Do tej pory spotkałam tylko dwa podejścia do Warszawy: albo ludzie ją uwielbiają, albo jej nienawidzą. Nikt nie stoi na środku, mówiąc “no, w sumie to jest fajna, tylko czasami mnie wkurza”.
Oprócz mnie. Ja tak mówię.
Mam mniej więcej taki związek z Warszawą, jak nastolatki ze swoimi pierwszymi chłopakami: najpierw był moment całkowitej fascynacji i miłości, a potem nagle pojawił się kryzys, bo okazało się, ze nie wszystko jest takie piękne i różowe jak w serialach Disneya. Teraz natomiast mam ten ostateczny etap, kiedy to na zmianę ją kocham, a potem niesamowicie mnie wkurza.
Z jednej strony jestem tak kompletnie zauroczona tym miastem, że zdecydowałam się poświęcić mu swoją pracę licencjacką (w sensie, nie że w ofierze, a że o nim pisałam), a z drugiej niektóre rzeczy w Warszawie są tak kompletnie od czapy, że pozostają ci trzy rzeczy:
a) mamrotać pod nosem coś w stylu “co za głupie miasto”,
b) zacząć się śmiać,
c) usiąść na stacji metra z totalnym poczuciem bezradności, podobnym do tego, kiedy spotykasz naprawdę głupią osobę i próbujesz jej coś wytłumaczyć, a ona nie rozumie i tylko się uśmiecha.
Ewentualnie, możesz tak jak ja, napisać wpis o tym, co w Warszawie kochasz i czego nienawidzisz.
PS Jeżeli jesteś Warszawiakiem – nie czuj się urażony, obrażony czy coś w tym stylu. Tak jak mówię, kocham Warszawę całym sercem, ale czasami jest irytująca jak dużo młodsza siostra albo śpiew Miley Cyrus.
4 GŁUPIE RZECZY, KTÓRE MNIE WKURZAJĄ W WARSZAWIE
1. Kupowanie biletów.
Jedna rzecz jest pewna – jeśli potrzebujesz biletów i nie znajdujesz się akurat w okolicy centrum, możesz zapomnieć o tym, że spotkasz jakiś biletomat. Z jakiegoś powodu Warszawiacy chyba uważają je za mało potrzebne i stwierdzają, że przecież świetnie można sobie poradzić bez nich – no pomyśl, po co ci bilety? Zwariowałeś? 🙂
Co więcej, jak byłam tutaj ostatnio, to w autobusach przynajmniej można było znaleźć biletomaty na kartę i problemu nie było, ale teraz za każdym razem w tramwaju spotykałam się tylko z automatem, w którym trzeba wyskakiwać z drobnych i który nigdy nie słyszał o takim wynalazku jak karta płatnicza. Wszystko spoko, o ile jeszcze nosisz drobniaki przy sobie- ja nie mam w zwyczaju targać za sobą sakiewki ze złotówkami.
To wydaje się być drobiazgiem, ale jest niesamowicie irytujące, bo dzisiaj przez to musiałam przejść z trzy kilometry do metra, żeby w ogóle móc dostać się do hotelu.
Widziałam, że Warszawiacy mogą mieć bilety miesięczne i tak dalej, więc wymyśliłam sobie teorię – po prostu tramwaje i autobusy nie są przeznaczone dla takiego plebsu jak turyści! Tylko prawdziwi Warszawiacy mogą jeździć sobie po mieście. 🙂
Za to zamiast biletomatów co pięć metrów na Starym Mieście znajdziecie budki z telefonami. Zawsze można zadzwonić do kogoś, kto może załatwić jakiś bilet, nie?

Nie wiem, może Wrocław mnie rozleniwił – tu w każdym środku komunikacji miejskiej znajduje się biletomat z możliwością płatności kartą, tak samo jak na wszystkich większych i średnich przystankach.
2. Trzeba kupić sobie jakiś sprej na żuli
Za każdym razem, kiedy jestem w Warszawie, zastanawiam się, czy oni mają tam jakiś konwent, czy jak? Jeszcze nigdzie nie widziałam takiego zagęszczenia pijanych panów Mietków, Zdzisławów i Mirków na jednym metrze kwadratowym! Czy może oni organizują jakieś zjazdy rodzinne?
Zawsze dzielą się też na trzy typy:
a) żul podstawowy – samotny, z puszką piwa i tekstem “dapanipiesiątgroszy?”
b) żul grupowy – zaawansowana wersja, wykształcili sobie instynkt stadny, kroczą grupą, piją razem, sikają razem, wymiotują razem i poklepują się po plecach, opierając się o budki z kebabem
c) żul ukryty – koczuje w krzakach, na trawniku albo schowany za winklem, opala się lub zażywa relaksującej drzemki. Czasami nawet bez świadomości, że właśnie to robi.

3. Milion przystanków z tą samą nazwą
Kiedy przyjeżdżam po raz pierwszy, drugi albo piąty do miasta, nie znam jego topografii. Ani tego, czy przystanek Dworzec Centralny 28 jest obok przystanku Dworca Centralnego 1 czy Dworca Centralnego 15. Jeśli masz dużo czasu, cierpliwości i szczęścia (bo jak znajdziesz szybko, to naprawdę jesteś szczęściarzem i możesz grać w totka), to rzeczywiście jest to pierdoła, ale w momencie w którym łazisz od przystanku do przystanku i próbujesz znaleźć konkretny numer, to przestaje być śmieszne, a zaczyna być irytujące. Najczęstsze słowa, które wypowiadam w Warszawie? Proszę bardzo: GDZIE JEST TEN CHOLERNY PRZYSTANEK?!
4. Nieprzyjazne dla turystów
Podziemia Dworca Centralnego to się chyba rozgałęziają po całej Warszawie, mapa jak jest, to nawet na niej nie pisze, gdzie jesteś, a jakby tego było mało, nikt oczywiście nie chce wytłumaczyć, o co chodzi z tymi całymi strefami i jaki bilet w końcu mam kupić, żeby było dobrze.
