Nie zrozumcie mnie źle- nie mówię, że cała ta wiedza, którą nam wpajano przez jakieś dwanaście lat naszego życia, jest niczym i lepiej byłoby bez tego. Nie mówię tez, że ktoś ma mnie prowadzić za rączkę przez życie i pokazywać wielkim, grubym paluchem, gdzie mam kliknąć, żeby zadziałało i wszystko było cacy.
NIE POWIEMY TEGO
Nie mówili też o tym, że wzór na deltę albo równania kwadratowe nie przydadzą się kompletnie – zwłaszcza, jeśli trzeba będzie zaplanować domowy budżet i podliczyć, co i na ile nam starczy. Na geografii powiedzieli, jak wygląda budowa ziemi, ale nikt nie wspomniał o tym, ile trzeba się napracować, żeby ją przekopać pod ogródek albo zaplanować podróż do innego kraju. Ba, nikt nie napomknął o tym, co zrobić z rachunkami (chyba, że możesz zapłacić je przez internet – TO akurat umiemy!), jak naprawić zepsutą lodówkę, nawias w szafce, ułamaną nogę… jak napisać CV, żeby pracodawca od razu nie wyrzucił go do kosza i czego nie mówić na rozmowie kwalifikacyjnej, coby nie wyjść na wariata.
PRZECIEŻ JEST INTERNET!
Ja zdaję sobie sprawę, że odpowiedzi na te wszystkie pytania można znaleźć sobie u wujka Google. Wiem też, że niektórych rzeczy musimy się nauczyć sami, przejechać się, dostać po tyłku, wrócić z podkulonym ogonem albo promieniującą uśmiechem twarzą. Że raz będzie dobrze, żeby potem było źle.