Daleko mi do perfekcjonistki. Nie umieram z rozpaczy, kiedy mam krzywego warkocza, nie płaczę pod kołdrą, kiedy mój tekst nie jest dopracowany w 100 procentach, i naprawdę mi nie przeszkadza, że na zdjęciu widać kawałek odrapanej przez kota kanapy. Raczej jestem osobą, która uważa, że lepsze jest nieidealne, ale zrobione, niż odwrotnie.
Akceptuję niedoskonałość. Jest normalną rzeczą, zwłaszcza, kiedy chcesz robić dużo, albo robisz w ogóle. Akceptuję błędy, wpadki i przypały.
Nie akceptuję tylko tego, kiedy do czegoś się zobowiązujesz i robisz to na odwal.
Dlatego biorę to na siebie.
RYZYK-FIZYK, CZYLI JAK NAPRAWDĘ WYGLĄDAJĄ “WIELKIE PROJEKTY”
Z wierzchu – czasami niesamowicie. Wszystko wydaje się być sensowne, dobrze zorganizowane, uczciwe. Z perspektywy osoby obserwującej: świetna sprawa, sukces.
W rzeczywistości często jest zupełnie odwrotnie. Ostatnie 3 lata dały mi pod tym względem mocno popalić: pracowałam z różnymi osobami, grupami, zespołami, firmami – i czasami mimo tego, że na wierzchu wszystko wydaje się być cudowne, to w głębi nie jest wcale tak ciekawie i wspaniale, a trzeba robić dobrą minę do złej gry.
Wynika to z wielu rzeczy. Są osoby, które po prostu chcą cię wykorzystać i próbują robić jakieś dziwne przekręty, wykorzystując fakt, że wasza współpraca jest publiczna i ciężko się z niej wydostać. To na szczęście mały procent; większość “wielkich projektów” ma inną wadę – ludziom się nie chce lub nad jedną rzeczą działa tak wiele osób, że tak naprawdę nikt nie jest za nic odpowiedzialny.
I to jest właśnie w tym wszystkim najgorsze.
Ile ludzie potrafią naobiecywać przed podpisaniem umowy, a ile robią naprawdę – to jedna rzecz. Zawsze projekt będzie cudowny, super, będzie miał milion bonusów, tego i owego… na papierze. W rezultacie dobrze, jeśli chociaż połowa z obiecanek dojdzie do skutku. Druga rzecz to oczekiwania a efekt końcowy. Zazwyczaj się rozjeżdża gorzej, niż moje nogi na rolkach. Najczęstszy powód: komuś się nie chciało, ktoś coś olał, czegoś nie dopilnował.
W rezultacie bardzo często coś wypadało źle, było mega nieprofesjonalne, pełne wpadek i… no, po prostu nie do przyjęcia. Nie dlatego, że nie mogę ścierpieć, że coś nie jest perfekcyjne – jak już wspominałam, do perfekcjonistki mi daleko – ale dlatego, że czasami aż żal patrzeć, jak świetny projekt, który ma szansę być czymś naprawdę dobrym i wspaniałym, rozbija się jak statek o skały z powodu lenistwa jednej czy dwóch osób w zespole.
Mam dużo anegdotek o niedziałających mikrofonach, o niepoinformowanej ochronie, o błędach w materiałach, zgubionych projektach (!!!), obiecanych nagrodach dla ludzi, które zniknęły czy “cięciu kosztów”, które polegało na tym, że zamiast sesji zdjęciowej do ważnej akcji, zdjęcia, makijaż i włosy robiła osoba, która pracuje w firmie i została do tego wydelegowana (ale nie ma pojęcia o żadnej z tej rzeczy i sama była przerażona). O płatnościach, które nigdy nie przyszły i zmienianiu regulaminu w konkursach, żeby uchylić się od dawania tej czy innej nagrody…
BIORĘ TO NA SIEBIE
Z tego powodu pewnego wieczoru po rozmowie z Patrykiem stwierdziliśmy, że lepiej będzie liczyć na siebie. Tyle razy nawściekaliśmy się z powodu różnych niedociągnięć, które potem rzutowały na cały projekt, że chcieliśmy zobaczyć, jak to będzie, kiedy weźmiemy wszystko na siebie. W większości przypadków to nie wpadki czy drobne błędy były przyczyną tego, że coś nie wyszło (bo przecież takie rzeczy się zdarzają i jest to ludzkie), ale fakt, że innym nie zależało, bo pracowali od tej do tej i fajrant, albo dlatego, że po prostu się komuś czegoś nie chciało.