W tym mieście jest mnóstwo nielogicznych rzeczy, które strasznie podnoszą ciśnienie. Warszawa jest przez to kompletnie nieintuicyjna dla turysty – w starciu z biletomatami, których nie ma i przystankami, które nazywają się tak samo, zawsze przegra.
4 CUDOWNE RZECZY, KTÓRE KOCHAM W WARSZAWIE
1. Stare Miasto
Stare Miasto jest przepiękne! Cudowne miejsce do spacerów i zwiedzania, bardzo urocze, a wieczorami piekielnie romantyczne i klimatyczne. Jestem zachwycona tym na tyle, że moim zdaniem piękno Starego Miasta przyćmiewa wszystkie wady Warszawy.
2. Historia Warszawy
Chociaż uważam, że Warszawa kompletnie nie wykorzystuje potencjału, jaki kryje się w jej historii (i ile świetnych rzeczy można w oparciu o to zrobić!) o tyle to co jest i tak mnie zadowala. Muzeum Powstania Warszawskiego to majstersztyk i coś, co polecam każdemu znajomemu, który wybiera się do stolicy.
Podobają się tablice, kamienie, pomniki – to wszystko, co nawiązuje do historii. Wydaje mi się, że można byłoby z tego wycisnąć jeszcze więcej, ale i tak już jest świetnie i to jest coś, co strasznie mi się podoba: że w mieście się o tej historii pamięta i można ją spotkać praktycznie na każdym kroku.
3. Polskość
Może to dlatego, że sama pochodzę z “Ziem Odzyskanych” (a tak naprawdę, doczepionych), to strasznie zwracam uwagę na to, że Warszawa jest taka… polska. Mijam jakiś dom i widzę napis, że mieszkał tu Norwid. Albo widzę na ścianę tablicę z informacją, że tutaj była taka i taka akcja w trakcie wojny. To daje mi poczucie pewnej integracji i jedności z tym miastem, czego zazwyczaj nie czuję zupełnie na wyjazdach. Czasami myślę, że Warszawa jest też trochę “moja” i chyba to też sprawia, że tak ją kocham.
4. Metro
Wygodne. Szybkie. Bez bzdur. Intuicyjne. Modlę się, żeby Wrocław miał swoją linię. 🙂
A czy Wy mieszkacie/byliście w Warszawie? Macie jakieś obserwacje – może ktoś wpadł na coś innego? Jestem ciekawa, bo zazwyczaj jak rozmawiam ze znajomymi, to okazuje się, że każdy na to miasto patrzy zupełnie inaczej.
My – mieszkający we Wrocławiu, jesteśmy tak przyzwyczajeni do automatów w autobusach i tramwajach, że potem jedziemy w Polskę i dziwimy się, że bilety trzeba w kiosku kupować 🙂 miałam tak w Poznaniu 😛
Rozpieścili nas 😀
Jestem tego zdania, że człowiek może zacząć oceniać miasto, gdy rzeczywiście w nim zamieszka i je tworzy. Ja bardzo przywiązuję się do miejsc, w których się osiedlam i potrafię bronić ich za wszelką cenę (tak jak teraz potrafiłabym wymienić sto powodów dla których warto odwiedzić moją Łódź). W Stolicy jeszcze mnie nie było, ale kto wie. Podobno to miasto pełne perspektyw 🙂
Nie, mi się wydaje, że można oceniać miasto dwojako – z perspektywy turysty i mieszkańca. Ja nie oceniam, jak tu się mieszka, żyje, bawi, śpi, pracuje, bo tego nie robiłam. Oceniłam tylko rzeczy, które przydatne są dla turysty i osoby, która nie przebywa w mieście długo. 🙂
Można oceniać na takiej samej zasadzie jak Turysta ocenia jakiekolwiek miejsce w którym jest. Perspektywa mieszkańca który ma kartę miejską, zna topografie, nie musi z konieczności zbliżać się do Dworca Głównego, jest całkowicie inna.
Dla mnie magiczne jest właśnie to poczucie historyczności w każdej uliczce za każdym rogiem. W te wakacje zaplanowaliśmy sobie z chłopakiem wycieczkę śladami chłopaków z “Czasu Honoru” – Muzeum Powstania, Pawiak, Muzeum Żydów…
Świetny pomysł!
Przyznaję, że nie była i nie widziałam, ale liczę, że jeszcze sama się przekonam czy masz rację, czy nie 🙂 Najbardziej marzy mi się iść do tego muzeum, tyle osób już zachwalało :). Pozdr,
Muzeum jest niesamowite. Koniecznie musisz odwiedzić, jeśli będziesz. 🙂
Nienawidzę Warszawy. No po prostu nie mogę, to miasto jest okropne, nieprzyjazne, głośne, chaotyczne, pełne ludzi dumnych z tego, że mieszkają w stolicy i dlatego są tacy super.
Niemniej jednak szanuję to miasto – właśnie za historię, głównie za powstanie warszawskie. I prawda – Muzeum Powstania jest absolutnie fenomenalne!
