Mama jest najlepsza.
Nikt nie robi takich ciast, jak mama. Nikt też nie przyrządza tak przepysznych kanapek jak mama. Nikt tak nie pocieszy, nie zrobi rosołku, nie pochwali, nie wyprasuje sweterka. Nie mówiąc już o tym, że nikt nie robi takich ratujących życie przelewów jak mama. Głównie dlatego, że musiałoby mu brakować piątej klepki, skoro chciałby przelewać dorosłemu człowiekowi pieniądze tylko za to, że jest.
Rodzice to takie anioły w ludzkiej skórze. Starają się jak najdłużej utrzymać nas przy sobie, byleby tylko było nam dobrze i nigdy nie brakowało na bułkę z pasztetem. Pokazują swoją troskę, raz za razem wysyłając kolejne przelewy i dopytując się po trzy razy z rzędu czy na pewno, ale to na pewno, nie chcemy zabrać słoika z gołąbkami (bo przecież kochana mama zrobiła).
Problem tylko polega na tym, że robią to wtedy, kiedy człowiek powinien wziąć się w garść i jak najszybciej odciąć pępowinę. Dlaczego? Żeby później mu było lepiej.
HEJ, NALEŻY MI SIĘ
Uwaga – przez odcięcie pępowiny rozumiem nie dosłowne odcięcie się od przelewów rodziców i przyjazdów do rodzinnego domu, ale bardziej usamodzielnienie się na wszystkich polach: zdobywanie doświadczenia, rozwijanie się, pracowanie na własne potrzeby (albo całkowite zrezygnowanie z pomocy finansowej rodziców), jeżdżenie z powodu tęsknoty, a nie dlatego, bo trzeba/bo kasa się skończyła/bo nie umiem gotować.
Coraz więcej osób choruje na „należymisię”. Należy mi się ta kasa od mamy – przecież studiuję. To nic dziwnego, że w wieku 22 lat rodzice mi płacą za mieszkanie – powinni. To całkowicie normalne, że tata kupuje mi własne lokum, bo przecież za co ja mam sobie je kupić? Ja studiuję. Należy mi się.
Nowość: nic ci się nie należy.Kiedy dawno temu napisałam wpis na taki temat, zebrało się milion głosów sprzeciwu: nie masz racji, przecież w prawie jest obowiązek pomocy dziecku, które kontynuuje naukę i tak dalej. Może i jest. Ja uważam, że idziesz na studia jako dorosły człowiek i jako pełnoletni obywatel masz możliwości, aby utrzymywać się sam.
A że rodzice chcą ci pomóc – ich święte prawo, które ty powinieneś szanować, a nie traktować jak coś oczywistego. Kiedy widzę, jak ktoś traktuje pomoc rodziców jako coś zwykłego, powszedniego, jak nie szanuje pieniędzy, które mu przesyłają, wydaje je na głupoty i bez wstydu dzwoni po jeszcze – zastanawiam się, co z nim nie tak – jak można być tak roszczeniowym i zapatrzonym w siebie, by kompletnie nie doceniać tego, że ktoś nam pomaga, chociaż nie musi?
Oczywiście, są przypadki, kiedy ta pomoc jest konieczna – kiedy studiujesz naprawdę ciężki kierunek (chociażby medycyna) i czy chcesz tego, czy nie, nie masz czasu na podjęcie pracy, lub kiedy jesteś chory albo pracujesz, ale tej pensji nie starcza na pokrycie wszystkich rachunków.
A reszta? Reszta nawet nie wie, że sama sobie robi krzywdę.
DLACZEGO POWINIENEŚ DOROSNĄĆ
Im dłużej przyssałeś się do pępowiny, tym gorzej dla ciebie, bo tym trudniej będzie ci się ogarnąć w codziennym życiu. To naprawdę proste. Jeśli przez 5 lat dostajesz non stop regularne pieniądze za nic (bądźmy szczerzy – większość studiów nie jest szczególnie wyczerpująca), to masz zupełnie inne podejście do kasy niż ci, którzy sami na siebie pracują.
Przejście na własną kieszeń (albo przynajmniej w połowie czy 1/4 na własną kieszeń) i dorośnięcie jest dobre z kilku powodów:
- musisz iść do pracy, więc zdobywasz doświadczenie
- pracujesz, więc bardziej szanujesz pieniądze
- przestajesz je głupio wydawać i zaczynasz robić to z głową
- uczysz się gotować, płacić rachunki, prowadzić dom i być rozsądnym
- przestajesz myśleć jak nakręcony nastolatek, a zaczynasz myśleć jak dorosły
- i najważniejsze: wchodzisz z rodzicami na zupełnie inny poziom relacji.
