Irenka ma dwanaście lat, kiedy jej matka woła ją z podwórka i każe pomóc w pakowaniu najważniejszych rzeczy. Na wóz wrzucają tylko to, co potrzebne: jedzenie, jakieś koce, parę dodatkowych ubrań. Po chwili jest już po wszystkim: Irena razem z mamą, która trzyma w rękach jej małego braciszka, rusza za wozem, w towarzystwie kilku znajomych sąsiadów. Po raz ostatni spogląda na dom. A gdzie tata Ireny?Tata poszedł na wojnę.Niemcy pewnego dnia po pros […]

Irenka
Irenka ma dwanaście lat, kiedy jej matka woła ją z podwórka i każe pomóc w pakowaniu najważniejszych rzeczy. Na wóz wrzucają tylko to, co potrzebne: jedzenie, jakieś koce, parę dodatkowych ubrań. Po chwili jest już po wszystkim: Irena razem z mamą, która trzyma w rękach jej małego braciszka, rusza za wozem, w towarzystwie kilku znajomych sąsiadów. Po raz ostatni spogląda na dom. A gdzie tata Ireny?
Tata poszedł na wojnę.
Niemcy pewnego dnia po prostu przyszli i zakomunikowali mamie, że przejmują dom. Nie miała wyboru: parę chwil później razem z sąsiadami, których też pozbawiono dachu nad głową, postanowiła udać się do pobliskiego lasu. Daleko od niemiecko-rosyjskich przepychanek, w miarę bezpiecznie. Konwój wygnanych musiał wyglądać żałośnie: na wozie pełno było starców i małych dzieci, obok szły kobiety, głównie młode matki. Mężczyźni? Wszyscy dwa lata wcześniej wyjechali na front.
Rozbili swój prowizoryczny obóz w lesie. Irenka uważała, że na samym początku było całkiem przyjemnie: zero pracy w polu, bo po krowy nie można było się wrócić, mama ciągle przy boku i ciepłe jedzenie, podgrzewane w garnuszku na ognisku. Dzieci się bawiły, starzy rozmawiali – o tym, co się dzieje teraz w ich mieszkaniach, co się stanie z trzodą, co dalej…. Irenka próbowała ich nie słuchać: żadna dwunastolatka nie lubi się martwić na zapas.
Ale po kilku tygodniach zrobiło się naprawdę ciężko. Zapasy jedzenia się skończyły. Cieszono się, że jeszcze jest lato – można było zebrać jagody. A poza jagodami… ziemniak krojony na cztery części. Zupa z niczego, z dolewką z rozbabranego kartofla, żeby miała chociaż trochę smaku. Ukradzione jajka od kur, które kiedyś były własne.
Nic nie wskazywało na to, żeby mieli się z tego lasu kiedykolwiek wyprowadzić. Strzały było słychać na okrągło: Niemcy do Rosjan, Rosjanie do Niemców. Irenka miała serdecznie dosyć. Chciała wrócić do domu. Już nawet mogłaby wyprowadzać te krowy i robić na polu – wszystko było lepsze od kolejnej nocy w lesie i coraz mocniejszego uczucia ssania w żołądku.
Pewnego dnia mama zdecydowała, że razem z resztą kobiet pójdzie zobaczyć, co się dzieje z ich gospodarstwem. Irenka machnęła ręką, dała buziaka na drogę i solennie obiecała, że będzie się zajmować trzyletnim bratem. Zresztą: otoczona była przecież dziadkami i babciami, co prawda schorowanymi i słabymi, ale jednak. Mama mrugnęła do niej po raz ostatni i zniknęła w gęstwinie.
A potem nie wracała.
Minęło kilka godzin. Potem jeszcze parę następnych. Robiło się ciemno, a Irenka zaczęła się niepokoić. Kilku dziadków wyruszyło na poszukiwania. Po jakimś czasie znaleźli mamę.
Mama nie żyła.
Tak samo jak reszta kobiet, zestrzelona przez niemieckiego strzelca. Żołnierz widząc zbliżającą się grupę ludzi pomyślał, że to oddział Rosjan – i bez namysłu pozbył się zagrożenia. Czy gdyby wiedział, że zbliżają się kobiety, odłożyłby broń? Nie wiadomo.
Wiadomo jednak, że bez młodych mam obozowisko zamieniło się w obóz przerwania, składający się ze schorowanych, starych ludzi i młodych, niesamodzielnych dzieci.
