Po prawej on: silny, umięśniony, z białymi zębami, które prawie rażą swoim kolorem po oczach i dziwną pewnością siebie. Ubrany w ładne ciuchy, ze stylową torbą na ramieniu i tym czymś w spojrzeniu sprawia, że masz wrażenie, jakby dosłownie przed chwilą wyskoczył z reklamy. Wyprostowany, dumnie wypina pierś. Pan Obcokrajowiec. Dziewczyny piszczą. Wachlują się rękami.
A obok ty. Z reklamówką pod pachą, zgarbionymi plecami i markotną miną.
Też masz kompleks Polaka?
Czasami czujemy się gorsi od innych.
Bo Niemcy więcej zarabiają, Amerykanie mają super wynalazki, a Brytyjczyków stać na rzeczy, które my mamy tylko po wizycie w Primarku i to na promocji. Bo u nas to bieda, dresy na dzielni i brak możliwości, a u nich – spełnianie marzeń, życie jak z serialu i pieczony indyk na obiad.
Szkopuł w tym, że większość tego całego problemu siedzi w nas. W głowie.
KOMPLEKS NA KOMPLEKSIE
Nie da się ukryć, że może w niektórych przypadkach rzeczywiście perspektywy wyglądają lepiej, niż w Polsce, ale to nie zmienia faktu, że sami siebie nakręcamy w tych swoich kompleksach związanych z cudowną, mityczną krainą zwaną #zagranico.
Po pierwsze, wystarczy, że w zagranicznych mediach pojawi się news o Polsce – i wszyscy nagle znoszą jajka, ludzie wychodzą na ulice, sąsiedzi wywieszają flagi, bo na ostatniej stronie jakiegoś magazynu mówią o Polakach – i na dodatek mówią dobrze. Zauważyli nas! Nas, małe robaczki, tycie, tycie, malutkie mróweczki! Zagranico nas widzą i o nas wiedzą!
Mamy dziwne wrażenie, że nikt nas nie zauważa – i że jesteśmy niewidzialni; ot szare myszki. A błąd: bo wiele sukcesów mamy w sporcie, jeszcze więcej chyba w nauce, a i w dziedzinie technologii znajdzie się kilka polskich nazwisk, które coś fajnego zrobiły.
To wcale nie jest tak, że jak nas zauważą, to powinniśmy robić z tego wielkie święto – jasne, fajnie, że ktoś “obcy” nas docenił, ale chyba powinniśmy sami cenić się na tyle, by nie uzależniać od tego naszej samooceny. To jak w życiu – sami powinniśmy wiedzieć, ile jesteśmy warci, a nie dopiero myśleć, że osiągnęliśmy sukces, kiedy powie nam o tym sąsiad z bloku obok.
Po drugie, nie wiem skąd się bierze przekonanie, że jesteśmy gorsi. Uważamy się za biedniejszych, mniej nowoczesnych, nieobytych w świecie, podczas gdy – zwłaszcza nowe pokolenie – dobrze sobie radzi w gonitwie o to, by być na czasie. Nic nam nie brakuje: to sami sobie zabieramy, umniejszając i ciągle wyliczając swoje minusy. A myślicie, że uśmiechnięty Amerykanin wad nie ma? Gdyby naprawdę mieli życie jak z Disneylandu, to psychologowie nie byliby tam tak bogatymi ludźmi – razem ze swoimi kozetkami i notesikami.
No i najważniejsze – wydaje nam się, że jak polskie, to gorsze, a jak z zagranicy, to najlepsze. Przyznać się: ile razy słyszeliście przy chwaleniu się nową rzeczą od znajomego, że “to z Niemiec”, albo “to ze Stanów przywiozłem”? Dla mnie może być zarówno z Honolulu jak i z Tczewa – ważne, by spełniało swoje zadanie. A polskie wcale nie jest takie złe, wbrew pozorom – zwłaszcza, jeśli chodzi o żywność.