Kiedy byłam w liceum, potrafiłam sobie wyobrazić moje życie w przyszłości perfekcyjnie podzielone na konkretne etapy. Miałam pracować tu, mieszkać tam, mieć rudego kota, męża w konkretnym wieku i mieszkanie o określonym układzie. A potem rzeczywiście przyszła dorosłość i z planów nie pozostało nic.
Nawet kot nie jest rudy.
WYOBRAŻENIA VS. RZECZYWISTOŚĆ
Kiedy wyobrażałam sobie samą siebie za kilka lat, miałam przed oczami dziennikarkę w ołówkowej spódnicy i szpilkach, mieszkającą w Warszawie, w mieszkaniu rodem z Pinteresta. Wydawało mi się, że bycie osobą dorosłą jest najlepszą rzeczą na świecie – masz swoją kasę, swoje życie, a cały świat stoi przed tobą otworem.
Żadnej szkoły, dramy w klasie no i złamanego serca też nie ma, bo przecież wszyscy wiemy, że dorośli ludzie potrafią rozwiązywać sprawy związkowe lepiej. No i są mega zorganizowani w całym swoim życiu.
Tak, wiem. Byłam bardzo naiwną nastolatką.
Szpilki noszę na randki, ale raczej nie na co dzień; do Warszawy bym się nie przeprowadziła nawet, gdyby mi za to zapłacili (nie moje klimaty), na mieszkanie rodem z Pinteresta to mnie obecnie nie stać, mąż jeszcze nie jest mężem, a o Nitce można dużo powiedzieć, ale na pewno nie to, że jest ruda.
Ale wszystkie te rzeczy to nic takiego. Nie przeszkadza mi to, że moje życie nie przypomina tego, co sobie wyobraziłam mając osiemnaście lat na nudnej lekcji w szkole. Ba: nie zamieniłabym mojego życia na żadne inne.
Jedyne co ciągle mnie zadziwia to to, ile trzeba ogarnąć jako dorosły i fakt, że kompletnie człowiek nie jest na to przygotowany. Tak po prostu! Czasami czuję się, jakbym przyszła do szkoły po dwóch miesiącach nieobecności prosto na niezapowiedzianą kartkówkę z przyry. Taką, na której nie masz kompletnie bladego pojęcia, o co pytają i co masz odpowiedzieć.
I ciągle zastanawia mnie to, dlaczego nikt tej pory nie napisał jakiegoś poradnika. Nic ambitnego, doprawdy. Wystarczyłaby chociaż pozycja: DOROSŁOŚĆ: PORADNIK PRZETRWANIA albo DOROSŁOŚĆ: JAK SIĘ NIE ZAŁAMAĆ I OGARNĄĆ SWOJE ŻYCIE, ewentualnie: DOROSŁOŚĆ: JAK PRZEŻYĆ TO BEZ KRYZYSU.
Bo nauczyłam się w szkole wzoru na deltę, inwokacji i dwutaktu, ale nikt mnie nie nauczył, jak się gra w dorosłość.
TAK NAPRAWDĘ NIKT NIE WIE, O CO CHODZI
W porządku – sprawa jest jasna. Nie ma tajemnej wiedzy, instrukcji obsługi albo zajęć dodatkowych, na której cię tego nauczą. Nikt też nie przygotowuje cię na to, jakie decyzje będziesz musiał podjąć i z czym będziesz musiał się zmierzyć. Nawet w rozmowie z innymi dorosłymi oprócz tekstów “ciesz się młodością/szkołą/studiami póki możesz” nie usłyszysz żadnych konkretów. Nie dlatego, że nie chcą się tą wiedzą podzielić; dlatego, że sami nie mają pojęcia, co robią.
Więc musisz sobie jakoś radzić sam.
Obecnie dużo się u mnie zmieniło. Od prowadzenia własnej firmy, poprzez organizację wesela i kupowanie mieszkania, a także projekty zawodowe – jest tego mnóstwo. Ilość decyzji, które muszę podejmować, ich ważność i liczba konsekwencji jest ogromna, a ja ciągle czuję się albo jak osoba, która rozwiązuje krzyżówkę, ale ta krzyżówka jest jakieś pięć poziomów za trudna, albo jak ktoś, kto jest jak ten pies z mema, który siedzi w laboratorium i nie ma pojęcia, nad czym pracuje.
Podejmuję jakieś decyzje, zastanawiam się, myślę, nie mogę spać, ale prawda jest taka, że to jak z tą cholerną krzyżówką – dopóki nie rozwiążę całej, to się nie dowiem, czy wyjdzie mi hasło. I tu jest dokładnie tak samo: mam wrażenie, że najczęstszym słowem ostatnio jest “nie wiem”. Bo naprawdę nie wiem! Nikt mi tego nie powiedział, nigdy nie miałam okazji się nauczyć i wszystko sprawdzam już nawet nie na próbie generalnej, tylko na występie.
I chyba tak najłatwiej podsumować dorosłość. Występ bez próby. Improwizacja. Na przypale, albo wcale.
