Jagoda zawsze twierdziła, że to wcale nie jest oszukiwanie. Ani trochę. Nazywała to nadzieją. Brzmiało lepiej: nadzieja, że coś się zmieni. Albo coś się poprawi. Grunt to nie myśleć o tym zbyt wiele – bo zawsze do głowy dobijał się cichy głos, który próbował uświadomić jej, że no cóż, to jednak było oszukiwanie. Samej siebie.I że to, co ona szumnie nazywała “nadzieją” było wmawianiem sobie czegoś, co nie ma racji bytu. […]

Tak, oszukuj się dalej
Jagoda zawsze twierdziła, że to wcale nie jest oszukiwanie. Ani trochę. Nazywała to nadzieją. Brzmiało lepiej: nadzieja, że coś się zmieni. Albo coś się poprawi. Grunt to nie myśleć o tym zbyt wiele – bo zawsze do głowy dobijał się cichy głos, który próbował uświadomić jej, że
no cóż, to jednak było oszukiwanie. Samej siebie.
Jagoda uważała, że tak jest lepiej.
Dla jej dobrego samopoczucia. Dla jej szczęścia. Poza tym – czy w tych wszystkich inspirujących cytatach nie było czasami tekstu, że kiedy czegoś bardzo chcesz (a w tym przypadku bardzo sobie wmawiasz) to to staje się prawdą? No właśnie.
Więc Jagoda wmawiała sobie, że wszystko jest dobrze, chociaż wcale nie było.
PRZECIEŻ JESTEŚMY SOBIE PISANI
Chociaż, trzeba przyznać, że na początku było cudownie. Potrafili mówić sobie “kocham cię” tysiąc razy dziennie, żegnać się przez dwie godziny i do późnej nocy rozmawiać cicho przez telefon. On mówił ,że jest najpiękniejsza i jedyna, ona zarzekała się, że chociaż zwykle nic ją nie rusza, tak teraz to musi być miłość, bo trafiło ją jak grom z jasnego nieba.
No miłość jak z obrazka.
Potem zaczęły się pierwsze spięcia i kłótnie. Przestało być kolorowo, rozchodzili się i schodzili jak para z serialu, ale Jagoda ciągle uważała, że wszystko jest w porządku. Było w porządku, kiedy po raz pierwszy trzasnął drzwiami i zniknął na trzy dni. Było totalnie w porządku, kiedy stwierdził, że kocha je obie. Było też w porządku, kiedy w szale z wściekłością trzasnął ją z otwartej dłoni w twarz. Za każdym razem kończyło się tak samo: najpierw płakała i obiecywała sobie, że to już koniec tego parszywego, toksycznego związku, a potem ocierała łzy i uśmiechała się do niego, gdy przepraszał i kajał się, przynosząc kwiaty.
Przecież było dobrze, a to była tylko zwykła kłótnia.
Kiedy mówił, że tamtą zostawi, że nie będzie już podnosił ręki, że nigdy więcej nie powie nic niemiłego – potakiwała głową i chłonęła każdego jego słowo, jakby był wyrocznią, która obiecuje świetlaną przyszłość. I chociaż gdzieś w środku ten głos mówił “zwiewaj, ty idiotko”, szybko go uciszała, bo przecież miało być dobrze.
A przynajmniej tak lubiła siebie oszukiwać.
COŚ SIĘ ZMIENI
Tak samo Jagoda miała z pracą: nienawidziła jej z całego serca, ale codziennie, wstając z łóżka, obiecywała sobie, że dzisiaj będzie lepiej. Że bardziej się przyłoży do projektu, że spróbuje się zaangażować i zrobić coś dobrze, że zacznie patrzeć pozytywniej na ludzi, którzy ją otaczają, chociaż czasami miała ochotę udusić ich gołymi rękami.
Budziła się i spoglądała w lustro z myślą, że nienawidzi miejsca, do którego idzie, ale ciągle pozwalała sobie myśleć, że może dzisiaj coś się zmieni. Że może szef da podwyżkę, kolega pochwali, kariera nabierze tempa. Ale nic się nie działo.
Mimo tego, że po powrocie do domu obiecywała sobie, że jutro złoży wypowiedzenie i poszuka czegoś, co ją pasjonuje, nigdy tego nie zrobiła. Nawet nie napisała tego pisma.
Przecież jutro powinno być lepiej.
ZMIENIĘ SWOJE ŻYCIE
Ale Jagoda lubiła siebie oszukiwać na różnych polach: zamieniała w głowie toksyczny związek w przepiękna historię o miłości, znienawidzoną pracę w miejsce, gdzie w końcu będzie lepiej, a samą siebie w osobę, która bierze życie za fraki i zmienia je na lepsze. W każdą niedzielę miała ten sam rytuał: planowała, co zrobi inaczej, żeby zmienić swój nudny żywot.
Zacznie się odchudzać, wyruszy z dnia na dzień w podróż, zmieni mieszkanie, kupi sobie kota – wszystko to zawsze miało zaczynać się od poniedziałku, bo Jagoda lubiła czyste karty i nowe początki. Co prawda nigdy żadnego nie miała, ale zawsze myślała z tą swoją cholerną nadzieją, że za tydzień, od poniedziałku, ona dopiero zrobi rewolucję, aż ludziom kapcie z nóg spadną.
Tyle, że nigdy nie zrobiła. Bo przecież, mówiła sobie, już za tydzień to zrobi, tylko lepiej się przygotuje.
Jak łatwo i przyjemnie było się oszukiwać.
Jak łatwo i przyjemnie było się oszukiwać.
