Menu
Organizacja

Rozmemłanie. Jak wziąć się do roboty? Moje triki, żeby wziąć się w garść.

Nienawidzę tego uczucia. Rozmemłania.
Rozmemłanie to ani słodkie lenistwo, ani korzystanie z wolnego. Ani po prostu zaczerpnięcie oddechu, ani czas na odpoczynek. To moment, w którym wegetujesz i zastanawiasz się, jak wziąć się do roboty.Rozmemłanie to stan, w którym jedyne co robisz, to marnujesz czas, bo próbujesz udawać, że działasz i jesteś turbo zajęty. A w rzeczywistości łapiesz się na tym, że nawet nastawienie prania cię przerasta. Bo zanim wrzucisz je do pralki, trzeba je jeszcze, cholerne, przejrzeć. I walnąć tamtą bluzkę Vanishem. Za dużo.
Dlatego dzisiaj mówię rozmemłaniu stop – swojemu… i Waszemu też.

JA VS. PRACA, CZYLI O TYM, ŻE NIE JESTEM NAJLEPSZYM PRZYKŁADEM WORK LIFE BALANCE

Zacznijmy może od tego, że zdaję sobie sprawę, że są okresy, w których pracuję zdecydowanie za dużo – i nie jest to subiektywne odczucie, ale naprawdę obiektywne spojrzenie: haruję za trzy osoby i nie jest to w żaden sposób zdrowe. Zarówno fizycznie, jak i psychicznie.

Dlatego kiedy kilka razy po takich okresach poczułam, że jest ze mną niedobrze – zaczęłam naprawdę dużą wagę przykładać do odpowiedniego odpoczynku. Nie jestem w stanie przeskoczyć tego, że czasami są okresy ciężkiej pracy, więc równoważę je okresami odpoczynku. Jak studenci i wakacje po sesji. Albo normalni ludzie i urlop. Rozumiecie.

Odpoczywam jak człowiek.

Ograniczam wtedy pracę, robię luźne dni, śpię wystarczającą ilość godzin, staram się przyjechać do rodziców, spędzić czas z rodziną, z Patrykiem, głaskać Nitkę na zapas, czytać książki. Wiadomo.

Dzięki temu jestem potem w stanie zasuwać jak rakieta i cykl się powtarza. Pracuję ciężko – odpoczywam – pracuję ciężko – odpoczywam. Są jednak momenty (chociaż rzadkie), kiedy po okresie odpoczynku nie muszę od razu rzucać się do pracy i wcale się świat nie wali, jeśli robię coś wolniej.

I tu zaczyna się problem, ponieważ na scenę wchodzi ROZMEMŁANIE.

ZACZĘŁO SIĘ NIEWINNIE…

Odpoczynek jest bardzo ważny i bardzo potrzebny, a w odrobinie lenistwa nie ma nic złego.
Są jednak momenty, kiedy przekraczamy tą granicę pomiędzy odpoczynkiem, a zaczynamy wchodzić w rozmemłanie, które się wzięło z nic nie robienia. To jak z przerwą w ćwiczeniach – dni wolne są piekielnie ważne, ale kiedy zaczyna ich być za dużo, to trudno jest wrócić do treningów.
W życiu dokładnie jest tak samo.

Więc odpoczywałam, odpoczywałam i nagle BAM.
Obudziłam się kilka dni temu całkowicie rozmemłana. Pomyślałam, że to nic – jutro będzie lepiej.
Przyszło jutro, a moja lista rzeczy do zrobienia dalej pozostała nietknięta (zadziwiające, jak można spędzić cały dzień przed komputerem zbierając się do pracy i nawet jej nie zacząć).
No ale przecież jutro będzie kolejne jutro i już na pewno wstanę i będę działać.
Jak się domyślacie – nic takiego się nie wydarzyło.

Aż wczoraj, kiedy po raz kolejny obudziłam się będąc totalną rozmemłaną Martą, stwierdziłam, że dość. I że muszę w tej chwili coś zrobić, albo oszaleję z tym moim rozmemłaniem, które sprawiło, że nawet te pranie o którym pisałam we wstępie, to za dużo.

Czas na program naprawczy. TERAZ.

Dobra – to jak wziąć się do roboty?

JAK WZIĄĆ SIĘ DO ROBOTY, KIEDY SIĘ NIE CHCE – MOJE SPOSOBY

Przede wszystkim – musisz spojrzeć w swoje rozleniwione odbicie w lustrze i powiedzieć sobie, że naprawdę się przejrzałeś. Że wiesz, że chociaż siedzisz i udajesz, że pracujesz, to tak naprawdę robisz wszystko, tylko nie to, co trzeba. I że dopadło cię rozmemłanie.
Więc trzeba zrobić z tym porządek.

#1 Wyrzuć to z głowy

Pierwsze, co zawsze robię, to wyrzucenie z głowy wszystkiego, co tam siedzi. Myślę, że właśnie ten chaos w głowie to jeden z powodów rozmemłania – człowiek ma w głowie masę rzeczy, które ma zrobić, terminów, przypomnień… Chwytam więc za czystą kartkę i po prostu ciągiem spisuję wszystko, co powinnam zrobić i co zajmuje mi myśli.

