– Rany boskie, jaka ja jestem tępa – powiedziałam sama do siebie, łapiąc się na kolejnym już, chyba setnym dziś, bezmyślnym gapieniu się w ścianę. Są momenty, w których z wielką satysfakcją walnęłabym się czymś ciężkim w głowę. Nie dlatego, że siebie nie lubię.Dlatego, że czasami naprawdę nie mam już do siebie siły.Ile razy zdarzyło ci się wś […]

Czy masz siebie dosyć?
– Rany boskie, jaka ja jestem tępa – powiedziałam sama do siebie, łapiąc się na kolejnym już, chyba setnym dziś, bezmyślnym gapieniu się w ścianę. Są momenty, w których z wielką satysfakcją walnęłabym się czymś ciężkim w głowę. Nie dlatego, że siebie nie lubię.
Dlatego, że czasami naprawdę nie mam już do siebie siły.
Ile razy zdarzyło ci się wściec na samego siebie, bo zrobiłeś coś beznadziejnie głupiego? Jestem pewna, że wiele. Wierzę, że większość z was na bank chociaż raz była na siebie zła, bo nie chciało wam się czegoś zrobić, czy skorzystać z jakiejś okazji. Że zdarzyło wam się stchórzyć, odwołać, przełożyć, olać albo zrobić coś, czego nie powinniśmy robić nigdy w życiu.
TY GŁUPIA…
Czasami obiecywałam sobie, że napiszę o czymś wpis, a potem o tym zapominałam. Kilka dni później widziałam mój temat u innej blogerki. Na kogo mogę być zła? Na siebie! Gdybym nie była takim leniem i skrobnęła to od razu, miałabym na moim blogu. Od czasu do czasu mówię sobie, że muszę coś zrobić, a następnie to odkładam. Bez przerwy. W końcu mija termin, a ja chodzę czerwona ze złości, bo coś znowu przegapiłam.
I kolejny raz jestem zła na siebie.
Przedwczoraj miałam imprezę w środku tygodnia. Bądźmy szczerzy – wypiłam za dużo i wczoraj cały dzień przeleżałam umierając i błagając Patryka, żeby mnie zabił, bo to o wiele lepsze, niż wielki kac-morderca. Gdybym była mądrzejsza, wypiłabym mniej. Albo kupiła jakieś tabletki. Ale nie, przecież Marta wcale nie musi… jasne. Czułam się tak, jakby ktoś mnie połknął, doszczętnie przeżuł, wypluł, a potem przejechał walcem. Byłam wczoraj na siebie tak wściekła, że gdybym ze sobą chodziła, to najprawdopodobniej bym ze sobą zerwała.
Ale zerwać nie mogę. I właśnie dziś o tym chciałam napisać…
JESTEŚ NA SIEBIE SKAZANY
POWINIENEŚ SOBIE ODPUŚCIĆ
I wiecie, nie mówię tu o tym, że mamy sobie codziennie odpuszczać, pozwalać się zarosnąć tłuszczem (dieta jest dla nas za ciężka, a ćwiczenia zbyt nużące), spędzać całe dni na przewijaniu facebooka albo być człowiekiem, który tylko egzystuje. Nie.
Ale dopuścić do świadomości, że zdarza się zły dzień. Że czasami – mimo tego, że przecież wiesz, jak to się skończy – pijesz o jedno piwo za dużo. Że nie możesz być z wszystkiego najlepszy, bo co z tego, skoro będziesz wyczerpany psychicznie i fizycznie. Że jakiś pomysł nie wypala, że jakiś tekst nie spodoba się innym, że jakaś twoja praca nie jest najlepsza. Że coś przegapiłeś z lenistwa, albo przełożyłeś w nieskończoność. Że czasami każdy z nas się potyka i czasami przez to przewraca się z hukiem.
Po to, żeby się potem podnieść i otrzepać.
Ja muszę przestać ciągle na siebie krzyczeć i wyzywać się od głupich pał – albo przynajmniej robić to trochę rzadziej. Jeśli też macie z tym problem, przybijcie mi piątkę i razem wrzućmy na luz.
Nikt z nas nie jest perfekcyjną lalką Barbie. I dobrze!
FACEBOOK || NEWSLETTER || ASK.FM || YOUTUBE
Haha, a myślałam, że to tylko ja się tak katuję :D. Ile razy ja mojemu Pawłowi narzekałam, że najgorsze, że od siebie nie można odpocząć, że ja nie wiem jak on mnie znosi, bo ja sama jak patrzę na siebie z boku to się dziwię, że w ogóle ktokolwiek chce mieć ze mną styczność :D. Piąteczka ;)!
haha mam tak samo ! 😀
staram się być dla siebie dobra i miła. staram się być też na tyle fajna, żeby się lubić.
Już wiele razu się przekonałam, że nad własnymi ułomnościami lepiej się nie rozczulać. Zrobić wszystko, żeby wyeliminować, ale płakać nad rozlanym mlekiem nie warto, bo po co psuć sobie nastrój.
