Mamy problem. Ogromny.
Większy niż fakt, że coraz więcej ludzi chodzi po świecie chorobliwie otyłych. Dużo gorszy, niż to, że sporo młodych osób umiera z powodu raka. Ba, ten problem jest nawet bardziej uderzający, niż to, że jakimś małym kotkom gdzieś na świecie dzieje się krzywda. Przebił już plagę głodu, zatrucie środowiska i tandetne seriale w polskiej telewizji.
Zabawne, że tego procesu nie widać na pierwszy rzut oka. Nie zaczynasz krwawić wewnętrznie, nie tracisz przytomności w miejscu publicznym, ba: jesteś w formie lepszej, niż kiedykolwiek byłeś. Realizujesz się, spełniasz, ganiasz za czymś, uczysz się, czytasz mądre książki i ćwiczysz z trenerem personalnym. Jesz kiełki i sałatę, popijasz wodą, a twoje wyniki krwi są wzorowe i podręcznikowe. Idealne.
A gdzieś tam, pod warstwą ciuchów i skóry, twoje serce robi się coraz mniejsze. Najpierw nieco usycha, potem czernieje, a na końcu rozpada się na kawałki i znika.
I nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy.
COŚ JEST NIE TAK
Pierwszy raz coś mnie tknęło, kiedy zaczęłam tracić kontakt z ludźmi, którym podobno na mnie zależało. Wielkie przyjaźnie rozpadały się w mgnieniu oka i ograniczyły się do przelotnych wiadomości na facebooku, a próby umówienia się zawsze kończyły się fiaskiem, bo przecież nikt nigdy nie ma czasu.
Tak zawsze mówią: nie mam teraz czasu. Jestem zajęty. Przepraszam Marta, tyle się teraz u mnie dzieje.
Czasami też próbują odwracać kota ogonem albo zrobić tak, żeby im się upiekło: obiecują, że przyjdą, a następnie pięć minut przed spotkaniem wysyłają smsa z wymówką. Marta, przepraszam, dziś nie mogę – ufo napadło na mój dom i porwało mi matkę. Marta, sorka, przełóżmy te spotkanie, bo zadzwonił do mnie prezydent. Marta, słuchaj, jest taka sprawa… mój pluszowy miś jest w ciąży i zaraz będzie rodził. Może porozmawiamy na fejsie?
Marta, spotkajmy się kiedy indziej, bo teraz nie mam na ciebie czasu. Przestań truć mi dupę.
Zadzwonię do ciebie, jak będę miała problem i będę cię wtedy potrzebowała.
A potem widzę wysyp pierdolonych zielonych kropek na czacie, które siedzą tam nieustannie. Ja się nie dziwię, że brakuje im czasu. Spędzając całe życie online i odświeżając co chwila tablicę by podejrzeć jak mają się inni, ciężko być produktywną osobą.
POMOC? MOGĘ ONLINE?
Drugi raz mnie tknęło, kiedy potrzebowałam pomocy. Nie jestem osobą, która lubi prosić o przysługę – jestem Zosią-Samosią, Martą-Zrobię-To-Sama-I-Tyle. Ale duma i „zrobię-to-sama” kończy się w momencie, w którym musisz się przeprowadzić i masz dwa pokoje zawalone torbami, pełnymi workami i plecakami.
Zgadnijcie co.
Nikt nie mógł. Nie mieli czasu.
Wiecie, nawet bym się cieszyła, gdyby ktoś się zgodził chociażby przez zwykłe wyrachowanie: ja pomogę im, oni pomogą mi. Albo: ja pomogę im i zarobię trochę grosza.
Ale ludzie już nawet tak nie myślą. Nie ma kwestii „opłaca mi się – nie opłaca mi się.”
Jest: nie chce mi się. Nie mam czasu.
Przecież mogę ci pomóc klikając na czacie. Nie musimy się spotykać na herbacie, bo przecież czytałam u ciebie na blogu, co się u ciebie dzieje, Marta. Wiem wszystko.
WSZYSTKO SIĘ PORĄBAŁO
Mam wrażenie, że coś się zaburzyło w kontaktach międzyludzkich. Że ludzie przestali się tak przywiązywać, przestało im zależeć. Przestali używać serca. Spotykają się, bo jest miło. Bo życie towarzyskie brzmi dobrze. Nie ma „pomyślę o tobie”. Jest „przypomnę sobie o tobie, kiedy będzie mi się nudzić na zajęciach i zagadam na czacie”. „Polubię twoje zdjęcie”.
Serca się nie używa. A mięsień nieużywany zanika, wiedzieliście o tym?
Znieczulica nie polega tylko na tym, że nie dajesz złotówki na biednego pieska albo nie rusza cię widok kobiety żebrzącej o jedzenie. To, że obojętny ci jest problem głodu w Afryce nie jest jedynym wyznacznikiem tego, że masz lód w klatce piersiowej. Afryka jest daleko. Trochę abstrakcyjna. Nie myśli się o biednych dzieciach gdzieś hen za horyzontem, bo nas to nie dotyczy.
Po co zawiązywać pomału nić porozumienia i sympatii: zobowiązania są passe. Nie mów o przyjaźni, bo przecież to takie duże słowo. Za duże. Najlepiej się nie przywiązywać, bo wszyscy odchodzą. Są, a potem ich nie ma. Możemy się spotkać na piwie i pogadać tylko po to, żeby następny raz zobaczyć się za dwa miesiące i ani przez sekundę o sobie nie pomyśleć.
Czy ludzie w ogóle pamiętają, jak wygląda zwierzanie się? Ja już zapominam. Jaki sens jest mówić o problemie, skoro następnym razem zobaczymy się, kiedy on już zniknie?
NIE POZWÓL MU ZWIĘDNĄĆ
I może to wcale nie jest tak, że to „dzisiejsze czasy”. Może tak już było. Może to ja otaczam się ludźmi, których serce już nie bije tak, jak powinno. Może to ze mną jest coś nie tak i oczekuję bliskości, która nie istnieje. A może tak wygląda dorosłość. Może. To nie jest ważne.
Ważne jest to, że przez ten brak serca wokoło, moje powoli też więdnie. Bo dlaczego ja mam biegać i się starać, skoro i tak usłyszę, że ktoś nie ma czasu?
Serca też nie ma.
Tik. Tak. Tik. Tak.
Kwestia czasu, aż większość klatek piersiowych będzie przerażająco pusta.