Kiedy odcinasz pępowinę, coś się kończy. Rodzice przestają być nadopiekuńczy, nie myślą o tobie jak o małym dziecku, a zaczynają z tobą rozmowę jak dorosły z dorosłym. Wasze relacje się poprawiają, bo mama z tatą przestają ze swoimi dziwnymi wymaganiami, a ty z pretensjami, które zawsze rodziły.Zaczynasz dostrzegać, jaką robotę wykonali twoi rodzice, wychowując ciebie i zaczynasz wybaczać rzeczy, o które miałeś, czasami głupio, żal. Ja się prawie nie kłócę z mamą, kiedyś spięcia były często – o przyjazdy, o decyzje. Tego już nie ma.
Uczysz się, jak funkcjonuje zarabianie, oszczędzanie, prowadzenie domu. Nabierasz doświadczenia, więc masz większe szanse na rynku pracy. Wewnętrznie robisz się dojrzalszy i uwierz mi, tysiąc razy sprawniej radzisz sobie z problemami. Jesteś coraz lepszy, bo musisz się spiąć i zdać tylko na siebie. I to jest w odcinaniu pępowin najlepsze.
Robią z ciebie wersję 2.0.
KIEDY ODCIĄĆ PĘPOWINĘ
To kiedy odciąć pępowinę? To banalne: jak najszybciej. Nie chodzi tu o to, żeby z dnia na dzień grać pewnego siebie koguta, który poradzi sobie w każdej sytuacji. Nikt tak nie ma. Nie chodzi o to, żeby przyjeżdżać do domu na jeden dzień raz na kwartał. Nie chodzi o to, żeby robić rodzicom przykrość, ucinać kontakt, mówić, że nie chce się od nich tych pieniędzy, bo nie. Nie o to chodzi!
Chodzi o to, żeby zacząć zachowywać się jak dorosła osoba. Robić coś w swoim kierunku, zamiast lenić się i być na gotowym.
Przepraszam, jeśli kogoś urażę, ale dorosła osoba nie jeździ co weekend do domu i nie przywozi pięciu słoików – bo umie gotować. Taki sam koszt dla rodzica, żadna oszczędność.
Dorosła osoba nie wydaje całych swoich pieniędzy na imprezie, a potem nie dzwoni do rodziców i bezwstydnie nie prosi o przesłanie kolejnego pakietu.
Dorosła osoba, mająca mało zajęć, potrafi się na tyle ogarnąć, żeby zacząć robić coś w kierunku, który pozwoli jej na rozwój, dobrą pracę albo poszerzenie wiedzy.
Dorosła osoba nie robi nic oprócz łaskawego chodzenia na zajęcia i to nie wszystkie. Dorosła osoba się rozwija – pracuje, uczy się (tak serio).
Dorosła osoba jest dorosłym, a nie dzieckiem z indeksem wyższej uczelni.
JAK TO BYŁO U MNIE?
Mój chłopak odciął pępowinę po pierwszym semestrze, kiedy zrezygnował ze studiów i poszedł do pracy. Ja zaczęłam na drugim roku – od zmniejszenia częstotliwości przyjazdów, od niebrania słoików, od nauki gotowania na pierwszym roku (lepiej późno, niż wcale). Pracowałam od liceum w kierunku, w którym chciałam rozwijać karierę – dziennikarstwa. Najpierw lokalne gazety, potem wojewódzkie. Praktyki, staże. Czytanie książek, rozwijanie blogów. Robiłam sporo rzeczy, bo wiedziałam, że inwestuję w siebie. Dokładałam do pieniędzy na czynsz od rodziców swoją część z mojego stypendium, na które zapracowałam treningami i podium na Akademickich Mistrzostwach Polski. Nie zawsze było kolorowo, czasami miałam w portfelu 17 złotych, a do przeżycia jeszcze cztery dni. W dwie osoby. Dawało radę.
Na trzecim roku zaczęłam pracować w duecie z Patrykiem. Na początku był problem z płynnością – trudno przy freelancerce liczyć co miesiąc na stały, równy dochód. Musiałam się nauczyć, jak oszczędzać pieniądze i jak je mądrze odkładać. Raz wychodziło lepiej, raz gorzej.
W ciągu czterech lat nazbierałam tyle doświadczenia, że naprawdę nie ważne, czy będę chciała być trenerem, dziennikarzem, copywriterem, blogerką, czy pracować z ludźmi (bo tego nauczyła mnie moja praca) – dam sobie radę.
I to jest chyba najważniejsze, czego może cię nauczyć odcięcie pępowiny. Świadomości, że dasz sobie radę, że zawsze jest wyjście, że czasami trzeba kombinować, ale w końcu się uda. Szacunku do przelewu od mamy. Świadomości, że żeby coś mieć, trzeba na to zapracować. Ale przede wszystkim, odcięcie pępowiny daje ci najważniejszą rzecz na świecie: życiową pewność siebie.
A tego już ci potem nikt nie odbierze.