To dziwne uczucie zaczyna się w brzuchu.Nagle w twoim żołądku robi się coraz chłodniej, jakby ktoś wpakował tam kilka kilo lodu. I ciągle te myśli w głowie: skoczyć czy nie skoczyć? Zrobić to, czy nie zrobić? Opcje są dwie: albo bierzesz rozbieg, zamykasz oczy i liczysz na to, że nie połamiesz nóg, albo chowasz się pod kołdrę i ogłaszasz strajk. Ja boję się cholernie. Rozpędzam się. I staję. Bo wiecie, czasami strach po prostu paraliżuje. […]

Po prostu się boję
To dziwne uczucie zaczyna się w brzuchu.
Nagle w twoim żołądku robi się coraz chłodniej, jakby ktoś wpakował tam kilka kilo lodu. I ciągle te myśli w głowie: skoczyć czy nie skoczyć? Zrobić to, czy nie zrobić? Opcje są dwie: albo bierzesz rozbieg, zamykasz oczy i liczysz na to, że nie połamiesz nóg, albo chowasz się pod kołdrę i ogłaszasz strajk. Ja boję się cholernie. Rozpędzam się. I staję.
Bo wiecie, czasami strach po prostu paraliżuje.
Chciałabym mieć życie, jakie sobie wymarzyłam.
Chciałabym się rozwijać, uczyć, pracować w fajnej redakcji albo zbudować tak silnego bloga, by móc żyć z tego przynajmniej na średnim poziomie. Chciałabym być szczęśliwa w związku, prowadzić zdrowy tryb życia, mieć czas na ćwiczenia, czytanie i bezsensowne -ale niezwykle inspirujące – przeglądanie Tumblra.
I wiem, że to wszystko da się mieć.
Problem polega na tym, że życie jest wredną pałą. Mówi do ciebie: dobrze, dam ci to, czego chcesz, ale musisz podjąć decyzję. Musisz wybrać. Musisz rozpędzić się i skoczyć, albo schować się pod koc.
A potem uśmiecha się szyderczo i bezczelnie dodaje: ale nie gwarantuję, że jak skoczysz, to się nie zabijesz.
I na tym chyba polega cały problem.
I na tym chyba polega cały problem.
CEL VS. STRACH
![]() |
http://picjumbo.com |
Bo widzicie, podejmując decyzje inne niż te typowe i obierając ścieżki, którymi nie idą wszyscy prawie zawsze spotykasz ryzyko. Może ci się udać, możesz założyć firmę, możesz mieć własną redakcję, możesz nie chodzić na zajęcia, żeby zajmować się blogiem i MOŻE – ale tylko może – ci się to opłaci.
A może nie.
To trochę postawienie wszystkiego na jedną kartę, bo nie oszukujmy – jak bardzo byś się nie wygimnastykował i jak szerokiego nie robiłbyś szpagatu, nie możesz mieć wszystkiego. Nie da się. Nie możesz nie ryzykować i jednocześnie spełniać najdzikszych marzeń – no, chyba, że są one naprawdę zwykłe i łatwe do realizacji.
I jeśli nie masz ani za grosz instynktu samozachowawczego i bez żadnej refleksji wymachujesz nożami w około, to nie ma problemu. Ale zazwyczaj trochę go masz. I najzwyczajniej w świecie sikasz w portki, bo nie wiesz, czy postawić na wszystko, czy zaklepać sobie wygodne, bezpieczne życie. Może bez takiego spełnienia, może bez odhaczania największych celów, ale przynajmniej spokojne i ustatkowane. Bez szaleństw. Wtedy przynajmniej pozbędziesz się tego cholernego uczucia strachu, które siedzi co na ramieniu i co jakiś czas bardzo natrętnie o sobie przypomina.
Mi bardzo ono przeszkadza i chociaż co chwila spycham go z tego swojego ramienia, to on dalej tam siedzi – tak, jakby ktoś go przyczepił kropelką albo innym cholerstwem. Siedzi i czeka.
A życie przychodzi na herbatę i pyta mnie w bardzo wredny sposób: i co Marta, to jak będzie? Skaczesz czy zostajesz? A ja chlipię i z drżącą brodą odpowiadam: skaczę.
A w głowie mam tylko jedną myśl: będę w największej ciemnej dupie, jeśli mi się nie uda.