Jednym z pierwszych takich projektów, który postanowiliśmy zrobić od zera, jest moja “trasa treningowa”, czyli projekt, w którym organizujemy treningi dla czytelniczek w różnych miastach. Rozplanowaliśmy działania, sporządziliśmy ofertę i zaczęliśmy działać. Od jesieni pracują ze mną dwie dziewczyny – Agata i Monika i to w takim czteroosobowym zespole tworzyliśmy cały projekt.
Jestem po czterech treningach: w Krakowie, Katowicach, Gdyni i Bydgoszczy. Na ten moment – wszystko się udało. Nie dlatego, że jesteśmy tacy cudowni, a ja taka zakochana w sobie, że uważam, że wszystko robię dobrze (oj, nie robię). Dlatego, że każdej z osób ZALEŻAŁO i to BARDZO, w związku z tym wykonywało swoje zadania na 120 procent.
Ostatni miesiąc był masakrą i o ile dobrze wiecie, że często mam dużo pracy, tak te ostatnie kilka tygodni było jakimś apogeum. Spaliśmy po kilka godzin, pracowaliśmy od rana do nocy, ale udało się! Jestem z siebie i z całej ekipy taka dumna, że po prostu mnie to uczucie rozpiera i promieniuje 🙂
Zrobiliśmy wszystko – poczynając od rezerwacji sali, nagłośnienia, sprzątania, poprzez stronę internetową, projekty graficzne, wielką ściankę, pozyskanie partnerów, wymyślenie i załatwienie pakietów aż do przeprowadzenia każdego z wydarzeń bez żadnej wtopy (na razie – czeka mnie jeszcze Wrocław i Szczecin w ten weekend 😀 )
To pierwszy taki duży projekt przeprowadzony od początku do końca, ale już wiem, że dla takich rzeczy warto niedosypiać (chociaż zdaję sobie sprawę, że to niezbyt dobrze brzmi w ustach trenera) i mocno się przycisnąć do pracy. Cieszę się, że wzięliśmy to na siebie, bo już teraz wiem, że dużo rzeczy można zrobić naprawdę dobrze, jeżeli masz do tego serce i co najważniejsze: chcesz to zrobić.
BO MI ZALEŻY
Właśnie spytałam Patryka: “jak myślisz, jaki morał powinien mieć ten post?”. Nie chodziło mi o to, żeby się przechwalać ani o to, żeby kogoś krytykować czy wywrzeć wrażenie, że tylko rzeczy spod twojej własnej ręki są najlepsze. Nie są. Bez ludzi wokoło nic by się nie udało.
Ale…
jeśli na czymś bardzo ci zależy, może lepiej czasami zrobić to po swojemu. Nabrać odwagi. Zacisnąć zęby. Bardzo się bałam, że nikt nie przyjdzie, że nie damy sobie rady, że to wszystko nie wypali, ale… to co?
Zawsze można spróbować drugi raz. Warto!
Powiem Ci, że tak jest wszędzie 🙂 nie tylko w projektach i współpracach z danymi firmami. A to, że mnóstwie osób nie zależy, są leniwe, kombinują lub po prostu wykazują się ignorancją jest jednym z moich największych problemów w pracy z ludźmi. Wiele się mówi o motywacji, o zarządzaniu przez cele, o etyce zawodowej. Ale czasem wszystko sprowadza się właśnie do tego, że danej osobie na niczym nie zależy. Nawet sama wobec siebie nie jest uczciwa. Efekt jest wtedy taki, że masz możliwość albo odpuścić i jakaś sprawa umiera, albo pracujesz za kogoś. I obie te sytuacje są zawsze bardzo trudne, szczególnie że naprawdę nie kojarzę sytuacji w której z czyjegoś lenistwa czy zaniedbania wyciąga się konsekwencje. Zwykle życie po prostu płynie sobie dalej jakby nic się nie stało.