Dla Ireny to był koniec dzieciństwa: musiała zostać matką dla swojego braciszka. Dwunastolatka musiała udźwignąć na swoich barkach obowiązek, z którym często nie dają sobie rady nawet dorosłe kobiety.
Ale wreszcie nadszedł TEN dzień. Dzień, w którym okazało się, że mogą wrócić. Irenka nie pamięta, jak to się stało – czy ktoś poszedł na zwiady, czy ktoś z zewnątrz dał cynk – ważna była jedna wiadomość: Niemcy się wycofują. Zostawiają domy, które zajęli.
Dwunastolatka wraca do siebie i – chociaż dalej trwa wojna – próbuje ułożyć sobie życie. Pomagają sąsiedzi. Jedna Irenka, mały braciszek i całe gospodarstwo, które cudem ostało się po wizycie żołnierzy: rano wypas krów, karmienie koni, zaglądanie do świń, branie jajek od kur. Niektóre rzeczy Irenka musi oddawać – żołnierzom, którzy przychodzą. Mówi, że woli Niemców: nie krzyczą, mówią dzień dobry i do widzenia, nie robią krzywdy i co najważniejsze – nie gwałcą. Nawet gdyby mieli brudne myśli – nie mogą. Pilnuje ich oficer, który na każdą skargę kobiet reaguje ostro: żołnierz zaczepiający dziewczynę dostaje karę.
Co innego Rosjanie, opowiada mi Irenka i pomarszczoną ręką zasłania sobie usta. Przed Ruskimi trzeba było się chować, bo byli jak dzicy: okrutni i napaleni. Nasza Irenka ma szczęście: uchroniła się przed gwałtem. Inne sąsiadki nie miały takiego fuksa. Patent dwunastolatki był prosty: obwiązywała twarz zakurzoną, brudną chustą i próbowała unikać jakiegokolwiek kontaktu. Udało się.
Po wojnie z frontu wraca tata Irenki: do niej i do brata. Później do rodzinnego domu dochodzi ktoś jeszcze: macocha. Zachowuje się tak, jakby urwała się z bajki, a Irenkę, która jest już nastoletnią pannicą, traktuje jak kopciuszka. Pewnego dnia dziewczyna nie wytrzymuje: oświadcza, że jedzie do wujostwa, które właśnie osiedliło się na Ziemiach Odzyskanych. Całodniową podróż pociągiem spędza przyciśnięta z zewnątrz do ściany pociągu, trzymając się barierki. Inni jadą na dachu, bo pociąg jest cały zapchany. Pod nogami tory. Przed nią – nowe życie.
Irenka jest moją babcią.
Dziś 1 września – kolejna rocznica wybuchu II wojny światowej.
Mamy ostatnią szansę, by usłyszeć historię od kogoś, kto ją przeżył. Ostatnie pokolenie widzące II wojnę na własne oczy powoli odchodzi. Gdy to się stanie – zostanie nam już tylko surowy podręcznik z suchymi faktami.
Wzruszająca historia.
Może opublikujesz kiedyś więcej wspomnień Babci?
Z wielką chęcią – społeczna część historii II WŚ to jedno z moich zainteresowań. Problem będzie z autentycznością – nie wszystkie informacje mogę sprawdzić, a wiadomo, jak to babcie – w pewnym wieku lubią koloryzować lub coś zmyślać, jeśli nie pamiętają. Ale mam nadzieję, że czytelnicy przymkną na to oko w razie czego 🙂
Dołączam się do prośby. 🙂 Masz wielki talent do pisania. Co do Rosjan- to niestety słyszałam już od kilku osób (również starszych) taką opinię “że byli gorsi od Niemców” … 🙁
Płaczę.
Moją babcię Rosjanie wywieźli na Syberię, bo pradziadek był powstańcem. Umarła w tym roku. Na szczęście zdążyłam posłuchać jej opowiadań.
Pięknie to napisałaś.
Mój pradziadek poszedł na wojnę, nie miał wyjścia inaczej zastrzelili by całą jego rodzinę. Niestety nie wrócił, prawdpodobnie został tam zabity.
Pięknie opisana historia. Cieszę się, że należę do pokolenia, które może usłyszeć podobne z ust ludzi, którzy to przeżyli, a nie tak jak napisałaś – z książek, które nie przekazują emocji, tylko same suche fakty. Naszła mnie ochota na przeczytanie “Medalionów” po raz kolejny…
Moja babcia urodziła się w trakcie wojny, gdy ta się kończyła, babcia miała trzy lata. Niemcy wprawdzie nie wygonili jej rodziny z domu, ale tam mieszkali i jej babcia (mama była nie wiadomo gdzie, wróciła dopiero po latach) musiała mocno kombinować, by było coś do jedzenia. Raz moja głodna mała babcia patrzyła na niemieckich żołnierzy, którzy jedli mięso. Jeden widział, jak się w niego wpatrywała i rzucił jej kość. Babcia rzuciła tą kością o jego talerz. On się wściekł, zaczął ładować broń, ale jego przełożony się na niego wkurzył, ukarał go, a babci dał paczkę cukierków. Te zostały podzielone na resztę dzieci.
