Nie zawsze się chce. Pół biedy, jeśli możemy sobie pozwolić na małe wolne – gorzej, kiedy pracy i projektów jest sporo, a chęci brak. Jak być produktywnym, nawet, kiedy motywacja wyszła gdzieś i nie wiadomo, kiedy wróci? Oto kilka moich patentów na spięcie tyłka i ruszenie do działania.
Zanim zaczniemy: każdy ma momenty, kiedy się nie chce; to naturalne. Nie znam osoby – i uważam, że nie istnieje – która potrafi działać bez przerwy i zawsze ma dobry humor oraz wielką motywację.
W pogoni za tą zajętością, kolorowymi kalendarzami i spotkaniami umówionymi w harmonogramie, zapominamy, że odpoczynek też jest potrzebny. Jeśli więc czujesz, że jesteś przytłoczony pracą, zrób sobie jeden dzień wolnego – wbrew pozorom, świat się nie zawali (chociaż ja zawsze myślałam, że jak przez 1 dzień wypnę się na wszystkich, to nastąpi apokalipsa – nie nastąpiła).
Są jednak momenty, kiedy teoretycznie powinniśmy działać – uczyć się, realizować projekty, pracować – a motywacji po prostu nie ma. Nie wiem, wyszła, uciekła przez balkon i nawet wołami nie można nas zaciągnąć do zrobienia czegokolwiek. Nie ma tego “flow”, tego uczucia “ok, dobra, działam!”.
Co wtedy? Jak się ratować?
JAK ROBIĆ RZECZY, KIEDY NIE MA MOTYWACJI
Mam opracowany mini program naprawczy, który mimo braku chęci pozwala mi na zrealizowanie, co trzeba i co muszę zrobić.
Zasada Blokady
Pierwsza rzecz, którą robię, to zablokowanie rozpraszaczy. Blokuję FB i Instagram, wyciszam telefon, zamykam maila, wyłączam telewizję bądź muzykę (albo przełączam na specjalną playlistę do pracy). Z otwartymi pięćdziesięcioma zakładkami nie da się pracować, a “wielozadaniowość” tak naprawdę prowadzi do niezrobienia niczego.
Bez Blokady i bez motywacji prawdopodobieństwo, że wreszcie się zabierzesz do pracy, jest bliskie zeru. Kaman, bądźmy ze sobą szczerzy. Nie dość, że ci się nie chce, to jeszcze na fejsbukowym czacie koleżanka przesyła ci emoty z kotami – gdzie tu miejsce, żeby się skupić?
Zasada Listy z Priorytetem
Po Blokadzie robię krótką listę z rzeczami, które MUSZĘ koniecznie dzisiaj zrobić. Nie te, które POWINNAM dzisiaj zrobić. Tylko te, które MUSZĘ.
Staram się, żeby nie było to więcej, niż 5-6 zadań. I teraz, z tych zadań wybieram 1-3 najcięższe zadania. To właśnie od nich zacznę swoją pracę.
Zasada Bloków
Wyrzuccie wielozadaniowość do kosza.
Pracuję blokami. Czyli jeśli piszę maile, to piszę je, aż skończę, a nie piszę 2 maile, potem wpis na blogu, potem robię zakupy i potem znów piszę maile. Nie. Robię jedną rzecz za jednym razem i staram się ją kompletnie skończyć. Praca blokami jest jaieś 50347583 razy bardziej efektywna.
Podziel swoje zadania na bloki i tak je realizuj. Np. najpierw odrób wszystkie lekcje, a potem dopiero się ucz na sprawdzian. Albo najpierw odpisz na maile, a potem drukuj umowy czy wykonuj telefony. Nie rozpraszaj się zmienianiem zadań, bo właśnie to sprawia, że jeszcze bardziej nam się nie chce.
Zasada 15 minut
Jeśli bardzo mi się nie chce, zaczynam OD RAZU i obiecuję sobie, że będę to robić tylko kwadrans. Zazwyczaj gdy ten czas mija już jestem wciągnięta w tą czynność i po prostu robię ją do końca. Spróbujcie. Grunt to zmusić się do rozpoczęcia – to dość istotne. Bardzo dużo osób cacka się ze sobą, miętoli, powtarza 50 razy “mi się nie chce”, “nie mogę się za to zabrać”. Gdybyście zaczęli od razu, już dawno byście skończyli 🙂
Zasada Pomodoro
25 minut pracy, 5 minut przerwy. W mojej przeglądarce zainstalowałam sobie specjalną wtyczkę do Pomodoro, która odmierza mi czas i dzwoni, kiedy ten upłynie. Dodatkowo ustawiłam sobie blokowanie stron podczas pracy, czyli kiedy pracuję i próbuję wejść na fejsa, to wyświetla mi się komunikat, żebym wracała do roboty 🙂 To jest bardzo skuteczne nie tylko dlatego, że pozwala ci się nie rozpraszać, ale też dlatego, że uświadamia ci ile razy bezwiednie sam się rozpraszasz, sprawdzając 5835 maila czy odświeżając fejsa. Polecam!