Oj tak, wiem, że tak jest wszędzie 🙂 I zgadzam się – ja też raczej nie spotkałam się z wyciąganiem konsekwencji, raczej się to wszystko olewa – co mi się bardzo nie podoba, bo przez takie ignorowanie takich zachowań ciągle jest jak jest 🙂
Marta, byłam na Twoim treningu w Gdyni, i na sama myśl o tym mam ciarki na plecach. Organizacja tego spotkania była na takim poziomie ze nie ma skali by to ująć, pakiety – nigdy nie dostałam tylu dobroci a brałam udział w wielu imprezach sprostowych, od biegów ulicznych po treningi . Atmosfera – każdy był pomocny uśmiechnięty, Agata która robiła zdjęcia- nie było problemu zeby zrobiła zdjęcie jakie chciałyśmy, z uśmiechem mówiła Oki jasne nie ma problemu, i za zdjęcia nie trzeba płacić – co nie jest oczywiste. Bo np podczas biegów ulicznych masa ludzi robi zdjęcia a potem zeby je dostać trzeba zapłacić nie mała sumę . Monika która tez zawsze służyła pomocą , Patryk który tez włożył mega pracy w relacje , zdjęcia i tez zawsze uśmiechnięty. Dziewczyny wolontariuszki , taki miły gest ze pokazały gdzie możemy sie przebrać i co gdzie jest. Niby nic a czułam sie taka „ważna” . I TY bez której to wszystko by nie istniało. Twoja naturalność – to ze można było sobie zrobić z Toba zdjęcie ze byłaś dla nas „dostępna” , ze nie tworzyłas wokół siebie takie otoczki gwiazdy, ze tylko wybrani mogą Cie przytulić i przybić piątkę. Cos niesamowitego. Twój wykład – dał dużo do myslenia. Trening- do dzis mam zakwasy;) dziękuje najmocniej i mam nadzieje ze takich treningów jeszcze bedzie wiele;)
Pozdrawiam, Wiola
Wiola, niezwykle Ci dziękuję za taką laurkę! Nie wiem, czy można przeczytać coś lepszego po organizacji wydarzenia. 🙂 Jest mi teraz bardzo, bardzo, BARDZO miło!
Mega pozytywny tekst – za to Cię właśnie uwielbiam!
Bardzo mądry tekst- niestety ludziom bardzo często się nie chce. Taką abnegację obserwuję notorycznie i na bardzo wielu poziomach, czasami, co mnie zdumiewa, równiez u ludzi mających własne biznesy- fuszerka, robienie łaski, olewanie wszystkiego… jakby nie chcieli zarobić! Tym bardziej cenię jakość, profesjonalizm i serce wkładane w daną pracę… bo to od razu tak bardzo widać…
Nie mam możliwości wziąć udziału w Twojej obecnej trasie (nie ten kawałek Polski…), ale miałam przyjemność uczestniczyć w Twoim pierwszym treningu (darmowym!) na warszawskim AWF, i już wtedy byłam pod wrażeniem tego, jak fantastycznie to było zorganizowane… (a przecież też, z tego co pamiętam, robiliście to we dwójkę, mając dużo mniejsze środki wówczas…) Widzę na Insta, jak profesjonalnie i fantastycznie wygląda to teraz, i naprawdę, z całego serca jestem z Ciebie dumna! 🙂 Masz całkowitą rację- trzeba robić swoje, i samemu robić różnicę w tym byle jakim świecie… Tobie to wychodzi wspaniale! <3
Dokładnie mam czasami identyczną myśl – “jakby nie chcieli zarobić” 🙂 Nie rozumiem nigdy tego 🙂
Bardzo Ci dziękuję za miłe słowa. 🙂 Naprawdę dajemy z siebie wszystko (na treningu na AWF też dawaliśmy) i cieszę się, że to widać nawet przez zdjęcia 🙂
Pozdrowienia!
