Wieczór. Siedzimy z grupą znajomych.
– To może sushi? – pytam, bo chociaż od typowej, stereotypowej Japonki różnię się kolorem włosów, figurą, kształtem oczu i w ogóle całą aparycją, to sushi robię całkiem niezłe, bez dwóch zdań.
– Co? Sushi? Fuj, przecież to jest ohydne! – rozległy się oburzone głosy, a ja próbowałam schować się w moją bluzę jak ślimak w skorupę, bo już mnie czekał zbiorowy lincz – surowe ryby są niedobre! Obleśne!
– A próbowaliście? – zapytałam, zastanawiając się jak ktoś taki dobry przysmak może nazywać obleśnym. Przecież tym małym, uroczym, kolorowym, równym rolkom, kółeczkom czy też po prostu kawałkom sushi wszystko można zarzucić, ale raczej nie to, że są obleśne.
– Nie, nie. Nie próbowaliśmy i nie chcemy! – słyszę odpowiedź. Uderzam się z dłoni w czoło, bo czuję, jak mi się niebezpiecznie podnosi ciśnienie, a cukier spada w zastraszającym tempie.
NO RANY BOSKIE.
Podobno tylko krowa nie zmienia zdania, ale im więcej przebywam z ludźmi, tym częściej przekonuję się, że krowa to pikuś w porównaniu z człowiekiem. Przecież jak taki się uprze, to prędzej pan Korwin wygra wybory w pierwszej turze, niż ten zmieni zdanie.
Wyjaśnijmy sobie coś: ja szanuję czyjeś gusta. Nie przeszkadza mi, że mój kolega słucha dubstepu, którego nie znoszę, albo że mojej koleżance bardzo podoba się Ryan Gosling, chociaż osobiście nie uważam blondynów za szczególnie atrakcyjnych. Każdy ma prawo lubić, kochać i wzdychać do czegoś, co mu się podoba i nie mój w tym interes.
Tyle, że zdanie o tym, że sushi jest niesmaczne, że gry są głupie, albo że koty są wredne możesz mieć wtedy, kiedy tego spróbowałeś, zagrałeś albo miałeś do czynienia z kotem dłużej, niż przez pięć sekund (wiesz, wtedy kiedy przebiegł ci drogę pięć lat temu. To się nie liczy.).
Powiedzcie mi: jak, do cholery, no jak można mieć zdanie o czymś, z czym się nawet nie spotkało?
Ręce opadają.
WIELCY EKSPERCI
Uwielbiam to po prostu – modę na to, żeby ZAWSZE mieć zdanie na jakiś temat. Nieważne, że nie słyszałeś nic o tym, o czym mówisz, nieważne, że swoją wiedzę opierasz o plotki, nieważne, że tak naprawdę twoja opinia to powielenie jakiegoś newsa z telewizji czy artykułu z internetu. Ważne, że masz jakieś zdanie i bardzo chcesz je wypowiedzieć, a co więcej – uważasz, że masz niepodważalną rację i na pewno się nie mylisz.
Pół biedy, jak tylko wyrażasz swoją opinię: mimo wszystko, każdy ma prawo do własnego zdania, nawet wymyślonego.
Gorzej, gdy ludzie nie mający zielonego pojęcia o danej sprawie zaczynają cię przekonywać, że jest tak, jak mówią. Kłócą się, krzyczą najgłośniej jak potrafią i za wszelką cenę chcą udowodnić, że mają rację. A ich odpowiedź na pytanie: dlaczego tak twierdzisz? BO TAK. Zauważyliście, jaką siłę przekonywującą ma ten argument? BO TAK. Doprawdy, szczyt retoryki.
SPRÓBUJ, A POTEM GADAJ
Jeśli chcesz mówić na prawo i lewo o tym, że sushi jest niedobre – najpierw je spróbuj. Miej jakiekolwiek pojęcie na temat, na który wyrażasz swoją opinię – bo tylko wtedy jest wartościowa. Inaczej jesteś po prostu następnym zwykłym ignorantem, który powtarza w kółko to samo i w porównaniu z którym krowa jest bardziej pokorna i skora przyznać się do błędów.
Ja, dla przykładu, raczej nie spróbuję krewetek. Jak dla mnie – dziwnie wyglądają. Jak zamarznięte robaki, czy coś w ten deseń. Nie chodzę jednak po mieście z wielką tubą, krzycząc przez nią na prawo i lewo: HEJ, KREWETKI SĄ OHYDNE! Nie mogę tak powiedzieć, bo nie wiem, jakie są w smaku. Nie jadłam ich. Nie mogę tego ocenić.