MOTYWACJA – MOŻE, ALE NIE MUSI
I pamiętaj – motywacji częściej nie ma, niż jest. Zazwyczaj. Są dni, kiedy od rana zrywamy się do działania i wykonujemy zadania jedno za drugim, ale jest też bardzo dużo takich, kiedy po prostu średnio nam to wszystko idzie – i to jest normalne. Często ludzie naczytają się na prawo i lewo o tym, jak się motywować, że należy czuć inspirację i jak jej nie ma, to jest źle i okropnie, ale… to wszystko jest przereklamowane. Trzeba podejść do sprawy rozsądnie, bo dużo ważniejsza od motywacji jest… po prostu samodyscyplina.
Nie warunkuj więc swojej pracy od motywacji. Nie jest tak, że ci, którzy zdobyli najwięcej, budzą się codziennie rano i słońce im świeci z tyłka. Im też się nie chce. Grunt to uświadomić sobie, że robisz rzeczy dla siebie czy dla swojej lepszej przyszłości.
Co ważne – tak jak pisałam na samym początku – czasami warto też po prostu odpuścić. Niestety, często zaślepieni “zapracowanym życiem” nie pozwalamy sobie na odpoczynek – nie tylko fizyczny, ale przede wszystkim psychiczny!
To są moje sposoby na zmuszenie się do pracy, kiedy trzeba, a kiedy się nie chce. Może macie jeszcze jakieś patenty? Dajcie znać 🙂
Zapraszam Was na FACEBOOKA i INSTAGRAM.
Hej Marta ;3 polecisz swoją specjalną playlistę do pracy…? ^^
Tak, mam ją na Spotify. To jest gotowa lista stamtąd, bardzo fajna muzyczka relaksująca, która sobie leci w tle 🙂
Link tu:
https://open.spotify.com/user/spotify/playlist/7r3RldkEron0dbIi0YQEkm
Niby piszesz, że nie odpisujesz ludziom , bo jesteś zajęta pracą. Tylko, że…. na tym blogu to akurat zarabiasz(czyli pracujesz). FUCK LOGIC (spoko, rozumiem, że napisanie jednego zdania jest strasznie wyczerpujące). ALE ZA TO BIERZERZ KASĘ 😉 nie odpisując pokazujesz tutaj czytelnikom jak głęboko masz ich w dupie czym oni odwdzięczą się tym samym ZAPEWNIAM
– odpisuję ludziom, jak tylko mogę
– na martapisze nie zarabiam, więc twój argument jest inwalidą. Nie jest moim źródłem utrzymania. Pracą są moje plany treningowe, mój drugi blog w jakimś stopniu (chociaż też go piszę z pasji), moje studia, moja praca w brandburgerze czy aktualnie moja książka. Sorry, że mam priorytety… odpisuję na 60-70 % wiadomości i komentarzy, więc kaman. Robię to z przyjemnością. Ale nie starcza mi doby na odpisanie na każdą wiadomość – jak tego nie rozumiesz i z tego powodu piszesz mi już drugi z kolei anonimowy komentarz, to chyba coś jest nie tak.
– jak masz taki problem, że Ci nie odpisałam, to może napisz jeszcze raz i daj znać w komentarzu z jakiego maila wysłałaś/eś wiadomość?
– pisanie z anonima jest takie odważne. Dogadałaś mi, naprawdę.
Nie mam moich czytelników w dupie i myślę, że to wiedzą 🙂
Ludzie to są jednak czasem strasznie dziwni… Nie wiem, czy autor komentarza uważa że cały świat kręci się wokół niego, czy po prostu chciał komuś dowalić, żeby poczuć się lepiej ale jeśli tak, to mała rada: zamiast wyładowywać swoją frustrację na innych, warto by było wykazać się chociaż odrobiną empatii i zrozumieć że każdy ma swoje życie, zajęcia i obowiązki. I naprawdę to wcale nie jest tak, że wszystko się należy.