RYZYK – FIZYK
![]() |
http://picjumbo.com |
Czy warto ryzykować? Wydaje mi się, że tak. Jeśli jest tak, jak mówi większość religii i życie jest tylko jedno, bo po śmierci czeka nas albo gruba impreza w jakimś raju albo dwudziestoczterogodzinne biczowanie przez resztę wieczności, to chyba warto zaryzykować. Bo skoro masz jakieś – no, powiedzmy – sto lat, to chyba lepiej wykorzystać je na spełnianie marzeń niż ciepłą posadkę, której nie znosisz. Chyba.
Każdy ma swój wybór.
Ja skaczę. Założyłam kask, ochraniacze i przyczepiłam poduszkę do tyłka, żeby nie bolało tak bardzo. Ale byłabym naprawdę butna i głupia, gdybym powiedziała, że się nie boję. Chociaż w sumie tak jest.
Nie boję się. Ja jestem przerażona.
Przerażona tym, że jak się nie uda, to najprawdopodobniej albo wyląduję w pracy której nie lubię i przez resztę życia będę się męczyć, albo stracę zdrowie przez te moje stresowanie się każdą pierdołą, albo w jakiś sposób wydam wszystkie moje oszczędności i będę musiała grać na gitarze na środku rynku, żeby zebrać grosze na suchą bułkę.
Problem w tym, że nie umiem grać na gitarze.
I w sumie nie wiem, po co to piszę: może po to, żeby ktoś z was napisał mi – głowa do góry Marta, ryzykuj i walcz. A może po to, by przeczytał to ktoś bez wiary i stwierdził, że jak taka roztrzepana osoba jak ja zbiera się na odwagę, to on też da sobie radę. A może po to, by ktoś mi zaproponował naukę gry na gitarze – tak w razie co, żeby zabezpieczyć się na przyszłość. Nie wiem. Każda moja większa decyzja to skok i im dalej w las – a w tym wypadku w dorosłość – tych skoków robi się coraz więcej.
Zamykam oczy i skaczę. Mam nadzieję, że nie połamię nóg.
W takim razie: “głowa do góry Marta, ryzykuj i walcz” 🙂 No risk no fun – tak mówią. Ja też tak mówię, a jak przychodzi co do czego to skręca mi wnętrzności, bo “co jak się nie uda?!”. Sęk w tym, że zazwyczaj jak się nie uda to najwyżej opracuje się jakiś plan B i będzie trochę inaczej niż wymyśliliśmy na początku. Zamiast myśleć o tym jak mocno uderzymy o ziemię lepiej myśleć “co najlepszego może się wydarzyć?”. To jednak bardziej konstruktywne 🙂
Masz rację. Ale czasami strach tak skręca wnętrzności, że zamiast myśleć o planie B, to myśle o tym, że sie stresuję 😀
Ryzykować! Kiedyś też podjęłam ryzyko, warto było. A jakbym sobie obiła tyłek to chociaż z poczuciem, że spróbowałam. Niestety widzę, że skłonność do ryzyka maleje z wiekiem i strasznie mnie to martwi, jednak lepiej się ze sobą czułam jak skakałam.
Życie zaczyna się za drzwiami Twojej strefy komfortu! Do dzieła, bo potem nie będziesz wiedziała jak to jest zrobić to, czego się obawiasz. 🙂 Ja też jestem przerażona, ale z każdą decyzją można pięknie uczyć się życia. A życie jest przepiękne ze wszystkimi swoimi cieniami i barwami. Całuję i trzymam kciuki. 😉
Marta… Ty mi w myślach czytasz. Te twoje posty tak mnie motywują, że aż jestem zdziwiona sobą. Ale pozytywnie.
Więc droga Marto… jesteś CHOLERNIE inspirującą i mądrą osobą. Na dodatek zdolną. Głowa do góry, ryzykuj i walcz!
Z tego co wiem, to życie potrafi jeszcze pokiwać głową, przewrócić oczami i powiedzieć “no dobra, napracowałaś się, skoczyłaś, masz to, co chciałaś. Znudziłaś mnie, idę pomęczyć kogoś innego. Na razie.”
A jakby co, to mogę Cię nauczyć gry na gitarze. 😉
Dziękuję za miłe słowa i zapisuję sie na kurs grania na gitarze. Będę brzdękolić Patrykowi pod oknem.