Rodowitych warszawiaków jest mniej niż 10 procent także tego… 🙂
Ja doszłam do wniosku, że to ludzie, którzy nie są rodowitymi Warszawiakami pyszą się tym, że tam są, że pracują i w ogóle że są tacy super bo przyjechali do Wawy, stać ich i takie tam. Rodowici? W większości normalka 🙂
Ja należę do grupy osób, które nie koniecznie przepadają za Warszawą. Zupełnie o wiele bardziej wolę Kraków. Stare miasto jest oczywiście piękne ale sama mentalność i sposób bycia (jeśli można tak to nazwać) tego miasta do mnie nie trafia. Może kiedyś będę miała okazję lepiej ją poznać i trafi mnie coś, dzięki czemu chociaż trochę poczuję do Wawki coś więcej. Poza Warszawą chciałabym jeszcze zwiedzić inne miasta np. Wrocław, Gdańsk, Poznań bo jeszcze tam nie byłam. Mam nadzieję, że gdy wyjadę na studia uda mi się odwiedzić każde z tych miejsc i zakochać się w nich tak bardzo jak w Krakowie <3
We Wrocławiu ciężko będzie z metrem przez Odrę 🙂 Ale też uważam, że Wrocław nas rozleniwił jeśli chodzi o bilety i reaguję nerwowo na kwestię biletów w Warszawie 🙂
PS
Co do przystanków o tej samej nazwie to we Wrocku też mamy 5 Dworców Głównych (kiedyś policzyłam) 🙂
Plany metra są, Dutkiewicz wszystko obieca żeby wygrać. 5! ale nie 30! 😀
🙂 Chciałabym zobaczyć to metro 🙂
Sama byłam ostatnio świadkiem spania dwóch żuli na ławce przed big benem więc mimo, że nie jestem z Wa-wy musze Ci przyznać rację 😀
Mieszkam w Warszawie od kilkunastu lat. Początki były bardzo trudne. Szczerze nienawidziłam tego miasta. Wszystko zmieniło się, gdy lepiej je poznałam. Główne ulice są często paskudne, ale kiedy zboczy się z głównego szlaku, od razu trafia się na prawdziwe perełki, np. piękne przedwojenne kamienice świadczące o świetności dawnej Warszawy. Albo wśród bloków Żelaznej Bramy (sam beton) nagle widzisz wciśniętą między wieżowce starą kamienicę pamiętają czasy getta. Serce bije Ci szybciej i myślisz wtedy, że to jest dopiero miasto… Poranione, z bolesną historią, które odrodziło się i wciąż odradza się na nowo. Jego rozwój jest bardzo widoczny, Warszawa zmienia się w oczach i pod wieloma względami przypomina już inne europejskie miasta.
Za miesiąc zamieszkam we Wrocławiu na stałe. Po pierwszej wizycie, a było to dopiero w tym roku zaraz po Wielkanocy, zakochałam się bez pamięci, dlatego postanowiłam rzucić obecne studia 🙂
W Warszawie byłam 2 razy na wycieczkach szkolnych (w muzeum powstania również, gorąco polecam!) i raz na pokazach fryzjerskich jako modelka na trzy dni. Widziałam niewiele, ogólnie od hotelu do Pałacu Kultury miałam 10 minut spacerkiem. Planuję zwiedzić porządnie, ale póki co nie mam zbytnio czasu 🙁
A w kwestii Wrocławia… Tutejsze biletomaty w środkach komunikacji miejskiej to absolutny cud nad cudy. Strasznie dziwnie się czułam, gdy po pierwszej wizycie wróciłam do Bydgoszczy, a tu zero takich udogodnień 🙁 Naprawdę we Wro jest to świetnie rozwiązane i strasznie się cieszę, ze niedługo będę miała możliwość zatopienia się w tym mieście 🙂
Wrocław zamienia się w dom. Jak znajdziesz swoje miejsce w tym mieście w którym dobrze ci się żyje, to miasto staje się czymś więcej…
O tak, zgadzam się!
Co do nazw przystanków – ja wiem, jakie to denerwujące że jest ich aż tyle i nie wiadomo gdzie, ale przynajmniej maja numerki. Przystanek “Dworzec główny PKP” we Wrocławiu to dla turyty jakaś magia – a i wytłumaczyć ciężko, o który Ci chodzi, żeby turysta sie nie zagubił. Szczególnie taki z małej miejscowości, który nie łapie, że tramwaj 2 może jechać abo na Biskupin albo na… (gdzie on jedzie?) I weź tu człowieku pomóż. Numerki – zdecydowane tak, ale w liczbie do 5 maksymalnie! Warszawa przegięła mocno – rozumiem Cię całkowicie w tej kwestii 🙂
Sprawa z biletami z kolei przypomina mi Kraków.
Myślę, co lubię w Warszawie, ale jednak to nie mój typ miasta. Chociaż metro – jak wspomniałaś – na duży plus 🙂
Sprawy z biletami zupełnie nie rozumiem. Wrocław rzeczywiście Cię rozleniwił, choć przyznam że jeśli chodzi o Warszawę to wstyd, że takich biletomatów nie mają. W mniejszych miejscowościach – np w moim Toruniu – biletomaty jeśli są to na złotówki i nikt się na to nie skarży, leniu z Wielkiego Miasta 😛
Ja osobiście Warszawy nie lubię. Byłam tam dwa razy i odrzucił mnie ten kolos. Wszędzie było szaro i nieprzyjemnie, a jedynymi wartymi uwagi sprawami było Muzeum Powstania Warszawskiego oraz centrum nauki (którego nazwy nie pamiętam) – zabawa przednia i każdemu mogę je polecić!
O to chodzi, że jak się jedzie do NIE stolicy to normmalne, ale stolica – trochę wstyd że z takimi rozwiązaniami jest tak do tyłu od o wiele mniejszych miast. Chyba w zielonej górze można kupić bilet kartą! I są biletomaty!
Narzekasz, że nie możesz kupić w Warszawie biletu kartą w automacie, a jak w Krakowie to wprowadzili na paru liniach autobusowych to było oburzenie, że wszyscy musza mieć kartę żeby kupić bilet, że dużo łatwiej mieć przy sobie drobne itp. To co dla nas jest wadą dla innych będzie zaletą, wszystkim się nie dogodzi.
W krakwie nie mają kart? 😀 Wystarczy postawić biletomaty na przystankach obsługujące i kartę i gotówkę (jak we Wrocławiu hue hue)
Pytanie do Warszawiaków, Godzina 24, kioski zamknięte, nie macie nabitej karty miejskiej. Jak poruszacie się komunikacją miejską?
