Menu
Dobre życie

Niezawodny sposób na kompleksy

Zawsze chciałam być szczuplejsza. I kiedy ludzie pukali się w głowę, gdy tylko niechcący wyrywało mi się to na głos, ja w każdym lustrze i odbiciu widziałam gigantyczne nogi, które wyglądały jak dwie chodzące kluski. Razem z moim wzrostem w mojej głowie komponowało to obraz pulpeta, który może i smakować na obiad, ale raczej nie będzie zjadany z apetytem przez przedstawicieli płci męskiej. Nie mówiąc już o tym, że pulpety raczej nie chadzają w w najciaśniejszych spodniach na świecie, a takie mi się właśnie podobały.

Moje kompleksy sprawiały mi pewne problemy. Po pierwsze – przebieranie się było katorgą. W pewnym momencie miałam już opanowany do perfekcji system nakładania spodni, który nie wymagał świecenia udami (w moim mniemaniu ogromnymi) i trwał jakieś ułamki sekund. Po drugie – wieczne niezadowolenie z ciała powodowało chęci do odchudzania. A jak może się odchudzać siedemnastoletnia dziewczyna?
Odpowiem wam, chociaż pewno zgadliście: głupio.

Po trzecie, byłam przekonana, że jakkolwiek bym się nie ubrała, nie zwrócę niczyjej uwagi, a zwłaszcza jego, bo w otoczeniu koleżanek – patyków i dziewczyn z młodszych klas byłam (jak już wspominałam) co najwyżej mielonym.
Pulpetem, rzecz jasna.

Najśmieszniejsze było to, że ważyłam jakieś niecałe 50 kilogramów.  Ale przecież kompleksy sprawiają, że człowiek widzi się w krzywym zwierciadle.

LEK NA KOMPLEKSY

Okazało się jednak, ku mojemu zdziwieniu, że mimo tych nieszczęsnych nóg, zwróciłam jego uwagę.
Zaczęło się – o ironio – od tego, że je skomplementował któregoś razu.
– Hej – powiedział o ósmej rano (przyznacie sami, że ósma rano, zwłaszcza w szkole, nie jest zbyt romantyczną porą) – fajne masz nogi w tych czerwonych spodniach.
I wtedy po raz pierwszy mnie zatkało.
Od tamtego czasu chwalił moje nogi – i całą resztę – non stop. Czasami tak niespodziewanie i z zaskoczenia, że podejrzewałam, że kłamie. Albo mówi to tylko po to, żeby było mi zbyt miło. Musiał kłamać, prawda?
Bo czy on nie widzi, że nie wyglądam jak wysoka sosna, tylko jak przysadziste drzewko-karzełek?
Ale on nie przestawał się zachwycać. Często mówił mi, zwłaszcza podczas naszego wylegiwania się na kanapie i oglądania seriali, co tak bardzo we mnie lubi i uważa za ładne. Według niego, było tego sporo. Praktycznie ja cała zasługiwałam w jego oczach na miano fajnej. Każda moja pojedyncza część, a zwłaszcza te, które mi wydawały się beznadziejne i okropne, według niego zasługiwały na uznanie.
I wiecie, co mówią? Że kropla drąży skałę. On był taką kroplą, która uparcie przedzierała się przez pancerz pełen kompleksów i dziwnych wyobrażeń na temat własnego ciała, aż wreszcie się mu to udało. Udało mu się sprawić, że patrzyłam w lustro i nie widziałam niskiego klopsa, tylko normalną dziewczynę.
I wtedy zrozumiałam dwie, dość fundamentalne, zdaje się, rzeczy: po pierwsze, znalezienie kogoś, kto cię kocha jest doskonałym lekiem na kompleksy.
I po drugie, marnowanie czasu na znajdywanie w sobie kolejnych rzeczy do naprawienia, wyrzeźbienia, ujędrnienia czy ulepszenia to strata czasu. Kompletna. To robota tak nużąca i bezowocna, jak próbowanie znalezienia koniczyny w kępie trawy koło chodnika.
Może czas zrozumieć, że mimo tych wszystkich niedociągnięć i mimo tego, że nie zawsze wyglądamy jak Mila Kunis czy Angelina Jolie, temu, któremu skradłyśmy serce, będziemy się podobać. Zawsze.
Do tej pory się dziwię, że gdy rano siedzę przy śniadaniu z dresem na tyłku, bez makijażu i we włosach tak rozczochranych, że zgubiłabym w nich grzebień, gdybym tylko próbowała je rozczesać, zgarniam najwięcej komplementów. Ba – ten głupek biegnie po aparat i robi mi zdjęcia, entuzjazmując się tak, jakby właśnie odkrył żyłę złota, albo poczuł miłość do fotografii. “Wstawisz sobie na bloga!” – krzyczy, strzelając mi pięćdziesiąt tysięcy zdjęć. Jak żuję chleb. Robię głupią minę. W dresie i rozciągniętej bluzce.
Nieważne ile kompleksów sobie wymyślisz, nieważne, ile razy skrzywisz się przed lustrem, widząc swoje odbicie – ten, który cię kocha, zawsze będzie uważał, że wyglądasz jak milion dolarów. Głównie dlatego, że kocha cię całą.
Nawet z nielubianymi częściami.
 
