Huk petard, śpiewy ludzi tak pijanych, że nie zdających sobie sprawy z tego, co się dzieje, dziki taniec małych dzieci pod nogami i okrzyki sąsiadów – to już! Właśnie wybiła dwunasta i zaczął się nowy rok. Czas, kiedy znów możesz zacząć żyć z czystą kartą i na przykład jeść zdrowo nawet, jeśli zaledwie dwadzieścia minut wcześniej wpierdzieliłaś pięć jajek z majonezem w ciągu minuty.
I teraz najważniejsze: jeśli nie witasz nowego roku na jakiejś wypasionej zabawie, siedząc w jacuzzi w górach albo sącząc wódkę z pępków striptizerek, to nie licz na to, że ci się powiedzie. Zrąbiesz wszystko.
TO CO ROBISZ NA SYLWKA?
31 grudnia to narodowy dzień pytania innych ludzi o plany na Sylwestra. Nie wiem, skąd bierze się ta ciekawość, nie mam też pojęcia, co taka wiedza daje, ale jedno jest pewne – jeśli nikt nigdy cię nie spytał o to, co robisz na Sylwestra, to prawdopodobnie nie istniejesz.
Albo po prostu nie masz znajomych.
Co roku jest to samo: wielkie spinanie się, stres i myślenie na największych obrotach: gdzie by tu pójść? Czy zdążę jeszcze zarezerwować pokój w górach? Czy ta znajoma zaprosi nas na tę domówkę, gdzie ma być tysiąc osób? Czy wyprzedali bilety na bal, czy jeszcze jestem w stanie je kupić? Co założę? Co zjem? Co wypiję?
Bo wiecie, musi być przecież wystrzałowo. Z hukiem, z dzikimi tańcami, alkoholem płynącym jak rzeka* i szampańską zabawą. Inaczej cały rok idzie się… podrapać, bo nic nam nie wyjdzie. W końcu jaki Sylwester, taka reszta roku, nie?
Czy to znaczy, że przez trzysta sześćdziesiąt pięć dni większość Polaków będzie chodziła napruta jak bąk?
Nie wiem.
*Dobra, o alkoholu to nie powinnam nic mówić. Sama dochodzę drugi dzień do siebie. Przyganiał kocioł garnkowi. Pijanemu i z kacem.
NIE SIEDŹ NA KANAPIE – TO JAK GRZECH
Jest jeszcze śmieszniej: jeżeli rzeczywiście chcesz spędzić Sylwestra przed telewizorem ze swoją ukochaną połówką, albo sam jak palec, wszyscy nagle zaczynają ci współczuć. Możesz zapewniać, że ty tak chciałaś, że właśnie to jest twój wymarzony wieczór, że to lubisz najbardziej – ludzie ci i tak nie uwierzą. Zaczynają kiwać głowami ze zrozumieniem, kłaść ci rękę na ramieniu i mówić, że to nic i jakoś to będzie. Uśmiechają się, recytując zawsze to samo: ach, nie mieliście dokąd iść? Nie martwcie się, w przyszłym roku jakoś się zgadamy.
Problem w tym, że my mieliśmy dokąd iść. My po prostu nie chcieliśmy.
No i tego to już nawet moja babcia nie rozumie*.
* Próbowała nas wkręcić na wiejską potańcówkę, załatwiając lewe (!) bilety w kościele (!). Taki biznes się tam kręci, moi drodzy, taki biznes.
SPOŁECZEŃSTWO KAŻE
Cholera, w jakich czasach my żyjemy? To już nie jest podstawówka, żeby robić to co robi Antek, bo inaczej będą cię wytykać palcami i rzucać papierem toaletowym. Jesteśmy dorośli!
Ale nie – liczy się to, żebyś się spił, koniecznie w towarzystwie miliona osób, a potem wrzucił focie na fejsa, żeby tego wszystkiego nie było za mało. Zanim wyjdziesz, napisz też życzenia i poinformuj cały świat, że idziesz dzisiaj na imprezę sylwestrową.
Jakbyśmy nie wiedzieli.
I wiecie co? Mam to gdzieś. Nie mam zamiaru mieć wyrzutów sumienia, bo wolę pooglądać głupie filmy i pić piwo z moimi znajomymi, zamiast tańczyć jak szatan na rynku. Jeszcze parę lat temu jednego czy drugiego Sylwestra spędziłam przed komputerem albo na kanapie czytając książkę. Czy potem miałam zły rok?
A gdzie tam. Ale jako jedyna nie cierpiałam z powodu kaca.
Następnym razem, jak usłyszę to fałszywe i ciekawskie jak cholera pytanie:
– hej, no i co tam robisz na Sylwestra?
Odpowiem bardzo niegrzecznie i całkowicie poniżej wszelkiego poziomu:
– gówno.*
* (dopisek z grudnia ’14: wiem. Cios poniżej pasa. Bardzo prostacko. Nie wierzę, że to napisałam)