1. biletu w kiosku nie kupisz (o ile w pobliżu jest jakikolwiek kiosk, dzisiaj szybciej doszliśmy do metra niż taki znaleźliśmy)
2. w autobusie nie kupisz
3. Zamawiasz taksę bo i tak wychodzi taniej niż komunikacją miejską? 😀
I Po co wam te wszystkie budki telefoniczne (w tym niektóre bez telefonów)?
jedziemy na gapę 😉
A Wiecie, że ja zupełnie tych telefonów nie zauważyłam? Aż zacznę się rozglądać 😀
Można kupić bilet u kierowcy, chyba że się trafi na chama. Na niektórych przystankach i przy każdej stacji metra są biletomaty. Jest wiele punktów w sklepach 24h/dobę, gdzie można doładować kartę lub kupić bilet. 🙂 A jak nie, to trzeba liczyć na to, że nie spotka się kanarów, 😀
można kupywać u kierowcy? :O Szok, niedowierzanie, miliony pytań bez odpowiedzi.
tylko jeżeli masz równą sumę, nie wydają reszty. A i tak najczęściej kierowca Cię pogoni 😀
Musi sprzedać. 😛 Przecież to jego obowiązek. Ja się kłócę o bilet. 😛
Przynajmniej można było, jak jeszcze jeździłam na biletach. 😀 Ale widziałam jakiś czas temu, ludzi kupujących bilety u kierowcy. Możliwe, że to zmienili, ja przestałam kupować u nich, bo byli tacy, co mówili, że nie sprzedadzą – bo nie. Bo autobus spóźnił się o minutę czy coś w tym guście… skutek taki, że trzeba było jechać na gapę. No i trzeba mieć odliczoną kwotę.
Jestem z Warszawy, żyję tu już 23 lata. I absolutnie ją uwielbiam! Strasznie rozbawiły mnie Twoje ‘minusy’, z kilkoma się zgadzam 🙂 Jeżeli chodzi o bilety – faktycznie jest z tym problem. Znaczna większość, w tym ja, ma karty miejskie i o biletomatach nawet nie myśli (do czasu aż tę kartę trzeba naładować :D) – ale z tego co zaobserwowałam to albo jest ich milion na jednym skrzyżowaniu, albo wcale na przestrzeni kilometra 😀 W komunikacji miejskiej różnie – albo biletomaty na kartę, albo na drobne, albo takei i takie, albo w ogóle. Jeszcze nie zorientowałam się gdzie są jakie – istna loteria 😀
Jeżeli chodzi o żuli to jest ich najwięcej w… centrum 🙁 Wydaje mi się, że to przez dużą ilość podziemi i dwa dworce, na których praktycznie żyją. Polecam się zatem wybrać poza okropne centrum 😀 (sama w nim mieszkam, ale ciężka jest ta miłość :d).
Z przystankami to i mnie się czasami zdążyło pomylić, ale jakoś działam intuicyjnie i zazwyczaj trafiam tam gdzie trzeba. Nie mam jednak pomysłu jak inaczej nazwać 10 przystanków w jednym miejscu? Każdy z inną nazwą? Raczej by nie przeszło 😀
Codziennie przechodzę przez podziemia i jedyne co moge powiedzieć to DZIĘKI BOGU BĘDZIE REMONT tych obsikanych lochów 😀 Znaczy już trwa, będzie lepiej. Juhuu 😀
Nie rozumiem za to fascynacji Starym Miastem – znam je bardzo dobrze z każdej strony, miałam tam szkołę, chodziłam ze znajomymi na piwo, znam doskonale jego historię (przez studia pewnie znacznie lepiej niż przeciętni mieszkańcy Warszawy), ale cholera jasna – jest paskudne. Bez klimatu. I jak mogę to unikam.
perspektywa turysty który nie dokońca wie czy to gdzie jedzie jest na północ południe wschód czy zachód jest troche inna 😀 I w centrum te biletomaty są, ale już trochę dalej robi się poważny problem. Biletomatów jest jak na lekarstwo, naprawdę.
Luźny pomysł, pętle za Dworcem nazwać DWORZEC PKP PĘTLA 1, 2,3. Odpowiednio peronami, zajęło to 3 minuty, planiści mogli to lepiej wymyślić.
Stare miasto mi się wydaje trochę nowobogackie (podobnie jak centra handlowe), tak mi sie wydaje.
I po co wam te budki telefoniczne? 😀 Wczoraj wciągu 10 km wycieczki widzieliśmy z 30.
Patryk, proponuję dopisać na Dworcu Centralnym numery przystanków na tabliczkach przy schodach pokazujących środki transportu(przy wyjściu np. z Alej Jerozolimskich, jest ich chyba z 7). Niesamowicie denerwuje mnie to, że trzeba wczłapać się do góry żeby sprawdzić czy przystanek jest odpowiedni.
W Warszawie byłam tylko kilka godzin, więc nie mnie oceniać, ale Szczecin tak bardzo zachodni, a dopiero niedawno postawili nam biletomaty na najwiekszych przystankach. I to chyba nie do końca jeszcze działają 😉
Mieszkam w Warszawie od urodzenia, i, za dzieciaka – owszem – było mnóstwo budek telefonicznych (każda była moja :P), ale teraz już ich wogóle nie widuję. Nie wiem, gdzie je wynalazłaś. 😉
Na Starym Mieście naliczyłam jakies 15 😀
Haha, no to ładnie. 😛 I tak nikt z nich nie korzysta, może jedynie żule, którzy traktują je jako swój wychodek.
