Menu
Dobre życie / Ludzie

[0.5] Głupota, której nie rozumiem.

Jest pewien poziom ludzkiej głupoty, który jeszcze akceptuję. Na przykład wtedy, kiedy mimo ostrzeżeń wchodzisz pięć razy do tej samej rzeki i po raz kolejny pakujesz się w toksyczny związek. Albo bierzesz kredyt, chociaż nie masz z czego go spłacać. Rozumiem nawet wrzucanie swoich zdjęć w wannie do internetu. Ale jest coś, czego naprawdę nie potrafię przełknąć. Te głupie, durne, brzydkie i niepotrzebne napisy na ścianach.

Szkodniki.
Tak sobie myślę o autorach tych wszystkich bohomazów, które – czy tego chcę, czy nie – widzę prawie wszędzie. I wyjaśnijmy sobie coś – nie mówię o ładnym graffiti czy o muralach, które, swoją drogą, strasznie mi się podobają – mówię o bazgrołach, podpisach, tagach-sragach i podkreślaniu swojej obecności i poglądów przez pisanie krzywymi literami haseł na ścianach bloków, pociągach, zabytkach czy przystankach.

SĄ WSZĘDZIE

Niedawno postawili nam nową wiatę na przystanku. Przezroczystą, nowoczesną, wcześniej była tylko ławka, więc fajna sprawa. Zawsze ją mijam, idąc na zakupy.
Nie przetrwała jednego cholernego dnia.
Już po południu przezroczyste ścianki zostały ozdobione pięknymi podpisami, których nawet się nie da rozczytać. Nie jestem w stanie powiedzieć, czy to był Maciek, Tadek czy Tomek, ale jedno jest pewne – pisał gorzej niż lekarz z trzydziestoletnim doświadczeniem i na pewno nie wiedział, co do końca znaczy termin “sztuka uliczna”.
Kolejna rzecz – mój blok, niedawno odmalowany – też cały w podpisach. I chociaż nie ma “tu byłem” to są serduszka, imiona, wielka nieskończona miłość i oczywiście standard w stylu HWDP. Gdyby było jeszcze przez CH, to może przynajmniej nie wątpiłabym w ortografię artystów, ale nie – nie dość, że brzydko i paskudnie, to jeszcze z błędem.*
Następne? Odnowione kamienice we Wrocławiu. Ledwo robotnicy zdjęli rusztowania i się zwinęli, a już wszystkie świeżo pomalowane ściany ozdobiono podpisami anonimowych pseudoartystów, którzy próbują pokazać swój talent tanim sprayem wypisując “Mirek” (lub wstaw inne dowolne imię) na drzwiach.
Rzeczywiście – artyzm, patriotyzm (zwłaszcza lokalny) i wyrażanie swoich myśli. Puknijcie się tymi puszkami po farbie w czoło i załóżcie po prostu stronę w necie, gdzie będziecie mogli odhaczać, gdzie byliście.

* według językoznawców poprawną formą jest ta zaczynająca się od “ch”

NIE ROZUMIEM

Nie potrafię ogarnąć, jak ktoś może tak coś niszczyć bez głębszej refleksji. Jak ktoś może zachowywać się jak pies, który oznacza moczem drzewo, żeby dać znać, że tu był.
Te tagi to identyczne wołanie – hej, popatrzcie, tu byłem! 

I co z tego?
Naprawdę – co z tego? Co ci daje podpisywanie się – i to w dodatku nieestetycznym bazgrołem – na ścianie jakiegoś budynku? Satysfakcję z tego, że zniszczyłeś coś, co nie należy do ciebie? Szczęście, bo wykrzyczałeś światu, że przemierzałeś dziś rano, piąta trzydzieści, ulicę X?
Nikogo to nie obchodzi.
Zastanawiam się, jak można być tak ślepym, żeby widzieć, że ktoś wybudował coś nowego albo odmalował stary budynek i mieć na tyle tupetu i braku mózgu – bo nie potrafię sobie wyobrazić, jak ktoś myślący niszczy coś celowo – żeby uważać, że z jego bohomazami wygląda to lepiej.
Ciekawe, czy byliby tacy uradowani, gdyby ktoś wszedł do ich domu i pobazgrał ściany, sufit, meble, podłogi. Ot tak. Bo to przecież coś więcej i jeśli mi się to nie podoba, to najzwyczajniej w świecie “nie rozumiem idei tagowania”. No nie rozumiem.

Dla mnie to po prostu szkodniki.

Cza­sem człowiek sądzi, że uj­rzał już dno stud­ni ludzkiej głupo­ty, ale spo­tyka ko­goś, dzięki ko­mu do­wiaduje się, że ta stud­nia nie ma jed­nak dna. – Stephen King
O autorce

Jestem Marta i próbuję jednocześnie spełniać marzenia, robić swoje i być dorosła, ale to ostatnie nie zawsze mi wychodzi.