Menu
Dobre życie

Dlaczego nikt się nie przyznaje do tego, że nie ogarnia życia? Ja nie ogarniam. Tak po prostu

Siadając do tego postu pomyślałam sobie: o nie, Marto. Czy naprawdę masz zamiar spłodzić kolejny tekst o tym, jaka dorosłość jest trudna i nieprzewidywalna? Dajże spokój już tym ludziom, czytali o tym, wiedzą, zarejestrowali.

I naprawdę, naprawdę, naprawdę chciałam się powstrzymać. Udusić pomysł na ten post w sobie, zdusić jak niechcianą mrówkę w kuchni. Tylko, że to cholerstwo wcale nie chciało się zdusić! Wręcz przeciwnie, rosło i rosło, wywołując u mnie po pierwsze, frustrację, a po drugie, prawie że wzdęcia, a że nie chciałabym wybuchnąć, to stwierdziłam, że musicie to jakoś przeżyć. Czy tego chcecie, czy nie.

Bo ja jednej rzeczy kompletnie nie rozumiem.

NIE OGARNIAM

Rzecz jest całkiem prosta: nie ogarniam. Albo inaczej: przestałam ogarniać, od kiedy w życiu zrobiło się poważnie, to znaczy – od kiedy rzeczywiście skończyłam studia, założyliśmy działalność gospodarczą, kupiliśmy mieszkanie i zaczęliśmy planować ślub (który krótko później przełożyliśmy). Nagle wszystko to, co do tej pory szło mi świetnie: planowanie, organizacja, ogarnianie i układanie sobie życia, stało się nietypowo trudne, bo okazało się, że razem z tymi wszystkimi decyzjami pojawiają się sytuacje.

Nowe sytuacje, że tak nadmienię. Których ciągle się uczę.

I po prostu – nie zawsze wiem, co robić. Wręcz powiedziałabym, że moje życie polega teraz bardziej na szybkim łataniu dziur i robieniu rzeczy na ostatnią chwilę i na przypale, niż na jakimkolwiek ułożeniu. Życie co chwila stawia mnie w kolejnych sytuacjach i każe podejmować coraz to inne decyzje – poczynając od głupich wezwań do urzędu, które napisane są dziwnym językiem i nic z nich nie rozumiem, poprzez gorączkowe liczenie w głowie, czy jak zrobię to wszystko, na co się umówiłam w remoncie, to starczy mi na kromkę chleba, a kończąc na kłóceniu się przez telefon z panią z gazowni. Niby nic: po prostu życie. A jednak mocno mi to wszystko namieszało!

Lubię mieć poukładane. Lubię swoją rutynę, harmonogram, plannery i kolorowe kalendarze, bo dzięki temu mam swój rytm i mogę działać produktywnie. Ale od jakiegoś czasu co chwila nagle wypada coś, co trzeba zrobić, załatwić, pojawia się kolejny problem i przeszkoda na drodze, co sprawia, że cały mój plan idzie w cholerę jak zwykłe domino ruszone przez najbardziej niezdarną osobę w pokoju.

I wiecie co? W sumie nie byłoby w tym nic złego. Bo nie ogarniam, ale żyję. Wszystko się jakoś toczy (lepiej lub gorzej, ostatnio to często gorzej). Ale dużo lepiej byłoby mi na serduchu, gdyby się okazało, że nie tylko ja nie ogarniam. A tego jakoś nie widzę.

NIKT SIĘ NIE PRZYZNAJE, ŻE NIE OGARNIA

Utarło się, że musimy być dobrzy we wszystkim i radzić sobie w życiu. Nie żalić się, nie skarżyć, nie pokazywać, że mamy jakieś słabe strony.

I to jest właśnie, proszę państwa, dorosłość. Gotowi na definicję?

Dorosłość – stan, w którym udajesz, że ogarniasz życie i wiesz o co chodzi, nawet jeśli rzeczywistość jest zupełnie inna.

Myślicie, że ci wszyscy ludzie, których podziwiacie, wiedzą, co robią? Z moich rozmów wynika, że taka o figa z makiem! Nie ogarniają tak samo, jak i my, tylko z jakiegoś powodu jak już się jest dorosłym, to jakoś się tak przyjęło, że należy udawać, że wiesz, co robisz. Jest coś w tym, co? Życie nagle zmusza cię do podejmowania decyzji, o których kompletnie nie masz pojęcia. Musisz coś zrobić, chociaż nie wiesz nawet co dokładnie.  Więc większość decyzji podejmujesz na oślep, z myślą: “jakoś to będzie”.

I nie ma w tym nic złego – przecież dorosłość to też NAUKA. Życia samodzielnego. Podejmowania decyzji. Wyborów.

Tylko dlaczego tak skrzętnie się ukrywa fakt, że najczęściej wszystkie te decyzje, wybory, postępowania to gra w ruletkę? Co w tym takiego złego, że człowiek nie wie?

DAJ SOBIE PRAWO DO NIEOGARNIANIA

Tego mi w tej całej dorosłości brakuje. Jakiejś takiej informacji od innych: hej, ja też czasami nie wiem, co zrobić. Bo właśnie chyba to przeświadczenie, że jestem z tym sama, jest w tym wszystkim najgorsze i sprawia, że wchodzenie do dorosłego świata robi się po prostu trudne. Bo w sieci znajdujesz same perfekcyjne obrazki, w życiu prawie nikt ci się nie przyzna, że ma jakieś problemy albo że nie wie, co zrobić i masz nagle poczucie, że wszyscy jakoś sobie radzą, tylko nie ty.

A to przecież nieprawda. Po prostu nikt o tym nie mówi.

Nie ma nic złego w tym, że czegoś nie wiesz. Że czujesz się zagubiony. Że wrzuciłeś sam siebie do wielkiej rzeki i jakoś ci się zapomniało, że nie umiesz pływać.
Nie jesteś sam. Wszyscy tak mamy. Chciałabym tylko, żebyśmy dali sobie prawo do tego, żeby po tym po prostu mówić.

Byłoby dużo łatwiej.

Fotografia główna: Agata Matulka Fotografia dla biznesu

O autorce

Jestem Marta i próbuję jednocześnie spełniać marzenia, robić swoje i być dorosła, ale to ostatnie nie zawsze mi wychodzi.