Pozwól, że powiem mądre zdanie jak przystało na psychologa, którym nie jestem i nie będę, bo póki co moje plany zatrzymały się na tych z jajkiem i prezydentem – zmienianie świata powinno się zacząć od zmieniania samego siebie. Bo inaczej nie da rady. Trzeba czasami spojrzeć w lustro i pomyśleć. Bo może nie głupia, zła i sadystyczne nauczycielka się pastwi, tylko Pigmejce znowu nie chciało się nauczyć. A wady nie są aż takie złe. Bez nich wszyscy byliby identyczni. Czyli nudni. I nie byłoby kogo podziwiać. Pozdrawiam.
Chciałabym w tym momencie napisać, że mogę sobie odpuścić, a jednak ostatnio właśnie ostatnio trochę za bardzo chyba sobie egzystuję, przez co powoli zaczynam mieć już siebie dosyć. Na szczęście ta przypadłość gości u mnie naprawdę dość rzadko i póki co jeszcze ze sobą wytrzymuję 🙂
Ja dziś nie miałam do siebie siły… ale to byłby zbyt długi wywód 😛
Jak ja dobrze Cię rozumiem… 😉
Codziennie powtarzam sobie: “nienawidzę siebie”. Niestety jestem skazana na BYCIE ZE SOBĄ AŻ DO ŚMIERCI. Powinnam więc siebie zaakceptować, zaprzyjaźnić się z sobą. Ale to jest trudne, ponieważ wciąz porównujemy się z KIMŚ. On/ona jest lepszy, a ja jestem beznadziejna. Wszystko tkwi w naszej psychice. Słyszałaś o “magii sekretu” 😛 ? Wmawiaj sobie coś, a zadziała! Pytasz czy “mamy siebie dosyć”. No, kurde, mamy. Ale co z tego? Skoro i tak jesteśmy na siebie samych skazani 🙂
Hm, powiem krótko: ostatnio zastanawiałam się, czy nie przestać subskrybować Twojego bloga. Bardzo Cię szanuje, czytam regularnie, ale po prostu zaczęłaś mnie wkurzać i zastanawiałam się, jak to jest możliwe i kiedy to się stało,że zaczęłam Cię obserwować.
Ale już wiem! Właśnie dzięki temu,że są teksty, którymi trafiasz do mnie doskonale, albo po prostu czytasz mi w myślach sprawiają,że wciąż tu wracam. I tak jest również dzisiaj.
Pozdrawiam Cię serdecznie! 🙂
Czasem mam siebie dość, tak dość i prawie. Wtedy najczęściej się wypłaczę, a potem ucieknę od siebie. Włączę jakiś film albo zacznę nową książkę. Żeby jednak się oderwać od siebie, od tego jaka jestem, od tego co mnie otacza. Działa!
To znaczy przez jakiś czas udaje się nie myśleć (wyjść i trzasnąć drzwiami), a potem (wrócić) już cała złość opada. PS. Ten sposób ma się nijak do kaca. O kacu trzeba pomyśleć dzień wcześniej – Marta, znasz sposób “wypij tyle wody, ile wypiłeś drinków/piwa”? Na mnie zawsze działa. Nie pamiętam kiedy miałam kaca, nawet na weselach/imprezach na akademikach się sprawdza 😉
High five! Ja na siebie krzyczę w myślach przynajmniej raz dziennie, ale czasami to pomaga i mobilizuje 😉
Strasznie chcialabym, zebys napisala post dla dziewczyn, ktore maja problem z czesciowa akceptacja siebie. Np. ktos opublikuje jakies ich zdjecie, na ktorym nie wyszly korzystnie, a one zamartwiaja sie tym Bog wie ile czasu, za bardzo mysla jak wygladaja, o swoich ruchach, wciaz kontroluja siebie, nie potrafia byc soba w wiekszej grupie. Daloby rade? Jakis post uswiadamiajacy, ze ten sposob myslenia jes po prostu bezsensowny?
Strasznie bym o to prosila i mysle ze wielu dziewczynom to pomoze. 😉
Napiszę, obiecuję.
Dokładnie.
Dziękuję za ten tekst. Ja od 16 roku życia przez to że pochodzę z rodziny w której był problem alkoholowy cierpię na nerwicę, mam obsesyjne myśli, które kręcą się wokół tego, że moje życie powinno być idealne, bo tego chciałam kiedy pił mój tata. Według psychologa.
Walczę z tym, ludzie nie wiedzą, nie rozumieją, że to nie jest żadna choroba psychiczna typu schizofrenia, ale jednak jest problemem, który jest dosyć mocno uciążliwy, bo wszystko odkładam na później, czekam na idealny moment i “zaczynam od nowa”, a jak nie wyjdzie to czekam do kolejnego momentu, np do pierwszego dnia miesiąca i staram się znów zacząć układać swoje życie od początku. Aż do momentu gdy znów powinie mi się noga i “wypiję o jedno piwo za dużo”. I tak w kółko. Chcę to pokonać bo do niczego w życiu przez to nie dojdę.
Przybijam piątkę!
odkąd się dowiedziałam, że mam grzybicę paznokcia u nóg nie mogę na siebie patrzeć i mam ochotę popełnić samobójstwo. nienawidzę siebie i chodzę na siebie wściekła przez to pierdolone gówno które zniszczyło mi życie