My, kobiety, uwielbiamy być nieszczęśliwe.
Tak, taki jest fakt. Uwielbiamy być niezrozumiane, uwielbiamy skarżyć się, jaki to nasz mężczyzna jest niedobry i jak ciężko harujemy, jakie to z nas cierpiętnice. Nie jest tak?
To skoro nie lubimy być nieszczęśliwe, czemu cały czas robimy wszystko, żeby takie być?
Po prostu kobiety KOCHAJĄ utrudniać sobie życie.
Każdego dnia bierzemy na siebie milion obowiązków, strugając bohaterki. Praca, dziecko, sprzątanie, gotowanie, załatwianie spraw na mieście, odbieranie czegoś, wycieranie mężusiowi podbródka, bo ubrudził się sosikiem i wielka służalczość. Zawsze. Próbujemy być perfekcyjnymi paniami domu, świetnymi żonami, dziewczynami, narzeczonymi.
Chcemy być najlepsze – nie takie, jak inne dziewczyny! Inne dziewczyny nie przynoszą ciągle obiadów. Inne dziewczyny nie sprzątają tak ładnie w domu. Inne dziewczyny nie odnoszą tylu sukcesów, nie są takie zorganizowane, wyzwolone i na pewno nie są takie wyrozumiałe dla swoich chłopaków. My, wspaniałe! Cierpiące na przerost ambicji.
Problem polega na tym, że z nas takie supermanki, jak z koziej dupy trąba. A te inne dziewczyny są tak naprawdę mądre, bo robią jedno: nie zamęczają się, żeby być ideałem, który po prostu nie istnieje.
Najpierw nakładamy na siebie tyle rzeczy, że więcej już nie można, a potem nagle się zaczyna w nas gotować. Kipieć. Bulgocze w nas wściekłość, bo po połowie dnia, kiedy biegniemy dalej, do kolejnego zadania z wywieszonym jęzorem, kiedy wracamy szybko do domu z siatami i zabieramy się od razu do kolejnych zadań, wtedy nagle zmienia nam się humor. Już nie chcemy być superwoman. Już nie chcemy być idealne. Zaczynamy się wkurzać, bo dlaczego my harujemy, a on nie? Co to ma być, skoro jest równouprawnienie? I zaczyna się zołzowanie.
Zołzowanie polega na tym, że w pewnym momencie pęka bardzo cienka linia między chęcią bycia wspaniałą i niezastąpioną, a zmęczeniem. Niteczka pęka z trzaskiem, a u nas się zaczyna. Mycie garów głośniejsze niż imprezy w akademiku. Skrzywiona mina. Milczenie, bo przecież musimy pokazać, jakie z nas obrażone księżniczki.
Mogłybyśmy poprosić o pomoc, ale przecież tego nie zrobimy, bo trzeba będzie po nim poprawiać. Nie możemy po prostu odpuścić, wyluzować i pomyśleć sobie, że lepiej mieć mniej i może trochę gorzej, niż wypruwać sobie żyły po to, by było idealnie. Z jednej strony mamy dosyć, a z drugiej z jakąś głupią dumą nie potrafimy wykrztusić z siebie: możesz mi pomóc? O nie. Zamiast tego, jeśli już, syczymy jak żmije: a może mi WRESZCIE pomożesz?
TYLKO NASZA WINA
Ktoś pyta: co dzisiaj na obiad? i ty już wiążesz fartuszek, już lecisz do kuchni, przerywasz w połowie własną pracę i obierasz ziemniaki. A przecież nikt nie powiedział: zrób mi obiad! To my same narzucamy sobie jakąś uprząż i zaraz lecimy naprawiać świat bo przecież – o rany! – ktoś śmiał się zapytać, co dzisiaj jemy.
Inny przykład: on mówi – ale mi się chce pić. I co robi superwoman? Biegnie do kuchni i robi herbaty, bo przecież powiedział, że ma pragnienie! Nawet nie zapyta go o tą herbatę, tylko leci do garów, by wrócić po dwóch minutach z parującym kubkiem i cierpiętniczą miną.
I teraz.
Czy świat się zatrzyma, jeśli nie zrobisz obiadu?
Czy naprawdę coś się stanie, jeśli nie polecisz po herbatę?
Czy rzeczywiście musisz robić te wszystkie rzeczy, a potem płakać, że taka jesteś zapracowana?
