Wszyscy mówią, że blogowanie jest takie piękne. Że macie swoje miejsce do pisania, że możecie pić z Kominkiem (teraz Jasonem Huntem) na firmowych imprezach i mieć ludzi którzy zawsze, ale to zawsze polajkują wasze zdjęcie, niezależnie od tego, jak na nim wyglądacie. Ale czasami pisanie w sieci o tym, co ci siedzi w głowie, może być problemem. Sporym. Na przykład wtedy, kiedy twoje wypociny czyta twój klient.
Wiecie, życie jest nowelą, czy jak to tam się śpiewało w intro do “Klanu”. Blogowanie też jest nowelą. Taką, która czasami sprawia mi same problemy.
PROBLEM NUMER 1: NIE POTRAFIĘ PISAĆ
To jest po prostu standard, który przeżywam przynajmniej raz na dwa tygodnie. Włączam edytor tekstu, gapię się w ekran, mam wybrany temat i…. przez trzy godziny podziwiam, jak kursor miga.
Serio.
Siedzę. Piszę pierwsze zdanie. Kasuję je. Piszę kolejne pierwsze zdanie. Znów je kasuję. Zmieniam pozycję, teraz leżę na dywanie, kot mi wącha włosy, piszę znów kolejne pierwsze zdanie.
Kasuję. Idę sobie zrobić herbatę. Wypijam herbatę. Idę sprawdzić, czy w lodówce świeci się światło. Świeci. Wracam, siadam, tym razem z nogami na biurku, chociaż tak niegrzecznie i piszę pierwsze zdanie. Zgadnijcie co. Kasuję.
Po trzech godzinach przyłapuję się na tym, że wiszę nogami na żyrandolu, przeglądam dziwne serwisy w sieci, a w tle leci muzyka na całe głośniki. Chlipię pod nosem, łzy mi kapią na mieszkanie, a ja powtarzam, że jestem do dupy, bo NIE POTRAFIĘ NIC NAPISAĆ.
Schodzę z żyrandola, robię kolejną herbatę i ogłaszam chłopakowi, że rzucam blogowanie, bo nie potrafię nic napisać. Idę obrażona do pokoju (nie wiem, na kogo jestem obrażona, to jest najlepsze), siedzę tam pięć minut, po czym wychodzę i robię kolejną herbatę. Ogłaszam światu, że teraz pogram w Simsy. Włączam grę, która ładuje mi się jakieś sto lat. Odpalam rodzinkę.
I od razu zamykam grę i znów klikam edytor tekstu.
Już mi przeszło. Teraz już piszę.
PROBLEM NUMER 2: KLIENT CZYTA BLOGA
Wiecie, pracując głównie w sieci trudno nie przewidzieć, że jakiś klient będzie chciał mnie sprawdzić i wpisze sobie w Google “Marta Hennig”.
Co pierwsze wyskakuje? Blog. Świecąc się jak żarówka i wołając “wejdź na mnie!”. No i wchodzą.
Nigdy nie potrafią się oprzeć.
Wiecie, czym to się kończy?
Dostaję maile o tytułach “Piątek z Martą”.
Podczas rozmowy telefonicznej pytają, czy dalej jestem przeziębiona, bo na blogu czytali, że jestem.
Zagadują, czy wszystko w porządku, bo na blogu nie było nowego wpisu.
Pytają, czy już jest okej, bo czytali, jak ostatnio mnie ktoś wkurzył.
Ostatnio odkryli Codziennie Fit i kiedy przyszłam, jeden z klientów zapytał czy już dzisiaj jestem po treningu.
Czasami dzwonią i pytają jak było w Warszawie/na gali Bloga Roku/w dowolnym miejscu o którym jest akurat napisane w Piątku z Martą.
PROBLEM NUMER 3: RODZICE CZYTAJĄ BLOGA
Teoretycznie to fajne.
Gorzej, kiedy dostajesz telefon po publikacji Mam 20 lat i rodzice mają mnie gdzieś i musisz tłumaczyć, że to nie tak, że to oni mają mnie gdzieś, tylko że to taka historia, żeby pomóc ludziom zrozumieć problem… ale mamo… tak, mamo. Wiem, mamo.
Dobrze, mamo.
Mamo, to nie o tobie. Naprawdę, mamo.
Pozdrawiam Cię, mamo. Ciebie też, tato.
PS Żebyście zobaczyli ich oburzenie, jak przeczytali jakiś niemiły komentarz o mnie. Nie chciałabym być w skórze tej osoby, gdyby moja mama ją dopadła. Nic by z niej nie zostało.
PROBLEM NUMER 4: ZNAJOMI CZYTAJĄ BLOGA
Jeżeli widzicie gdzieś dziwne komentarze, których nie rozumiecie – to na sto procent moi znajomi.
Kochają to. Potrafią coś mi skomentować albo zalajkować, a potem pisać mi na prywatnym czacie: PIERWSZY!
Moi znajomi mają jedno wspólne hobby: razem z moim chłopakiem kochają się nabijać z moich postów. Kiedy się spotykamy, przynajmniej raz na pół godziny leci żart o moim blogu. Wiem, bo liczę.
Ale ich ulubioną, najlepszą rozrywką jest coś innego. Kiedy tylko zgromadzi się większość ludzi, mój wspaniały chłopak – zdrajca jak się patrzy – wrzeszczy coś w stylu: “może obejrzymy Martę?”.
I zaczyna się seans.
Odpalają mój kanał na telewizorze, chrupią chipsy i oglądają. Zawsze uciekam wtedy z pokoju, ale i tak za każdym razem starają się komentować tak głośno, żebym wszystko dokładnie słyszała.
Kochani, prawda?
Ach. No i mówią “hejka”.
PS I to wszystko jest urocze.
Nowy film na YT: klik