Marta, chociaż już odpowiedziałaś na tamten komentarz, to po prostu musiałam to napisać, bo ludzie czasem naprawdę dobijają mnie taką roszczeniowością. Gdy widzę ile serca wkładasz w oba swoje blogi, to jest mi po prostu przykro, że niektóre osoby piszą takie rzeczy (a potem dociera do mnie, że w sumie to powinno mi być ich szkoda, bo życie jest pewnie smutne, gdy jest się tak zgryźliwym). Pozdrawiam Cię serdecznie 🙂
Dziękuję Julia! Ściskam Cię mocno 🙂
Nie przejmuj się – odpisujesz i to widać. Ale przecież u każdego doba trwa 24h, a ty robisz tyle, że autor komentarza po tygodniu dałby sobie spokój. Plus ktoś chyba nie wie, że na blogu można nie zarabiać 😀 To, że ktoś ma poczytnego bloga nie znaczy, że się z niego utrzymuje. Fajnie jest sobie na nim dorobić, ale przecież oprócz tego masz własną firmę, jesteś trenerem, nagrywasz filmiki, piszesz posty, piszesz na fb (na grupie jest tyle komentarzy, że serio nie wiem, jak ty się przez to przebijasz), odpisujesz na maile, chodzisz na uczelnię, piszesz książkę, uczysz się dodatkowo poza uczelnią, ćwiczysz i masz życie prywatne.
Ale hajs z youtube pewnie zgarniasz!!!111oneone – czekam na taki komentarz, serio 😀 Kwestia czasu, na bank się pojawi, jeśli jeszcze go nie było.
Hajs z jutuba xD Mogę za niego kupić sobie książkę XD
Dziękuję Karolina za zrozumienie 🙂
No, cóż na moje wiadomości nie odpisałaś ani razu. Ani w mailu , ani na blogu. Nie każę Ci odpisywać na każdą wiadomość – zresztą i tak tego nigdy nie robisz (obserwuję komentarze pod notkami). Co do anonimowości to po 1. nie czuję potrzeby afirmować się moim imieniem i nazwiskiem na tym blogu, wystarczy, że zrobiłam to w mailu do Ciebie
i to nie raz. Po 2. Dla mnie przesłanie jest proste – ktoś nie odpisuje Ci któryś raz z rzędu – widać nie zależy mu. Po 3. Po raz kolejny pokazujesz, że nie umiesz przyjąć tego, co ktoś do Ciebie pisze – zresztą sama kiedyś pisałaś o tym, że masz problem z samokrytyką i zawyżony mniemaniem o sobie – więc wybaczam.
Na wiadomości od Ciebie już mi szczerze nie zależy – szanuję i doceniam tych, którzy jednak ten czas znaleźli. Pozdrawiam
Skoro nie każesz mi odpisywać na każdą wiadomość, to skąd pretensje? Rozumiem, obraziłaś się, bo Ci ktoś nie odpisał, ale szczerze mówiąc, nie wiem, jak można oburzać się na kogoś, kto nie ma wobec Ciebie żadnych zobowiązań, że Ci nie odpisał na wiadomość. Cieszę się, że czytelnicy do mnie piszą i odpowiadam na taką liczbę wiadomości, na jaką mogę. Raz to jest 10, innego dnia 5, kolejnego 15, a następnego 0. Ale tak jak Ty masz prawo do mnie napisać, tak jak mam prawo nie odpisać, bo nie mam wobec Ciebie żadnego obowiązku odpisania. Myślę, że wyżej komentarze też to poświadczają. To, że prowadzę bloga, nie znaczy, że jestem też darmowym psychologiem oraz poradnią. Wiem, że i tak tego nie zrozumiesz, bo jesteś w tym momencie nastawiona do mnie anty i cokolwiek bym nie napisała, będę złą Martą, która nie odpisuje na wiadomości i mejle i olewa czytelników, i w ogóle jak ona tak może, ale gdybyś sobie dzień albo dwa zamieniła się ze mną miejscami, to byś zobaczyła, że tego czasu na odpisywanie realnie nie ma i może spojrzałabyś na to z innej perspektywy, gdybyś widziała, z czym ludzie do mnie często piszą.
Nie pisałam nigdy, że mam problem z zawyżonym mniemaniem o sobie – nie wiem, skąd to wzięłaś. I nie mam problemu z samokrytyką -ale rozumiem, że musiałaś dodać coś uszczypliwego, żeby potem móc w spokoju dodać pozdrawiam.
