Chociaż wszyscy mówią, że większość Polaków w ciągu roku nawet kijem nie dotyka książki, to każdy z nas w którymś momencie swojego życia miał z nią coś wspólnego. To mogła być gumowa historyjka, kupiona ci przez chrzestnego, jak jeszcze łaziłeś w pieluchach i nie rozumiałeś idei nocnika. To mogła być jedyna lektura z podstawówki, która ci się podobała. To mogła być zwykła książka, wzięta na odwal z biblioteki, bo są wakacje i chcesz się odchamić.
Jeżeli myślicie, że książki, które zmieniły moje życie to jakieś filozoficzne tomiszcza albo super modne poradniki, to niestety muszę was rozczarować. Będzie zwyczajnie – przynajmniej dla was. Dla mnie każda ta książka jest piekielnie magiczna.
HARRY POTTER
Pierwszy tom dostałam w pierwszej klasie – od brata, który twierdził, ze “w Wielkiej Brytanii wszyscy szaleją za tą książką”. Był rok 2000. Od tamtego czasu regularnie w dniu premiery dostawałam od różnych członków rodziny kolejne części, które połykałam jak kot rybę.
Jak ta książka zmieniła moje życie? Diametralnie.
Po pierwsze, utwierdziła mnie w czymś, czym kieruje się do tej pory: że nie można się wstydzić tego, kim jesteś. Nie możesz też wypierać tego, JAKI jesteś. Czy możesz sie zmieniać? Tak. Pracować nad sobą? Oczywiście. Ale nie ma co wstydzić się tego, ze jesteś inny. Nigdy.
Wiecie, ja byłam zawsze dziwnym dzieckiem. Wiecie, takim naiwnym, z bardzo wybujałą wyobraźnią, potrafiącym wymarzyć sobie coś tak bardzo, ze zaczynało mu się to wkręcać. Wymyślałam dziwne historie, tworzyłam niesamowite zabawy, zakładałam kluby i fanclub i próbowałam przekładać rzeczy z powieści do realnego świata.
Ale byłam tez dzieckiem które dzięki tej książce się tej dziwności nie wstydziło. Nie wstydziło się też w gimnazjum. I liceum. I nie wstydzi się tego nawet teraz, pisząc tą notkę w stroju Hermiony i jadąc na własne przyjęcie urodzinowe, na którym kazałam gościom się przebrać.
Widzę czasami jak ludzie duszą się w szufladkach do których nie należą i próbuje walczyć z samym sobą. Po co? W jakim celu?
Być sobą i sie tego nie wstydzić. To jest lekcja, jaką mi dał chłopiec z blizną na czole.
ABBY
To seria książek, która wyszła gdzieś w czasach mojej podstawówki, czyli dawno temu – Zadziwiające przygody Abby Hayes. Opowiadała o dziewczynce – Abby – która lubi pisać.
Czy to było dzieło literatury dziecięcej? Nie. Ale to dzięki tej serii książek ja ciągle piszę.
Bo chociaż do pisania i tworzenia własnych historii ciągnęło mnie od zawsze, to dopiero historia Abby natchnęła mnie na tyle, żeby przy tym wytrwać. Pisać opowiadania o kocie Maćku, prawie skopiować Władcę Pierścieni, tyle, że sobą w roli głównej, chodzić na wszystkie konkursu literackie i założyć bloga na informatyce w piątej klasie.
Nie wiem, dlaczego akurat te książki wywarły na mnie takie wrażenie. Pamiętam, że dla mnie Abby pisała na tyle fajnie, ze chciałam robić to identycznie. Słowo w słowo.
Gdyby nie te książki, to może nigdy nie byłoby martapisze.