ŁATWIEJSZA DROGA
Spójrzmy prawdzie w oczy: oszukiwanie się było po prostu łatwiejsze, niż wprowadzenie jakiejkolwiek zmiany. Bezpieczniejsze, mniej przerażające. Niż rzucenie chłopaka, bo przecież się poprawi. Niż zostawienie pracy i wrednych kolegów, bo może będzie lepiej. W końcu – niż zmienienie swojego życia, bo jak poczeka do następnego poniedziałku, to będzie mogła zacząć z pompą, a teraz tylko na pół gwizdka.
Tyle, że oszukując się, wcale nie sprawiasz, że jest lepiej.
Po prostu nigdy nie ruszasz z miejsca.
Znajdź mnie na facebooku.
Kiedyś byłam trochę taką Jagodą… dobrze, że w końcu coś się ruszyło i obraz opisanej wyżej osoby na stałe gdzieś zniknął. Nie wyobrażam sobie teraz podobnie funkcjonować, zwłaszcza w związku.
żyjąc “wczoraj” i “jutro”, tym jak pięknie było i jak dobrze może być, łatwo przestać żyć “dzisiaj”.
“Nie pozwól by strach przed działaniem wykluczył Cię z gry” PO PROSTU!
“toxic relationship” nie musi dotyczyć tylko pary… ja byłam w takim “związku” z- wtedy wydawało mi się że z przyjaciółką- ja zrobiłabym dla niej wszystko i do ostatniej chwili gotowa byłam oddać życie dla niej i poświęcić dosłownie wszystko a ona?? hmmm… może lepiej nie mówić… przez to wszystko najbardziej ucierpiałam ja bo nie skupiałam się na tym co dla mnie dobre i bardzo wiele rzeczy mnie przez to ominęło… na szczęście to już od kilku miesięcy przeszłość a poradziłam sb z tym dzięki Twojemu blogowi i dzięki Twoim wpisom:) dziękuje Marta;)) :** dziękuję że już nie jestem Jagodą:)
Czasem takie oszukiwanie się w mojej opinii wynika ze strachu przed zmianami. Zmiana wiąże się z nowymi wyzwaniami i przeszkodami, a sytuację obecną już znamy. Co z tego, że chłopak czasem uderzy, że w pracy źle. Ale zawsze jest nadzieja, o której piszesz, że się poprawi. A to zwykła obłuda…
Ileż takich osób znam… wieki temu mój związek też wisiał na włosku i z dnia na dzień przyszły zmiany… lepiej być nie może no chyba że pojawi się dziecko wtedy to już będzie pełnia 😉 Na wszystko przyjdzie czas 😉 Tak samo ze studiami.. dość miałam skończyłam co chciałam dalej się nie pcham 😉
Niestety ten artykuł jest w 80 procentach o mnie. Wszak w związku mam bardzo dobrze, ale na innych polach jest słabo. Bronię licencjat ponad rok i z dnia na dzień odkładam jego pisanie. Chcę pozbyć się cellulitu, ale masażer i krem tylko sobie stoją. Kupiłam płytę Chodakowskiej, ale leży sobie zakurzona. Człowiek tkwi nieszczęśliwy w tym co znane, bo boi się tego co nieznane. Sukcesu, radości z każdej małej wygranej.
Pamiętam czasy fascynacji pewnym cytatem, chyba z Ani z Zielonego Wzgórza 🙂 mówiła: “Jutro możesz zacząć wszystko od nowa. Jutro jest wolne od błędów”.
Ostatnio, spacerując w Sopocie, natknęłam się na plakat z cytatem z Alberta Einsteina. “Życie jest jak jazda na rowerze. Żeby utrzymać równowagę musisz się poruszać naprzód.”
Zmieniłam swoje podejście do życia. Nawet nie wiem kiedy. Wiem, że jutro zaczyna się dziś. Tak jak dziś zaczyna się następny poniedziałek i nowy rok. Keep on movin’
“Jutro możesz zacząć wszystko od nowa. Jutro jest wolne od błędów.” Najlepszy i najtrafniejszy cytat jaki ostatnio słyszałam :))
Duże kroki są najtrtdniejsze do zrobienia. Zakończenie kilkuletniego związku, zmiana pracy, przeprowadzka, ślub, zmiana kierunku studiów… jest mnóstwo działań, do których potrzeba odwagi, nie każdego na nią stać. Ale czasem warto postawić wszystko na jedną kartę i “niech się dzieje wola nieba” 😉
Mam pytanie – czy mogłaby Pani napisać w najbliższej przyszłości wpis dotyczący depresji czy samobójstwa?
Zastanawia mnie dlaczego tak bardzo potrzebujemy nowych początków do zmiany na lepsze. Nowego Roku, nowego miesiąca, nowego tygodnia, czegoś co ogrodzi nam grubą kreską to co było kiedyś i to co będzie dalej. Może w tym właśnie tkwi błąd, bo nawet jeśli wytrwamy w poprawie jakiś czas to wiadomo, że przyjdzie taki moment gdy coś się załamie i wrócimy do swoich starych przyzwyczajeń. A wtedy przeważnie się poddajemy, bo wydaje nam się, że wróciliśmy do punktu wyjścia, do tej grubej kreski, którą oznaczyliśmy jako start, więc musimy swój maraton zaczynać od nowa. Tymczasem powinniśmy to postrzegać jako potknięcie na kolejnym przebytym kilometrze, a nie zanegowanie całego przedsięwzięcia 🙂
Bywają takie momenty, że taka trochę ze mnie Jagoda. To przerażające, że oszukiwanie się jest mniej przerażające niż wprowadzenie zmian 😉
Sama prawda.