Jest taki cytat z “Juno”, który trafnie to opisuje:
“Właściwa osoba będzie uważała, że z tyłka świeci ci słońce”.

E&P

Eleonora czuła się okropnie. Miała wszystkie cechy, które na starcie dyskwalifikują ją w posiadaniu jakiegokolwiek życia towarzyskiego i jakichkolwiek przyjaciół (a przynajmniej takie kryteria obowiązują, kiedy masz nieszczęsne szesnaście lat). Wyobraźcie sobie, że:
Eleonora miała rude włosy.
I na dodatek kręcone.
Nie miała zbyt wielu pieniędzy.
I była gruba.
Nosiła też dziwne naszyjniki i kompletnie pokręcone ozdoby, jakby specjalnie chciała zwrócić na siebie uwagę.
Nie mówiąc już o tym, że była nowa w szkole.

Czy to nie jest pakiet, który sprawia, że – prosto mówiąc – już na samym starcie masz przekichane?

Z kolei Park był trochę zniewieściały. Co nigdy, przenigdy nie jest dobrą cechą u faceta, a zwłaszcza, jeśli ten facet ma szesnaście lat i codziennie rano jeździ autobusem do szkoły. Dodatkowo, Park lubi komiksy i superbohaterów, co też nie brzmi szczególnie męsko. I niezbyt przepada za sobą.
Dokładnie tak, jak Eleonora.
I kiedy tych dwoje wpada na siebie w autobusie – a właściwie, kiedy Park warczy na Eleonorę, a tam z czubkiem nosa w chmurach przełamuje dumę i siada obok niego – coś się zaczyna.
Zmiana. Taka, jak u mnie. Kiedy Park komplementuje wściekle rude włosy Eleonory, które są jednym z jej kompleksów, a Eleonora podziwia gust muzyczny Parka, przeskakuje jakiś pstryczek, który sprawia, że stają się szczęśliwsi. Obydwoje.
A kompleksy schodzą na dalszy plan.
I chyba to jest jeden z głównych powodów*, dla których tak mocno zakochałam się w tej książce.
* drugim są teksty Eleonory.**
** a trzecim są poboczne historie obu postaci.***
*** a czwartym okładka. To jest jedna z najładniejszych okładek, jakie widziałam. I mam w domu grafika (tak, tego, który pozwolił mi uwierzyć, że moje nogi to nie kluski), który to potwierdza.

Spodobało się? Przeczytaj także:
Kiedy on wie, jak wyglądasz w tłustych włosach
Kiedy facet próbuje cię zmienić
Najlepsze posty na martapisze.

Odwiedź mnie na YOUTUBE lub FACEBOOKU.

Wpis powstał we współpracy z Wydawnictwem Otwarte.

DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKIE ODPOWIEDZI KONKURSOWE. ZWYCIĘZCY DOSTANĄ ODE MNIE MAILA + WYNIKI ZOSTANĄ OGŁOSZONE W SOBOTĘ,  28 MARCA.
O autorce

Jestem Marta i próbuję jednocześnie spełniać marzenia, robić swoje i być dorosła, ale to ostatnie nie zawsze mi wychodzi.