Oj, mialas jakiegos pecha, bo automatow jest calkiem sporom nie tylko w centrum. I ja z kolei zwykle trafiam na autobusowe/tramwajowe biletomaty na karte, kiedy przydalby sie na monety. Ale chyba tak jest, ze czlowiek.jest przyzwyczajony do rozwiazan ze swojego miasta i wszystko, co inne,.wkurza. Ostatnio bylam w Krakowie i wsciekalam sie, szukajac tramwaju z dworca. Dlaczego przystanek ‘dworzec’ jest tak daleko od dworca? I dlaczego przystanek w odwrotnym kierunku jest gdzies nielogicznie daleko i trzeba przejsc przez tunel, a potem sie intensywnie rozgladac… 😉 Co do Centralnego, mnie tez mnostwo czasu zajelo nauczenie sie wydostawania z niego. Trzeba po prostu wiedziec, w strone ktorej dzielnicy jedzie tramwaj/autobus i kierowac sie znakami.
Bo przystanek jest koło dworca kolejowego, nie autobusowego 🙂 Co do tego, że drugi jest nielogicznie daleko, to przecież oba są przy tym samym skrzyżowaniu, a tunel to udogodnienie. Chyba, że chodzi Ci o jakiś inny przystanek.
Z “Dworzec Główny Wschód” na “Dworzec Główny Zachód” rzeczywiście trzeba się trochę przejść
Uwielbiam Warszawę, ale denerwuje mnie dyskurs pamięci heroicznej w którą wpisuje się nie tylko Muzeum Powstania Warszawskiego (‘pokażmy tylko część prawdy! będzie heroiczniej!’), ale też cała Warszawa. Denerwuje mnie też rywalizacja środowisk semickich ze środowiskami polskimi o miejsca pamięci (i nie-pamięci) i podkreślanie uprzywilejowanej pozycji ofiary (w definicji Domańskiej). Ogólnie do polskiego konstruowania pamięci zbiorowej mam spore ‘ale’, w Warszawie widać to najdobitniej. Wszak to stolica. 🙂 W kwestii przystanków też się gubię, ale teoretycznie oznaczone są one logicznie: na jakdojade.pl zawsze jest podany numerek, a sama nazwa odnosi się do miejsca lub ulicy na skrzyżowaniu.
Pozdrawiam!
Poza tym denerwują mnie ludzie siadający na pomnikach/wspinający się na nie/gaszący papierosy na miejscach pamięci/śmiecący/cykający sobie uśmiechnięte fotki np. przy tablicach opisujących getto.
Kocham Warszawę. Nie mieszkam w niej, ale bywam codziennie, więc to prawie na jedno wychodzi 😉 Co do zarzutów: jeśli chodzi o bilety, to poza biletomatami są jeszcze kioski wszelkiej maści. Strefy najlepiej jest ogarnąć zanim się wyjdzie z hotelu, bo i warszawiacy nie zawsze wiedzą gdzie się kończy pierwsza strefa. A jak się nie ogarnęło, to trzeba spojrzeć na rozkład jazdy autobusu, którym chce się jechać, jeśli wyjeżdża poza pierwszą strefę to jest to na rozkładzie zaznaczone i widać, które przystanki są już w drugiej. Swoją drogą nie wiem co turysta miałby robić poza pierwszą strefą, bo druga to już naprawdę obrzeża i miejscowości podwarszawskie.
Chodziłam cztery lata do szkoły, która była zaraz obok izby wytrzeźwień, a jednak żuli w Warszawie dużo nie spotykam. No, chyba że nieświadomie nauczyłam się ignorować ten element krajobrazu.
Co lubię w Warszawie? Wieżowce, to na pewno. Plażę nad Wisłą. Lubię to, że Warszawa jest zielona (przynajmniej ta część, po której się najczęściej poruszam). Lubię Żoliborz i Ochotę, bo są blisko centrum, a jednak nie aż tak tłoczne i hałaśliwe. Lubię to, że w Warszawie jest wszystko (nawet stok). No i metro, metro jest super.
Mieszkam w Wwie od urodzenia i nienawidzę tego miasta.
Wszyscy się śpieszą, wszędzie jest drogo, wszystko się spóźnia (autobusy, tramwaje, pociągi), wszędzie jest daleko, nikt Ci nie pomoże, bo każdy wgapiony w telefon albo ze słuchawkami na uszach. Brrr, masakra.
Biletomaty to nic -> spróbujcie ogarnąć rodzaje biletów.
20-minutowy -> nie zdążysz nigdzie dojechać
75-minutowy -> mega drogi, za długi
tygodniowego nie ma -> dlaczego?!
I teraz mój mistrz -> różnica między Ulgowym biletem Warszawiaka a biletem Młodego Warszawiaka…
JEDYNA absolutnie JEDYNA rzecz, jaką lubię w Warszawie szczerze i prawdziwie całym sercem to poranki w zimie. I pierwszy śnieg na Starym Mieście. Reszta to kicha – nie polecam.
Za to kocham Szczecin <3
Fragment o żulach mnie powaliła na plecy, wygrałaś po prostu <3 Co do Warszawy, byłam tam raz na dwie noce i muszę przyznać, że mnie nie zachwyciła. Osobiście jestem jedną z tych, co wolą Kraków 😉
Zabawne :)Jesteś Wrocławianką/Mieszkasz we Wrocławiu(?) i przyjechałaś do Warszawy,
Ja jestem warszawianką i tydzień temu pierwszy raz odwiedziłam Wrocław 🙂
Bilety strefowe są bardzo proste, druga strefa zaczyna się tam gdzie kończy się miasto i tam gdzie za oknem nie ma bloków a pola kapusty i traktory 🙂
Nigdy nie patrzyłam na podziemia jak na labirynt, za to jak już trochę załapiesz w którą stronę, iść są fenomenalnym przejściem w czasie deszczu 🙂
pozdrawiam
PS
O tak! W czasie deszczu podziemia to zbawienie 🙂
Przez kilka pierwszych miesięcy mieszkania w Warszawie ciągle gubiłam się w podziemiach dworca. Kiedy wreszcie się nauczyłam gdzie iść to zaczął się remont i musiałam się uczyć od nowa. Pod rotundą także się gubiłam, bo nigdy nie wiedziałam czy szybciej będzie w lewo, czy w prawo (i takim oto sposobem 2 miesiące chodziłam w lewo, po czym dowiedziałam się, że w prawo jest 3 razy szybciej, po czym zaraz się przeprowadziłam i zmieniła mi się trasa).