Nie. Ale to robisz, bo wydaje ci się, że jak ty tego nie zrobisz, to cały świat się zawali, zawyją trąby i zacznie się apokalipsa. A tu niespodzianka: nic się nie zmieni. Ty odpoczniesz i będziesz szczęśliwa, zamiast nieszczęśliwa. Może to ktoś ci zrobi herbatę. A nawet jeśli nie, to nikt jeszcze z pragnienia nie umarł (a przynajmniej tak mówi moja mama). Przestań robić z siebie cierpiętnicę i zacznij mieć chociaż 10 procent z tych wszystkich rzeczy gdzieś. Bo świat też ma je gdzieś.
Jeszcze nie słyszałam o przypadku, w którym coś wybuchło, bo jakaś kobieta nie zrobiła wszystkich możliwych zadań ze swojej listy.
WYLUZUJ
Przestań mieć pretensje do chłopaka, dzieci, koleżanek, kolegów, bo to nie oni każą ci zasuwać jak dziki osioł, tylko sama sobie każesz, a potem się obrażasz. Że masz tyle do zrobienia. Może czas zrzucić koronę z głowy i powiedzieć: a ja mam na to wywalone. Może czas przestać zachowywać się ciągle jak swoja mama, bo dobrze wiesz, że mama bywała często zmęczona, bo też chciała zbawić świat, chociaż wcale nie musiała.
I jeszcze jedno: jeśli te wszystkie obowiązki sprawiają ci przyjemność, to je rób. Ja lubię przynosić herbatę i lubię robić obiad, kiedy usłyszę: a co dzisiaj jemy? Ale kiedy są dni, że takie pytanie mnie rozwściecza, bo mam tyle zadań, że ostatnie, o czym myślę, to gotowanie czegokolwiek, biorę głęboki oddech i pytam: może pizza?
I ty też zamów sobie pizzę. Bo po co na własne życzenie się unieszczęśliwiać.
Jaaaaaacię, Marta! Dzięki 😀 U mnie ta niteczka dzisiaj prawie przerwana… więc zostawiam angielski i anatomię 😀
🙂 🙂 odpocznij!
“a ja mam na to wywalone” <3 zdanie wytrych 🙂
z tym się powinno iść przez życie 😀
Mój chłopak wie, że nie jestem i nie będę perfekcyjną panią domu… bliżej mi do tej drugiej ch***wej ;).
Niestety nadal mieszkam z rodzicami: tatą, któremu mama podkładała zawsze wszystko pod nos i mamą, która jest pedantyczna. Kiedy mam wyjeżdża nie mam siły i chęci gotować obiadków i sprzątać sama całego domu. Uodporniłam się na pretensję, “że brudno”, “że tata głodny”. Jak wyjechałam na tydzień potrafił sam sobie poradzić i z głodu nie umarł, świat się nie zawalił.
Trochę zdrowego egoizmu dziewczynki 😉 A teraz lecę nadrabiać zaległości z serialami, kuchnia poczeka.
Zdrowy egoizm jak najbardziej – popieram 😀
Wszystko prawda! I teoretycznie wszystkie kobiety o tym wiedzą, a jednak nie wszystkie umieją wdrożyć to w swoje życie. Zauważają to u koleżanki i za plecami mówią patrz jak ona mu usługuje, a on co dla niej robi. A potem przychodzą do domu i robią dokładnie to samo. W byciu cierpiętnicą niektóre kobiety osiągają już poziom ekspert i choć wkurza je to ogromnie to nic z tym nie robią. To chyba z tego nasuwa się tylko jeden wniosek. Lubią jak tak jest. A rzucaniem na prawo i lewo fochami zwracają na siebie tylko uwagę. 🙂
Wiesz, jeśli sprawia ci to przyjemność (gotowanie, “usługiwanie” – pisze w cudzysłowie, bo wtedy to już nie jest usługiwanie, skoro to lubisz) to całkiem spoko. Ale po co się zmuszać i robić z siebie cierpiętnicę? Masakra. Ani to przyjemne dla jednej strony, bo się męczy, ani dla drugiej (bo wywołuje wyrzuty sumienia).
Hm, widzę, że Kubryńska się podobała;-)
tak, bardzo 🙂
Wspaniały post. Chciałabym być choć ciut “perfekcyjniejsza”, ale podział obowiązków ten niepisany w moim związku to niesamowite ułatwienie. I nie muszę wypruwać sobie flaków i strzelać focha:)
Marta, ale przecież Ty się nie znasz na byciu nieszczęśliwą, więc co piszesz w liczbie mnogiej, oszustko! 😉
Jestem dobrym obserwatorem, Marcin 😀
Ale przecież z tym obiadem i herbatą jest jak z Twoimi kanapkami porannymi – są robione z miłości 😉
Swoją drogą ciekawe, że w Waszym związku są tylko dwie opcje: albo Ty gotujesz albo nikt nie gotuje. Patryk nie potrafi z miłości zamieszać dla Ciebie zupy w garnku?
