Menu
Czas wolny

Piątek z Martą #62: to już rok! Czego żałuję w 2017 i co mi nie wyszło? Podsumowanie roku

To już. Chwila naszej nieuwagi, jedno mrugnięcie okiem za dużo i zanim się zorientowaliśmy – minął kolejny rok.  Nie wiem, jak to się dzieje, że każdy kolejny leci coraz szybciej, ale jeśli tak dalej pójdzie, będę musiała przestać mrugać, żeby już nie przyspieszać czasu.

Zawsze na koniec roku staram się zrobić podsumowanie, przemyśleć co było dobre, co było złe i przygotować się na kolejne 365 dni. I o ile tak naprawdę cała magia noworocznych postanowień i celów siedzi w naszej głowie, bo równie dobrze swoje życie możemy zmieniać 15 czerwca czy 23 kwietnia, to mimo tego lubię usiąść sobie pod koniec grudnia i pomyśleć, co chcę osiągnąć przez następny rok. Nowe początki zawsze motywują, nawet, jeśli w rzeczywistości niczym się nie różnią od innych dat.

2017 – CZYLI WZLOTY I UPADKI

To był mój najlepszy i najgorszy rok jednocześnie. Zasada jest prosta: im więcej robisz, tym częściej się wywracasz, ale też częściej wygrywasz. To trochę jak z lotkiem – jeśli kupisz jeden kupon, to szanse na wygrane są marne, ale jak kupisz ich tysiąc, to zwiększasz prawdopodobieństwo, że jeden z nich zapewni ci pensję do końca życia, albo chociaż finanse na duży zestaw z McDonalda.

O tym, co mi się udało i co było miłe, mówiłam już we wpisie urodzinowym – była książka, skończenie studiów, wyjazd do USA i pytanie: czy wyjdziesz za mnie? Przebiegłam też swój pierwszy półmaraton, “zaliczyłam” okładkę gazety i zostałam ambasadorką marki sportowej. Patrząc na to z boku, można sobie pomyśleć, że żyć nie umierać i że lepiej być nie mogło – i dlatego właśnie dzisiaj nie będę pisać o tym, co w tym roku było fajne.

Bo życie to nie tylko fajne rzeczy.

To podsumowanie będzie inne, bo dzisiaj chcę pomyśleć o tym, co zepsułam, co mi się nie udało, co nie wyszło i co było źle. Po co? Nie po to, żeby się użalać nad sobą i narzekać.
Po to, by następny rok był lepszy.
Po to, by docenić to, co mam.
I po to, by pokazać też Wam, że każdy ma jakieś gorzkie momenty i to całkowicie normalne. I pożądane.

2017 – CZEGO ŻAŁUJĘ I CO MI NIE WYSZŁO?

W tym roku popełniłam sporo błędów.
Po pierwsze – straciłam kilka cennych znajomości, bo nie poświęciłam im wystarczająco czasu. Boli, kiedy to piszę (samokrytyka chyba zawsze trochę szczypie i to w tych najgorszych, bolesnych miejscach), ale to jest coś z czym muszę sama się zmierzyć. Wiele razy ważniejsze były obowiązki i praca, niektóre rzeczy się posypały. Nigdy nie było to celowe, ale w pewnych sytuacjach nie ma znaczenia, czy robisz coś z premedytacją czy nie, a niektórych mostów nie da się odbudować, mimo, że jakieś fundamenty zostały.

Po drugie – ten rok był okropny, jeśli chodzi o balans między życiem, a pracą. Tego balansu po prostu nie było! Nieważne, ile razy piszę, że już coś ogarniam, że jest w porządku, że znalazłam nowy sposób – i tak zawsze kończy się tak samo: pracuję za dużo. Ten rok jednak był przegięciem, bo w pierwszej połowie pracowałam za dużo, a w drugiej – za mało. Wybijają mnie z rytmu każde, nawet najdrobniejsze podróże i to jest coś, co muszę mocno poprawić, bo na dłuższą metę nie da się tak funkcjonować.