Co do biletów to i tak jest wielki postęp, bo kilka lat temu jedynym środkiem transportu, w którym był biletomat był autobus jadący na lotnisko, tylko wiecznie nie działał i miałam teorię, że to tylko atrapa, żeby przed turystami udawać, że tutaj jest taka zaawansowana technologia.
Najlepsze w Warszawie jest to, że przebywając tam przez dłuższy czas wykształcasz w sobie umiejętności podobne do tych, które posiadają sprinterzy. W Warszawie po prostu biegniesz, a jak nie biegniesz to ponosi cię za sobą tłum, więc tak czy inaczej biegniesz. Nie bez powodu nasza stolica bywa kojarzona z wyścigiem szczurów, dosłownie.
Hueh, tak jak mówisz – są tylko tacy, którzy Warszawy nienawidzą i tacy, którzy Warszawę kochają 😀 Przynajmniej ja nie spotkałam nigdy nikogo, kto by powiedział “Warszawa? No może być”. Zawsze albo ktoś mi wyjedzie z tym jaka to Warszawa jest brudna i nieciekawa, że same dresy i w ogóle i w szczególe to nic tam ładnego nie ma, albo jak on to nie marzy, żeby do tej Warszawy znowu pojechać. Ja należę do tej drugiej grupy na szczęście 😉 Uwielbiam przebywać w tym mieście. Uwielbiam jeździć tramwajami i całymi dniami przesiadywać w kawiarniach i tych ogromnych centrach handlowych. Jak raz pójdę na Złote Tarasy to się mnie stamtąd przez tydzień nie wygrzebie.
Myślę akurat, że biletomaty na kartę wcale nie są aż tak genialnym rozwiązaniem 🙂 Studiuję w Łodzi i nie raz widziałam jak starsze osoby miały problem z kupnem bilety, gdyż taki kart nie posiadały, a gdy jest biletomat, to biletu u kierowcy się nie kupi, niestety. Ja mam mieszane uczucia, co do Wrocławia – kocham i nienawidzę, ale od października mimo wszystko planuję się tam przeprowadzić. Może miłość wygra 😉
Byłam w miniony weekend w Pradze, miasto ogromne i piękne, a praktycznie nigdzie nie można kupić biletu kartą. Tylko raz widziałam automat na kartę, reszta to gotówka. I nie, wcale nie banknoty, tylko monety. Jaki turysta ma monety?! :p
Brak biletomatów na kartę w tramwajach/autobusach to nie tylko w Warszawie. W Krakowie niestety też jest z tym problem 🙁 Ale za to na większości przystanków kartą można 😉
W Warszawie nie mieszkam, ale często odwiedzam i też zawsze gubię się w podziemiach Dworca. Mam swoją jedną trasę którą jestem w stanie przejść, jeśli jednak chce dostać się gdzieś indziej – kompletnie nie wiem jak… Dla mnie Warszawa jest za duża (60 minut drogi do pracy, to nie dla mnie), ale rzeczywiście ma swój urok, szczególnie jeśli chodzi o różne wydarzenia artystyczne czy naukowe, chyba właśnie za tą różnorodność najbardziej ją cenię 😉
Marta zaczynam Cię podejrzewać o stalking. Zastanawiałam się nad jakimś babskim filmem na samotny wieczór – bum! Twój wpis.
A teraz: 3 tygodnie temu przeprowadziłam się z Krakowa do Warszawy i dopiero poznaję to miasto. A Ty piszesz o tym za co się kocha i nienawidzi stolicy. A do tego nazywasz Pałac Kultury – Big Benem, tak jak ja to zwykłam robić (teraz mruczę sobie to cichcem, bo nie wypada ;P).
Dziewczyno jestem sprzedana 😉
Gdybyś znowu odwiedzała Warszawę i miała chęć na spotkanie z komentatorką z internetu to pisz.
Pozdrawiam i życzę powodzenia w dalszym pisaniu.