A skąd w ogóle taka teoria? Post nie jest o mnie!
A no właśnie, są różne związki, połączone różnymi relacjami. Bardzo lubię czytać wszystko co napiszesz (powiększyłam grono Twoich fanów:) ). Mnie i mojego męża łączą właśnie takie, wg mnie, zdrowe relacje, w których nikt nikomu nie udowadnia, że jest bohaterem wbrew sobie. Ja nauczyłam się tolerować czasowy bałagan, bo inaczej zamordowałabym go za rozrzucanie wszystkiego i nie odkładanie na miejsce, on natomiast zaakceptował, że jak żona głodna to zła i w naszej 4-osobowej rodzinie to mnie trzeba najpierw nakarmić. Tzn. gotuję sobie sama, ale z uwagi na to, że staram się jeść zdrowo, a pozostali mają na to wywalone;), to najpierw ja zaspokajam swój głód, bo właśnie wybiła moja godzina, a potem karmię resztę:) Staram się dbać o dom, ale zdarzają mi się leniwe soboty, kiedy udaję, że nie widzę, jak brudna bielizna “wychodzi” z kosza na brudy. Ponadto oboje śmiejemy się dzisiaj z tego, jak oboje udawaliśmy w nocy uśpionych głęboko, licząc na to, że to ta druga połówka wstanie do maluchów nakarmić czy przewinąć, i raz kapitulowałam ja, a innym razem mąż – może dlatego ten okres wspominamy z rozrzewnieniem, a nie jak koniec świata i wciąż nieprzespane noce:)
Świetny tekst, mam tylko problem, żeby wdrożyć go w życie w pracy, bo tu nadal udowadniam wszystkim dookoła, że sama wszystko zrobię najlepiej i że jestem do dyspozycji 24 h na dobę, co nie ukrywam często powoduje u mnie frustracje.
Podoba mi się takie podejście! <3
bardzo często mi się to zdarzało – uch, jak ja siebie wtedy nie lubiłam! 🙂 ale na szczęście udaje mi się już znaleźć balans pomiędzy tym co muszę, a tym co ewentualnie mogę i jest super.
i też lubię czasem zaproponować pizzę 😀
Na pytanie: a może mi pomożesz? Usłyszałam “ja nie przychodzę do domu sprzątać, tylko odpocząć.” Przestałam pytać, bo z kolejną jego odpowiedzią poszłabym siedzieć.
Masz takie samo prawo do odpoczynku jak i on
Szkoda czasu na ludzi którzy nie szanują ciebie, twojego czasu i pracy
Nie jesteś niczyją służącą
O rany, to strasznie przykre. Ale Al ma rację, masz takie samo prawo odpocząć.
Na szczęście nigdy nie popadłam w szał bycia perfekcyjną i nie przeszkadza mi, że czasem jest bałagan w domu i odgrzewana pizza na obiad 🙂 Nie wiem, czy bycie Perfekcyjną Panią Domu, Idealną Dziewczyną/Żoną, Businesswoman, Matką i tak dalej jest w ogóle możliwe. Jeśli jest jakaś kobieta, która to wszystko doskonale ogarnia, to szacun, ale ja jednak wolę być sobą 🙂
Ja bardzo, bardzo chciałabym być super kobietą. Gotuję smaczne obiady, robię mężowi kanapki do pracy, wstaję bladym świtem żeby mu dupkę na personalny podwieźć (taka robota). Ale za to nienawidzę sprzątać i zabranie się za to zajmuje mi tydzień. Zdarza się, że mam awanturę o porozrzucane ciuchy. Ale herbatkę mi robi (chyba że mu się bardzo bardzo nie chce) i ja jemu też robię. I jak wracam do domu później niż on, to czeka na mnie gorący obiad, choćby nawet podgrzewany.
A takiego poświęcania się nie polecam. Mam bliską osobę, która poświęciła się rodzinie, a teraz ma o to do nich pretensje. I przy każdej uwadze do jej zachowania rzuca chłodne spojrzenie i mamrocze coś o niewdzięczności. Bycie idealna żoną i matką to najprostsza droga do zgorzknienia.
