Maj 2011.
Irytujący dźwięk: wiadomość na gadu-gadu. Sprawdzam: Patryk, kolega z klasy. Otwieram okienko. – I co, mam ci robić ten szablon?
Wzdycham. – Nie – odpisuję szybko, dodając smutną emotikonkę, żeby nie wyszło, że jestem świnia. – Rozmyśliłam się, nie dam rady pisać regularnie.
Czekam na jego odpowiedź. Nie ma. Słoneczko przy jego imieniu robi się czerwone i wrogie, jakby obrażone.
Wrzesień 2011.
Dźwięk. – To co, zakładamy ci blogaska? Wykupywać domenę?
– Nie – odpisuję, odkopując klawiaturę spod arkuszy maturalnych. – Nie zainwestuję w coś, co nie wypali.
Maj 2012
Wiadomość. Gadu-gadu mówi, że od Patryka. Z serduszkiem na końcu imienia.
– Marta, zrobię ci po prostu szablon a ty zobaczysz. Przecież ten blog i tak wisi na internecie, po prostu będziesz pisać częściej, niż raz na trzy miesiące.
Wzdycham krótko. On nigdy nie da sobie spokoju.
– Dobra – szybko walę w klawiaturę, jakbym bała się, że się rozmyślę – rób. Przyjdziesz jutro do mnie?
Słoneczko dalej świeci na żółto.
– Pewnie, że przyjdę. W nocy zrobię ci wypasiony szablon!
I tak to się wszystko zaczęło.
TO NAPRAWDĘ DŁUGA HISTORIA
Potem w gimnazjum przechodziłam różne etapy: od kolejnych słodkich blogasków z adresami dłuższymi niż nazwy skomplikowanych leków (pierwszy blog to marta-martusia1925.blog.onet.pl), które miały nagłówki z gwiazdami i kotami (labradory w końcu się znudziły), poprzez blogi rozczarowanej nastolatki z czarnym tłem i różową czcionką, pseudomądre wypociny, strony o Harrym Potterze, kotach, lekkiej atletyce i blogi z opowiadaniami (były nawet polecane przez Onet!).
Brałam też udział w bardzo popularnych wymiankach komentarzowych: zostawiało się 25 takich samych komentarzy pod jakimś postem, a potem ten ktoś w ramach rewanżu zostawiał 25 komentarzy u ciebie. Ponieważ nie było wtedy fejsbuków i newsletterów, zawsze, gdy napisałam nowy wpis, odwiedzałam znane mi blogi i zostawiałam komentarz:
U mnie nowa notka.
Nie oceniajcie. Miałam wtedy 12 lat, a internet rządził się zupełnie innymi prawami niż teraz.
W liceum nie miałam zbytnio czasu – albo chęci? – na jakieś tam blogowanie, więc miałam kilka miejsc w sieci w których pisałam z doskoku. Ot, coś mnie w życiu rozczarowało, ucieszyło albo przeraziło – więc wchodziłam i pisałam.
Czytały to koleżanki z klasy. Do tej pory się dziwię, dlaczego.
WIELKIE ZDZIWIENIE
No i doszło do momentu, w którym Patryk z kolegi trującego mi tyłek za każdym razem, kiedy mówiłam o mojej pasji pisania („no to załóż bloga!”) stał się moim chłopakiem, a przecież chłopakowi się nie odmawia.*
Zwłaszcza, jak jesteście razem parę miesięcy i słodzicie sobie tak, że wszyscy wokół mają mdłości.
*oczywiste, że to żarcik.
Założyłam, napisałam wpis i czekałam. Weszli znajomi. Weszli też nieznajomi. I, o dziwo, zostali. Z każdą notką ludzi było coraz więcej, a moje zdziwienie rosło tak bardzo, że nie dało się już go zmierzyć normalnymi metodami. Kiedy po półtorej miesiąca pisania bloga moja szefowa zostawiła mi komentarz, prawie padłam na zawał.
O co tym wszystkim ludziom chodzi? Dlaczego ktoś chce czytać co ja napisałam i dlaczego – co najważniejsze – kogoś obchodzi co JA myślę?
Zagadka, której nie rozwiązałam do tej pory.
CZAS NA OKLASKI I WZRUSZENIE
Dziękuję. Każdemu z osobna. Tym, którzy komentują regularnie i którzy zostawiają ślad tylko wtedy, kiedy ich coś wkurzy. Tym, którzy czytają i nigdy nie zostawiają komentarza.
Blog mnie rozwinął – to na pewno. Lepiej piszę, szybciej mi to idzie, jestem bardziej zorganizowana. Bez problemu jestem w stanie napisać wiele tekstów w ciągu dnia – to już nie problem. Ba, odważyłam się założyć kanał na youtube, chociaż dostałam na początku sporo komentarzy o tym, że niewyraźnie mówię. Poszłam do logopedy, ćwiczę, mówię dużo lepiej i to słychać. Nie wyobrażam sobie teraz życia bez posiadania miejsca, w którym mogę się wygadać.
I w którym ktoś – WY – mnie wysłucha.
Link do pierwszej notki “na poważnie” (19.05.12 r.) – KLIK
TU SPRAWDŹ NAJNOWSZY WPIS – KLIK
FACEBOOK || NEWSLETTER || ASK.FM || YOUTUBE