Starapanna dobrze to ujęłaś… takie jakieś wszechobecne wdupiemanie panuje. Ja niepojmuje jak tak można funkcjonować. Strasznie mnie to denerwuje i niestety musze powiedzieć że osób którym naprawde “się chce” jest niestety jakby mniej…
No i w końcu jest coś <3 Jestem jednak bardziej oddana Marta pisze niż codziennie fit 😛 Chyba dlatego, że nie jestem jakoś fit, i ta tematyka jeszcze nie do końca mnie przekonuje, a wręcz gdy widzę wszędzie ludzi i ich fit super życie na siłowni itp, to mi się odechciewa jeszcze bardziej, i nie chodzi tu o cb 🙂 , aczkolwiek myślałam by udać się na trening z tobą, może by coś się zmieniło 😛 Ale niestety tym razem się nie udało, może następnym 🙂 Ale proszę o więcej na Marta pisze, cokolwiek napiszesz jest super ! 😀
Hej Paulina 🙂
Wcale się nie dziwię – nie każdego tematyka fit musi interesować 🙂 Co do MP, bardzo bym chciała, żeby posty ukazywały się z taką częstotliwością jak kiedyś, ale przyznam szczerze, że obecnie wieczorem po prostu padam i nie mam nawet pomysłu jak coś ładnie ująć, przez co mam problem z pisaniem na tym blogu. 🙁
Świetny post – trafiający w samo sedno! I tak jak Dziewczyny już pisały niestety tak jest wszędzie, niezależnie od branży i niestety odnoszę wrażenie, że takie olewcze podejście do życia jest coraz bardziej popularne. Smutne jest to, że coraz więcej osób niezależnie od wieku ma gdzieś to aby wykonywać dobrze swoją pracę, obowiązki czy powierzone zadania. Na szczęście jest też mnóstwo osób którym się chce i im zależy a jedną z nich jesteś Ty Marta! 🙂 Ćwiczę z Tobą od ponad roku i Twoje treningi były jedynymi, które zmusiły mnie do ruszenia tyłka z kanapy. Fajnie jest obserwować jak się rozwijasz, poszerzasz swoją pasję, motywujesz do działania a przede wszystkim pozostajesz sobą i nie dajesz się tej całej nagonce “idealności”. To jest jeden z głównych motywów dla których czytam Twojego bloga i ćwiczę z Twoimi programami. Uważam, że obecnie niemałym wyzwaniem jest istnieć w mediach i się w tym wszystkim nie zatracić a Tobie się to świetnie udaje i tak trzymaj!
P.S. Czekam z utęsknieniem na trening w Warszawie 🙂
Pozdrawiam serdecznie,
Kinga.
Mogę jedynie powiedzieć, że zdecydowanie było WIDAĆ, że to twój projekt od początku do końca. Pozwól, że wypunktuję dlaczego:
1. CENA, mega niska, właściwie odbierająca ci cały zarobek. Który organizator by na to poszedł??
2. Pakiety startowe – widać, że nikt na nich nie oszczędzał. Mega bogate, pełnowartościowe produkty. Do tego darmowe jedzonko na miejscu w ilości PRZEKRACZAJĄCEJ liczbę uczestników (!!).
3. Dobór sponsorów – czyli nie wciskanie na siłę każdego kto tylko będzie chętny sponsorować. Wybraliście same super marki, do tego związane z tobą i twoim blogiem.
4. Czas, który dla nas miałaś – żadnego pośpiechu, żadnego patrzenia na zegarek “bo sala wynajęta tylko do 13, więc szybko, szybko te zdjęcia!”
5. Atmosfera na wydarzeniu – taka ciepła i koleżeńska. Jakbym była z samymi znajomymi na imprezie organizowanej przez koleżanki. Wszyscy uśmiechnięci, wszystko na luzie, wszyscy pomocni.