To moja ulubiona wojenna historia. W sumie jedyna, jaką znam, bo babcia była za mała, by wiele przeżyć w tym czasie. Niemniej o historii jej życia można by nakręcić film. Moja babcia to niezwykła osoba.
W takich momentach żałuje, że nie siadłam podczas tak wielu rozmów z moją babcią z kartką papieru i nie spisałam wszystkiego co mi opowiadała. Znam te historię. Bardzo dobrze. Ale wiem, że mogłby być pełeniejsze gdybym nie sądziła, że mam na to jeszcze czas..
Masz talent pięknego opowiadania historii. Nawet, jeśli są smutne.
Te opowieści są cenne, odejdą wkrótce w niepamięć wraz z ludźmi, którzy je noszą. Zawsze gdy jeżdżę do Babci wyciągam z niej wspomnienia o tym, jak żyło się kiedyś przed wojną na wileńszczyźnie. Nie są równie tragiczne. Ale dla mnie bezcenne, bo pokazują świat, którego już nie ma 🙂
Dobrze, że to opisałaś. Takie historie warte są opisania.
Chciałam opisać historię mojej Babci i Pradziadka, ale… przez przypadek zamknęłam stronę i stracił się oczywiście cały mój długi komentarz. 🙁 Niedobry komputer, cała wena mi przeszła 🙁
Wiesz, co warto? Oprócz spisania rodzinnych wspomnień, stworzyć drzewo genealogiczne. Historia własnej rodziny może być bardzo pasjonująca!
Naprawdę wzruszające. Pamiętam, że kiedyś na ocenę z historii spisywałam historie, które opowiadała mi babcia i na początku traktowałam to jak zwykłe zadanie domowe, jednak z czasem okazało się niezwykle cennym doświadczeniem. Tyle co wyniosłam z tych opowieści, szkolne lekcje historii nigdy mi nie dały.
piekny tekst. Dziękuję
Szkoda, że mamy coraz mnie możliwości, do tego, aby posłuchać relacji osób, które widziały i przeżyły II wojnę. Ile ludzi tyle własnych historii, dramatów, prawd, o których trzeba pamiętać, żeby za trzydzieści, czy pięćdziesiąt lat nikt nie próbował wmawiać naszym dzieciom i wnukom, że to przecież była tylko wojna, a obozy były polskie.
wzruszyłam się! to jest ta historia, którą powinniśmy wszyscy znać – żywa historia, codzienność. trzeba pamiętać o tym, że nasi przodkowie byli wtedy, niektórzy żyjący mogą nam to opowiadać. pamięć nie może zaginąć. to takie opowiadania powinniśmy słuchać częściej, bo warto zauważyć, że nie zawsze było tak kolorowo, pomimo że jest kryzys to dobrze nam się wiedzie, nasze babcie i dziadkowie żyli, rodzili się w gorszych czasach. wtedy zauważamy te pozytywy naszej rzeczywistości, że jednak nie mamy źle
Nie wiem co napisać, chociaż chcę. Świetnie to napisałaś.
Mojej babci wspomnienia są nawet opublikowane w książce. Ja już niestety od dwóch lat nie mogę ich słuchać. Z tą różnicą, że moja babcia walczyła na froncie… eh… płakać mi się chce jak o tym wszystkim myślę.
Przeczytałam kawałek i wiedziałam co będzie dalej. Miałam dziwne wrażenie, że znam to opowiadanie. Moja prababcia przeżyła podobne chwile i też mi wiele razy o nich opowiadała, niektóre znam na pamięć… Przykre jest to, że historię wojny od tej strony, znają jedynie Ci, którzy mogą wysłuchać starszych osób, a i tak nie wszyscy to doceniają.
