych, często udając nieogarniętych.
Oesu, dokładnie znam ten przypadek. Najbardziej mnie wkurza połączenie bezradności z wazeliną, typu ‘ojjjj kochana wez mi pomóż, ja jestem taka niekomputerowa, jeeeeej jak ty to ogarniasz, co ja bym bez ciebie… ‘. Ja też nie jestem jakaś super ‘komputerowa’ ale praktycznie wszystkie zagwostki w tym temacie można rozwiązać za pomocą Google, chociaż czasem trzeba pogmerać po forach, blogach czy archiwach. Może to kwestia osobowości – jako introwertyk wolę szukać sama i w sumie sprawia mi to frajdę. Nie lubię za to prosić o pomoc 😛
Hmm jak dla mnie tacy ludzie są na swój sposób ogarnięci. Wiedzą u kogo szukać odpowiedzi na pytanie 😀
I wbrew pozorom, jest to bardzo, ale to bardzo przydatna umiejętność.
Zdaje sobie sprawę że odpowiadanie na takie pytania jest to irytujące, ale nie nazwałabym tego marnowaniem czasu. Skoro prowadzisz blog, to chyba Cię to cieszy że ktoś wykazuje zainteresowanie tym co wrzuciłaś (chociaż rozumiem że to irytujące że może sam to znaleźć). Gorzej by było jakby nikt do Ciebie nie pisał prosząc Cię o coś, bo wtedy to by znaczyło że nie masz czytelników :p Także uważam że to przesada, gdy narzekamy gdy ktoś nas prosi o “drobną przysługę” która zabierze nam 5 minut.
Ktoś w komentarzach pisał że znajomi go pytają o słówka po angielsku, zamiast sprawdzać w książce. Jeżeli znasz akurat odpowiedź na ich pytanie to co to za problem odpowiedzieć? Przecież tak sobie utrwalasz słówka 🙂
Myślę że problemem jest gdy tacy “nieogarnięci” (a moim zdaniem “ogarnięci inaczej”) ludzie nadużywają naszej pomocy.
Myślę, że musiałabyś zobaczyć wiadomości, które dostaję, by zrozumieć, o co mi chodzi 😀 Lubię dostawać wiadomości od czytelników i staram się na wszystkie odpisywać. Ale wiadomości też się dzielą na wiadomości i wiadomości 😀 Niektórzy pytają normalnie i nie mam wtedy problemu z dobrą przysługą. Ale z kolei już 20 wiadomości dziennie, które wymagają ode mnie znalezienia linka, bo komuś się nie chciało szukać już przytłacza, zwłaszcza, że tygodniowo robi się tego bardzo dużo, a wiem, że wystarczyło tylko wpisać w google albo znaleźć w szukajce na blogu. Więc kaman. 🙂 Jest różnica 🙂
A nie myślałaś o tym, by na takie wiadomości po prostu nie odpowiadać? 😉
Na wiele nie odpowiadam, zwłaszcza, jeśli widzę, że są napisane z czystego lenistwa.
Jak schudnąć?
I koniec wiadomości 😀
Co nie zmienia faktu, że nawet nie odpowiadając na większość takich, zostaje całe mnóstwo, na które odpowiadam, bo w jakimś stopniu czuję, że wypada, to moi czytelnicy, nawet, jeśli czasami widzę, że wykorzystują mój czas, bo im się nie chce 🙂
Zapominacie jednak, że to nie jest post o mnie i o tym, że ja się żalę na moją sytuację. To moja obserwacja, która dotyczy nie tylko mojego przypadku, ale w sumie prawie każdego aspektu życia, wszędzie to można zaobserwować. Jestem całkowicie przeciwna marnowaniu czyjegoś czasu, wyręczaniu się kimś, lenistwu – stąd ten post. Nie trzeba tego brać tak personalnie. 🙂
Generalnie ja się zgadzam z tym co napisałaś, chodzi mi tylko o to, jak to ujął pewien youtube’owy filozof, że “prawdziwa rola nauczyciela polega na przekazywaniu połączeń, a nie kropek”. 🙂
No niestety, społeczeństwo coraz głupsze :D. A ja dzisiaj poszukiwałam na codziennie fit przepisu na obiad, nie napisałam do Ciebie, uffffffffffffff 😀
Ja pytałam się ciebie ostatnio na codziennie fit o tytuły książek i trochę mnie ten wpis dotknął. Nie chciałam jednak żebyś mi podawała wszystko na tacy. Cenię twoją wiedzę i umiejętności. Podziwiam cię jako człowieka. Mimo że sama gromadzę sobie listę książek, które muszę przeczytać by zdobyć wiedzę to pomyślałam, że spytanie ciebie o radę, opinię będzie dobrym pomysłem. Dlatego, że myślę o tobie dobrze i z szacunkiem a nie dlatego, że chcę wykorzystać ciebie i twój czas. To jest też powód dla którego spytałam w komentarzu (gdzie poświęcisz 5 minut na odpowiedź) a nie w wiadomości prywatnej (gdzie zajmie ci to 15).
Domyślam się, że takich wiadomości dostajesz mnóstwo i pisałaś ogólnie, ale poczułam się trochę zgeneralizowana i dotknięta. Trochę tak, jakby spytanie która godzina groziło karą śmierci. To tylko emocje, ale jednak czasem w twoich wpisach wyczuwam wyrzuty do świata i ludzi, że są tylko światem i ludźmi.
no co ty Lena, wyluzuj 😀 Zapytałaś normalnie, odpisałam Ci normalnie tak jak mogłam pomóc 🙂 Tak jak piszę w moim wpisie, jest różnica – można pytać i pytać, zależy jak to człowiek zrobi, niektórzy mają pretensje, że im ktoś nie odpowie i dlaczego nie podaje im rozwiązania na tacy. 🙂
Miłego dnia!