Dobrze jest ryzykować. ale z drugiej strony głupotą jest podejmowanie wielkie decyzje w prawdziwym lęku albo panice, to raczej takie skakanie bez spadochronu i to w otchłań pełną orków.
Marta, ale ja w Ciebie i Twój blog mooocno wierzę 😀
Bierz więcej magnezu. Działa kojąco na stres. Przynajmniej zaczniesz trzeźwo myśleć. Trzymam kciuki, do odważnych świat należy. Jak nie Ty, to kto?
idę dzis po magnez 😀
Skacz, póki możesz, póki tak naprawdę nic nie tracisz. Póki nie trzymasz się ciepłej posadki, bo choć to nie to, to jeszcze za wcześnie, by się od niej odbić, bo jak to zrobisz teraz, to kaplica, a jak spokojnie poczekasz, to później, ale bezpieczniej, bo niezależnie od nikogo, osiągniesz cel. Ale później. Często: dużo później. O ile się nie zasiedzisz w tym ciepełku. Zatem wbrew przesądom i zabobonom szczere: połamania nóg! 😉
Czytając, miałam wrażenie, jakbym to ja napisała ten tekst, może wczoraj, może tydzień temu, może rok – od tego czasu myśli mam niezmienne. Pozdrawiam.
Mam ten sam problem, skoczyć czy nie? Przede mna bardzo wazna decyzja, cz zaryzykować i pójść na studia II stopnia na uczelnie w nie tak renomowanym mieście jak Wrocław, choć niedalekim. Gdzie nikogo nie znam, będę samiteńka, w dodatku więcej nauki, więcej przedmiotów-ale dokładnie to co mnie interesuje?Czy zostać tu, w pięknym Wrocławiu, na znanej mi uczelni, gdzie czuję się jak w domu, mam przyjaciół, znam każdy kąt, ale program studiów nie jest tak interesujący jak w tym 1 mieście, i jest zrobiony tak na łapu capu, troche tego, troche tamtego. Marta. Pomóż!
Joana
Nie wiem, jak wyglądały Twoje studia do tej pory, ale ja poszłam na coś co mnie interesuje..raczej interesowało. Gdy zaczęłam to studiować wyobrażenia rozminęły się z rzeczywistością i walczę z tym, by nie spać na wykładach-i to nie dlatego,że się nie wysypiam w domu.
Także nie wiem, co bym na Twoim miejscu zrobiła. Podjęcie studiów w nowym mieście to nie jest jakieś duże ryzyko,bo tak zaczynałam swoje studia, więc może i bym poszła na to co mnie interesuje.. Coś stracisz?
Pewna osoba powiedziałą mi że jeśli teraz źle wybiorę to mogę stracić przyszłośc- w dużej mierze od mgr zależy czy znajdziesz przyszłą pracę…
Jeśli zostałabym we Wrocławiu, byłoby wygodnie, uczlenie znam od podszewki, przyjaciele, tylko specjalizacja choć tematycznie to to o czym myślę, to jest zrobiona byle jak. W tym drugim mieście na specjalizacji jest wszystko czego oczekiwałabym w tym kierunku kształcenia. Ale, tak jak Vill napisałas, obawiam się że to co mnie teraz interesuje, jak poznam to bliżej okaże się że mija się z rzeczywistością. A tu we Wrocławiu mam specjalizację 2 w 1. Dlatego nie wiem, czy postawić wszystko na jedną kartę, zaryzykować w innym mieście? Poza tym wiecie że w kupie raźniej, i choć nie jestem jakimś odludkiem, bardzo szybko nawiązuję kontakty z ludźmi, to mam cień lęku że będę tam sama, nikogo przecież nie znam. Dzięki za zainteresowanie moim postem 😉
Joana
Mi mówili, że jak pójdę na dziennikarstwo to będę bezrobotna, jestem na drugim roku, mam jedną stałą posadkę w redakcji i dorabiałam już w innych 😀 Więc nie słuchaj, co ludzie gadają, bo oni zawsze nie będą chcieli wyjsc ze strefy komfortu. Jeśli chcesz iść na tamte studia – to idź. Przecież zawsze można się przenieść z powrotem. Poza tym, nie tyle magister jest ważny, co umiejętności i doświadczenie, bo teraz wszyscy prawie mają studia w CV. 🙂 Trzymam kciuki i skacz – ja też skaczę!
