Skoro nowy miesiąc przed nami, czas na plany i cele, które zaplanowałam na listopad. Zobaczcie, co mnie czeka – mam nadzieję, że dam radę!
Tamtamtam! Oto nadchodzi jeden z moich ulubionych miesiąców w roku. Prawdopodobnie z dwóch powodów – po pierwsze, jak już mówiłam jakieś tysiąc dwieście trzydzieści jeden i pół raza: kocham jesień, a po drugie tak się składa, że właśnie w listopadzie mam urodziny. I to chyba naprawdę dlatego aż tak za nim przepadam.
Ale początek miesiąca to też doskonały czas na nowe cele i uporządkowanie tego, co chce się zdziałać. Zwłaszcza, że tak naprawdę przed nami końcówka roku (wiem, ja też w to nie mogę uwierzyć), a więc ostatni moment na to, żeby chociaż trochę zabrać się za swoje noworoczne postanowienia (o ile jeszcze je pamiętacie).
Z wielką przyjemnością wracam więc do mojego cyklu “Priorytetów”, czyli planów na każdy miesiąc, którymi się z Wami dzielę. Jeśli go nie pamiętacie, nie martwcie się – nie był prowadzony mega regularnie, ale za każdym razem dawał mi motywację do spełnienia założonych celów i działania – dlatego chciałabym go mimo wszystko uregulować.
To co – zaczynamy?
MOJE PRIORYTETY. LISTOPAD
-
- Pokonać mój kryzys ćwierćwiecza, albo inne smętne coś, co się do mnie przypałętało i nie chce odpuścić. Podejrzewam, że ta chandra (która raz jest, a raz jej nie ma) to efekt dużej ilości pracy i stresujących zmian w życiu, w połączeniu z presją i innymi nieciekawymi rzeczami, które można wrzucić do jednego wora o nazwie: “dorosłość“. Niestety, wydaje mi się, że mój spadek nastroju to też trochę moja wina, bo to ja mam tendencję do zamartwiania się rzeczami. Także takimi, które nawet jeszcze się nie wydarzyły. I właśnie dlatego w listopadzie chcę to szare coś, co się mnie uczepiło ukatrupić i wyrzucić za okno. Wrócić do pozytywniejszego podejścia. To mój cel numer jeden.
- Przeczytać przynajmniej 4 książki. Mimo dużej ilości zajęć to wcale nie jest niemożliwe postanowienie, bo ja bardzo szybko czytam. Tak szybko, że zawsze byłam oskarżana o oszukiwanie i kłamanie z tym, że czytam… Prawda jest jednak taka, że gdy już usiądę do książki i zacznę czytać, to idzie mi to błyskawicznie. W związku z tym nie powinnam mieć problemu z jedną książką na tydzień.
- Chociaż trochę się urządzić. Obecnie żyjemy w samym środku remontu i marzę już o tym, żeby się to wszystko skończyło i żebym mogła chociaż jeden dzień pożyć sobie w domu bez folii, zabezpieczeń oraz panów z ekipy remontowej, których bardzo lubię, ale… no właśnie.
Wiecie, co jest dla mnie największym problemem w remoncie? Jestem introwertykiem i konieczność przebywania dzień w dzień z taką ilością ludzi od rana do wieczora mnie po prostu przytłacza. Czuję się jak w klatce, nie mam tego swojego czasu, żeby odsapnąć od innych, pobyć sama. I to chyba najbardziej mi w tym remoncie przeszkadza.
Ale wracając do tematu: podobno remont ma się za niedługo skończyć, chciałabym się więc minimalnie urządzić, rozpakować kartony i chociaż w małym akcencie poczuć, że już sobie mieszkam tu na stałe.
- Pomyśleć, co dalej – czuję jakiś taki zastój w pracy i potrzebuję spokojnego okresu po to, żeby zastanowić się, jak dalej chcę się rozwijać, w którą stronę pójść i co robić. Listopad chciałabym poświęcić na uporządkowanie spraw i wyznaczenie sobie działań na kolejny okres.
- Wrócić do regularnych wpisów na MP – wiem, nie powtarzam tego pierwszy raz, ale to chyba doskonały przykład na to, że ja też jestem człowiekiem. I obiecuję sobie rzeczy, a potem trochę mi się to rozjeżdża w praniu. Brak wpisów tu na blogu wynika z różnych przyczyn, najczęściej z przepracowania. I z mojego durnego przekonania, że każdy wpis musi być o czymś, musi być jakimś i nie puszczę niczego słabego.
Na Codziennie Fit jakoś łatwiej mi się pisze, głównie dlatego, że tam bardzo często korzystam z mojej wiedzy lub opracowań, więc tekst pisze się sam. Tutaj najczęściej to moje przemyślenia, ja do tego potrzebuję odpowiedniej atmosfery, czasu… no wiecie, muszą być odpowiednie warunki. Śmiać mi się chce, jak to piszę, ale taka jest prawda: potrafię czasami tekst pisać cały dzień. Masakra. - Uregulować godziny pracy – to zadanie jest trudne, bo przy remoncie często nie pracuję w dzień (bo za głośno) i dopiero nadrabiam w nocy, ale nie chciałabym tego kontynuować. Myślę, że w najgorszym przypadku chwycę za rower i przejadę się do jakiejś kawiarni, tym bardziej, że ja z reguły jestem rannym ptaszkiem i największą produktywność czuję rano – wieczorem niezależnie od tego czy pracowałam czy nie, jestem trupem i chce mi się spać.
- Przeżyć fajną 25-tkę. Dużo zależy od panów od remontu, ale mam nadzieję, że uda mi się mimo wszystko zaprosić przyjaciół i zrobić szaloną domówkę. Jestem jedną z tych osób, która uwielbia świętować urodziny i najchętniej robiłaby to cały miesiąc!
To wszystkie moje główne cele. Bardzo się cieszę, że je spisałam i się z Wami podzieliłam, bo wierzę, że napędzi mnie to jeszcze bardziej do działania. 🙂 Sprawdzajcie bloga regularnie, bo zgodnie z postanowieniem listopadowym będę tu często. Obiecuję. Sobie i Wam.
A jak z Waszymi planami na listopad? Co chcecie osiągnąć, jakie zadania skończyć? Proszę, podzielcie się planami w komentarzach – ja uważam, że razem to zawsze raźniej, no i jak się powie publicznie, to już klops – trzeba zrobić! 🙂