To wszystko trochę wiąże się z powierzchowną oceną ludzi, której też strasznie nie lubię. Ludzie nie znają człowieka i wydają na jego temat osąd. “Jest głupia, bo jest żoną znanego piłkarza”, “musi ją zdradzać, bo jest brzydsza od niego”, “na pewno jest pusta, bo ma platynowy blond na głowie”, “jak ma pieniądze, to pewnie ukradła”, “jest głupi, bo tak powiedzieli w telewizji”.
Może zamiast kierując się opiniami, które nam ktoś podrzucił albo plotkami, które usłyszeliśmy, zaczniemy kierować się czymś, co jest niezwykle w życiu przydatne: własnym rozumem.
Myślę, że to byłby naprawdę świetny pomysł.
Uwielbiam sushi… I 98/100 twierdzi, że to “okropne/fuj/ble/jak możesz to jeść”… Przygnębiające.
A ja myślę, że trafiasz w sedno każdym swoim wpisem 🙂 Tak wiele ludzi jest do czegoś bardzo sceptycznie nastawiona. Jednak gdy pytam “dlaczego?”, uzyskuję spojrzenia pełne zmieszania i odpowiedź “nie wiem, po prostu”. Tak samo jak ty nie lubię ludzi uprzedzonych… A sushi jest pyszne! 😀
Też nie lubię gdy ktoś wypowiada się na temat o którym nie ma pojęcia, to denerwujące. Najgorzej jest właśnie gdy ta osoba jest przekonana, że ona wie na ten temat wszystko najlepiej i inni się nie powinni odzywać mimo, że oni chociaż próbowali/widzieli/przekonali się o czymś sami.
A co do sushi – nigdy nie jadłam i w sumie myśl, że to surowa ryba trochę mnie przeraża (świeża ryba kojarzy mi się z mułem – nie pytaj XD) to nie twierdze, że to jest ohydne i chciałabym nawet kiedyś spróbować.
Mogłabyś powiedzieć jak ty sama je robisz w domu?
Krewetki nie tkne, chyba ze w sushi 🙂 ale chyba chodzi w duzej mierze o to, ze w sushi ona nie wyglada jak przerosniety robal. Marta, a ty sushi tylko z rybami czy owoce morza w tej formie zjesz? Spreparowane miesko krewetki jak najbardziej, byleby to czolkow nie mialo.
Jeden z najlepszych postów jaki ostatnio czytałam. Dzięki Marta! Świetnie opisałaś to z czym się spotykam chyba przez całe życie. Nie rozumiem postawy takich ludzi, część z tych których znam posuwa się jeszcze do kolejnego kroku, czyli nie tylko że on nie spróbuje, ale i mi zabroni tego jeść! To jest dopiero szczyt szczytów. 🙂 No i fakt, nie tylko krowa nie zmienia zdania.
Hmm… Ja bym może aż tak rygorystycznie do tematu nie podchodziła i zerknęła z trochę innej strony, bo sądzę, że za słowami “sushi jest obrzydliwe” kryje się jedynie skrót myślowy “fuj surowa ryba”. Mnie samą odrzuca surowe mięso z czegokolwiek, jak widzę, jak ktoś je tatara to robi mi się słabo i niedobrze, od razu żołądek podchodzi do gardła, piersi z kurczaka przygotowuję tak, byle tylko jak najszybciej znalazły się na patelni/w garnku i zmieniły swoją postać z surowej na obrobioną termicznie i zapewne na widok tej odmiany sushi z surową rybą zareagowałabym podobnie – że jest to obrzydliwe, mimo, że tego nie posmakowałam. Czy w tym momencie nie mogę powiedzieć o surowym mięsie, że dla mnie jest ohydne nie dlatego, że go nie posmakowałam, a dlatego, że jego wygląd wzbudza konkretne odruchy organizmu? Tu akurat argument “bo tak” jest wg. mnie trafny o tyle, że każdy ma swoje “bo tak” – jeden nie zje banana “bo tak”, drugi nigdy w życiu nie założy na siebie jakiejś konkretnej rzeczy “bo tak”, trzeci nigdy nie wypróbuje kosmetyków danej firmy “bo tak”. “Bo tak” to kolejna, jak dla mnie, nieumiejętnie przekazana informacja – ktoś mógłby powiedzieć, tak jak Ty o krewetkach, że banan wygląda dla niego jak żółta larwa i dlatego on banana nie spróbuje, ale może nie potrafi znaleźć, opisać tego sformułowania, albo się go wstydzi, więc mówi “bo tak”.
