Menu
Dobre życie / Motywacja i marzenia

Skoro boisz się zafarbować włosy, to jak masz zmienić swoje życie?

Dzwonię do mojego chłopaka.
– Słuchaj, jest sprawa. Światowej wagi, mówię ci. Sytuacja wygląda tak: mogę kupić tą farbę, co zawsze, albo kupić inną, bo teraz wyszła nowa, słuchaj ty mnie, taka zupełnie inna, truskawkowy blond. Ale nigdy nie miałam truskawkowego blondu, na pewno będę kompletnie inaczej wyglądać i się boję, że będzie brzydko. To co, mam brać tą co zwykle, nie?
– Marta – usłyszałam poważny głos w słuchawce – jak ty teraz boisz się zmian, w wieku dwudziestu jeden lat, to co będzie, jak będziesz miała na karku trzydziestkę?
Zamyśliłam się. Stoję w drogerii i rzucam okiem, raz stara farba, raz truskawkowy blond, raz stara farba, raz truskawkowy blond. Ach, cholera, dobra, będę szalona, biorę truskawkowy blond! – myślę sobie i czuję podniecenie, emocje, taki szał, bo przecież przefarbuję się i to prawie jak nowe życie.
I wtedy dotarło do mnie jedno: że zmiany są cholernie ważne.

Oczywiście jak się pewnie domyślacie, truskawkowy blond nie różni się prawie w ogóle od mojego zwyczajnego blondu. No, może oprócz odcienia. Ale nie o to w tym wszystkim naprawdę chodziło.

WIECZNY STRACH

Ludzie ciągle się boją, zauważyliście to? Non stop. Boją się, że farba nie będzie pasować, że spróbowanie surowej ryby (sushi) będzie niedobre, że zmiana kierunku będzie tragiczna w skutkach (bo co, jak sobie nie poradzą?), że zmiana pracy spowoduje biedę i bezrobocie, że rzucenie chłopaka, którego się w sumie nawet nie kocha, spowoduje, że już zawsze będzie się samym jak palec. Nic w tym dziwnego. Stabilność jest bezpieczna. Rutyna też. Codziennie dzieje się to samo, więc mamy jakiś schemat, który jest pewny, niczego nie musimy ryzykować. A kto lubi ryzyko? Prawie nikt.

Więc ludzie tkwią w nieudanych związkach, w pracach, których nienawidzą, na studiach, których nie znoszą. Chodzą i myślą o zmianie – koloru włosów, wyglądu, schudnięciu, przytyciu. Czasami leżą i zastanawiają się, jakby to było, zmienić nagle wszystko do góry nogami i robić coś innego. Pieprznąć dotychczasowym życiem w kąt i jechać oglądać foki gdzieś na koniec świata albo łowić perły. Ewentualnie karmić słonie. Bo czemu by nie?
Ach, no tak. Bo przecież jest ten strach, że nie wyjdzie.

Mam kilku przyjaciół, którzy bardzo chcą. Robić coś swojego, może założyć działalność, wyjechać za granicę i mieszkać tam, gdzie diabeł mówi dobranoc, a psy szczekają dupami.  I dużo o tym mówią. Że by chcieli, że fajnie. Tylko nic z tym nie robią, bo paraliżuje ich strach. Że się nie uda i że będą musieli wracać z podwiniętym ogonem.
Jako przegrani.

ZMIANA = DOBRE ŻYCIE

Ale czasami po prostu trzeba zaryzykować. To tak jak z zastanawianiem się, czy jest sens iść na randkę z tym przystojnym mężczyzną, który dał ci swój numer na siłowni. Nie dowiesz się jak będzie i jakby było, dopóki nie spróbujesz. Może być okropnie, rozmowa nie będzie się kleić i zmieszani zmyjecie się do swoich mieszkań po dwóch godzinach, a może być cudownie i ten nieznajomy może okazać się twoim przyszłym mężem, z którym będziesz miała trójkę przepięknych dzieci. Nie wiadomo.

Wiadome jest jedno: nie próbując w ogóle i bojąc się każdej zmiany, cały czas stoisz w martwym punkcie. Zawsze, kiedy ktoś mi narzeka na swoje życie, zastanawiam się, dlaczego nie włoży tej energii z jęczenia w pracę. Nad zmianami. Nad tym, żeby chociaż trochę te swoje życie ulepszyć, skoro jest takie beznadziejne.

Ale przecież się nie da, nie? Ludzie mi czasami piszą “łatwo ci mówić, ty nie masz takiej i takiej sytuacji”*. Już kiedyś pisałam, nie ma czegoś takiego w życiu jak równy start. Jedni rodzą się jako synowie milionerów, inni muszą walczyć z wszystkimi możliwymi przeciwnościami losu. To nic nowego, tak wygląda świat. Ale podając się na starcie, bo “przecież mam gorzej, a inni mają lepiej” i jeszcze wmawiając sobie, że na pewno zmiany wyjdą na złe, sam sobie robisz krzywdę. To twoja własna decyzja.

* Już pomijając fakt, że – przepraszam, ale taka jest prawda – ocenianie kogoś sytuacji wyłącznie znając go z sieci mija się w ogóle z celem.

PRZECZYTASZ TEN POST I PÓJDZIESZ DALEJ

…  bo tak się zazwyczaj to wszystko kończy. Niby z tymi zmianami to prawda, niby Marta głupio nie mówi, ale w sumie… może potem. Wiecie, czego brakuje w szkołach? Kogoś, kto powie do ludzi: weźcie się zastanówcie nad sobą. Co chcecie robić? Co Wam sprawia przyjemność? Co możecie zrobić, żeby dojść do tego momentu w życiu?
I najważniejsze: czy wiecie, że jak wy czegoś nie zrobicie, to samo się nie zrobi?

Więc jeśli serio chcecie wreszcie coś zmienić, to wstańcie i zmieńcie coś teraz. Zapiszcie się na jakąś rekrutację na studia, poszukajcie ogłoszeń, zróbcie CV, napiszcie do kogoś, do kogo dawno nie pisaliście, idźcie na randkę, samotny spacer, kółko zainteresowań, cokolwiek.

Bo nie ma nic gorszego niż strach przed zmianami – nawet tymi małymi – i tkwienie w miejscu, w którym nie chce się tkwić.

O autorce

Jestem Marta i próbuję jednocześnie spełniać marzenia, robić swoje i być dorosła, ale to ostatnie nie zawsze mi wychodzi.