Przed wieloma rzeczami można uciekać. Na przykład, można uciekać przed wielkim, wkurzonym niedźwiedziem, którego przypadkiem spotkamy w Tatrach i który chciałby zjeść naszą kanapkę. Można uciekać przed policją, kiedy mamy nieczyste sumienie, ale to się raczej zdarza tylko na filmach. Można uciekać przed obowiązkami, poważnym związkiem, dorosłym życiem albo odpowiedzialnością.
Ale przed własną głową? Trochę ciężko, zważywszy na fakt, że jeśli żyjemy, to ta znajduje się na naszej szyi.
A jednak próbuję.
KIJ MA DWA KOŃCE – GŁOWA MA TEŻ ZALETY
Muszę być jednak trochę sprawiedliwa: ogólnie rzecz biorąc, moja głowa pomaga mi w życiu. Poczynając od prostych rzeczy – bo grzecznie i bez marudzenia cały czas znajduje się na mojej szyi – poprzez jej cechy (pracowitość, upór) czy umiejętności – no nieskromnie: bardzo głupia ta moja głowa też nie jest.

Czasami więc czuję, że mimo tego, że niektóre rzeczy mi w niej nie pasują, nie powinnam w sumie marudzić ani narzekać: bo przecież głowa jest zdrowa, nie sprawia problemów i jeszcze często swoją pracą przynosi jakieś sukcesy.
Tylko dlaczego musi być też taka wredna i fałszywa?
WŁASNA GŁOWA – UWIERZYCIE?
Nasza relacja – w sensie moja i głowy – przypomina trochę związek, w którym dopiero po czasie odkrywasz, że partner robi coś, co nie do końca ci odpowiada. Tak też jest z moją głową. Przez całe życie byłam za nią ogromnie wdzięczna, bo jest to kawał tęgiej głowy, co bardzo pomaga w szarej codzienności. Dopiero po czasie zaczęły wychodzić różne kwiatki, na które początkowo przymykałam oko, aż w końcu obudziłam się – jak dziewczyna w toksycznym związku – w sytuacji patowej.

Bo okazało się, że moja głowa mnie ciągle sabotuje. Mówi, że mogłabym się więcej postarać. Nie pozwala dostatecznie odpocząć, bo przecież ileż można nic nie robić. Podsuwa małe myśli, że może moje rzeczy wcale nie są takie fajne. Kogoś są przecież dużo lepsze. Że owszem, coś się udało, no ale ktoś zrobił coś innego lepiej! Każe ciągle biec, biec, biec do utraty tchu. Dużo innych rzeczy też mi każe albo mi mówi. I chociaż rozsądek mi podpowiada, że nie trzeba ciągle słuchać własnej głowy, to nie zawsze to wychodzi, bo przecież w końcu to moja własna głowa! Na mojej szyi! Chyba wie, co dla mnie najlepsze?
SABOTUJĄCA GŁOWA TO WSTYD?
Żałuję tylko bardzo, że tak rzadko mówi się o sabotujących głowach. Bo wiecie co – nie wierzę, że moja jest jedyna. Nie wierzę, że tylko moja głowa to taka wredna pipa, która ciągle próbuje podkopać to, co razem osiągnęłyśmy. I chyba byłoby mi dużo łatwiej i lżej, gdybym przeczytała gdzieś o innych głowach, które też tak robią.

Ale jakoś nie lubimy pisać o tym, co nam siedzi w tej naszej głowie, co? Wcale się nie dziwię. Kiedy mówisz co czujesz, bardzo łatwo dostać łatkę, która potem lepi się do ciebie cały czas jak sierść na czarnych ciuchach. A przecież tak naprawdę to, że czujesz się gorzej, masz kryzys, Dzień Naleśnika albo okres, w którym twoja głowa ewidentnie kopie pod tobą dołki, nie oznacza, że tak jest ZAWSZE. Codziennie.

Czasami to jest dzień, innym razem tydzień, miesiąc, okres. Ale to nie jest przecież tak, że to powinno cię definiować. A tego się chyba boimy – łatki, że coś jest z nami nie tak, że sobie z czymś nie radzimy, że może udajemy takich super hej do przodu, a tak naprawdę…
Tak naprawdę co? Jesteśmy ludźmi? Po prostu?
CZASAMI WYSTARCZY NAZWAĆ RZECZY PO IMIENIU
Moja głowa czasami wymaga ode mnie zbyt wiele. Po prostu. Niby czasami mi coś świtało, że może nie do końca nasza relacja jest taka, jak powinna być, ale zazwyczaj przymykałam na to oko. Teraz już nie chcę tego robić, bo żeby tego nie zauważać, musiałabym zamknąć oczy i jeszcze założyć worek na głowę i zgasić światło.
I wcale nie tak łatwo mi się to pisze, bo moja głowa właśnie mi mówi, że to nie jest dobry tekst na bloga.