Ale zgodzę się z Tobą co do tej części eksperckiej – “gorzej, gdy ludzie nie mający pojęcia o danej sprawie zaczynają cię przekonywać, że jest tak, jak mówią”, a teraz mam wrażenie że albo jest coraz więcej takich ludzi, albo po prostu jakoś się “ujawniają” – choćby przez portale społecznościowe i to się rzuca w oczy.
Dobra, bo z komentarza post mi wychodzi 😀 Ale to chyba dobrze, znaczy, że dałaś mi do myślenia i poruszyłaś 🙂 Pozdrawiam!
Podobno trzeba sprobowac nowego smaku kilkakrotnie, by zaczal wywolywac pozytywne skojarzenia i wspomnienia. Dlatego tak chetnie wracamy do smakow dziecinstwa. To taka endorfinizacja, czyli skojarzenie jakiegos dania pobudza nasze endorfiny. Zawsze mozna takiej opornej osobie odpowiedziec innym stereotypem, ze do odwaznych Swiat nalezy. Pozdrawiam serdecznie beata
Wielcy eksperci to chyba najgorszy typ człowieka! Mnie bardzo irytują takie wypowiedzi, o sushi też, bo je uwielbiam i wiem, że potrafi być pyszne i wcale nie trzeba jeść tego z surową rybą, (chociaż dla mnie właśnie te jest najlepsze). Są jednak ludzie, którzy podchodzą tak do wszystkiego. Mówią tak o książkach, których nie przeczytali, filmach, których nie widzieli osobach, których nie spotkali. Oceniają wszystko, co się da, nie znając tego. Czasem przejmują zdanie kogoś innego, kto jest takim samym ignorantem jak oni. Czasem jest to wypowiedź z telewizji. A kłóć się z takim! Spróbuj przekonać, albo nie! Nawet nie przekonać, tylko powiedzieć, żeby spróbował, sprawdził, a później mówił. Nie, on wie lepiej.
Ja nie jadłam sushi, ale nigdy nie nazwałabym tego obleśnym, choć to może dlatego, że próbowałam o wiele bardziej “obleśne” potrawy 😀 Chciałabym kiedyś spróbować, ale póki co trochę mnie przeraża idea jedzenia surowej ryby, bo nawet za brzuszkami łososia nie przepadam za bardzo.
Świetny wpis. Może będę za bardzo subiektywna, ale mnie jako prawdziwą amatorkę jedzenia wszelkiego strasznie irytuje, gdy ktoś czegoś nie spróbuje, bo nie i już. Albo od razu mówi, że nie lubi – choć nie spróbował. Taki przykład: jedziemy na wycieczkę do miejsca odmiennego kulturowo niż to, w którym mieszkamy na co dzień. Podczas gdy ja mam ochotę spróbować dania regionalnego, takie “typy” szukają fast-foodów. Dla mnie to średnio logiczne.
Abstrahując od jedzenia, przypomniała mi się akcja z Golgota Picnic. Zbiorowe protesty przeciwko wystawieniu sztuki, bo PODOBNO obraża uczucia religijne. Dopuszczam oczywiście ewentualność, że to było celowe działanie, mające rozreklamować sztukę albo stanowić przykrywkę dla jakiegoś bardziej istotnego wydarzenia, ale czy ktoś z tych protestujących miał realne podstawy do tego aby sądzić, że dzieło obraża uczucia religijne?
Niestety ciężko jest ustrzec się od wyrabiania opinii na podstawie pozorów. Nikt nie lubi bezpodstawnej krytyki, ale tak naprawdę większość z nas jest trochę i ekspertem, i sędzią. Fajnie jeśli ktoś potrafi się ugryźć w język i przemyśleć sprawę zanim coś powie, jednak często działamy automatycznie – bez świadomości tego, że możemy zranić czyjeś uczucia, albo zwyczajnie palnąć głupotę.