“Wiesz, hejtuję Cię, ale pozdrawiam” XD i jest kulturalnie. XD
Więc ja też pozdrawiam i już odpuść sobie te anonimowe komentarze 🙂
Mniej jakiejś takiej jadliwości w życiu i będzie dobrze 🙂 Miłego weekendu!
no to nie odpisuj na wiadomości tylko graj dalej w simsy , nie tłumacz się brakiem czasu z powodu nawału pracy, skoro nie masz żadnych zobowiązań. licz się tylko z tym, że tracisz kolejną czytelniczkę, (przypomina mi się tutaj twoja notka pt “jak być burakiem i stracić klienta w 5 minut), no, ale nieważne, bo prawdopodobnie i tak masz to w dupie.
co do anonimów – jest taka funkcja “wyłącz pisanie komentarzy z anonima” na blogu.
jesteś patronem? masz jakiś abonament czy przelewasz w jakiś cudowny sposób pieniadze na bloga że masz prawo mieć JAKIEKOLWIEK wymagania dotyczące czyjegoś czasu?
Skisłam. Pięknie 😉
to jest w sumie bardzo trafne.
Ej odpisałam Ci.
W takim razie, gdzie są moje pieniądze?!
U mnie działa włączenie minutnika na jakiś określony czas. Wyobrażasz sobie, że ja NIGDY nie miałam porządku w moim pokoju, (burdel i tornado to za mało powiedziane), a teraz nastawiam rano 20 minut i w tym czasie sprzątam WSZYSTKO i nawet zdążę odkurzyć i zmyć podłogę! Od sprzątania narodził się mój minimalizm a z minimalizmu większa produktywność 🙂
Wciąż pozbywam się przedmiotów, których nie potrzebuję i dzięki temu nie mam zagraconej przestrzeni i głowy, co przekłada się na to, że myślę jasno, pracuję szybciej i MAM CZAS na odpoczynek 🙂
o tak, minutnik też włączam, i też tak sprzątam 😀 😀 Robię wtedy rekordy 😀
Ja też zaczęłam się pozbywać przedmiotów. Jestem teraz jednak w momencie, w którym nie widzę nic, czego mogłabym się pozbyć, a z drugiej strony, mam dalej za dużo rzeczy (bo mam mieszkanie, w którym prawie nie ma miejsc do przechowywania).
A pozbywasz się też rzeczy swojego mężczyzny ukradkiem? 😀
Gdyby nie blokada określonych stron to moja praca licencjacka jeszcze by nie była napisana ;p. Strasznie łapię się na tym, że rozpraszacze biorą górę nad obowiązkami ale staram się to wyeliminować.
Najgorsze jest to, że to jest PODŚWIADOME. Ja jak zainstalowałam blokady, to dopiero się zorientowałam, ile razy w ciągu dnia wpisuję adres fejsa w przeglądarce – to jest przerażające.
Żebym ja mogła się uczyć, szczególnie gdy robi się tak szybko ciemno, to muszę mieć włączone górne światło, co by nie robić sennej atmosfery przy małej lampce, oraz zasłonięte rolety aby nie włączać myślenia “o jest już ciemno – czas spać”… 😀 Widok z okna mam do tego dość niezły, ale jest jeszcze ciekawszy gdy muszę się uczyć, wtedy interesują mnie wszystkie te lampeczki i światełka za oknem, jeżdżące samochody, widok zmieniającej się sygnalizacji świetlnej itp. itd. No i najlepiej jak mam wyłączony komputer i na biurku leżą tylko rzeczy do nauki. No i właśnie znowu mi nie wyszło, uczyłam się a tu przewijam oczywiście facebooka w czasie “przerwy” i dodałaś wpis… i już minęło 15 minut… Dobra, czas wracać do nauki. :))
Powodzenia z nauką 😀 Rzeczywiście, jak coś trzeba robić, to nagle wszystko inne jest tak okropnie interesujące 😀 😀
Od jakiś 2h próbuje wziąć się za zadanie na uczelnie, ale bez skutku. Jest tyle ciekawych rzeczy do przeczytania na Internecie. Myślę, dobra wejdę na “Marta pisze”, moze mi coś pomoże. A tu mnie zamurowało, wpis idealnie wpasowujący się do tej chwili. Dzięki Marta:)
Już wyłączam rozpraszacze i biorę sie do roboty, bo motywacji dalej nie mam, ale tak jak mówisz najważniejsza jest samodyscyolina:):)
Widzisz 😀 😀 Czytam w myślach 😀 Powodzenia!!
Dobra, masz rację. Od dwóch tygodni uczę się na “odpierdziel”. Wyłączam wszystko i biorę się za robotę! Dzięki Marta :-*
Powodzenia!
