Wszystko niby jest takie samo. Słońce jak wstawało, tak wstaje, ja z rana biegam, jak zawsze, jakimś cudem uwalniając się spod ciepłej kołdry i tuż przed wyjściem rzucając okiem, czy dalej śpisz, czy może obudziłam cię moim głośnym wołaniem kota i szukaniem słuchawek – bo przecież codziennie ich szukam, jakbym nie mogła w końcu nauczyć się odkładać je w jedno miejsce. Biegnę tą samą trasą, mijając tych samych sąsiadów z psem, tylko uczucie w sercu jakieś nie to samo. Jakoś tak mi się lekko biegnie, na buzi mam uśmiech, który sprawia, że wszyscy mijani biegacze oprócz standardowego machnięcia ręką, szczerzą do mnie zęby.
Czy coś się zmienia po zaręczynach? Coś – na pewno nie.
Zmienia się wszystko.
Byłam święcie przekonana, że pierścionek na palcu nie zmienia nic i to tylko formalność. Tak jak ślub – no po prostu zamiast pięćdziesiątego powtórzenia przy oglądaniu Netflixa, że chcę być z tobą na zawsze, zrobię to oficjalnie przy rodzinie i znajomych. Tyle.
Tylko że potem zobaczyłam jak klęczysz na jednym kolanie z niebieskim pudełeczkiem i zmieniłam zdanie.
O 180 stopni.
NOWY ETAP
Niby nie zmienia się nic – życie wygląda dokładnie tak, jak pięć minut wcześniej przed zaręczynami. Ziemia kręci się dokładnie z tą samą prędkością, niebo dalej jest na górze, a Nitka tak jak zwykle zostawia 3/4 saszetki w misce i odmawia jej zjedzenia.
Jednocześnie zmienia się wszystko: pojawia się mnóstwo szczęścia. Nie szczęście, bo “wreszcie się oświadczył”, albo szczęście, bo “o, wstawię na facebooka” czy może szczęście “ach, wreszcie pójdę do ołtarza!”. To jest inne szczęście. Radość, że ktoś cię kocha dokładnie tak samo mocno, jak ty jego. Niby to wiadome i bez oświadczyn, ale to jedno pytanie i ta jedna odpowiedź to jak milion wcześniejszych zapewnień. Mi mało serce nie eksplodowało z miłości i radości.
I mimo tego, że już dawno wiedzieliśmy, że chcemy być razem i planowaliśmy wspólną przyszłość, to oświadczyny przeniosły to na inny poziom. Nie uważam, że ślub jest gwarancją udanego związku: życie pokazuje, że często nie jest. Jest wiele par, które nigdy się nie pobiorą i są dużo szczęśliwsze, niż niektóre małżeństwa. Ale dla mnie – osobiście – myśl o tym, że jesteśmy zaręczeni dała takie ciepłe uczucie miłości, pewności, spokoju i szczęścia.
Teoretycznie między nami nie zmieniło się nic, ale jednocześnie zmieniło się wszystko.
Robi się jakoś tak łatwiej. Łatwiej jest wybaczyć, łatwiej jest roześmiać się z głupiej kłótni, łatwiej jest policzyć do pięciu, kiedy znów ktoś zrobi coś, co tą drugą osobę wkurza. Łatwiej tak naprawdę zrobić wszystko. Łatwiej, bo z jakiegoś dziwnego powodu, czujecie się bardziej razem, niż do tej pory.
I to bardzo przyjemne uczucie.