Ps: Ja lubię sushi. 😉
Wydaje mi się też, że jednak świat bez wyrabiania sobie opinii na podstawie pozorów i stereotypów to jakaś utopia i tego się nie da zrobić 🙂
Dziękuję za ten komentarz. Wreszcie nie o sushi, a o sednie 🙂
Proszę bardzo i tak nie mógłbym pisać o sushi, bo jadłem tylko kilka razy, a ostatni raz… Nawet nie pamiętam kiedy. 🙂
To prawda, takiego świata nie da się tak po prostu zrobić, ale kto komu zabroni się rozwijać. 😉
A ja się z Tobą wyjątkowo nie zgodzę 😉 Uważam, że coś może być dla kogoś obleśne nawet, kiedy tego nie próbował – sam wygląd surowej ryby może go odstręczać. Jeśli ma zakodowane, że rybę poddaje się obróbce, to wizja zjedzenia jej na surowo staje się czymś ohydnym. Tak jak dla kogoś może być obrzydliwy tatar, surowa wieprzowina, nóżki w galarecie, tak może być i sushi i wcale nie musi go jeść, by to stwierdzić.
Bierzecie ten post zbyt dosłownie. Chodzi o to, że ludzie osądzają coś, nie mając o czymś zielonego pojęcia, a nie o to, że ktoś powiedział, że sushi jest obleśne. Ja też uważam krewetki za obleśne, o czym piszę w poście, ale nie powiem, że są niedobre, bo nie wiem tego – nie próbowałam.
zjadłam kiedyś sushi i mi nie smakowało. ponoć było tak sobie zrobione, więc dam temu szansę jeszcze raz. ale myśląc głębiej o tym temacie muszę powiedzieć, że mam tak samo jak Ty. Nie oceniam jak nie poznam. Dlatego nie oceniam 50 twarzy Greya i tak samo nie oceniałam Zmierzchu dopóty, dopóki nie przeczytałam całej sagi. 🙂
uważam, że mamy spoko myślenie.; ))
Fuj, tylko nie ignoranci, to ohydne. Nie chciałam używać słowa ignoranci ale jakoś nie chcę rzucać debilami w kierunku Twoich znajomych. Ja nie lubię kebabów, próbowałam kilka razy i nie mogę tego jeść. A mimo tego jak ktoś mnie ciągnie na kebaba mówię że JA tego nie chcę, bo mi nie smakował i nie będę wydawać hajsu na coś czego nie chcę – proste. A z krewetkami mam tak jak Ty ;D Za blisko im do robali żebym to spokojnie zjadła
Hmmm… Nie wiem co o tym sądzę. Właściwie tyle, że moim zdaniem można nie spróbować z konkretnego powodu, np. nie zmusicie mnie do oglądania Zmierzchu, nie cierpię tego typu filmów” nie oceniając tego. Może to trochę zagmatwane, ale co innego przekonać siebie, że coś jest beznadziejne, a co innego mieć solidne uzasadnienie, dlaczego nie chce się spróbować. Pozdr, 🙂
No to mamy to samo zdanie, bo patrz punkt o krewetkach.
Nie cierpię tatara! Wykrzywia mi twarz za każdym razem jak Magda Gessler wbija w niego widelec, kiedy w Ugotowanych ktoś podaje tatar, nawet teraz jak to piszę mam grymas na twarzy. Tatar to wielkie fuuuuuuuuj! Nigdy w życiu nie jadłam tatara, nigdy nie wylądował na moim talerzu, nie wiem jak smakuje, jak pachnie…Wiem tylko tyle, że to surowe mięso a jedzenie surowego mięsa mnie odpycha i już. Po prostu. Bo tak. Wiesz co sobie myślę? Że nie wkurzyło cię zdanie “nigdy nie próbowaliśmy ale sushi jest ohydne”, myślę, że poczułaś, że jeśli ktoś mówi, że sushi jest ohydne to myśli że ty też jesteś ohydna, dlatego się skurczyłaś i chciałaś ukryć się w swojej bluzie. Trzeba było powiedzieć “robaczki moje kochane nie wiecie co tracicie” i wziąć do ust soczysty kawałek obrzydliwie pysznej surowej rybki! Czasem tak jest, że coś nas po prostu odpycha, albo się czegoś boimy bez powodu. Po prostu. Bo tak. Krytyka sushi to tylko krytyka sushi a czytając końcówkę tekstu o powierzchownym ocenianiu ludzi mam wrażenie, że to ty poczułaś się jak zrolowana surowa ryba, poczułaś że to ty jesteś krytykowana. Może się mylę. Ogólnie wiem jakie było zamierzenie wpisu, że jeśli ktoś czegoś nie spróbował, nie doświadczył to nie może podnosić jazgotu, że coś jest takie, siakie czy owakie. Nie cierpię tatara. Nie czuję się jak ignorantka bo nigdy go nie jadłam a mam o nim wyrobione zdanie. Ale to, że ja bym czegoś takiego nie wzięła do ust nie znaczy, że myślę z obrzydzeniem o ludziach, którzy go uwielbiają.