Mieszkałam w Warszawie przez 1,5 roku, ale pochodzę z małego miasta, więc nie zwracałam uwagi na to co Tobie się w Warszawie nie podoba. Na początku sama się nie mogłam tam odnaleźć i jak pierwszy raz pojechałam do Warszawy z koleżanką, to szłyśmy z dworca Gdańskiego do Centrum z walizkami, bo nie widziałyśmy gdzie kupić bilety (wszystkie kioski nagle zniknęły). Ale po jakimś czasie przyzwyczaiłam się do wszystkiego, a nawet uważam, że Warszawa to najbardziej ogarnięte komunikacyjnie miasto w jakim byłam. Totalnie nie mogłam się odnaleźć w Krakowie, gdzie również jest kilkanaście przystanków Dworzec Główny z każdej strony dworca. Myślę, że tak jak w każdym mieście – wszystko jest kwestią przyzwyczajenia. I ja, Warszawę kocham miłością wielką 🙂
PS. Najnowszy post na moim blogu, to właśnie zdjęcia Warszawy, gdyby ktoś był zainteresowany, to zapraszam: http://powerpinkyx.blogspot.com/2015/06/spacer-po-warszawie.html
do końca nie przepadam za Warszawą, ale ma swój urok i wspaniałą historię, którą należy docenić. Najbardziej chyba mnie wkurzały na początku te podziemia. Często bywam w Warszawie, ale nie raz zdarza mi się pobłądzić jeszcze 🙂 Czasami irytują mnie też ludzie, którzy pędzą jak szaleni nie oglądają się za siebie, warto zwolnić i zastanowić się chwilę 🙂 Warszawa jest ślicznym miastem, tylko trzeba mieć do niej odpowiednie podejście, żeby się zakochać 🙂
Co do biletomatów – WY Wrocławianie jesteście rozpieszczeni 😉 Mieszkam w Krakowie i bardzo Wam zazdrościłam, że macie w każdym tramwaju automaty na kartę… U mnie ich wcześniej nie było, zazwyczaj nie noszę drobnych, więc często miałam problem. I alleluja! W pewnym momencie Mobilis wprowadził autobusy z automatami na kartę – pomyślałam nareszcie jak we Wrocławiu i nie mogłam się doczekać. Co się okazało? W Krakowie obudziło to powszechne oburzenie, bo jakto tak? Nierówne traktowanie tych co nie mają kart – bo czym zapłacą? A starsi ludzie? Skandal. To nic, że są kioski i normalne automaty, a Mobilis, to może 10% wszystkich autobusów… Ludzie mnie rozbrajają i zawsze znajdą dziurę w całym 🙂
Mieszkam pod Warszawą, a pracuję w Warszawie, więc bywam tu codziennie. Szczerze to nigdy nie zauważyłam budek telefonicznych:)
Z biletami faktycznie jest to wkurzające, ze nigdy nie wiadomo na jaki, i czy w ogóle, biletomat się trafi. W zeszły weekend byłam turystycznie we Wrocławiu, biegłam na tramwaj, ale pozwoliłam mu uciec, bo pomyślałam, ze muszę kupić bilet, a w środku pewnie nie da rady. Czekałam 10 minut na następny i ,ku mojemu zdziwieniu, biletomat był. A teraz dowiaduję się, ze są zawsze. No ładnie! Musze jednak powiedzieć, ze zakochałam się we Wrocławiu bez pamięci. Żuli też macie- podczas poszukiwania krasnali znaleźliśmy też i takie krasnale:) choć rzeczywiście może Warszawa bardziej ich przyciąga.
Wrocław podoba mi się chyba znacznie bardziej niż Warszawa, chociaż widząc projekt Waszego bulwaru pomyślałam “my będziemy mieli fajniejszy”. Rzeczywiście u Was jakby wszystko jest wolniejsze, spokojniejsze, ale Warszawa wcale nie jest taka szybka.
Miesiąc temu zrobiłam sobie turystyczną wycieczkę po Warszawie i muszę przyznać… jest pięknie zwłaszcza nad ranem. Ale wtedy wszystko jest piękniejsze czy to Wrocław, czy Warszawa czy pola podwarszawskiej wsi. W codziennym życiu nie dostrzegamy tego, bo to tylko droga do pracy, czy szkoły. Wystarczył nam jednak jeden dzień aby poczuć się jak zagubieni turyści. Bez ciśnienia, bez pośpiechu podejmowaliśmy decyzje gdzie by tu jeszcze pójść, bez spiny wchodziliśmy na kolejną kawkę do przydrożnych kawiarni. Ludzi wszędzie od cholery, zwłaszcza turystów, ale to przecież fantastycznie, ze ludzie chcą nas odwiedzać i oglądać naszą cudowną Warszawę. Następnego dnia czar prysł, stojąc w porannym korku wyklinałam wszystkie przyjezdne samochody oraz tłumy w metrze.:)
W wakacje planuję weekendowe wypady do Krakowa, Poznania, Gdańska i Łodzi (bywałam tam tylko przejazdem)… i myślę, ze każde z tych miast będzie cudowne, mam przynajmniej taką nadzieję.
Pozdrowienia
Muszę przyznać, że nie rozumiem opinii w stylu: “nie lubię Warszawy, bo mieszkają tam ludzie, którzy uważają się za lepszych / uważają, że są fajni dlatego, że mieszkają w stolicy”…
Urodziłam i wychowałam się w Warszawie. Nie spotkałam ani jednej osoby, która twierdziłaby, że bycie warszawiakiem czyni z nas jakąś elitarną rasę nadludzi, wręcz przeciwnie… osoby mieszkające tu od dziecka są zazwyczaj znudzone miastem, gdyż fajne miejsca zdążyły już spowszednieć, a tych mniej fajnych nie brakuje.
Jeżeli kogoś faktycznie podnieca bycie warszawiakiem i lubi się chwalić tym przed znajomymi czy dopiekać innym z tego powodu, że są z mniejszych miejscowości, to szczerze? Na 100% jest to przyjezdny… Warszawiacy tak dobrze jak nikt znają wszystkie niedogodności życia w stolicy i nikt o zdrowych zmysłach nie będzie twierdził, że mieszkanie w sporej, ale dość kiepsko zorganizowanej aglomeracji jest najlepszą na świecie rzeczą, chociaż owszem, ma też pewne plusy.
Niestety bardzo często spotykamy się z krzywdzącymi opiniami na nasz temat, a to że rzekomo zadzieramy nosa, a to że chamy, a to że znieczulica, a to że wyścig szczurów itd. itp. Szkoda, tym bardziej, że świadectwo wystawiają nam w największej mierze przyjezdni – wychowanych w Warszawie czy chociaż mieszkających tu od kilkunastu lat ludzi jest mniejszość, a warszawiaków z dziada pradziada to już w ogóle garstka. A to im się najbardziej obrywa, bo skoro ktoś do Warszawy przyjechał na lat kilka, np. studiować, raczej nie będzie postrzegał siebie jako “tego zarozumiałego warszawiaka” (bo przecież nie jest z wawy, nawet jeśli w innych okolicznościach chwali się tym, że jest;) ).