Podsumowując było MEGA, gratuluję bo wyobrażam sobie jaki to musiał być ogrom pracy dla was i ile stresu was to kosztowało. A wyszło bezbłędnie, co jest ogromnym sukcesem w moich oczach. Dziękuję 🙂
Dokładnie ! To wydarzenie przerosło moje oczekiwania.
Gdyby każdy podchodził z takim zaangażowaniem 😉
Byłam na treningu w Katowicach i muszę przyznać, że chyba jeszcze nigdy nie miałam okazji uczestniczyć w tak dobrze zorganizowanej imprezie. Pracowałam kiedyś na ściance wspinaczkowej, odbywały się tam różne zawody i imprezy i zawsze coś było nie tak. A to mikrofonu brakowało, a to ktoś źle wpisał wyniki, a to odpowiedzialni za przygotowanie dróg wspinaczkowych zaspali, a to ktoś myślał, że już ma wolne i wychylił piwko albo dwa, a potem łapał mikrofon… Raz nie było ciepłej wody, innym razem światła itd. A u Ciebie – idealnie! Od przykładowego papieru w toalecie aż to perfekcyjnej punktualności, poprzez świetne treningi, fantastyczne pakiety, miłą atmosferę bez zbędnych nerwów i spięć. Polecam, podziwiam i mam nadzieję, że w przyszłości będę miała okazję pracować w tak zgranej ekipie, jak Twoja <3
No, no, nie pozostaje nic innego, jak tylko pogratulować. Zawsze cieszą mnie takie historie, mówię to bez cienia zazdrości 🙂
Ja widzę jeszcze jedną rzecz: dorosłych i dorosłych. Mam takie wrażenie, że dorośli dzielą się na takich wiecznie uradowanych, wesołych, pełnych optymizmu ludzi jak ja czy Ty i takich, którzy przez te nasze cechy myślą o nas, że jesteśmy jakimiś niezorganizowanymi gówniarami, które nic nie wiedzą o życiu, we wszystkim trzeba im pomagać, są naiwne i w ogóle nie kumają BIZNESÓW, bo oni to są już dorośli i wiedzą, że na naiwności świat nie stoi i jak myślisz, że uda Ci się coś zrobić, to dlatego, że nie masz pojęcia o czym mówić, bo to niemożliwe, bo to trzeba milion złotych do tego i ekipę tysiąca ludzi (z których 90% nic nie będzie robia). Też masz takie wrażenie? Jako 26-latka mówiąca ciągle SIEMKA, wyglądająca na 19 lat i chodząca w adidasach dosyć często się z tym spotykam 😀 Ten opis też pewnie pasuje do Ciebie (tylko że masz o rok mniej :D) i też pewnie tak masz. Tym większa jest dla mnie, jako obserwatorki, satysfakcja, jak sobie patrzę i myślę: O I MACIE, LAMUSY. MARTADELA WAM POKAŻE, JAK SIĘ ORGANIZUJE TRASY!!!!! 😀
Pięknie to napisałaś! 🙂 Gratulacje :*
Na trening jeszcze nie dotarłam 😀 Jak poprawię kondycję – to jak najbardziej! Niemniej taka refleksja mnie po Twoim tekście nachodzi, że jak sami coś “weźmiemy na siebie” to też pojawia się satysfakcja większa. Sami mamy nad czymś kontrolę, a jak widać w dobie ludzi, którzy nie do końca przykładają się do swojej pracy, to ważne. Czasem warto brać coś na siebie nawet po to, by móc ze spokojem, poczuciem, że zrobiło się wszystko… spojrzeć w lustro.
Odpowiedzialność za własną niedoskonałość? Wielka siła! 🙂 Przy okazji, jeśli oczywiście Marto pozwolisz, zaproszę do swojego świeżego bloga 🙂 http://www.mrs-petite.blogspot.com
Mega pozytyw. Super puenta.
Marta,
muszę Ci ponarzekać, ze coś u Ciebie tutaj cicho ostatnio… co chwilkę odwiedzam blog z nadzieją na nowy post 🙂
Wiem, boli mnie to bardzo. 🙁