Też mnie to bardzo irytuje. Jeszcze bardziej denerwuje mnie jednak, że w wielu przypadkach to osoba, która odmawia prowadzenia kogoś za rączkę dostaje łatkę osoby nieprzyjemnej i nieskorej do pomocy, która nie rozumie tego, że ktoś może być zagubiony i nie wiedzieć, jak sobie poradzić. Daleka jestem od tego, żeby stać nad ludźmi z batem i na siłę zmuszać ich do ogarnięcia się, ale nie można całe życie żerować na innych. Takie zachowania są po prostu zabawne i wcale nie sprawiają, że żyją nam się lepiej, bo co jeśli nagle zostaniemy całkiem sami?
Marta, to wszystko to jest nic. Opowiem Ci hit prawdziwy. Tylko usiądź wygodnie, nic nie jedz i nie pij, bo nie chcę, żebyś sobie zrobiła krzywdę.
Jakiś czas temu dziewczyna ze studiów spytała mnie o coś związanego ze studiami właśnie. Jakiś termin kolokwium czy inny adres e-mail. Zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że nie pamiętam, ale sprawdź na stronie wydziału, bo tam takie rzeczy są na pewno, niejeden raz widziałam. I wszystko byłoby dobrze, gdybym w odpowiedzi nie dostała wiadomości o treści: a mogłabyś to zrobić za mnie, bo ja się tej strony boję?
I nie, nic nie dało moje tłumaczenie, że strona to nie wściekły głodny tygrys, ona się boi, ma stany lękowe i już. Przez. Stronę. Internetową.
Pokolenie “daj mi”. To jest strasznie przykre, jak dorośli ludzie muszą mieć wszystko podane na talerzu. Ja na studiach przy piątym takim samym pytaniu o działanie usosa albo – uwaga – kalendarz roku akademickiego, zaczęłam wysyłać linki do let me google that for you. Nie, nie byłam starostą, członkiem samorządu ani nic. Nie posiadłam żadnej wiedzy tajemnej. I kilka dni później już paradowałam po uczelni z koszulką “Nie wiem, nie znam się, nie orientuje się, zarobiona jestem” 😀 Nie zrozum mnie źle, to nie jest tak, że ja nie lubię pomagać i że mam innych w dupie. Zawsze chętnie pomogę! Ale jak bym miała każdemu pomagać z rzeczami, które on może bezproblemowo zrobić sam, to by mi życia nie starczyło na swoje sprawy…
O matko, chyba masz rację. Dla mnie to oczywiste, że kiedy chciałam zrobić pranie w pralce z fińskimi opisami najzwyczajniej w świecie wpisałam słówka w Tłumaczu Google, a jak chciałam zmienić szablon bloga – zaczęłąm się uczyć HTMLa, ciekawa oferta pracy z językiem angielskim – od czego są darmowe programy do nauki, podcasty i inne dobroci internetu. Jednak większosć ludzi poświęci dziesięć minut na znalezienie wymówek (ba, nawet ich wypisanie) zamiast ruszyć się i chociaż zacząć wyszukiwać potrzebne rzeczy.
hm, nie zgodzę się w jednej rzeczy, apropo doradzania tytułow. Sama jak zaczynałam przygode z rysunkiem, nie wiedzialam od czego zacząć – na necie, było mnóstwo kursów, stron, tutroiali, ksiązek, wszystkie z dobrymi recenzjami osob o ktorych nie wiedzialam na jakim poziomie zaczely rysowac po danej ksiazce, i nie wiedziałam od czego zacząć, przy okazji mając ograniczone fundusze na książki. Napisałam do osoby, która aktualnie podziwiałam, i poprosiłam tylko o polecenie tytułow, z ktorych nauczyla sie najwiecej i które by polecała – nie musiałam dzięki tej osobie marnować czasu na bładzenie i tracenie pieniedzy, kierując sie recenzjami nieznanych mi osob, których nie znalam poziomu zaawansowania w tej dziedzinie, i czy mają pojęcie o czym sie wypoiwadają. Sama też bez problemu doradzilabym listę pomocnych tytułow, więc nie sadze, by proszenie o rade polecenia ksiązki, bylo objawą nieogarniętości. Byc moze mialas na mysli sens nauki wszystkiego z jednej ksiazki i jak najszybciej, ale odebralam to, jakby ogolnie zapytanie o polecenie ksiazek, zamiast samemu wertowaniu i porownywaniu naprawdę kilkudzisieciu/setek pozycji, bylo czyms nie tak. NIe zawsze naelzy byc tez zosią-samosią i mozna poprosic o rade, bo wybor dobrego zrodla nauki tez nie jest latwym wyborem.
Trafiłaś w samo sedno. Na szczęście ja jestem typem Zosi Samosi i wręcz denerwuje mnie, kiedy muszę poprosić kogoś o pomoc (szczególnie męża o wytłumaczenia czegoś w Gimpie :D). Jednak łapię się czasem na tym, że najchętniej zrzuciłabym coś na kogoś innego, żeby nie musieć się męczyć stresować itp. Taka chyba nasza natura, niestety.
Dawno się z niczym tak nie zgadzałam
Dokładnie, jebać takich cwaniaczków zjebanych.