JA tak tylko do przystanków – na pewno zauważyłaś, że we Wrocławiu też tak jest. zdecydowanie logiczniej zrobiła warszawa – ma numery, więc nie musisz się zastanawiać, czy to akurat z tej Galerii Dominikańskiej odjeżdza 17, czy może akurat z innej. Choć w sumie, w wypadku tramwajów jest jeszcze spoko. Za to autobusy w Wrocku bawią się w chowanego 😉 A przystanków o tej samej nazwie w newralgicznych miejscach też potrafi być po 5,6 :/
Mieszkam w Warszawie niemal od urodzenia i szczerze powiem, że nie zauważyłam tych wszechobecnych budek telefonicznych 😀 a co do przystanków – fakt, to jest bardzo mylące, ja znajduje je instynktownie, w zależności, w którą stronę jadę. Jeszcze nie znalazłam nikogo, kto kierowałby się tymi numerami. Żule przy PKiN to chyba standard, przynajmniej jeśli chodzi o południową część. Jak przejdziesz na drugą, północną stronę, znajdziesz się w zupełnie innym świecie 🙂 dla mnie Warszawa jest naprawdę niezwykła, tylko trzeba chcieć tę niezwykłość znaleźć.
I ja jestem warszawianką, od pokoleń i powiem szczerze, że na budki nigdy nie zwróciłam uwagi! Zawsze moi przyjezdni znajomi narzekali na podziemia, na co ja pukałam się w głowę-przecież to takie proste. A wszystko jest kwestią przyzwyczajenia i przebywania w danym miejscu. Co do biletów-zwykle osoby mieszkające tutaj mają miesięczne. Biletomatów najwięcej jest w okolicach centrum,gdzie jest najwięcej turystów 🙂 Bilet zawsze można kupić w większości kiosków, to akurat nie jest problem. Nigdy nie spotkałam się z kimś, kto narzeka na dostępność biletów 🙂 I zawsze warto mieć pod ręką jakiegoś warszawiaka podczas zwiedzania. Podpowie co i jak, ja zawsze jestem pod telefonem znajomych 😛
Ja byłam w Warszawie tylko raz i to dosłownie na kilka godzin, zamierzam jednak zrobić sobie dłuższą wycieczkę do tego miasta :p
Niedawno uświadomiam sobie, że we Wrocławiu ludzie też mogą mieć problemy ze względu na istnienie kilku przystankówo tej samej nazwie, np. Galeria Dominikańska. Sama śmigam po mieście we wszystkie strony udzielając korepetycji i o tym nie pomyślałam 😉 W Krakowie jest podobny problem + biletomaty w tramwajach są na monety. Wolę rozwiązanie wrocławskie, bo kartę mam ze sobą zawsze, a drobne niekoniecznie.
Co do Warszawy, to byłam tam tylko trzy razy, dawno temu i na krótko. Bardzo chciałabym znowu pojechać i wyrobić sobie opinię na temat tego miasta 🙂
Jako rodowity warszawiak zgadzam się w stu procentach co do irytujących rzeczy 🙂
Sama mam kartę miejską, ale jak podróżuję z kimś kto nie jeździ to o ile autobus ma miszcza, to w tramwaju wydajemy “wzdech irytacji”. Szkoda ze juz nie ma tygodniowych biletów (chyba? bo nie śledze)
Podziemi w centrum do dzis nie nauczylam się na pamięć – chodzę głownie znanymi alejkami, ale jak potrzebuję zboczyć z drogi np. do konkretnego przystanku to zdarza mi się wyjść na powierzchnie gdzies w tyłku
Menele – masakra, choć przywykłam. Całe życie mieszkałam na górnym mokotowie w okolicy skupu złomu, więc występowała menelnia grupowa z wózkami na złom. Do tego uatrakcyjniali okoliczne przystanki i parki zamieniając je w noclegownie.
Czego jeszcze nie lubie? Spalonego mostu łazienkowskiego i jego konsekwencji (po 16 staram się omijać ulice centrum z daleka).
Cyganów i tej ich mafii męczących w centrum i w tramwajach
Mimo wszystko i tak uwielbiam to miasto
bo wszystko jest
bo metro (mimo, że teraz mieszkam w innej dzielnicy i juz tak często z niego nie korzystam)
bo mieszkając obecnie na zadupiu i tak mam bezposredni autobus do pracy, do rodzicow i do centrum
Ja mieszkam w stolicy od ponad 5 lat. Na początku faktycznie, te wszystkie bilety, przystanki – tragedia. Do dziś zresztą w co większych (mniej przeze mnie uczęszczanych) przejściach podziemnych potrafię się zgubić i krążyć 10 min zanim wyjdę odpowiednim wyjściem 😀 Ale już się przyzwyczaiłam, lubię to miasto, mimo korków, parkometrów i braku miejsc parkingowych (co uważam za największe wady tego miasta).
Ja mam z Warszawą stosunek mieszany – uwielbiam to, co ma do zaoferowania, ale jednocześnie bardzo mnie męczy. Wiem, że do studiowania to idealne miejsce dające masę możliwości rozwoju, jednak w przyszłości wolałabym w niej nie mieszkać. Na pewno nie w centrum, a godzinny dojazd z miasteczek satelitarnych też mi się średnio uśmiecha…
A mnie osobiście Warszawa przeraża. Jest duża… Może i piękna ale pewnie bym się zgubiła i przepadła bez śladu. Tyle ludzi… Piękne miasto ale wole jednak mniejsze…
Mieszkam od urodzenia w Krakowie, i nie zamienię go nigdy na żadne inne miasto, nawet za cenę wyższych zarobków. kocham Gdańsk, Wrocław i Poznań, Warszawki nienawidzę za chamstwo i zachowanie turystów w moim mieście, no i ci kierowcy na Zakopiance, masakra
Punkt 3 – czyli jednak nie tylko ja to widze 🙂 dla mnie najbardziej polskie z polskich miast, ocieka patriotyzmem, polityka, polskoscia. Co do biletow – nie odczulam, ze jest tak zle. Wydaje mi sie ze w Poznaniu jest pod tym wzledem gorzej.
Ps. Sorry za brak polskich znakow, pisze z niepolskiego telefonu (niestety).