Po raz pierwszy od stu lat masz czas, by wyjść ze znajomymi i zaczyna się problem: chcesz założyć odkryte buty, ale twoje stopy wyglądają, jakby należały do jakiegoś bardzo starego smoka. Wciskasz się w przepiękną sukienkę, ale wszystko psują obgryzione paznokcie i styrane, żylaste dłonie. Próbujesz ułożyć włosy, ale są jak siano i mają głęboko w poważaniu, że ty chcesz ładnie wyglądać. I najważniejsze: myślisz o tym, o czym będziesz rozmawiać i masz w głowie jedną, wielką pustkę, bo w kinie byłaś ostatnio w podstawówce, a książkę dotknęłaś pół roku temu. Przy wyjściu niechcący coś rozlewasz i zaczynasz ryczeć jak mała dziewczynka. Trochę zwaliłaś sprawę. Czemu?
Bo, najzwyczajniej w świecie, zapomniałaś o sobie.
NO ZWARIOWAŁA
W dobie szału na zarządzanie czasem, robienia masowo list rzeczy do zrobienia i spełniania się na każdych polach: jako pracownik, student, bloger czy dobra dziewczyna łatwo jest zapomnieć o najważniejszej rzeczy, bez której to wszystko ma tyle sensu, co rozmowa z głuchym: o sobie.
No bo pomyślcie – kto normalny maluje sobie paznokcie, kiedy jest tyle rzeczy do zrobienia i tyle ostatecznych terminów, na które trzeba zdążyć? Co za idiotka czyta książkę albo ogląda serial, skoro wie, że musi jeszcze dzisiaj napisać trzy prace, zrobić pranie i ugotować obiad na jutro?
Ja wam powiem, kto tak robi: – cholernie mądra kobieta.
I wcale nie chodzi o to, aby rzucać wszystko w diabły, walnąć się na kanapie i pachnieć albo – ewentualnie -przełączać pilotem kanały. Tu chodzi o to, aby wyciskać z całego dnia jak z tej oklepanej już cytryny, a następnie znaleźć czas na to, by chociaż przez chwilę poczuć się dobrze.
Bo inaczej – gwarantuję – prędzej czy później siądzie wam psychika. No i niezbyt fajnie mieć pięty, które są twarde jak skała, nie? No właśnie.
TO NIE ABSURD
Wydawałoby się, że przy robieniu listy rzeczy do zrobienia i planowaniu każdej minuty swojego codziennego czasu -bo przecież chcemy być takie wszechstronne i rozwijać się szybciej, niż przedmieścia dużych miast – znalezienie chwili na głupoty wydaje się być jakimś absurdem.
Nie jest, naprawdę.
Musicie sobie uświadomić, że ważne jest to, żeby mieć codziennie chociaż chwilę dla siebie. Nie mówię o godzinie, ba, nie musi być nawet pół godziny. Piętnaście lub dwadzieścia minut każdego dnia, najlepiej wieczorem. Może to być czas przeznaczony na pierdoły: wspomniane już malowanie paznokci, wklepanie kremu do zmiękczania stóp, nałożenia maseczki na włosy albo przedłużenie kąpieli o następne dziesięć minut. Może to być coś ważniejszego: przeczytanie rozdziału książki, przejrzenie gazety.
W ciągu tych dwudziestu minut każdego wieczora powinnaś odciąć się od stresów, obowiązków i tego głosu w głowie, który każe ci podnieść tyłek i już, teraz, coś robić. Spróbować chociaż trochę się wyluzować i zadbać o odrobinę komfortu.
Głównie po to, by nie oszaleć.
WIECZORY I WEEKENDY
Znalezienie czasu dla siebie wcale nie jest takie trudne, jak to się wydaje. Jak już mówiłam – powinno to być chociażby 20 minut każdego wieczora. Zrób sobie też wersję rozszerzoną w weekend: odpocznij chociaż przez godzinę. I teraz najważniejsza rzecz: CZAS DLA SIEBIE TO NIE CZAS SPĘDZONY PRZED KOMPUTEREM. To naprawdę nie przewijanie fejsa, oglądanie obrazków czy czytanie blogów. Musisz dać odpocząć całej sobie, do cholery. Czy naprawdę tak bardzo relaksujesz się, czytając komentarze twoich kuzynów pod zdjęciem ciotki? Raczej nie.
Zabiegi pielęgnacyjne, układanie ubrań, leżenie, czytanie książki, oglądanie ulubionego serialu – to jest dozwolone. Masz skupić myśli na czymś przyjemnym. Nauczyć się, że tobie też należy się odpoczynek, nawet jeśli twój kalendarz mówi inaczej. I wiesz co? Jeśli musisz, to olej te pranie albo brudne naczynia. Zawsze znajdzie się czas, żeby je umyć, nic im się nie stanie, jak poleżą jeden dzień dłużej.
Za to zestresowany organizm i nadszarpniętą psychikę już trudniej uleczyć.
CZAS DLA SIEBIE = MOTYWACJA
Będąc naprawdę zapracowanym, łatwo jest zwariować. Myśleć o tym, co jeszcze trzeba zrobić, martwić się tym, czego się zrobić nie zdążyło i tracić włosy z głowy, nie dojadając ze stresu albo obżerając się na zapas. Te dwadzieścia minut w ciągu dnia to ucieczka i inwestycja: dbasz o swój komfort psychiczny i po jakimś czasie zauważasz, że masz więcej energii. Motywacji. Że wstajesz i.. może nie wiesz,jak to ci wmawiają w telewizji, ale chcesz. Działać, pracować, nosić zakupy i planować obiad.
Chyba warto, prawda?
A wy przeznaczacie chociaż chwilę na siebie?