Marta. Zacytuję.
“Ja, dla przykładu, raczej nie spróbuję krewetek. Jak dla mnie – dziwnie wyglądają. Jak zamarznięte robaki, czy coś w ten deseń. Nie chodzę jednak po mieście z wielką tubą, krzycząc przez nią na prawo i lewo: HEJ, KREWETKI SĄ OHYDNE! Nie mogę tak powiedzieć, bo nie wiem, jakie są w smaku. Nie jadłam ich. Nie mogę tego ocenić.”
Możesz sobie nie chcieć nie próbować tatara. Nikt Ci nie każe go jeść. Ale nie chodź na mieście na prawo i lewo wołając, że jest niesmaczny i niedobry, bo tego nie wiesz – nawet go nie próbowałaś.
O to mi chodziło we wpisie. Wszyscy się uwzięli tej ohydności, jakby to serio było sedno. A nie jest.
A ja jadłam raz z lidla sushi – to ten sam smak, wiesz może? – jeśli tak, to ja faktycznie nie lubię sushi 😀 Ludzie boją się nowych rzeczy. Przeważnie krytykują ci, którzy nie mają na jakiś temat żadnego pojęcia. Mnie już nic nie dziwi. Ludzie nie potrafią pomyśleć nad tym, dlaczego ktoś inny może mieć inne zdanie…
Nie wydaje mi się, żeby miało ten smak co świeże 😀 Ale nie wiem, bo jadłam tylko takie zrobione na świeżo 🙂 Tak jak mówię, każdy ma prawo do lubienia czego sobie chce, ale krytykowanie czegoś, o czym nie ma się pojęcia, bo nawet się tego nie jadło, nie zaznało jest trochę nie na miejscu. Ogólnie jestem przeciwko powierzchownemu ocenianiu i stąd w sumie ten wpis 🙂
A propo Twojego wpisu, przypomniała mi się pewna ciekawa historyjka.
Pewnego razu bawiłam się z dzieciakami na dywaniku (byłam na stażu w przedszkolu). W którymś momencie zaczęłyśmy zabawę w dom – parzyłyśmy herbatkę. Wtedy nieopacznie powiedziałam:
– Słyszałam o tym, że niektórzy ludzie piją herbatę z mlekiem. To musi być niesmaczne!
Jedna dziewczynka podniosła wzrok znad filiżanek i odparła:
– Ja lubię taką pić. I moja siostra i mama też lubią.
– Naprawdę? Ale to jest chyba niedobre – powiedziałam krzywiąc się.
– A pani ją piła? – spytała dziewczynka uważnie mi się przyglądając.
– Właściwie dotąd nie miałam okazji…
– To skąd pani wie, że jest niedobra? – dopytywała nieustępliwie. – Skoro pani nigdy takiej herbatki nie próbowała…
– Yyy… – zaniemówiłam na dłuższy moment. A potem zbita z tropu odrzekłam: – Masz rację, jestem niemądra, że tak powiedziałam.
Dziewczynka skinęła głową i podsumowała:
– Moja mama powtarza, że żeby powiedzieć, że się czegoś nie lubi, najpierw trzeba tego spróbować.
Oleńko, wiem że jesteś już w szkole. Jestem przekonana, że teraz jesteś równie mądra, a nawet mądrzejsza. <3
Herbatka z mlekiem, taka po indyjsku, mniam 🙂 A dziewczynka odpowiedziała bardzo mądrze. Brawo 🙂
To moje hasło przewodnie w pracy (w przedszkolu;)) ‘Najpierw spróbuj, a potem mów, że niedobre’ 😉 Dzieciaki kosztują obiady, a jak im nie smakuje to przynajmniej wiem, że próbowały i z czystym sumieniem można zabrać im talerz i podać np. drugie danie :)))
Cóż Marto. Pisałam na fb- kontrowersyjne jedzonko do tytułu wpisu wybrałaś chociaż w sumie chyba z większością potraw prócz pizzy,kebaba i frytek czy czekolady przeszłoby gładko bez jedzeniowego szału w komentarzach. No moze z pomidorowa by się udało ale nie uściślając z jakimi dodatkami bo opcja makaronowa mogłaby się zetrzeć z ryżową,nie wspominając o opcji kremu z pomidorów.
