Zawsze jest tak samo. Obiecujesz, że wreszcie pozwolisz sobie na odrobinę szaleństwa. No wiesz: włączysz na całe głośniki swoją ulubioną piosenkę (jakieś disco polo z imprezy w remizie), wyjdziesz w tej bluzce ze zboczonym napisem (ty wariacie!) albo wreszcie rzucisz z hukiem studia, zamiast ciągle tylko o tym gadać na prawo i lewo. I już, już snujesz wizję siebie podbijającego świat i dającego autograf Bradowi Pittowi, już widzisz, jak robisz coś tak śmiesznego, że połowa twoich znajomych ryczy, już oczami wyobraźni obserwujesz, jak nieznane osoby patrzą na ciebie z podziwem.
A potem wpada ci do głowy: co ludzie powiedzą? I nie robisz nic. Bo przecież jeszcze sobie ktoś coś pomyśli.
Obsesyjnie przejmujemy się opinią innych. Zamiast po prostu żyć i robić to, co nam się podoba, trzymamy sami siebie na jakiejś niewidzialnej smyczy, żeby tylko nie przekroczyć granicy normalności. Przerwa między studiami? Boże broń, co powie ciocia Halinka? Ślub w wieku osiemdziesięciu lat? A co na to ksiądz proboszcz? Może jakieś wygłupy na filmiku w internecie? A gdzie tam, a jak to moja klasa zobaczy?
To jest cholernie smutne. Naprawdę. Smutne jest to, że ludzie boją się zrobić coś, co może w jakiś sposób zmienić ich życie tylko dlatego, że mają w sobie jakiś nieuzasadniony strach przed tym, co sobie pomyślą inni. Tak, jakby to w ogóle coś znaczyło.
Bo tak naprawdę, czy serio to, że jakaś Alinka z którą chodziłeś do podstawówki, pomyśli sobie, że ci się w głowie poprzestawiało coś znaczy?
LUDZIE NIC NIE POWIEDZĄ
Ludzie tak bardzo zapędzili się w tej potrzebie bycia lubianym, fajnym, takim, któremu się przyklaskuje, że wpadli w paranoję. Wolą odpuścić sobie jakieś marzenie albo kisić się tam, gdzie nie chcą, bo boją się reakcji otoczenia. Wolą nie angażować się w jakiś związek, bo przecież nie wypada, albo znajomym się ta osoba nie spodoba. Wolą siedzieć grzecznie i cicho, nie szaleć, nie robić nic znaczącego, bo ciągle w głowie myślą o tym, co ludzie powiedzą.
A ludzie nie powiedzą nic. Wiesz dlaczego? Bo w większości przypadków to, co robisz i jak kierujesz swoim życiem ich nie obchodzi. Mają to gdzieś. W swoim natłoku spraw, problemów, komplikacji i codzienności ostatnią rzeczą, którą analizują jest to, czy ty rzucasz studia albo umawiasz się z tą rudą Baśką, która w piątej klasie zesikała się ze strachu na lekcji wf-u. Oprócz niej i ciebie nikt tego nie pamięta, a jeśli nawet ma to w głowie, to nic z tym faktem nie robi. Wiesz dlaczego? Bo ma własne życie.
Najgorsze, co może się stać, kiedy podejmiesz jakąś decyzję, która jest szalona, dziwna albo kompletnie od czapy, to chwilowa dyskusja na twój temat. Przebiega ona mniej więcej tak:
– Ty, a słyszałeś, że Janek zarywa do jakieś osiemnastki?
– Jaki Janek?
– No ten, co z nami do klasy chodził.
– A, Janek. Ta? Ale przecież on jest w naszym wieku… ma 40 lat!
– No ma. Nieźle, nie?
– No, nieźle. Ale historia! Ty, bierzemy Big Maca czy frytki?
Koniec. Tak najczęściej kończą się wszystkie dyskusje o czyichś decyzjach A zresztą: nawet, jeśli ta rozmowa trwałaby pięć razy dłużej, co to zmienia w twoim życiu? Czy przez takie rozmowy twoich znajomych twój świat nagle runie w gruzach, a z nieba spadną koty z wystającą z tyłka tęczą? Oczywiście, że nie.
JAK PRZESTAĆ PRZEJMOWAĆ SIĘ OPINIĄ INNYCH LUDZI
To naturalne, że przejmujesz się tym, co pomyślą inni ludzie. Wszyscy chcą być akceptowani i nikt nie chce, aby ktoś go wytykał palcami. Tylko teraz pytanie: czy jeśli ktoś cię wytyka palcami za jakąś twoją decyzję, to jest warty twojej uwagi?
Chyba nie.
Jeżeli otaczasz się ludźmi, którzy odwrócą się od ciebie za to, że idziesz po swoje, albo za to, jaki jesteś – to olej ich. Naprawdę. Na świecie żyje jakieś 7 miliardów osób (no, teraz jak to czytasz, urodziła się pewnie kolejna) z którymi możesz się przyjaźnić i z którymi możesz się trzymać. Przejmowanie się zdaniem grupki ludzi, którzy źle ci życzą w takim wypadku wydaje się być po prostu śmieszne.
Stresowanie się tym, co powiedzą rodzice, nauczyciele, znajomi, przyjaciele, znajomi znajomych i sąsiadka z yorkiem spod czwórki, to najgorsze, co możesz sobie zafundować. Pewnie, najlepiej, jakby wszyscy byli zadowoleni i szczęśliwi, ale koniec końców to ty za kilkadziesiąt lat będziesz sobie robił rachunek sumienia i to ty stwierdzisz, czy żyłeś po swojemu, czy popłynąłeś z nurtem, bo “co ludzie powiedzą” było dla ciebie ważniejsze od “czego ja chcę”.
Oczywiście, warto patrzeć na to, co myślą o tobie twoi najbliżsi, bo to niezła podpowiedź i czasami dobry pstryczek w nos. Taki, który mówi “ogarnij się. Tak nie powinno być”. Ale koniec końców to TY masz decydować, co robisz, jak to robisz i jaki jesteś. Wiesz, co cię powinno obchodzić? TWOJE ZDANIE. Zamiast myśleć: a co ludzie powiedzą? Zacznij siebie pytać: a co ja o tym powiem?
BYĆ SOBĄ, CZY NIE?
Jestem specyficzna. Chociaż nie wiem, jak bym chciała, nie potrafię być idealną dziewczyną z obrazka, z perfekcyjnym makijażem i ułożonym życiem. Gdzie jestem ja, tam jest chaos, głupoty, które gadam i jeszcze głupsze i żenujące rzeczy, które robię. A robię ich sporo. I też się kiedyś przejmowałam, że jestem przy innych jak jakiś puzzel, który przyplątał się do nieswojego zestawu. Nawet próbowałam się dopasować, ale mi to nie wychodziło. Przejmowałam się, co sobie ludzie myślą, aż wreszcie doszłam do wniosku, że albo w końcu będę Martą i oleję to wszystko, albo sama się zajadę, próbując tłumić mój entuzjazm i dziecięcą naiwność, żeby wyjść na cool osobę.
I kiedy odpuściłam, to nagle poczułam, jak to zajebiście jest być sobą. Mówić to, co się ma na myśli. Szaleć wtedy, kiedy chce się szaleć. Robić to, na co ma się ochotę i nie myśleć o tym, że ktoś może popukać się w czoło albo stwierdzić, że robię wiochę. Mam to gdzieś. Ważne, że mogę sobie odetchnąć pełną piersią i żyć w zgodzie sama ze sobą.
A co ludzie powiedzą?
Nic mnie to już nie obchodzi.