NIE IDZIEMY RÓWNO
Szkoła była łatwiejsza też z jeszcze jednego powodu – większość z nas miała te same problemy. Sprawdzian z matmy, konkurs z angielskiego, wredna pani z chemii czy jakaś wpadka na wfie – o tym wszystkim dało się pogadać, niezależnie od tego, czy chodzimy do tej samej szkoły. Teraz każdy znajomy poszedł własną ścieżką i podczas gdy jeden ma dwójkę dzieci, a drugi szuka kolejnego kierunku studiów, żeby przedłużyć dzieciństwo, to trzeci szykuje się do rozwodu.

Kiedy jedni się żenią, drudzy szukają ciągle pierwszego partnera. Niektórzy awansują, a kolejni ciągle szukają swojego miejsca. I chociaż czasami przez to możesz czuć się gorszy z powodu tego, że nie robisz wszystkiego jak inni albo daleko ci do ich etapu – to wszystko jest w porządku. Z jednej strony – trudno znaleźć partnera do rozmowy i kogoś, kto przeżywa dokładnie to, co ty, z drugiej – wreszcie pojawia się ta świadomość, że to twoje życie i to ty decydujesz, jak się dalej potoczy.
MUSISZ PO PROSTU SKOCZYĆ
Mam wrażenie, że sami sobie narzucamy blokadę. Czasami jest nam ciężko, innym razem stoimy na rozdrożu i kompletnie nie wiemy co robić, albo najzwyczajniej w świecie mamy ochotę rzucić wszystko w cholerę i z płaczem zadzwonić do mamy… i boimy się do tego przyznać. Boimy się, bo chociaż nikt nam nie dał instrukcji obsługi, to wydaje nam się ,że powinniśmy umieć w tą dorosłość grać i robić to bezbłędnie.
A to bzdura.
Masz prawo czuć się przytłoczony, masz prawo nie wiedzieć i masz prawo pomyśleć sobie: ta dorosłość jest do kitu. Bo chociaż zapewniam cię, że wcale nie jest, są dni, kiedy nie da się myśleć inaczej. Dni, kiedy nic nie wychodzi, decyzje są niemożliwe do podjęcia, a mama jest daleko i nie podsunie swoich kanapeczek z masełkiem i ciepłego uścisku. I chociaż są momenty, że jest słodko, fajnie i cudownie, to jest też czasami gorzko, szaro i samotnie.
Ale dasz sobie radę. Jak zwykle. Wiesz, dlaczego?
Bo jesteś dorosły. I mimo tego, że czasami kompletnie nie wiesz, co robisz, zrobisz to dobrze. Wierzę w to.
I w siebie też wierzę.
Bardzo mądre słowa. Dorosłość nie jest łatwa, nie każdy z naszych licealnych kolegów obiera tą samą drogę, kluczymy, błądzimy, ale z nadzieją, że dotrzemy do celu 🙂 Miło wiedzieć, że nie tylko mi przydałaby się taka “instrukcja obsługi”, już myślałam, że jestem wybrakowana i wszyscy poza mną wiedzą COŚ czego ja nie wiem. A okazuje się, że jednak nie i jest to nawet całkiem normalne, tylko może nie każdy chce się do tego przyznać, bo przecież wszyscy jesteśmy tacy “dorośli”. A to tak naprawdę tylko słowo, które nijak nas nie określa. Najlepiej to być po prostu sobą.
Pozdrawiam Cie Marta 🙂
Świetny wpis, czuję się dokładnie tak samo! W szkole nie uczą nas jak żyć, jak podejmować decyzje i jak nauczyć się być samodzielnym. W szkołach wszyscy jesteśmy tacy sami, mamy identyczne obowiązki, musimy się dostosować i jesteśmy osadzadzi w pewne ramy, które rozpadają się w prawdziwym życiu. Kończąc edukację, dalej szukamy tych ram, które dadzą nam bezpieczeństwo i uchronią nas przed nadmiarem (bo przecież mamy tyle wyborów w życiu, że czujemy się przytłoczeni i nie robimy nic).
W trakcie czytania tego postu miałam wrażenie, że siedzisz mi w głowie… Może nie szykuję się do ślubu (bycie singlem jest przecież super i nic na siłę), ale ilość decyzji, które trzeba podejmować wciąż się mnoży i jakimś cudem ich przybywa (jakim?!). I wciąż ta sama myśl- skąd mam wiedzieć co będzie za miesiąc, pół roku i rok, skoro totalnie nie mam pojęcia co będzie jutro. Skoro nie wiem gdzie dostanę pracę w zawodzie (dość świeża i nietypowa dyscyplina nauki), czy przypadkiem za miesiąc nie będę się pakowała i jechała na koniec świata bo tam znajdę ofertę pracy marzeń, czy może znajdę coś w swoim mieście.
Kluczem do sukcesu jest po prostu pozostanie w zgodzie z samym sobą i nie poddanie się lękowi przed przyszłością.
Właśnie tego potrzebowałam, dzięki!