Kolejne oblicze Nas Polaków Ekspertów do spraw smaku i stylu. Wiemy lepiej i chcemy narzucić innym nasze zdanie. Jesteśmy średnio otwarci nawet na myśli nowości o ile nie są one czymś bezpiecznym. Nasz poziom ekspercki z wiekiem jest coraz wyższy i mam wrażenie ze z każdymi urodzinami czy imieninami nabijamy kolejny level. Mamy misje głoszenia : To jest ohydne, ta knajpa jest zła nie pójdę tam,bo kolega kuzyna ciotecznego mojej znajomej brata powiedział,że….właścicielowi źle z oczu patrzy czy tez nie jest to znana sieciowka wiec nie- bo inaczej nie jest bezpiecznie.
Oglądamy w końcu Magdę Gessler i Ugotowanych wiec jestesmy obeznani. Umiemy tez wychowywać czyjeś dzieci. Jestesmy hotelowymi ekspertami czy trenerami kadry narodowej. Geniuszami w Milionerach czy 1z10. Swoją zaradność życiową i życiowe ego podnosimy przed trudnymi sprawami…etc.
Przed laptopem i telewizorem chyba od ściskania pilota czy myszki (insygniów wiedzy) przechodzi na nas wiedza tajemna i rozchodzimy sie w świat wkurzać ludzkość i wyrażać nasze zdanie w kazdej dziedzinie życia od tego co mam na śniadanie (jak mozesz jeść burgery z botwinki) przez porady dotyczące związku( jak mozesz faceta karmić burgerami z botwinki) poprzez jak je robiłaś (ja to bym inaczej zrobiła oczywiście gdyby mi się chciało) płynnie przechodząc przez to czy planujesz ślub/mieszkanie z facetem (ale jak mu będziesz tak gotowac on Cie rzuci) dalej przez przyrost naturalny (oj starzejesz może jestes w ciszy skoro jesz takie dziwne rzeczy) kończąc na (mi to sie nie chce idę kupic coś na śniadanie). To mega męczące,ale w sumie dla wielu ludzi to wychodzenie poza pewien standard i komfort takie inne niestandardowe dania,filmy,książki czy knajpy,a ich obroną jest krytyka bez argumentów racjonalnych,wielka tuba,krzyk i level ekspert bez większej refleksji. Ale z drugiej strony brak finansów,nierozsądne wydawanie posiadanych,zero podróży a jak już to takie all inclusive tylko w ośrodku bądź czyste leżing plażing klubbing bez poznawania kultury jedzenia czy zwyczajów i ludzi!, zero samokształcenia,telewizja i Internet jako jedyne okno na świat,kompleksy,a przez to awersja do nawiązywania znajomości sprawia ,ze ja po prostu współczuję takim młodym osobom. Bo starszych można zrozumieć. Ale młodych szkoda 🙁
O tak! Nie cierpię takich ludzi. I argumentu “bo tak”. Sushi nigdy nie jadłam, ale myślę, że bym spróbowała z kimś je lubiącym w razie gdyby jednak mi nie pasowało ;p
Sama kiedyś “brzydziłam się” sushi 😀 Dopółki nie spróbowałam! Teraz pałam do niego miłością wielką i niezmienną. Warto czasem się przełamać i nie robić zbędnych uprzedzeń 🙂
Najgorsze jest chyba to, że teraz na każdym kroku spotykamy ekspertów od wszystkiego. Każdy zna się na wszystkim, choć często nie ma o danej rzeczy żadnego pojęcia. Zresztą zamiast mówić “sushi jest ohydne” wystarczy powiedzieć “ja nie lubię sushi” i świat byłby piękniejszy, bo w ten sposób nie oceniamy nikogo, kto sushi lubi.