Po trzecie – mimo, że całkiem dobrze ogarniam finanse, mogło być dużo lepiej. Już za kilka miesięcy w planach jest wreszcie dokończenie kupna mieszkania, dobrze byłoby jeszcze więcej odłożyć. Kolejna kwestia do dopracowania, którą bardzo łatwo można naprawić, bo niektóre moje wydatki były po prostu nieprzemyślane.

Po czwarte – przeczytałam mniej książek, niż zamierzałam i chociaż z pozoru może się to wydawać bardzo błahe, to widzę, że czasami świadomie wybieram serial na Netflixie, a nie książkę. Nie chce mi się. To jedna z wad pracy kreatywnej – masz po skończeniu dnia tak wyprany mózg, że bardziej bawi cię oglądanie czegokolwiek i bycie warzywem, niż czytanie nawet najciekawszej książki.

2017 – POD GÓRĘ

2017 kopnął mnie też w tyłek w innych kwestiach. Pogarszający się stan babci (przeczytaj: a co, jeśli kiedyś o wszystkim zapomnisz?) rzutuje na całą rodzinę i sprawia, że robią się duże spięcia. Sytuacja jest patowa, a nastroje nieciekawe.

Ten rok był też dużo gorszy pod względem samopoczucia. Przytłoczenie dało się mocno we znaki, a dzień naleśnika zdecydowanie przedłużył i sprawił, że w pewnym momencie zaczęłam się niepokoić. Z drugiej strony, właśnie to, że było mi gorzej, sprawiło, że jeszcze bardziej zaczęłam się interesować samopoczuciem i zdrowiem psychicznym i bardzo chciałabym to wykorzystać w dobrej sprawie.

Na drodze spotkałam też wielu ludzi, którzy chcieli mnie wykorzystać na różne sposoby albo nadużyć mojej przyzwoitości. Czasami im się udało, innym razem nie. Z jednej strony bardzo żałuję, że nie potrafiłam się postawić, z drugiej – właśnie takie sytuacje uświadomiły mi, jak bardzo potrzebuję kogoś, kto by mi w tym pomógł i tak udało mi się nawiązać współpracę z dziewczynami, które teraz stanowią część drużyny Codziennie Fit 🙂

NA NIEKTÓRE RZECZY NIE MASZ WPŁYWU

“Nic nie dzieje się bez powodu” – nie lubię tego powiedzenia. Dużo lepsze jest dla mnie zdanie: “na niektóre rzeczy nie masz wpływu”. Bo nie masz. Nie masz wpływu na to, że ktoś jest dupkiem i chce cię oszukać czy wykorzystać jako tanią siłę roboczą; nie masz wpływu na to, że ktoś z rodziny jest chory. Nie masz czasami wpływu na to, że czujesz się źle, a trzeba dalej działać, pracować i uśmiechać się w tą i w tamtą.

Ale to nie znaczy, że wszystko jest stracone.

Życie nie jest różowe i nie pachnie fiołkami. Życie jest marudne jak rasowy kot wybierający saszetki. Raz da ci się pogłaskać, a innym razem ugryzie. Jeśli jednak chcesz, dotknąć tego mięciutkiego futerka, to czasami musisz też pozwolić na to, żeby zdzielił cię pulchną łapą. Z pazurami. Pierwsze kilka razy oberwiesz, ale jak będziesz wystarczająco wytrwały, to może uda ci się nawet usłyszeć mruczenie.

Ten rok jak żaden inny nauczył mnie, żeby działać, nie poddawać się i nastawić na to, że czasami nam się nie udaje albo nie wychodzi, bo życie ma inne plany. Czasami musisz zrobić dwa kroki do tyłu, ale to zazwyczaj wystarczy, żeby odchylić się spektakularnie jak skoczek w dal, przygotować, wymierzyć, wziąć głęboki oddech, a potem skoczyć do przodu.

Finalnie, prędzej czy później, w końcu będzie dobrze, o ile nie stracisz woli walki.

I tego właśnie Wam (i sobie też!) życzę w 2018 roku.
Żebyście mimo przeciwności losu i tego, co wam nie wychodzi – nie przestawali nigdy próbować skakać.

O autorce

Jestem Marta i próbuję jednocześnie spełniać marzenia, robić swoje i być dorosła, ale to ostatnie nie zawsze mi wychodzi.