Wypisz wymaluj moja babcia xD Stoi przy kuchni czy przy praniu / sprzątaniu i skarży się głośno, że taka ona stara, że domownicy to lenie i nikt jej nie pomaga, że gdyby nie ona to z głodu byśmy umarli etc. etc… Więc jak zaproponujesz pomoc to usłyszysz, że po co, że taka stara i zniedołężniała to ona jeszcze nie jest by za nią robić,że zanim się tej pomocy doczeka to ona sama zdąży coś zrobić i w ogóle z czym do ludzi, że jak to? Że ona nie da rady? 🙂 Dobra, więc jakimś cudem już do tej pomocy dochodzi, coś tam dłubiemy już, więc… stół niedobrze wytarty, obierki zbierane nie w tej kolejności co trzeba, a jak w tej co trzeba to wrzucone nie do tej miski, zrobione za wolno no i sinus kąta między garnkiem a blatem kuchni jest niewłaściwy, więc trzeba wiać, bo zaraz możesz tym garem oberwać. Ostatecznie sama wszystko zabierze, stwierdzi, że nic nie umiemy i dokończy xD
Odnośnie siebie… Nigdy nie miałam z tym problemu by delegować zadania do swojej drugiej połówki. W sumie dla mnie jest abstrakcją nadskakiwać komukolwiek. Moje hedonistyczne przyjemności są pierwsze xD A chłopak i tak mega szczęśliwy, no i ja też.
To ja mam podobne podejście do Twojego 🙂 z tym, że ostatnie trzy miesiące spędziliśmy u mojej przyszłej teściowej (którą naprawdę uwielbiam, jest dla mnie jak własna matka) i… no czasami myślałam, że nie wytrzymam. A Andrzejkowi trzeba zrobić to, a tamto, a siamto…rozumiem teraz, gdy jest chory, ale tak samo było wcześniej – bo on pracuje, bo musi odpocząć…jakby, cholera jasna, siedząc cały dzień przed komputerem (taka praca), nie mógł chociaż odnieść talerza! Dodam, że gotowanie dla niego nie jest proste, bo tu alergia na jajko, to nie je ryb ani mięsa… oczywiście u mnie nie ma czegoś takiego, jakiś podział obowiązków musi w końcu być, ale tutaj to czasami była już duuuża przesada…
Moja Babcia jest identyczna! Nie umiałam przed studiami nic ugotować ani posprzątać, zero wiedzy życiowej (uwaga, uwaga – nie wiedziałam, z której strony otworzyć worek na śmieci, czym myć wannę, że ziemniaki trzeba posolić przy gotowaniu, i tym podobne XD), bo Babcia mówiła, że i tak nie umiem, robię źle itp. Czasem mam wrażenie, że Babci się nudzi i szuka czegoś do roboty, i tak np. w środku zimy stwierdza, że umyje okna (mieszkamy w domu, wokół wszyscy palą węglem i po kilkach dniach znów sadza na oknach – więc jak dla mnie nie ma sensu).
xD
W ostatnich latach z przerażeniem obserwuję u siebie rosnące (pod tym względem) podobieństwo do własnej mamy. Jak się na tym łapię, to staram się wyluzować, ale nie zawsze jest różowo.. Na szczęście mój chłopak często daj mi sygnał “siądź sobie, wyjmij to śmigło, ja to zrobię”. 🙂
Ja mieszkam z rodzicami i moja mama jest właśnie taką kobietą, o jaką piszesz. Chciałaby wszystko zrobić i wszystkich uszczęśliwić, ale o sobie zapomina i jest wiecznie zmęczona. Tacie obiad pod nos (on nie umie sobie nawet ugotować makaronu), codziennie zakupy, bo przecież trzeba bratu pojechać po jogurty… Pada o 18 na kanapę i nie ma siły się przewrócić na drugi bok. Ciężko się na nią patrzy, bo jak mówisz – na własne życzenie jest nieszczęśliwa. Ale też rozwiązanie nie jest takie proste. Nie wystarczy powiedzieć komuś, komu przez 20 pierwszych lat życia tłukło się do głowy, że kobieta ma być idealną panią domu, żeby sobie wyluzowała, usiadła i napiła się herbaty. Weź pod uwagę kwestię wychowania, u starszych pokoleń takie wzorce są dużo silniejsze niż u nas. Ale u mojej mamy próbuję to wytępić od ładnych paru lat i nie poddaję się 😉
Przyda mi się to przypomnienie, dzięki Marta. Jak ja mogę tak samą siebie unieszczęśliwiać i jeszcze nie mieć wyrzutów sumienia?