Zresztą moje pierwsze spotkanie z sushi też zaowocowało tym, że było dla mnie ohydne. Aż po kilku miesiącach spróbowałam z serkiem filadelfia i teraz je uwielbiam :))
Witam,
jakiegokolwiek sushi byś nie robiła, a możesz je przyprawiać nawet płatkami złota… ZAWSZE będzie to ohydne, bezsmakowe, żałosne, niejadalne goowno.
Piszesz opowiastkę jakoby Twoi znajomi mieli uprzedzenia a nawet tej potrawy nie skosztowali.
Jadłem sushi dwa razy w życiu… raz w Katowicach (od kogoś słyszałem, że właśnie w tej restauracji kleik jest “taki jak powinien” cokolwiek by to nie miało znaczyć)
drugi raz w restauracji w centrum Wiednia, w której ceny były na poziomie ponad 30 euro za dwie łyżki słodko-kwasnej wołowiny i dwie łyżki ryżu (sushi podano jako przystawkę).
Teraz przejdę do mojej opinii. W Katowicach za posiłek złożony z 9 albo 12 kawałków (różne warianty tego samego goowna o jeszcze dziwniejszych nazwach) sushi zapłaciłem 50 złotych (plus 8 złotych za MAŁĄ! coca-colę, by to niejadalne ścierwo popić). Dostałem bodaj pierwszą wypłatę, chciałem spróbować czegoś nowego… mówię, idę na sushi… 😀 Był to pierwszy raz gdy nie skończyłem posiłku w swoim życiu. Jak skończyła się coca-cola do popijania, skończyłem te pomyje jeść. Jak Pani Kelnerka przyniosła mi ten szajs, wyglądał jak z pocztówki. Gdy ugryzłem jeden kawałek (łomatkłobłosko – tak się sushi nie je – bez paniki, zjadłem też kilka kawałków zgodnie z głupimi wydumanymi i bezsensownymi “zasadami” w jaki sposób te wymiociny się je) uderzyła mnie bezsmakowość tego “wykwintnego” kartonu. Smakowało to nijak. Podziękowałem dałem napiwek (bardzo ładna Pani mnie obsługiwała) i wyszedłem.
Historia z Wiednia. Na szczęście za wiedeńskie gluty z padliną nie płaciłem. Było tego kilka (naście) rodzajów, powykręcane na lewo i prawo (znaczy z ryżem w środku i na zewnątrz. W całym tym ładnie wyglądającym (w sensie ozdoby i eksponatu, nie smaku) galimatiasie kilkunastu rodzajów znalazłem jeden rodzaj względnie mi smakujący. Zjadłem aż dwa kawałki z własnej nieprzymuszonej woli (nie licząc dwóch zanim trafiłem na ten zjadliwy). To, że to w ogóle jadłem – wiem wiem, ciekawość pierwszy stopień do piekła. Nie wnikałem co to (a mogła byś to nawet rybia sperma – tak, jak się nie ma co jeść je się tam u skośnookich także rybie nasienie). Potem niestety 😀 przyszła wołowinka i o sushi zapomniałem.
Podsumowując… jak by się chciało modnie powiedzieć wracając z brejnstormowanych riserczów w wąskich spodniach i podróbkach raybanów w Xiaomi w ręku, idziemy na sushi…
Jak by się chciało ując to politycznie – to nie nasze kanony smaku…
Mówiąc prosto, jest to tak niejadalne coś, że próżno szukać czegoś równie niejadalnego jak to. No może poza tofu…
Pozdrawiam. Spróbuj czasem zrobić smażonego w głębokim tłuszczu kurczaka. Wymaga więcej kunsztu i smakuje niebo lepiej.
A ja powiem, że to działa w 2-stronę tak samo. Jadłem wiele razy, nawet na imprezie firmowej jak podali sushi na wykałaczkach to sporo osób co wzięła przez przypadek (nie wiedzieli, że to sushi), to wypluło i wyrzuciło (nie tylko ja nie byłem wstanie to zjeść), moja była dziewczyna uwielbiała sushi, katowała mnie nimi, mówiła że jestem uprzedzony/źle nastawiony dlatego mi nie smakuje, miała na punkcie sushi taką obsesję, że to był powód Naszego zerwania. Ja mówię zawsze gdy ktoś proponuje sushi, że nie lubię, to mi wmawiają “że takiego nie jadłem, że inne co jadłem napewno były źle przyrządzone itd” po prostu ciężko im uwierzyć, że nie lubię. Dlatego, tak jak pisze to działa w dwie strony.