Codziennie wstaję o 6.40.
DLACZEGO TO ROBISZ?
Nie wiedzą, że ja nie robię tego z jakiegoś poczucia obowiązku albo przeświadczenia, że muszę być kochaną dziewczyną-żonką, która robi schabowego jak się patrzy. Nie wiedzą, że wcale tej czynności nie wiążę z jakimś… usługiwaniem albo robieniem komuś – przepraszam za wyrażenie – dobrze.
Robię to z kilku powodów.
Po pierwsze – i najbardziej egoistyczne – robię to dla siebie. Bo dzięki wstawaniu rano mam o niebo więcej czasu na rzeczy, które lubię. Mogę nadrobić serial. Mogę napisać wpis na bloga. Mogę zająć się jakimiś pierdołami albo wręcz przeciwnie – ruszyć tyłek i zrobić coś z listy rzeczy do wykonania.
I co najważniejsze: mogę wyjść o siódmej pobiegać na wały i wiem, że mam cały teren dla siebie, bo nikomu jeszcze nie chciało się ruszyć tyłka spod cieplej kołdry.
Po drugie – robię to bezinteresownie dla niego. Nie dlatego, że leje mi pejczem rano i każe przynieść porcję kotletów. Po prostu. Żeby było mu miło. Oczywiście, że mógłby sobie sam rzucić szynkę na chleb i zrobić kawę (to znaczy wydaje mi się, że obyłoby się bez większych wypadków), ale wydawało mi się, że bycie razem polega też na tym, że robi się dla siebie rzeczy bezinteresowne. A jak ktoś chce widzieć w tym deal? Proszę bardzo: ja wstaję i robię kanapki, a on po nocach rzeźbi grafikę na blogi.
Wracając do kanapek: poza byciem miłą, nie oszukujmy się: jak ja zrobię kanapki, to nawet modelki dbające o linię zjedzą je ze smakiem. Gwarantuję.
Po trzecie: poranki to jedna z chwil w tygodniu, kiedy możemy posiedzieć razem i pospędzać czas przed odejściem do codziennych obowiązków. To moment, w którym ja nie ślęczę nad laptopem, a on nie wymiata na gitarze. Spokojna chwila, kiedy siorbię herbatę i macam stopą kota, a on przysypia nad talerzem i wkłada twarz w pasztet na chlebie. Romatycznie i sielankowo, jak z reklamy kawy.
Pomijając te ziewanie pełną gębą, oczywiście.
SŁUŻYSZ CHŁOPAKOWI!
I na Boga, nie chodzi tu o to, że on jest facetem. Bo uwierzcie czy nie, gdybym chodziła z dziewczyną, też wstawałabym o 6.40 i robiła jej kanapki. Nie usługuję. Nie służę. Nie jestem jak zestaw w McDonald – dostępna zawsze, tylko proszę poczekać trzy minutki na hamburgera.
Po prostu staram się być człowiekiem. Polecam wypróbować, miłe uczucie.
Wcale nie trzeba sobie do tego dopisywać ideologii.
WAŻNE OGŁOSZENIE: potrzebuję nowej nazwy kanału na youtube. Biję się z myślami – kiedy pytałam na facebooku, większość z Was powiedziała, że lepsza jest jakaś konkretna nazwa niż np. MartaHennig.
Macie jakieś pomysły? Jak jakiś wykorzystam, to obiecuję, że wynagrodzę, ucałuję i będę wysyłać pocztówki do końca życia 🙂