Masz całkowitą rację. Ja ostatnio przegięłam i od ponad miesiąca dobrze nie spałam. Ciągle coś mi wyskakuje i wychodzi na to, że albo wracam po 20 do domu, albo wracam od razu po pracy, jem obiad i znowu gdzieś idę. Nie było w zeszłym i tym tygodniu dnia, żebym po powrocie z pracy mogła do następnego dnia sobie spokojnie odpocząć. Dodatkowo w weekendy wyglądało to tak, że raz musiałam się zresetować, raz padłam i nie wstałam z łóżka, potem wyrywkowo na studia, no i doszedł do tego blog. Oprócz tego sprzątanie, gotowanie, kot, no i narzeczonego nie mogę olać, bo przecież też chcę spędzać czas z nim, a nie obok. A, no i treningi. No i odwiedziny rodziców, bo czemu nie, i tak ich od 4 miesięcy nie widziałam. Uświadomiłam sobie w zeszły weekend, że wzięłam na siebie za dużo. Potrzebuję jednak weekendów, więc przenoszę się na e-learning na uczelni, bo inaczej nie wyrobię. Nie mam umowy o pracę więc nie mam tego fajnego przelicznika urlopów, poza tym jestem potrzebna od ponad tygodnia i nie ma szans, żebym teraz wzięła urlop nawet na jeden dzień.
Czasem musimy też rezygnować z niektórych rzeczy, bo nie da się tak funkcjonować. Gdy człowiek zasypia w tramwaju na stojąco codziennie, to znak, że jest coś nie tak. Poza tym humor się psuje, wchodzi niechcemisieizm, motywacja spada i człowiek warczy na ludzi. A chyba nie o to chodzi. I żadne planowanie i motywacja nie pomogą 🙁 Ale lista priorytetów w życiu na pewno. Jest uniwersalna i cieszę się, że mi to uświadomiłaś 🙂 Tak to bym olewała wszystko – teraz chcę odpuścić trochę jedną rzecz. A jeżeli się nie uda… To trudno, za rok też jest rekrutacja 😉
Karolina, to prawda 🙂 Priorytety dużo dają. Ja się też tak zajechałam jakiś czas temu, doszło już do tego, że nie chciało mi się robić niczego i było naprawdę ciężko w pewnym momencie 🙂 Ale jakoś pozmieniałam priorytety, usunęłam kilka obowiązków (które wcale nie były takie niezbędne jak mi się wydawało) i od razu ruszyłam do przodu.
Życzę Ci w takim razie dużo odpoczynku 🙂
Super wpis Marta, mi tez sprawdza sie praca w blokach czasowych, bo wtedy okazuje sie, ze za jednym zamachem potrafimy zrobic calkiem sporo rzeczy. Pozdrawiam serdecznie Beata
Blokady! To muszę wdrożyć u siebie! 😀
Ja wdrożyłam i to najlepsze, co mogłam zrobić dla swojego czasu 😀
Zasada pracy blokami jest naprawdę świetna.Ja FB stosuję jako przerywnik pomiędzy blokami właśnie. Włączam wtedy fejsa, pinterest czy coś w tym temacie, odlatuję na chwilkę a potem znów ruszam do roboty 🙂 U mnie kluczem jest tez zapisywanie zadań w kalendarzu. Uwielbiam stawiać ptaszki przy zrealizowanych zdaniach – najważniejsze tylko nie wpisywać ich po 10-20 do zrobienia dziennie, to zniechęca i demotywuje niemożebnie… tylko 4-5 najważniejszych zadań, tak aby dało się to ogarnąć. Robienia obiadu i prania np nigdy nie należy wpisywać bo to rozumie się samo przez się,a tylko niepotrzebnie wydłuża listę.
Ja też mam fejsa jako przerywnik 😀 I też potrzebne mi są do pracy listy, także po to, żeby móc w każdej chwili zerknąć i zorientować się, na jakim etapie jestem 😀
Oj nienawidzę, kiedy robiąc coś nagle ktoś mi wpada, przerywa i każe zrobić coś innego. Masakra. Dlatego czasem nie nosze ze sobą noża, bo bym ludzi zwyczajnie mordował za coś takiego.
Co do 15 minut. Ja robię inaczej. Coś na zasadzie “Kurcze, ale mi się nie chce… egh, dobra im szybciej się wezmę, tym szybciej skończę”. No i się biorę i dopóki nie skończę robię. Autosugestia – skuteczne narzędzie. Choć czasem działa na zasadzie robienia na “odwal się”. Z tym, że to “odwal się” działa przeciwko nam, bo chwilę później ta praca wraca do nas i musimy ją robić jeszcze raz. I tym razem tak, aby do nas już nie wróciła, a więc porządnie.