JAK WZIĄĆ SIĘ DO ROBOTY

#2 Selekcja i priorytety

Umówmy się – dzień rozmemłania to nie najlepsza pora na produktywność. Zamiast więc rzucać się do realizowania listy, którą przed chwilą rozpisałam, podchodzę do sprawy bardziej ludzko – wybieram z niej dwie czy trzy rzeczy, które naprawdę trzeba zrobić i które postaram się wykonać. Zbyt długa lista zadań to gwarancja niepowodzenia.

#3 Jak wziąć się do roboty? Daj sobie 20 minut

Najgorzej zacząć i się skupić. Kiedy jestem rozmemłana, przysięgam że wszystko jest ciekawsze niż to, co powinnam robić – wiecie, to ta sytuacja, w której człowiek siada do pracy i nagle orientuje się, że ogląda filmy z kotami od trzech godzin.

Dlatego pierwsze, co robię, to włączenie mojego stopera Pomodoro (pisałam kiedyś o nim – to moje rozszerzenie do przeglądarki Chrome, nazywa się Asystent Marinara: Pomodoro i dzieli mi pracę na bloki). Stoper zaczyna mi odliczać 20 minut, a ja obiecuję sobie, że przez ten czas skupiam się tylko i wyłącznie na wykonaniu zadania.

Dwadzieścia minut. Nawet jeśli jesteś na maksa rozmemłany, to jesteś w stanie dać z siebie wszystko w dwadzieścia minut, prawda? No właśnie.

#4 Skończ priorytety – i nic więcej.

Co jest ważne: jeśli mam dzień rozmemłania, ale mimo wszystko idę do przodu… nie zmuszam się za mocno. Realizuję tylko priorytety, które wyznaczyłam na liście wcześniej i kończę pracę. Już wiele razy przekonałam się, że zmuszanie się do kreatywności i produktywności, kiedy zamiast mózgu masz w głowie kartofla nie jest ani owocne, ani nie skończy się sukcesem. Może i uda ci się zrobić więcej, ale zajmie ci to dziesięć razy więcej czasu, niż normalnie – to nie ma żadnego sensu.

#5 Usiądź z kalendarzem i ogarnij ten chaos

Na rozmemłanie pomaga konkretny plan. Priorytety masz już wykonane, śmietnik z głowy wyrzucony – czas wrzucić listę zadań w ramy czasowe i trochę zaplanować. Niezależnie od tego, czy jesteś typem organizacyjnego świra, czy raczej wolisz swobodę, bardzo polecam zaplanowanie kilku dni do przodu.

Pozwoli Ci to jeszcze bardziej posprzątać w głowie, sprawi, że przestaną tak cię martwić terminy i zapobiegnie rozmemłaniu w przyszłości. Wystarczy zwykły kalendarz (papierowy lub nie – np. Google kalendarz) i 20 minut. Twoja świeża głowa ci za to podziękuje.

#6 Staram się kolejny dzień zacząć tak, jak lubię

Chociaż nie brzmi to super poważnie, ten punkt jest dla mnie naprawdę kluczowy. Bardzo często od tego, jak będzie przebiegał kolejny dzień zależy, czy dalej będę rozmemłana, czy też uda mi się wreszcie z tego wyjść – słowem: muszę dobrze zacząć.

U mnie dobre rozpoczęcie dnia jest proste – wczesna pobudka, poranne bieganie, prysznic i do roboty. To prawie jak gwarancja sukcesu: wiem, że jak uda mi się tak zacząć dzień, to dostanę kopa energetycznego, który pozwoli mi działać przez resztę doby. (Swoją drogą, jeśli chcecie wiedzieć, jak zacząć biegać, zobaczcie tutaj).

jak wziąć się do roboty

Każdy z nas ma inny rytuał: może dla ciebie dobre rozpoczęcie dnia to pyszne śniadanie i kawa, dla kogoś innego obejrzenie programu śniadaniowego albo chwila spędzona na czytaniu książki. Niezależnie od tego, co to jest – spróbuj zaplanować tak dzień, żeby to zrobić.

KAŻDY Z NAS MA DZIEŃ NALEŚNIKA… GRUNT, ŻEBY NIE ZAMIENIŁ SIĘ W TYDZIEŃ ROZMEMŁANIA.

O ile Dzień Naleśnika uważam za coś kompletnie normalnego (jeśli nie wiesz, o co chodzi – zerknij tutaj), o tyle warto uważać, żeby nie zmienił się on w rozmemłanie. Nie dlatego, że powinniśmy być wiecznie produktywni, zapracowani i kreatywni… ale dlatego, że będąc rozmemłanym ani nie odpoczywasz, ani nie pracujesz, tylko zastanawiasz się, jak wziąć się do roboty.

Siedzisz sobie w zawieszeniu i bezmyślnie scrollujesz instagram. Ani nie robisz czegoś, co lubisz, ani też nie działasz pożytecznie – i tego najbardziej w rozmemłaniu nie lubię. Nawet odpoczywać się wtedy nie chce.

A teraz… wracam do pracy, bo zaczynając od dwudziestu minut udało mi się zacząć pracować, skończyć ten wpis i zacząć dzień bieganiem. A to oznacza, że pokonałam rozmemłanie i znów jestem sobą! Sukces!

Jestem ciekawa, czy Was też dotyka czasami rozmemłanie i jak sobie z nim radzicie? Jak według Was, najlepiej wziąć się do roboty?

O autorce

Jestem Marta i próbuję jednocześnie spełniać marzenia, robić swoje i być dorosła, ale to ostatnie nie zawsze mi wychodzi.