I wiesz co, głowo? Dosyć mam tego. Cmoknij się.
Faktycznie, gdy np. robię powtórzenia jakiegoś ćwiczenia i czuję się zmęczona, głowa mówi mi “Nie dasz rady”, a tak naprawdę trzeba wytrwać do momentu, w którym stwierdzimy “A w sumie to mogę dalej” i pokonujemy siebie:-) A poza tym, jak inaczej wyrabiamy kondycję? 😀
PS. Czytam oba Twoje blogi. Masz bardzo fajny styl pisania, też bym chciała kiedyś założyć bloga.
Nie do końca o takie gadanie głowy mi chodziło, ale rzeczywiście, w ten sposób też głowa potrafi sabotować 🙂
Mogłam napisać: “Jest też druga strona medalu” 😀
Twoja głowa nie jest samotna w swoich działaniach – moja to jej bliźniaczka 😉 Podobno obecni i byli perfekcjoniści tak mają – wciąż analizują, czy coś można by zrobić lepiej, więcej, inaczej (nawet, gdy teoretycznie zdajemy sobie sprawę ze swojego perfekcjonizmu). Dlatego przy częstym – i uzasadnionym – samozadowoleniu i tak pojawia się w głowie myśl, że to może za mało… Obecnie przygotowuję się do najtrudniejszego egzaminu w moim życiu i mimo, że poświęcam na to obiektywnie dużo czasu, ciągle mam poczucie, że da się mocniej przykręcić śrubkę. Tylko ile jeszcze?
Dziękuję Ci za ten tekst. Będę do niego wracać, gdy głowa znów zacznie szaleć. Życzę Ci powodzenia z trzymaniem w ryzach własnej 🙂
To ja Ci napiszę: tak, moja głowa też tak robi. Wpędza mnie często w poczucie winy kiedy odpoczywam, kiedy nic nie robię, czasem nie pozwala mi się cieszyć z własnych osiągnięć i każe pędzić, pędzić i pędzić. Całe szczęście mam wokół inne głowy, które stają w opozycji do mojej i sprawiają, że udaje mi się czasem pomyśleć inaczej 🙂
Ech te glowy, zawsze znajda powod, zeby wbic szpile! Moja nie daje odpoczac, co wiecej, ostatnio nawet moj maz stwierdzil, ze musze nauczyc sie robic NIC, a glowa na to “jak to! przeciez tak nie mozna!”. Przybijam wiec piateczke, niech te glowy sie troche ogarna
Mam nadzieję, że przeczytają te komentarze i posłuchają!
Świetny tekst!
Dobrze o tym mówić i pisać, choć pewnie łatwo nie jest. Ja nie mam problemu z mówieniem szczerze o tym, co siedzi w mojej głowie (za co czasem mi się obrywa), ale musiałam do tego dojść. Zauważenie i zaakceptowanie, że coś jest nie tak, to połowa sukcesu!
I co dalej będziesz robić z Twoją głową?
Będę z nią pracować, nawet już zaczęłam 🙂 Dużo daje mi uświadomienie sobie różnych problemów, słuchanie siebie. To już jakiś krok do przodu właśnie 🙂 Bo za tym zaraz idą jakieś czyny 🙂
To jest bardzo dobry tekst na bloga 🙂
Super, że taka osoba, jak Ty dzieli się z nami takimi myślami. Z zewnątrz wydaje się, że masz setki pomysłów i łatwo Ci je realizować. A wygląda na to, że wcale tak nie jest. I to podnosi na duchu, że nie jesteśmy w tym sami 🙂
Niestety moja głowa sabotuje mnie w inny sposób. Każe mi unikać sytuacji stresujących. Przez to, żeby podejść do egzaminu na Inżyniera czekałam 3 lata, na Magistra 2 lata. Od około 8 lat mam zrobiony kurs na prawo jazdy, a nie podeszłam do egzaminu. Strasznie to męczące…
Sandra, trzymam kciuki, żeby Tobie też się udało tą głowę czasami pokonać 🙂 Stresujące sytuacje nie są łatwe ani przyjemne, ale czasami po prostu trzeba… a potem często się okazuje, że wcale nie było znowu tak strasznie, jak się wydawało 🙂
Ha, dokładnie tak – a jeśli do tego dojdzie nasze typowo kobiece przeświadczenie, że to, co podpowiada głowa to “na bank prawda”, bo przecież “mamy intuicję”… to już kompletny disaster. Czasem trzeba wypuścić myśli i pozwolić sobie im płynąć. I zluzować 🙂 Pozdrawiam!
Lepiej bym tego nie ujęła!