Największy problem mam z motywacją, kiedy chcę coś zrobić, ale wiem, że nic się nie stanie jak tego nie zrobię. Np obiecuję sobie, że będę codziennie robił zdjęcia. Przychodzi środa i mi się nie chce. No i co teraz? No przecież obiecałem sobie. Ale mi się nie chce… poza tym nie mam motywacji, bo co tu fotografować. Albo z przejażdżką na rowerze – a, dzisiaj sobie wrócę dłuższą trasą z pracy. Przychodzi godzina 15, a ja wsiadam i wracam standardową. No bo gdzie tu jechać? Jeden ziew i najprostsza droga do domku. Co innego gdy mam zlecenie na zdjęcia, lub kolega mnie akurat wyciąga w miasto. Albo muszę coś załatwić po drugiej stronie miasta. Wówczas nie chce się, ale wiadomo że się musi i i tak się to zrobi. Potem jest już łatwiej, bo jak się wyjdzie na miasto to jest tam sporo ciekawych rzeczy do uchwycenia nagle. A jak się gdzieś wyruszy, to w połowie drogi nagle się okazuje, że jedzie się całkiem fajną trasą i jest całkiem przyjemnie.
Czasem po prostu wystarczy postawić sobie jasny i prosty cel aby motywacja się sama znalazła. I nie cel który osiągniesz za 3 lata, jak będziesz to robić codziennie. Cel, który ukaże się chwilę potem. Np “ach, muszę zrobić zdjęcie na bloga. Napiszę o tym i o tym. No to takie to a takie zdjęcie muszę zrobić, aby pasowało”. Potem robię zdjęcie, i zaraz potem osiągam cel w postaci notki. 🙂
“Dlatego czasem nie nosze ze sobą noża, bo bym ludzi zwyczajnie mordował za coś takiego. ” padłam 😀 😀
To jest bardzo trafny komentarz, z tymi rzeczami, których nie trzeba, ale które chciałoby się zrobić. Mam tak samo. 🙂 Często w takich sytuacjach rzeczywiście odpuszczam, bo jestem zmęczona, głodna, jakaś tam, nie mam humoru i tak dalej. 🙂 Staram się wtedy myśleć o tym, tak jak Ty, do czego mi się to przyda. Czasami się sprawdza, a czasami leń wygrywa 😀
Uwielbiam Twoje artykuły o takiej tematyce 🙂 Do dzisiaj pamiętam wpis w którym było, że jeżeli masz dużo na głowie, to usiądź z kubkiem herbaty i wszystko wypisz i zaplanuj najbliższy czas 🙂
O, to miło 🙂 Cieszę się, że komuś się one przydają 🙂
Techniki typu Pomodoro u mnie raczej się nie sprawdzają. Sprawdza się jedno: spiąć się i robić. Pracując na etacie, muszę tak mieć. A i nawet freelancer musi:) Bo “za coś trzeba żyć”;D Ja jednak cenie sobie w tym wszystkim pracę etatową. Mam wyznaczone zadania z góry (mówimy o tych, dzięki którym zarabiam na życie) i za to mi płacą. Dlatego bardziej podziwiam freelacera, który musi sam siebie pilnować. A umówmy się, naprawdę się częściej nie chce, niżeli chce.
Gorzej znów jest w momencie, gdy chcesz więcej osiągnąć na etacie, ale po przyjściu z pracy, po prostu masz wszystkiego dość: komputera, pozycji siedzącej. Wówczas chwila relaksu i tak z dwie godzinki można potem wyciągnąć jeszcze na rozruszanie bloga, pracę dodatkową czy inne zobowiązania.
Także ja polecam: zmuś się czasem, bo warto! (No a czasem odpuść, ale to tylko sytuacja ciężka, a nie lenistwo)
To prawda! My właśnie tak z Patrykiem zaczynaliśmy – od robienia rzeczy po pracy/naszych obowiązkach. Coś za coś, opłacało się. 🙂
W takich sytuacjach najczęściej wybieram Pomodoro właśnie 🙂 Wyłączam WiFi i wyciszam telefon… Wtedy mogę działać 🙂
tak oto właśnie czytam wpis zamiast pracować 😀
Bardzo mądrze napisane. Mam wrażenie, że wszyscy żyjemy w jakimś dyktacie motywacji albo w przeświadczeniu, że pewnym ludziom po prostu się chce, udaje i wychodzi, a innym (czytaj nam samym) nie. I strasznie mnie to irytuje, kiedy uda mi się coś osiągnąć a w odpowiedzi słyszę “bo Tobie zawsze wszystko się udaje”. Każdy sukces to ciężka praca, nikomu się nie chce, ale lepiej udawać przed sobą samym, że nie w tym rzecz i poszukiwać motywacji. Aaach. 🙂
U mnie bardzo dobrze sprawdza się to, aby zacząć pracę rano. Tak jak z ćwiczeniami, tak z nauką – jeśli nie zabrałam się do tego zaraz po śniadaniu, to potem były na to marne szanse. I najważniejsze: jakość czasu na nią poświęcona była i jest ważniejsza od ilości! Skupiałam się na maksa i zawsze było do przodu :).