Super – bardzo prosto, zwięźle i na temat 😉 Lubię to !
Bardzo lubię cie za to, że piszesz szczerze na temat swojej ścieżki gdzie by ona w danym momencie nie przebiegała. Łatwo jest napisać, że się robi coś co wymaga dużo pracy. Ale ciężko po ludzku napisać, że się nie zawsze wie od razu co zrobić. Przecież dorosłość polega między innymi na udawaniu, że ze wszystkim sobie radzisz, bo jesteś dorosły.
<3
Już sam tytuł wywołał u mnie banana na twarzy 😀 Dzięki za poprawę humoru!
Im jestem starsza tym sytuacja nie ulega poprawie tylko dochodzi tego więcej. Za dorosłość trzeba czasem słono zapłacić no ale dzięki temu jest ciekawie i mamy miejsce na swoje błędy. Lepiej zaliczyć orła na swojej drodze otrzepać się i iść dalej niż wiecznie unikać życia idąc tam gdzie inni nas pchają 🙂
Pół biedy jak wiesz co chcesz robić, wiesz gdzie zmierzasz, tylko czasami ci coś nie wychodzi. Gorzej kiedy nie możesz się zdecydować, którą drogą chcesz pójść, a fakt, że nie będzie odwrotu, albo w najlepszym wypadku zmarnujesz parę lat życia, nie pomaga w podejmowaniu decyzji. A w liceum wszystko było takie proste… Chętnie bym się cofnęła do tych czasów <3 😀
ja też 🙂
Bycie na etapie liceum / gimnazjum, czasem nawet studiów, jeśli dalej mieszka się z rodzicami lub ma wsparcie rodziców to jak wersja demonstracyjna jakiejś gry, gdzie możesz zobaczyć jak to wygląda (życie w sensie), jesteś na pozycji chronionej, nie masz wszystkich opcji odblokowanych i w zasadzie grasz żeby zobaczyć Czy Ci się podoba. No dobra, umówmy się, że w przypadku życia nie tak prosto po prostu odłożyć skończoną demówkę na bok stwierdzając, że to nie dla nas. O nie, po skończonej wersji demonstracyjnej od razu przeskakujemy do pełnej wersji, która ma tyle opcji, że dopiero gra, długa i systematyczna pozwala na opanowanie jej lepiej. Nie mówię w pełni, bo im dalej jesteśmy tym napotykamy nowe trudności.
I tak, nikt nas na to nie przygotował. Świat zakłada, że “grając” w życie sami opanujemy je, na swój własny sposób. I nie ma jednego sprawdzonego, każdy żyje po swojemu. Każdy uczy się na błędach.
Powiem Ci, Marto, nie pamiętam jakie “plany na przyszłość” miałam w głowie będąc w liceum. Na pewno chciałam iść na kierunek studiów związany z projektowaniem (o borze liściasty, a tu już po magisterce xD), mieć fantastycznego partnera, z którym świetnie byśmy się rozumieli (tymczasowo mi przeszło), pracę w agencji kreatywnej nad rozwijającymi projektami (to jest dopiero historia SF!), mieć psa (jestem sługą własnego kocura). Ale czy jestem rozczarowana, niezadowolona? Oczywiście, że nie! Jestem w zupełnie odmiennym miejscu niżbym planowała i jest to fascynujące 😀 Pozdrawiam serdecznie!
[obecnie tylko IG @lazykiwi_pl]
O, mega mi się podoba porównanie z wersją demo – coś w tym jest!
Pięknie to napisałaś. Podpisuję się rękami i nogami! :)))))
oj ja mam takie chyba dni. Ostatnio nazywam to kryzysem wieku średniego w wieku 30 lat. Praktycznie chodzę do pracy z placzem bo mam jej po kokardki i najchętniej bym rzuciła ją wyjechała na drugi koniec świata albo przynajmniej zamieniła się w kota
po kokardki <3 Jakie piękne określenie 😀
Mam zaledwie 18 lat i juz sie boje dorosłości. Przeraża mnie to wszystko 🙁 Boje sie najpierw o studia, potem praca, mieszkanie, druga połówka… Też sobie wyobrażam że będę miala magistra z filologi francuskiej bo to moje marzenie ale mam negatywne myśli, że sobie nie poradze bo moze będę musiała pracować lub może przez zbyt wielki wkład w nauke zniszcze to co jest między mną a moim chłopakiem. Najlepiej byłoby jakby sie miało ciągle po 17-18 lat
Przyznaję, ze te lata tzw. po studiach to szok, wielkie decyzje, zmiany. Inne problemy. Weryfikacja przyjaźni i uczuć. Ale pocieszę! Po 40 -ce jest ufff, spokój, stabilizacja. Decyzje już podjęte. Dzieci odchowane, w pracy już jakaś stabilność. Wtedy zaczynamy drugą młodość!
Z czasem oczekiwania się też zmieniają 🙂 wiec to gonienie króliczka ktory zawsze jest o krok do przodu. Plany a rzeczywistość często się rozjeżdżają.