Moja głowa jest taka sama, cały czas staram się z nią budować dobry związek, ciągła robota. Nie jest to wspólnik łatwy do współpracy, ale się nie poddajemy, bo i ze mną ma ciężko. ;D Tekst jest świetny, daje do myślenia. To jeden z tych wpisów zostających na długo i niech moja głowa sobie wszystko przemyśli. Pozdrawiam serdecznie. 🙂
Zdjęcia piękne, pełnia radości. 🙂
Ważne, to pracować nad związkiem ze swoją głową, tak myślę 😀 Chyba jesteśmy na dobrej drodze. 🙂 🙂
Nie uciekaj, zmierz się z nią! 🙂
Mam dokładnie tak samo! Też często moja głowa mówi mi, że mogłabym robić więcej, lepiej, szybciej. Choć czuję sama, że to nie jest dobry pomysł, to czasami się ze sobą w duchu pospieram. No, ale nie zawsze warto słuchać tylko rozsądku, ale też i własnej intuicji! 😛
Moja głowa mówi mi, że nie jest ze mnie dumna, że powinnam być najlepsza, że powinnam się lepiej uczyć, więcej uczyć, że 6 godzin snu mi wystarczy, że nie sen jest najważniejszy. Słuchałam jej, jak ślepa, do czasu. Do czasu, kiedy przeanalizowałam swój ostatni rok i zauważyłam niepokojące zmiany w moim organizmie. Nie chce jej słuchać, i nie będę, ale czym jest moja jedna stanowcza myśl przeciwko tak wielu, które podsuwa mi moja głowa dzień w dzień?
Dziekuje za ten wpis. Tez tak mam. Moja glowa zawsze mowi mi ze moglam sie bardziej postarac. Nawet jak osiagnalam duzy sukces to i tak moja glowa mowi mi ze moglam to zrobic lepiej…powinnismy sie bardziej doceniac 🙂
To zdecydowanie. Chociaż uważam, że zdawanie sobie sprawę z tego, że nasza głowa nie zawsze ma rację, to już duży krok!
Może i głowa mówi, że tekst jest kiepski, ale ja twierdzę, że jest świetny. Cmoknij się, głowo Marty 😀 Chyba jestem na etapie uświadamiania sobie toksycznego związku z własną główką – czas ją trochę pohamować 😀
🙂
Pracoholizm/perfekcjonizm to się nazywa i dużo sie o tym mówi 🙂 bardzo często jest wynikiem tego jak wyglądało nasze dzieciństwo – niestety cos o tym wiem bo sama sie z tym zmaga. Dla takich osób prawie zawsze jest tak ze można/trzeba więcej, lepiej, szybciej itd. I cieżko sie zatrzymać. Na zewnątrz to wyglada tak ze jesteśmy pracowici, skuteczni, dużo osiągamy ale nas samych ta przypadłość potrafi zjeść od środka. Warto z tym trochę sie zaznajomić i próbować sie czasem zatrzymać.
Może z głową też trzeba czasem ponegocjować i dojść do kompromisu 🙂 chociaż nie wiem czy się da…
Może z głową też trzeba czasem ponegocjować i dojść do kompromisu 🙂 chociaż nie wiem czy się da…
Chyba każdy tak ma, że się z kimś porównuje. Może było by inaczej, gdyby nas tego nie uczono od dziecka. Np: ja pamiętam z milion sytuacji, kiedy po pokazaniu mamie oceny z kartkówk/czegokolwiek, słyszałam pytanie, jak poszło innym w klasie i pamiętam, że strasznie się wtedy denerwowałam, wkurzałam i było mi głupio, bo ktoś dostał 5 a ja tylko 5- albo gorzej… To nie wina tej biednej głowy, tylko świata 😛
Świetne podsumowanie! Serio – każdy z nas chyba takie dni, że czasami… nie wiadomo jak nazwać rzeczy po imieniu, bo po prostu się nie da. I kazdy ma problemy ze swoją głową – chciałoby się powiedzieć, że nie, a jednak… czasami to, że czegoś chcemy i staramy się do osiągnać nie do końca podoba się naszemu zmęczonemu mózgowi. Także… głowo – cmoknij się! 🙂
Po raz kolejny wpis, z którym bardzo się utożsamiam (jak Ty to robisz, że zawsze trafisz z tematem w coś, co mnie (i nie tylko mnie, jak widać) dotyczy?), więc dzięki Ci za to! Moja głowa niestety też bywa zbyt ambitna i zachłanna, jednocześnie nie znajdując wystarczającej motywacji, żeby faktycznie się za coś zabrać. Wciąż szukam tego złotego środka między byciem pracowitą i wymaganiem od siebie wiele a lenistwem i odpuszczaniem sobie. Trudna sprawa, ale może kiedyś dojdziemy to jakiegoś porozumienia z naszymi głowami 😉
Skądś to znam, niestety wewnętrzny krytyk jest u mnie bardzo silny, tęgi i zdrowy 🙂 Fachowo nazywa się to “syndrom uzurpatora” chyba. Czytałam o tym! 🙂 Pisała o tym profesor psychologii z Harvardu, Amy Cuddy “Wstań!” Mówiła o tym także na TEDzie. 🙂 Ściskam mocno, nie dajmy się naszym głowom!