Ja najczęściej rozpisuję sobie dokładny plan, co kiedy zrobię, a wieczór przeznaczam na odpoczynek. Wpisuję sobie to w planie (np. czytanie książki, oglądanie filmu itp). Wykreślam po kolei rzeczy, które już zrobiłam i za każdym razem jestem bliżej tego odpoczynku, to daje kopa do działania 😀 I zawsze zaczynam jak najwcześniej rano. Im później, tym mniej mi się chce. Też pracuję blokami, ale za to rzeczy typu Pomodoro mi się w ogóle nie sprawdzają. A czasem muszę o siebie głośno i wyraźnie przypomnieć: “Żeby coś skończyć, trzeba to najpierw zacząć”. Moje ulubione zdanie dyscyplinujące, najczęściej działa. Do tego wyznaczanie sobie konkretnych (to ważne!) celów na dany dzień i jest spora szansa, że się uda 😀
Pierwsze zdjęcie, kalendarza – niby głupota, ale poczułam takiego powera że planuję przemeblowanie pokoju! Start jutro, po tym jak przyjedzie moje nowe biurko. Dziękuję!
Zasada 15 minut to coś, o czym zapomniałam, też bardzo dziękuję za przypomnienie. Zaczynam się stosować przynajmniej do sprzątania i widzę pierwsze efekty 🙂
Zasada blokady to moja podstawa! Użyam do tego różnych aplikacji na telefon, ale w sumie zauważyłam, że z czasem sama dość dobrze zaczęłam się kontrolować. Włącza mi się taka czerwona lampka, kiedy przez chwilę zawieszę się na fejsie. 😉
Proszę powiedz jakiej wtyczki/ programu używasz do blokowania stron? Uratuj 😀
Wspaniały blog kochana! Motywuje i daje dobrego kopa 🙂 Pozdrawiam
Uwielbiam Twoje wpisy Marta, dają mi taką energii do działania i przede wszystkim uczę się z nich konkretnych metod na bycie produktywnym, zarządzanie czasem itd., dzięki za kolejne świetne rady! 🙂
Być może będziesz moją inspiracją 😀
Nie znałem Twojego bloga wcześniej. Jestem tu pierwszy raz, przez frazę kluczową “nie mam motywacji a muszę coś zrobić” nigdy wcześniej nie wpisywałem takich fraz.
Wpisałem bo powoli przestaje wytrzymywać sam ze sobą, to nie jest dobry znak. Nie pisze tego aby się nad sobą użalać, tylko podzielić pewnymi niezbyt optymistycznymi wnioskami.
Znam wszystkie te metody, właściwie to znam ich kilkanaście może nawet kilkadziesiąt razy więcej (założę się, że Ty też) wiem, że Twoje wnioski są świetne. Pomodoro nie lubię, ale reszta jest niemal esencją tego co myślę, powiedz też że worklifebalance i wolność finansowa to mit i masz mój punkt widzenia.
Ale wróćmy do tego co chcę przekazać. Niestety mam dużą widzę, mam spore doświadczenie, nawet byłem pracoholikiem. (Nie to nie jest dobre, to jest wyniszczające).
Właśnie, dosłownie przed kilkoma minutami uświadomiłem sobie, że skoro znam wszystko co napisałaś, to przeglądanie dalej internetu w poszukiwaniu magicznego sposobu który rozwiąże moje problemy nic nie da. Większość tego co znajdę to będzie czytanie i powtarzał to co już wiem. Znajdę też pewnie jakieś nowe ‘sposoby’ itd itp. Tylko to nic nie zmieni, co z tego, że znam te sposoby, co z tego że wielu używałem, wiele z nich testowałem i mogę nawet wyrazić moją opinię?! To jeszcze gorzej, bo mimo, że jestem taki mądry, to dalej jakoś mi tej motywacji nie przybywa.
Jadę resztkami sił już od długiego czasu, ostatnio zaczynam pobijać swoje własne rekordy w nic nie robieniu wyczynowym. Powiem nawet, że gdyby lista obejmnowała tylko i wyłącznie nic nie robienie, to jeszcze bym to jakoś zaakceptował i wrócił sobie do radosnego bimbania, ale oczywiste, że powoduje to bardzo duże zdenerwowanie, przejmuje się wszystkim ze strojoną siłą.