Pizza!
Powiedzieć łatwiej niż zrobić 🙂 Wokół wszędzie presja na bycie the best we wszystkim i to jakoś się nam zapisuje w mózgach! Poza tym ciągle mam wrażenie, że jeśli odpuszczę jakiś projekt/ zadanie, to coś stracę. Z rozmów wynika, że nie jestem odosobnionym przypadkiem, że ostatnimi czasy każdy narzuca sobie takie tempo, że nie może wytrzymać i wybucha, gdy chłopak pyta się “co na obiad?” 🙂 Na szczęście prostym sposobem na to jest po prostu dobra organizacja i szacowanie swoich sił przy podejmowaniu się kolejnych zadań. Jeśli czuję, że zaczynam narzekać, wtedy relaksuję się np. sportem 🙂
Trzeba przyznać, że coś w tym jest 😉 Ale trzeba też przyznać, że ideały nie istnieją i choćby latami dążyć do perfekcji, to i tak perfekcyjnym się nie będzie, a co najwyżej – sfrustrowanym. Czasem trzeba wyluzować i odpuścić – tak jak mówisz, świat się od tego nie zawali 🙂
Zabolało. Wszystko co przeczytałam było o mnie. I jeszcze to poczucie, że jeśli sama czegoś nie zrobię, to ktoś inny na pewno zrobi to źle. Nawet sama wiem, jakie to wszystko głupie i niewarte zachodu, ale koniec końców – to silniejsze ode mnie 🙂 Ale walczę! Staram się odpuszczać i mam nadzieję, że w końcu mi się uda 🙂
Marta, dobry post! Ja niestety cały czas walczę z tym, że przecież tylko ja wiem jak odkurzyć, jak rozwiesić pranie, jak poukładać naczynia w zmywarce, na jaki program nastawić pralkę …. i tak w kółko. I nie mogę powstrzymać się od poprawiania … To chyba nerwica natręctw 🙂
Mimo wszystko miłego dnia i zapraszam na http://monikaolgaczyta.blogspot.com/ , bo w tym wszystkim całe szczęście znajduję trochę czasu dla siebie 🙂
świetny blog 🙂 zapraszam do siebie 🙂
tylkowdobrastrone.blogspot.com
Ale były mi potrzebne te słowa…
Cały czas mam do siebie pretensje o to, że nie robię tego, na czym mi zależy najbardziej, a to dlatego, że skupiam się na 1000 rzeczy, które są do zrobienia w domu. Umyć okna, posprzątać w łazience, zrobić porządek w laptopie i tak w kółko. Właśnie sobie uświadomiłam, że to bez sensu. Dziękuję!!!!
Zapraszamy na https://enebele.pl – Najlepsza odzież dziecięca, – 20 % na cały asortyment + kody rabatowe i nagrody!
dziewczyno… you made my day! co mogę więcej powiedzieć! zobaczyłam przy robieniu porządków w komputerze, że zapisałam link z jakiejś strony do przejrzenia – i to był jeden z artykułów na Twoim blogu(nie ten). I tak zaczęłam go przeglądać i czytać coraz nowsze i nowsze artykuły…aż nie mogę przestać, w zakładkach mam 4 kolejne!! 😀 o rany, sory ale jestem podekscytowana haha ;D Twój styl jest spoko i mądrze piszesz, ale tu to już przesadziłaś ;D normalnie mnie opisałaś. Taka właśnie ze mnie księżniczka, z listą zadań na cały tydzień, z rozpiską godzin, cierpiąca na przerost ambicji (które jak mówisz, dla świata znaczenia nie mają), nie nadążająca za swoimi planami, wymagająca, żeby wszyscy naokoło(oczywiście tylko w myślach, bo przecież jestem dobrze wychowana) też mieli tyle zajęć, tak mało czasu i non stop latali na wysokich obrotach, zagniewana księżniczka, bo ma zawsze milion powodów, żeby coś zrobić i uszczęśliwić świat, a unieszczęśliwić siebie…i uszczęśliwiona swoją nieszczęśliwością….choć…chyba niekoniecznie… walczę ze sobą, w zasadzie to moje początki jeśli chodzi o lekcję pod tytułem ‘wyluzuj, dziewczyno” i muszę przyznać, że Twój artykuł dał mi niezłego kopa..aż go zachowam w zakładce, i nieraz tu wrócę 😉 dzięki!