Menu
Dobre życie

Gówniana ta cała dorosłość

Wbrew pozorom, dorosłość nie jest wtedy, kiedy z wielkim szpanem wypijesz cztery piwa na legalu, zapalisz papierosa i szybkim ruchem opłacisz rachunki za mieszkanie na swoim smartfonie. O dziwo, dorosłość to nie możliwość głośnego, siarczystego przeklęcia, kiedy cegła upadnie ci na nogę albo mieszkanie z dala od mamy i wieczny luz blues.
Dorosłość to zupełnie coś innego.

Dorosłość jest wtedy, kiedy widzisz swojego tatę bladego jak ściana i masz ochotę uciec do pokoju i to wszystko “odwidzieć”, ale nie możesz.
Dorosłość jest wtedy, kiedy na widok taty trzęsie ci się broda, ale nie możesz sobie na tą trzęsącą brodą pozwolić, bo trzeba mu pomóc wejść do domu, uśmiechnąć się i powiedzieć “dobrze, że już jesteś”.
Dorosłość jest wtedy, kiedy zamykasz się potem w swoim pokoju, bo nie potrafisz wyjść i po prostu tam być i się na to wszystko patrzeć. Kiedy bunkrujesz się, w swoich czterech kątach z różowymi ścianami i naklejkami kotów na ścianie i zajadasz się batonikiem, chociaż wiesz, że nie powinnaś. Ale masz to w dupie, bo widok chorego rodzica to widok, po którym pęka serce.

Dorosłość jest wtedy, kiedy wiesz, że musisz się wziąć w garść, otrzeć mokre policzki i zacząć pracować, bo świat nie robi przerwy tylko dlatego, że tobie coś się stało. To jest właśnie dorosłość – etap, w którym nie ma zwolnień, usprawiedliwień, taryfy ulgowej i kogoś, kto zrobi coś za ciebie. Jesteś ty, twoje problemy i wielki mur, który musisz przeskoczyć. Bo jesteś już duży. Trzeba normalnie robić zlecenia, trzeba pisać, zjeść obiad i zmienić kotu żwirek, kiedy miauczy w łazience.

Bo dorosłość to tak naprawdę te wszystkie niefajne sytuacje w życiu, w czasie których masz ochotę zwinąć się w kulkę i wymyślić maszynę do podróży w czasie, żeby wrócić do czasów tazosów z lejsów, lodowej pałki za pięćdziesiąt groszy i gumy kulki za dziesięć, ale zamiast tego musisz zacisnąć zęby i stawić czoła problemom. To te wszystkie momenty, w których musisz coś wziąć na klatę, chociaż twoja broda tańczy drżące tango, a oczy z jednym mrugnięciem robią się bardziej mokre niż woda w Bałtyku.

Więc wstaję z kanapy, przecież jestem dorosła. W lustrze patrzy na mnie jakaś mazgaja z roztrzepanymi blond włosami. Mówię do niej: “weź się ogarnij, nie jesteś już dzieckiem”.

Nie wiem czy wiesz, ale jak dasz oczy do góry i weźmiesz kilka głębokich wdechów, to łzy nie lecą. Jak się chce płakać i próbujesz nie, to boli na dole szczęki.
Ta dorosłość to jednak jest gówniana.

O autorce

Jestem Marta i próbuję jednocześnie spełniać marzenia, robić swoje i być dorosła, ale to ostatnie nie zawsze mi wychodzi.