Wszyscy znamy tych ludzi. Mówią, że nie mają na nic czasu, że wiecznie są zajęci, że mają pięćdziesiąt tysięcy różnych rzeczy do zrobienia, a potem całe dnie siedzą na fejsie.
Jak ja.
Nawet nie wiem kiedy z bardzo zorganizowanej osoby, która nawet na blogu dzieliła się swoimi trikami odnośnie rozciągania doby, stałam się właśnie takim człowiekiem.
Mój lipiec miał być miesiącem, w którym pełną parą pracuję nad moim projektem. Miałam wstawać wcześnie rano (jestem rannym ptaszkiem, więc nie brzmi dla mnie pewnie to aż tak strasznie, jak dla niektórych nocnych marków), skupić się na robieniu projektu, pracy i blogu.
I coś poszło nie tak. Kompletnie.
Wstaję o różnych godzinach. Kładę się spać późno, chociaż nic takiego nie robię. W ciągu dnia udaje mi się załatwić kilka rzeczy, a całą resztę nadrabiam, pracując w nocy. Nie potrafię w dzień zebrać się do roboty, a jeśli coś robię, zajmuje mi to milion lat świetlnych.
Wiecie, jaki jest efekt? Taki, że czuję się POTWORNIE zmęczona, bo przecież ciągle coś robię, ale tak naprawdę nie robię dużo. Ale przez to, że cały dzień marnuję na próby robienia czegoś, nie mam też kiedy odpocząć. Więc wydaje mi się, że jestem tak bardzo zapracowana, podczas gdy tak naprawdę… moja organizacja czasu i produktywność jest po prosto do dupy.
KIEDY TWOJA ORGANIZACJA CZASU NIE DZIAŁA?
Uwaga, krótka lista, która pozwoli wam odkryć Amerykę. Twoja organizacja czasu jest o kant dupy rozbić, jak to moja mama mówi, gdy:
- nie masz czasu na odpoczynek
- ciągle pracujesz, ale nigdzie tego nie widać
- zwykłe zadania zajmują ci sto tysięcy lat i nigdy nie mają końca
- masz mnóstwo, mnóstwo, MNÓSTWO spóźnień
- musisz ciągle przekładać obowiązki na kolejny dzień…
- … a mimo to umówić się z tobą na kawę jest trudniej, niż z prezydentem
- twoje wieczory wyglądają tak, że w sumie nie pamiętasz. Tzn. pracujesz, wstajesz, kąpiesz się i jak kłoda rzucasz się na łóżko
- wszystkie twoje plany są dalej w fazie początkowej
PLAN RATUNKOWY
- natychmiastowe zainstalowanie wtyczki do przeglądarki, która po określonym czasie blokuje facebooka. To na nim spędzam dużo czasu. Nawet nie chodzi o to, że scrolluję tablicę, bo tego nie robię – ja po prostu ciągle z kimś gadam! Non stop! Zainstalowałam wtyczkę StayFocusd, na której ustawiłam sobie, że dzienny limit na fb to 45 minut. To idealny czas, żeby móc dodać posty na fanpage i odpowiedzieć na komentarze. Limit trwa od 7-18.00. Po tej godzinie mogę siedzieć, ile chcę, jeśli mam taką ochotę – to mój czas wolny. Nie chcę z tego korzystać, ale głupotą byłoby blokowanie sobie na wieczór miejsca, na którym bardzo dużo rozmawiam ze znajomymi.
- na biurku powrócił notatnik z wyrywanymi kartkami, na którym codziennie piszę rzeczy do zrobienia następnego dnia. Lista, mimo że tak oklepana, daje bardzo mi dużo – pamiętam o rzeczach, które normalnie wypadłyby mi z głowy, widzę też, ile zrobiłam.
- ustalam priorytety. Co jest dla mnie najważniejsze? To robię w pierwszej kolejności.
- w przeglądarce zainstalowałam też gadżet do Pomodoro. To taki stoper, który odmierza ci czas (25 minut) i po nim dzwoni budzik, oznaczający przerwę. Kiedy korzystam z Pomodoro, robię rzeczy 5 razy szybciej, bo tylko na nich się skupiam! Polecam wszystkim.
- odcinam rzeczy, które nie są ważne/nie są opłacalne. Oczywiście mówię tu o mojej pracy – w każdym zakresie. Jeśli mogę, automatyzuję proces bądź proszę o pomoc kogoś innego (nie ma w tym nic złego, nie wiem, czemu ze mnie taka cholerna Zosia Samosia)
- wracam do regularnego korzystania z timeneye. To aplikacja, która pozwala wam mierzyć, ile czasu spędzacie na danej czynności. Więcej o niej pisałam tutaj.
- wracam do regularnego prowadzenia kalendarza – jestem jednak osobą, która woli notatnik niż google calendar. Spisane na papierze jest dla mnie bardziej motywujące… i częściej do tego zaglądam.
- przeprosiłam się z blog plannerem. Wszystkie wpisy piszę na bieżąco – nie potrafię inaczej, uważam też, że blog jest taką rzeczą, która najlepiej wychodzi, kiedy pisze się spontanicznie i na emocjach, ale sam kalendarz z pomysłami na wpisy i ewentualnie zaznaczonymi dniami, w których powinien być nowy artykuł, zawsze na mnie działał motywująco i sprzyjał mojej organizacji czasu. Darmowe plannery do wydrukowania są tutaj – pisałam o nich jakiś czas temu.
- mam czas dla siebie – nie mogę pracować cały dzień, bo to wykańcza psychicznie. Ustalam sobie ramy czasowe i według nich działam.
ZACZYNAJ OD RAZU
To co, zaczynamy? Nie od jutra, nie od poniedziałku, trzeba zacząć od razu. Inaczej utracę moją koronę pani organizacji czasu… a tak serio – inaczej po prostu się zamęczę na śmierć, nie zrealizuję swoich marzeń i nigdy nie odpocznę. A tego chyba nie chcemy.
Mam nadzieję, że dacie mi jakiegoś motywacyjnego kopniaka. Zawsze to ja je daję, teraz sama jednego potrzebuję 🙂