A no mój dziadek miał bodajże 12 lat (coś koło tego) jak wojna wybuchła, z Warszawy uciekał z rodzicami swoimi i rodzeństwem. I aż na Mazury uciekli. Się nasłuchałam różniastych historii tutaj, typu co partyzantka w lesie wyprawiała, jak ludzi w wiosce wieszali itp. Niestety 80% już nie pamiętam bo opowiadali mi to z 10 lat temu, jak jeszcze byłam w podstawówce. Na historię pewnie, albo na coś. Ogólnie ostatnimi czasy interesowałam się tematem wojny. Polecam książkę ,,Chłopiec w pasiastej piżamie” (film zresztą też) – o obozach, mnie poruszyło.
widziałam CHŁOPIEC W PASIASTEJ PIDŻAMIE – robi wrażenie
Halina Birenbaum, “Nadzieja umiera ostatnia”, też polecam.
Dziękuję, dziękuję, dziękuję, że jest ktoś, kto nie wspomina o szkole i pamięta o tak ważnych momentach w naszej historii.
Sądziłam, że to jakaś strona z książki, którą obecnie czytasz. Niesamowite..i zarazem smutne, zdać sobie sprawę, że niedługo te opowieści zostaną jedynie w dziennikach, książkach a nie na ustach naszych dziadków. Sama ostatnio usłyszałam od dziadka krótką historię o tym jak był w AK, nie miałam czasu aby się w nią bardziej zagłębić, ciągle odkładam wizytę na inny dzień, jeśli tak dalej będzie to nigdy nie dowiem się o szczegółach jego młodych lat. Jak zwykle dziękuję za notkę, przywykłam już do tego, że zawsze trafiają gdzieś w moje myśli i serce.
o matko….czytam i czytam ta historię i spodziewam się,że na końcu podasz tytuł tej książki….a to samo życie….
dołączam się do próśb powyżej o więcej historii…ja też lubię słuchać swojej babci…
pozdrawiam
zapraszam Cię na moje pierwsze urodzinowe candy 🙂
Marto – historia piękna i pięknie (bo ludzko) opisana. Po oczach bije mnie tylko ten wyraz “fuks”, który nijak ma się do wyczuwalnej atmosfery tekstu i w SPP przypisany jest do wyrazów żartobliwych. Pomyśl o tym gdy będziesz poprawiała tekst po jakimś czasie.
Ja nie znam takich historii, bo moja babcia urodziła się długo po wojnie a dziadziuś był dzieckiem i żył na wsi. Tu źle nie było. Nie mniej jednak zawsze po przeczytaniu takiej historii dociera do mnie, że jednak ludzie często mówią, że woleli żołnierzy niemieckich niż rosyjskich – właśnie przez tę brutalność – a jakoś pozostałością jeszcze po czasach komuny jest to, że o Rosji wojennej rzadko mówi się źle.
Polecę Ci kilka książek opowiadających o ludziach w czasach wojny, może któraś Cię zainteresuje.
Malowany Ptak Kosińskiego. Sońka Karpowicza, W krainie czarów Chutnik, Ocalenie Atlantydy Orszyn.
Znam taką jedną historię – stąd akurat, że biorę udział w tworzeniu filmu o żydach w Polsce – że jedną z bohaterek przyniesiono w koszyku z getta gdy była niemowlakiem. Ojciec miał po nią wrócić. Nie wrócił.
Apsik!
Wspaniała historia. Czytałam z zapartym tchem i porównywałam z tym co opowiadały mi moje babcie. Wojna była straszna, ale pamięć o niej musi pozostać żywa.
Moja prababcia przeżyła wojnę we Francji – i tam było inaczej. Lepiej. Nawet obóz nie był tak straszny jak te na ziemiach polskich. Do mojej rodziny trauma zaczęła się dopiero w PRL gdy wrócili z Francji.Gdy pradziadka z kraju wyrzucili a prababcia została z małą babcią i swoimi rodzicami. I wesoło to oni nie mieli z naszymi władzami 🙁 te opowieści,słowa,strach i dla mnie wielkie nierozumnie – mogla ze swoim ukochanym wybrać każde miejsce na świcie,żołnierze proponowali im Kanadę,Stany, Australie,Anglie…a oni wrócili do kraju by szukać krewnych, by zobaczyć czy ich dom rodzinny przetrwał,czy są krewni żyjący, czy nie trzeba się kimś zająć…
Za to druga strona rodziny to klasyczny przykład osób które dostały ziemię na ziemiach odzyskanych. Dlatego znam te historie. Az za dobrze. I przypominają mi się ostatnio przeczytanie slowa ,że. “Wolność nie jest rzeczą raz daną…” i mnie to przeraża.
