Dobrze wiesz, że sporo ci brakuje.
Zaczyna się już w podstawówce, gdy przy wszystkich mama szarpie cię za koszulkę i ostrym tonem mówi, że jeśli nie będziesz grzeczny, nie masz co liczyć na deser. Potem przechodzi na liceum, kiedy wszyscy wokoło pytają się, jakie przedmioty zdajesz na maturze, a ty dalej nie wiesz. Sytuacja powtarza się po studiach, gdy na każdej rodzinnej imprezie babcie wiercą ci dziurę w brzuchu, wypytując o jakiegoś kawalera, bo przecież w tym wieku powinnaś go już mieć. Presja rośnie, a ty masz ochotę wszystkim bardzo kulturalnie powiedzieć, żeby wreszcie, na Boga, pocałowali się w tyłek.
Dobrze wszyscy wiecie, jak wygląda schemat idealnego życia – jak w Simsach. Macie piątkowo zdać maturę, pójść na prestiżowe studia – czyli wszystkim humanistom dziękujemy – złapać cudowną pracę, najlepiej w korporacji, a potem to już tylko hajtnąć się, koniecznie z polskim, hucznym i bardzo pijackim weselem, a następnie wyprodukować dwójkę dzieci – bo trójka i więcej to już przecież patologia.
Potem jest już łatwiej: na spotkaniach powinniście opowiadać o swoich dzieciach, w domu oglądać polskie, mało zabawne kabarety i ryczeć ze śmiechu do rozpuku. Dobrze by było, gdyby w niedzielę podawano rosół, a na drugie schabowe. Wczasy mogą być w Egipcie albo gdzieś, gdzie można leżeć jak placek na plaży i nic nie robić, bo przecież podróż autostopem zakrawa o jakieś dziwne zachowania – wiadomo, że tirowcy gwałcą.
Ach, a po sześćdziesiątce koniecznie musicie kupić całą szafę kolorowych moherów i znać wszystkich księży w okolicy.
Czeka was piękne życie, czyż nie? Wszystko można przewidzieć.