Menu
Ludzie

Mam 20 lat i wszyscy mówią mi, jak mam żyć

Dobrze wiesz, że sporo ci brakuje.
Zaczyna się już w podstawówce, gdy przy wszystkich mama szarpie cię za koszulkę i ostrym tonem mówi, że jeśli nie będziesz grzeczny, nie masz co liczyć na deser. Potem przechodzi na liceum, kiedy wszyscy wokoło pytają się, jakie przedmioty zdajesz na maturze, a ty dalej nie wiesz. Sytuacja powtarza się po studiach, gdy na każdej rodzinnej imprezie babcie wiercą ci dziurę w brzuchu, wypytując o jakiegoś kawalera, bo przecież w tym wieku powinnaś go już mieć. Presja rośnie, a ty masz ochotę wszystkim bardzo kulturalnie powiedzieć, żeby wreszcie, na Boga, pocałowali się w tyłek.



Dobrze wszyscy wiecie, jak wygląda schemat idealnego życia – jak w Simsach. Macie piątkowo zdać maturę, pójść na prestiżowe studia – czyli wszystkim humanistom dziękujemy – złapać cudowną pracę, najlepiej w korporacji, a potem to już tylko hajtnąć się, koniecznie z polskim, hucznym i bardzo pijackim weselem, a następnie wyprodukować dwójkę dzieci – bo trójka i więcej to już przecież patologia.

Potem jest już łatwiej: na spotkaniach powinniście opowiadać o swoich dzieciach, w domu oglądać polskie, mało zabawne kabarety i ryczeć ze śmiechu do rozpuku. Dobrze by było, gdyby w niedzielę podawano rosół, a na drugie schabowe. Wczasy mogą być w Egipcie albo gdzieś, gdzie można leżeć jak placek na plaży i nic nie robić, bo przecież podróż autostopem zakrawa o jakieś dziwne zachowania – wiadomo, że tirowcy gwałcą.

Ach, a po sześćdziesiątce koniecznie musicie kupić całą szafę kolorowych moherów i znać wszystkich księży w okolicy.
Czeka was piękne życie, czyż nie? Wszystko można przewidzieć.

KTOŚ NAPISAŁ JUŻ SCENARIUSZ

Tak naprawdę, w większości wszyscy wiemy, jak ma wyglądać nasz plan na życie – właśnie tak, jak przedstawiłam wyżej. Smutne jest to, że presja społeczeństwa jest tak silna, że niektórzy bez zastanowienia się jej poddają – i kiszą się na uczelni, idą do pracy, której nie lubią (bo przecież muszą dużo zarabiać!), czują wyrzuty sumienia, kiedy nie mają chłopaka, albo z pokorą przyjmują zawód po rodzicach, bo przecież mama będzie zła, jeżeli tego nie zrobią.
Problem tylko polega na tym, że twoje życie to kompletnie nie jest sprawa innych ludzi. Po prostu nie jest. I że jako dorosły jeszcze wiele razy rozczarujesz tych, którzy myślą, że mają już na ciebie scenariusz – głównie dlatego, że to ty powinieneś być pisarzem swojego życia.
Nieważne, jak bardzo twojej babci będzie przykro, że nie chcesz brać ślubu.
Brzmi chamsko i egoistycznie, ale to ty masz być szczęśliwy. Oczywiście, że są sytuacje, kiedy musisz odłożyć swoje sprawy na dalszy plan – na przykład, gdy ktoś w rodzinie jest chory i potrzebuje pomocy – ale nie powinieneś odstawiać swojego życia tylko dlatego, że ludzie mówią, że powinno wyglądać inaczej. 
Chyba, że wolisz stać się zgorzkniały i smutnym człowiekiem, który po trzydziestu latach opowiada wszystkim jak stracił miłość swojego życia albo zostawił swoje marzenia w cholerę.

PRAWIE JAK KOSMICI

I oczywiście, że podążanie własną ścieżką jest trudne – zawsze tak było. Ludzie nie wiedzą, do jakiej przegródki was przydzielić, kiedy kompletnie nie zgadzacie się ze scenariuszem, który daje wam społeczeństwo. Kiedy wpadacie w wieku osiemnastu lat i musicie zamiast zeszytów na studia kupić pieluchy. Gdy stwierdzacie, że uczelnia wyższa to w waszym przypadku tylko papierek i zamiast marnować pięciu lat na nudnych wykładach, zaczynacie kombinować w innym kierunku. Ba, ludzie kręcą nosem nawet wtedy, gdy z dwudziestką na karku stwierdzacie, że chcecie się pobrać.
Chociaż jeszcze kilkanaście lat temu było to całkowicie normalne.
Głównie dlatego, że nie wiedzą, jak reagować na takie potwory – czyli osoby, które próbują robić coś inaczej. Z jednej strony klepią je po ramieniu i życzą powodzenia, z drugiej protekcjonalnym tonem pytają, czy na pewno, ale na pewno chcą zrezygnować z uczelni, albo – co gorsze! – ze ślubu kościelnego. No bo jak to tak – inaczej? 
Sztuka polega na tym, aby się uodpornić. Wyhodować sobie grubą skórę i skupić się na tym, co chcecie, a nie na tym, czego się od ciebie wymagają. Masz trzydziestkę i dalej randkujesz? Nie ma problemu. Masz osiemnaście lat i chcesz iść na mało popularny kierunek? Idź. Nie przejmuj się tak tym, że nie spełniasz jakichś durnych wymagań, które ktoś kiedyś określił jako idealny scenariusz. Nikt nie jest taki sam i nikt nie musi iść tą samą ścieżką, co tłum.
Bo w ostatecznym rozrachunku zostaniesz tylko ty i pytanie:

czy właśnie tak miało wyglądać moje życie?

O autorce

Jestem Marta i próbuję jednocześnie spełniać marzenia, robić swoje i być dorosła, ale to ostatnie nie zawsze mi wychodzi.