Jeżeli zastanawiacie się, czego może nauczyć koleś z wiecznie rozbitym, puchnącym okiem i potężną wadą wymowy (albo lekkim upośledzeniem), to wyobraźcie sobie, że może nauczyć jednej z najważniejszych rzeczy na świecie: jak żyć.
Tak, wiem. Jestem chyba ostatnią osobą w kosmosie, która po raz pierwszy usłyszała o Rockym Balboa ponad tydzień temu. Zakładam też, że jestem jedną osobą, która wcześniej nie zdawała sobie sprawy z istnienia tego filmu.
I uwierzcie mi, jak Boga kocham, broniłam się rękami i nogami przed seansem, bo przecież nie będę oglądała filmu o boksie. Dobrze jednak, że dałam się koniec końców namówić na film, bo plułabym sobie w brodę, gdybym tego nie zrobiła.
Dlaczego?
Bo Rocky Balboa stał się moim cholernym idolem.
CZEGO NAUCZYŁ MNIE ROCKY?
Rocky, reż. John G. Avildsen, 1976 |