Koronawirus trochę mnie zmotywował, przez ten krótki czas żyłem… bo sytuacja w firmie którą sam stworzyłem była kryzysowa. Akurat tą firmę traktuje trochę jak dziecko, jeżeli jej coś będzie groziło znowu to mnie zmotywuje. Ale qrwa, przecież nie o jakiś zaburzony instynkt macierzyński tutaj chodzi.
Więc tak, ten artykuł uświadomił mi, że niestety sam sobie z tym nie poradzę raczej nie poradzę. Przynajmniej nic na to nie wskazuje.
Najlepszym wyjściem będzie chyba… psychiatry / psychologa. Tylko psychologów nie za bardzo lubię, więc pójdę do psychiatry. Ech, co zrobisz, życie, innego rozwiązania nie widzę. Nie chodzi mi, że to wstydliwe, czy jakieś tam. To co inni powiedzą już mnie od lat mało obchodzi, choćiaż chyba jakoś specjalnie nigdy mi nie przeszkadzało co kto sobie gada.
Pierwszy etap w leczeniu psychiki to uświadomienie sobie choroby prawda? Mój umysł niestety działa jak zawsze, sku** pozostaje kreatywny – bo już podsuną mi pytanie, – te, te! EJ! czy skoro uznałeś że jesteś chory, to możesz w końcu przestać się przejmować? Zwal winę na chorobę, idź dalej nic nie robić! – Nosz kurwa.
Przepraszam, za drobne przekleństwa. Nie wiem po cholerę to napisałem, chyba po prostu chciałem to z siebie wyrzucić. To zawsze była u mnie forma autoterapii.
Myśli, może nie wszystkie, ale niektóre z nich to takie małe potworki, łażą po glowie psocą i psocą. Potrafią się bardzo dobrze maskować, pozostają ukryte, podświadome. Gdy je zapisze, żyją własnym życiem, ale przynajmniej jestem w stanie je lepiej poznać, opisać czyli zidentyfikować. Dopiero gdy swoje myśli przeleje na papier widze ich kształt..
Cholera a jakbym dokończyć ten duży projekt. Próbuje skończyć ‘go’ już ponad rok, rzygam już nim.
Dlatego że tak długo to trwa, jestem aż tak na siebie wkurzony.
Zrób przerwę – taką radę udzielił mi mózg. Myślę sobie – Może racja, przecież pracuję po naście godzin dzień, zasłużyłem! Tylko to był początek maja. Mamy już lipiec. Przed koroną przerwa trwała 6 miesiący. Wiesz moje firmy na szczęście prosperują, jakoś je poustawialem wczesnej, aby ze mną i bezemnie dały radę dychać. Jest to cholernie wygodne, ale na motywację dziala zabójczo.
Dobra bo już z tego co napisałem można by zrobić cały artykuły. Taki który co chwilę gubi kierunek i podąża w jakiś ślepy zaułek. Nie posiada jakiegoś większego sensu, bo nie wydaje mi się aby stanowił dla kogoś realna wartość
Nie ma też żadnego celu, czyli równie dobrze mogę skończyć teraz.
Dziękuję Ci za ten wpis, dobrze wiedzieć że w tej nienormalności – bycie w stanie ołowianego żołnierzyka – to jednak jest to typowe dla pracusiów, odkładanie na później. Ja też mam już roczny poślizg z bardzo ważną pracą. Ostatnio moja sprytna psycha podpowiada mi, żeby zrobić sobie jeszcze bardziej chamski reset i wrócić do swoich pasji, poczuć tą satysfakcję, “olać porządek świata i połączyć się z kosmosem” Super pomysł ale jak przyjdą rachunki do zapłaty to dopiero będzie kosmos. Kiedyś kochałam swoją pracę,ale jak wspięłam się na tą swoją górę to widoki wcale nie dały mi satysfakcji. Może jestem taką dziwną odmianą homosapiens -jeszcze nie zdefiniowaną przez naukę- który cieszy się z życia tylko wtedy jak rusza na polowanie na nowy gatunek zwierza. Wszystko jest teraz dla mnie ciekawsze niż moja praca, nawet porządki domowe stają się ogromną atrakcją. Ocena mojego umysłu: motywacja 0, zdrowy rozsądek 0, poczucie odpowiedzialności 0, radość z kasy 0. No to potrzebuję specjalisty od psychy i to takiego do przypadków bardziej beznadziejnych psycho-ojom.