Powodzenia…
Skoro masz na tyle siły i odwagi a przede wszystkim masz jeszcze okazję wpłynąć na swoje życie, to walcz! Dzięki temu twoje życie będzie może będzie wyjątkowe, nie będziesz musiała tracić życia na siedzenie w nudnej pracy, która będzie Cię tylko dołowała a będziesz robiła to co kochasz! Ja też chce ryzykować, bo to może być jakąś drogą do sukcesu.
A co do twojego bloga. Jeśli się nie poddasz, nie znudzi Ci się to i będziesz pisała tak dobrze jak teraz, wierzę w to, że twój blog osiągnie wielki sukces, będzie zarabiał i będziesz w stanie prowadzić chociaż to średnie życie jak ty to nazwałaś. Marzenia się spełniają 🙂
bo najważniejsze, żeby kochać to, co się robi ; ) ale no dla tej pasji trzeba ryzykować! takie życie. powodzenia, odwagi i spełnienia marzeń!
“Pan Bóg nie zamyka drzwi, nie otwierając jednocześnie jakiegoś okna.”
“W życiu stała jest tylko zmiana.”
“Lepiej spróbować i żałować niż żałować, że się nie spróbowało”.
“Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana”
“Bez ryzyka nie ma osiągnięć”
“Nie zawsze warto robić to, co się opłaca, ale zawsze opłaca się robić to, co warto”
(*niepotrzebne skreślić)
Cytuję z pamięci, mogą być drobne nieścisłości. A co może się nie udać? Zawsze się coś udaje, zawsze w życiu jest jakoś. I nie znam ani jednego przypadku umierania z głodu w Polsce. Jak będziesz pierwsza, to jeszcze zostanie Ci szansa na celebrytyzm.
Celebrytyzm? Rzeczywiście! Chyba muszę iść ćwiczyć robienie dziubka to zdjęć, jak myślisz, Różo?
Ćwicz, nigdy nie wiadomo, co się w życiu przyda 😉
A tak poważnie – kiepsko to widzę, za inteligentna jesteś 🙂
Jak napisała Róża pode mną :
“Lepiej spróbować i żałować że się spróbowało niż żałować że się nie spróbowało” 😉
Marta, żeby ci sie udało, bo zasługujesz:)
Zmniejszyłam etat w pracy, zdając sobie sprawę z tego że mam MacBooka do spłacenia. Zaryzykowałam, bo kocham rysować, ilustrować i pisać.
Jestem przerażona, ale zaryzykowałam w pracy bo drugą, magiczną pracę mam przy moim małym białym biurku.
Czy żałuję?
NIE.
bo wiem że marzenia się spełniają, cały świat mi sprzyja. Naprawdę. Codziennie dookoła mnie odbywają się zdarzenia, które udowadniają mi że będzie dobrze.
Co nie oznacza, że nie nie pracuję ciężko.
Ale ja to kocham.
I wolę zasypiać z takim właśnie zmęczeniem. Bo na końcu jest zawsze cudnie.
Zawsze.
Marta, dasz radę! Uwielbiam Cię czytać, i wiem że już za chwilę przeczytam Twoje super artykuły w jakimś super magazynie.
Całusy!
Trzymam kciuki w takim razie, powodzenia! 🙂
Ja skaczę razem z Tobą, bo właśnie teraz tez zastanawiam się czy pakować się w coś, z czego na prawdę trudno mi się wygrzebać i jakoś zmotywowałaś mnie, żeby zaryzykować, choć się boję, bardzo się boję, a grać na gitarze też nie umiem, może zrobimy chórer i będziemy śpiewać na rynku, a ktoś dobry się nad nami zlituje haha:D
Myślę, że będą nam płacić, żebyśmy się zamknęły 😀
Aj, strach… Nieodłączny towarzysz człowieka. Cóż poradzić, trzeba się spiąć i zaryzykować, szczególnie wtedy, kiedy warto o coś walczyć 🙂
Skacz ze mną! Ja, wbrew wszystkim radom, skaczę! Zwalniam się z firmy, w ktorej pracuje mi się okropnie, co dalej? Mam pewne plany… Mam nadzieje, że się uda! Skaczmy razem i nie bójmy się! Nikt tchórzliwy nie doszedł do wielkich rzeczy!