Przez twój wpis uwiadomiłam sobie jak dużo straciłam nie zapisując historii wojennych opowiadany przez moją prababcie. Babcia miała 23 lata gdy wybuchła wojna, dopiero co urodziła dziecko, dziadek poszedł na wojnę więc miała naprawdę ciężko. Nasłuchałam się wiele ciekawych historii o tamtych czasach ale byłam wtedy za mała żeby wszytko pamiętać.
Będę tu wpadał częściej ; )
Niestety różnice między zachowaniem Rosjan a Niemców wg mojej babci są kolosalne. Do tej pory używa stwierdzenia “Rusek i świnia to jedna rodzina.” Zachowanie Niemca mimo, że był agresorem było zachowaniem człowieka a nie schamiałej i okrutnej bestii.
Marto bardzo ciekawy wpis.
pozdrawiam, Agata
Moja babcia miała 8 lat gdy wybuchła II wojna światowa. Mieszkała na wsi i większość krzywd ja ominęło, ale była wytypowana z grupką innych do obozu “pracy” i jej szukali, chowała się (rodzice ją chowali) mięsiącami w piwnicy. Opowiadała jak Niemcy kazali szczepić dzieci, jej koleżanki w szkole…nauczycielka, wylewała szczepionki i napełniała czymś nieszkodliwym. Woja to koszmar. Oby sytuacja na Ukrainie się rozwiązała w stosunkowo pokojowy sposób, bo inaczej czeka nas woja jak nie za rok to za kilka lat.
Pozdrawiam serdecznie!
* wojna
literówka oczywiście
oby było nam dane znać wojne tylko z książki droga blogerko
Na początku zastanawiałam się o co chodzi i dlaczego nagle taka zmiana tematu u Ciebie. Ale teraz kiedy już przeczytałam i oczywiście poruszyła mnie bardzo ta historia, stwierdziłam że bardzo dobrze. Masz wielu obserwatorów, którzy regularnie czytają Twoje posty i dlaczego by nie wykorzystać te tego by przybliżyć tym, w większości młodym ludziom, życia w czasie wojny. I tak raczej niechętnie sięgają po informacje z tych czasów bo kojarzą się tylko ze szkołą i odrabianiem lekcji, czy zaliczeniu z historii. Ty ich zaciekawiłaś.
Moja babcia napisała przepiękną książkę o swoich przeżyciach z II wojny światowej, wygrała pewien konkurs literacki i możliwość wydania jej w dużych nakładach, ale podziękowała. 🙂 Pozdrawiam. 🙂
Moja Ś.P. babcia opowiadała, że właśnie Rosjan dziewczęta bały się najbardziej. By uniknąć złych sytuacji, młode dziewczyny przebierały się za starsze kobiety, by nie wzbudzać zainteresowania wroga.
Wzruszająca bo prawdziwa historia,warto spisywać rodzinne opowieści gdyż te z pierwszej ręki są żywe i najcenniejsze. Koniecznie trzeba ocalić je od zapomnienia. pozdrawiam.
Marta, weź nagraj rozmowy z babcią o wojnie i jej wspomnienia, bo za kilkanaście lat może wszystko przepaść – ludzie i wspomnienia. Oddasz jej cześć na swoim blogu za życia teraz, ale też kiedyś. Spisane wspomnienia są dużo warte, a także te nagrane.
Wow… siedzę z szeroko otwartymi oczami. Niby takie dalekie, a jednak bliskie wielu ludziom.
Wez jakis kajet, ustal sobie jakis dzien w tygodniu na opowiesci babci i pisz kochana, bo to skarby sa. Skarby historie i skarb babcia. Pisz, zeby zyla pamiec o tym co przezyla.
Poruszająca historia i naprawdę dobrze napisana. Szczególnie ciekawi mnie zachowanie żołnierzy, którzy wcześniej byli zwykłymi obywatelami, może nawet ‘dobrymi ludźmi’, a zaczęli stawać się zwierzętami pozbawionymi moralności. Polecam również wiersz: http://swiatwedlugneo.blogspot.com/2015/09/pierwszy-i-drugi.html który mówi o tym jak widzi ludzi nasza niższa natura, a jak ten sam proces wygląda przy udziale naszej natury wyższej.
Mój mąż nagrywa rozmowy z ludźmi, którzy pamiętają wojnę. Żaden podręcznik takich historii nam nie da, nic nie zastąpi głosu, emocji, opowieści prawdziwego człowieka. Nie żebym gloryfikowała te wspomnienia, bo są straszne, ale niebawem tych ludzi już nie będzie, a pamięć o tym co spotkało zwykłych ludzi powinna żyć wiecznie.