Trzymam za Ciebie kciuki z całych sił, kochana.
Boisz się? Jesteś przerażona? I dobrze! To znaczy, że to czego się podejmujesz jest ważne i warte wysiłku i może odmienić Twoje życie.
Od kilku miesięcy regularnie przeglądam Twojego bloga. Podobają mi się Twoje posty, to że są takie motywujące i zmuszające do refleksji. Dobrze, że robisz swoje, mimo hejtów, które tak często bezpodstawnie pojawiają się na blogach. Dobrze że działasz, rozwijasz się i podejmujesz ryzyko. Mówią, że ‘lepiej próbować, niż żałować że się czegoś nie próbowało’. Z mojego punktu widzenia muszę przyznać, że coś w tym jest. Życie daje nam wybór, ale w niektórych sytuacjach warto rzucić się na głęboką wodę i dążyć do realizacji swoich celów. I dobrze że o tym piszesz, dobrze że poruszasz takie tematy. Niejednemu Twoje wpisy dają do myślenia. Ja też często odczuwam strach, lecz równie często boję się do tego przyznać. Ale próbuję, staram się, choć często coś w środku próbuje mnie ograniczać. Czasem się poddaję, ale właśnie wtedy spotykam na swojej drodze osoby, które potrafią mnie zmotywować. Twoje teksty również działają motywująco. Trzymaj się i się nie poddawaj! Powodzenia!
Bardzo miły komentarz, dziękuję Ci serdecznie za wszystkie te słowa 🙂
Marta, jak staż? Dostałaś się?
Jak zapytałam 27 stycznia, kiedy wyniki, to napisali, że w ciągu kilku następnych tygodni. Albo się nie dostałam i dlatego nie piszą, albo tak długo trwa u nich rekrutacja. Nie wiem, co dla nich znaczy “kilka tygodni” 😀
Przy moich planach, chyba razem powinnyśmy się nauczyć grać na gitarze 😉
Ja również się boję, ale zawsze skaczę, stawiając wszystko na jedną kartę. I nawet, gdy upadam, staram się jak najszybciej podnieść, by ponownie skoczyć, choć czasem tyłek boli niemiłosiernie i okazuje się, że droga do celu staje się bardziej okrężna niż podczas pierwszej próby. Odkąd pamiętam rodzina i przyjaciele pukali się w czoło na samą myśl o moich planach i marzeniach, twierdząc, że jestem zbyt słaba i na pewno nie dam rady. Dzięki mojej ciężkiej pracy i cholernemu uporowi, udało mi się spełnić już większą połowę drogi do wyznaczonego celu.
Po prostu zaryzykuj. Cokolwiek się stanie, zawsze będziesz żałować mniej, niż gdybyś schowała się pod grubym kocem, by przeegzystować życie.
To ja wrzucam link do filmiku, który ostatnio ciągle siedział mi w głowie i który pomógł mi przezwyciężyć strach podczas bardzo stresującego dnia:
Autorka zapytała 6-latka, o czym ma nakręcić film, a on jej opowiedział. Jest na początku trochę pokręcone, ale całość jest taka pocieszająca. 🙂
Gdybym nie ryzykowała – nie zamieszkałabym 500 km od rodziców, nie poszłabym na żaden casting i nie miałabym za sobą doświadczeń w pracy ratownika 🙂
Przerażenie to ludzka cecha. Przerażaj się kiedy na to czas a później… wszyscy (nawet ja) wiedzą że kto jak kto ale Ty nie musisz się bać na dłuższą metę.
Trzymam za Ciebie kciuki, rozumiem twoje obawy, także mam ich wiele i boję się, że nie wyjdzie, ale ja mimo wszystko zawsze staram się mieć plan B, który nie będzie powodował, że jak mi nie wyjdzie, to się totalnie załamię, tylko (mam nadzieję) wstanę, otrzepię się i znajdę jakieś pozytywy w tym wszystkim 🙂
Martaaaaa uwieeelbiam Cie! i Twojego bloga 🙂 ja zaryzykowałam ubralam kask poduszkę pod dupsztala i skaczę! Twoje wpisy zawsze podnoszą na duchu 🙂 trzymam kciuki za Ciebie i Twój skok..powodzenia!