A jednak nie będę zmuszona do mieszkania pod mostem, ani kupowania namiotu, w którym mogłabym urządzić sobie przytulne, prowizoryczne mieszkanie, trochę niczym Bear Grylls, z grzałką – która będzie świadczyła o tym, jaka twarda jestem – i zapasem konserw na rok. Rybnych, oczywiście – żeby był większy hardcore. Czyli, mówiąc krótko – mamy mieszkanie! Pewne i nie posiadające żadnych kruczków w umowie, przeciekających rzeczy i tajemnych przejść do sąsiadów. I z tego co się orientuję, mimo, ze to przedwojenna kamienica, to jakichś ukrytych Niemców też, na szcz […]

Problem stulecia, czyli jak się spakować i nie zapomnieć o chłopaku
A jednak nie będę zmuszona do mieszkania pod mostem, ani kupowania namiotu, w którym mogłabym urządzić sobie przytulne, prowizoryczne mieszkanie, trochę niczym Bear Grylls, z grzałką – która będzie świadczyła o tym, jaka twarda jestem – i zapasem konserw na rok. Rybnych, oczywiście – żeby był większy hardcore. Czyli, mówiąc krótko – mamy mieszkanie! Pewne i nie posiadające żadnych kruczków w umowie, przeciekających rzeczy i tajemnych przejść do sąsiadów. I z tego co się orientuję, mimo, ze to przedwojenna kamienica, to jakichś ukrytych Niemców też, na szczęście, brak. Ale zaklepać mieszkanie to jedno, a spakować wszystkie swoje graty zachomikowane przez cały rok szkolny – to dopiero sztuka. No bo jak to wszystko upchać, napchać, przenieść, nie zapomnieć Patryka i nie zgubić głowy, która i tak już jest roztrzepana bardziej, niż jajko na kogiel-mogiel? No właśnie.
Cholera, jestem w dupie.
MARTA, TYLKO NIE PANIKUJ
Dobra, a wiec punkt pierwszy i właściwie ostatni – spakować się. Ale jak, do cholery, jest możliwe jakiekolwiek ułożenie tych wszystkich dupereli, które zdążyłam tu przywieźć przez dziesięć miesięcy i ich jako-takie zapakowanie, żeby niczego nie zapomnieć? Uwierzcie mi, ubrania to pół biedy – nawet przeżyję fakt, że większości, jak prawdziwa kobieta z krwi i kości, nie noszę; czasami nie pamiętam nawet, że je kupiłam – gorzej jednak, że oprócz tego jest też jakaś tona książek, w tym cała saga Harrego Pottera, hula hop, które wygląda jak średniowieczne narzędzie tortur i mata do tańczenia, której nie używałam może w tym roku wybitnie często, ale gdyby jej nie było, to byłabym bardzo smutna.
Brakuje tylko dziada i baby, chociaż do tego to nie jestem taka pewna – bardzo możliwe, że jak otworzę szafę, lodówkę, odkurzę przestrzeń pod biurkiem, albo zajrzę pod dywan, to może i oni się znajdą. Naprawdę, nic mnie już nie zdziwi.
W każdym razie – jak to zapakować, żeby się nie połamało, nie zepsuło, nie zabiło nikogo po drodze i nadawało się do użycia, kiedy będzie już po wszystkim? Na razie nie mam pojęcia. Jestem na optymistycznym etapie pakowania wszystkiego do wybitnie stylowych worków na śmieci, które po podniesieniu pękają z trzaskiem i są tak użyteczne, jak stanik dla trzecioklasistki szkoły podstawowej.
PO CO SIĘ PRZEPROWADZAĆ?
Skoro tyle problemów przynosi nam zwykłe przerzucenie ciuchów, dupereli, niezbędnych pierdół i innych rzeczy, które po prostu mnie zadziwiają – bo nie sądziłam, że mamy coś takiego w mieszkaniu – to po co w ogóle się przeprowadzać?
Może dlatego, że mieszkamy teraz na samym końcu Wrocławia, które można nazwać już stanowczo przedmieściami.
Pewnie też z powodu tego, że czasami biegają tu konie po chodniku i jak Boga kocham, nie wiem co one robią w środku dnia na osiedlu z szarej płyty.
A może po prostu dlatego, że dresy to tutaj większa część populacji, żule spod osiedlowego – w którym cukier kosztuje aż pięć złotych – zaczepiają nas prawie codziennie wieczorem, a wszędzie jest tak daleko, że w czasie jazdy autobusem zawsze zdążymy szybciej się zestarzeć, niż dojechać.
Myślę, że mogło też chodzić o odpadający kran, saunę, kiedy temperatura na dworze przekraczała dwadzieścia cztery stopnie i inne niespodzianki, które zaskakują cię dopiero po dłuższym czasie zamieszkiwania.
No… tak.
A więc dlatego zmieniamy mieszkanie.
WIELKI DZIEŃ
Klucze już mam, i chociaż moje pakowanie jest na razie na tak żałosnym poziomie, że czarno to widzę, to już jutro czeka mnie wielki dzień. Dzień, w którym będę musiała pamiętać, by nie zapomnieć niczego – łącznie z własną głową -, nie zabić nikogo, dźwigając hula-hop i spróbować jakoś zwyciężyć te wredne, pękające worki.
Dzień, w którym będę mogła wejść do nowego mieszkania – i, co ważne, ładniejszego! – obejrzeć je z zadowoleniem, pieprznąć torbę z ubraniami na podłogę, usiąść tyłkiem na kanapie i powiedzieć: ‘hej, jest moje’. No, przynajmniej na kolejny rok.
A potem?
To zależy, czy w okolicy będą biegały konie na chodniku.
Znam ból przeprowadzki. Pamiętam, że jak przenosiłam się do Łodzi, to nie dało rady wziąć wszystkiego, to szwagier poprosił kolegę który jechał do Łodzi, by wziął mi telewizor, jakieś jedzenie, i jeszcze coś tam, co zapomniałam ;D A potem na szybkiego się wyprowadzałam, to pierwszy raz w życiu spakowałam się w godzinę i równie szybko się wynioslam 🙂
Jak na razie przyszło mi przenosić sie tylko raz- z domu na moje pierwsze mieszkanie. Hmm zwoziłam sie chyba z miesiąc zanim miałam wszystko bo było mi potrzebne do szczęścia chociaż wszystkie książki zostały w domu 🙁
Powodzenia! Przeprowadzki znam aż za dobrze hehe. Chociaz jak jest wesoła przeprowadzkowa brygada, to może byc fajowo 😛
trzymam kciuki za to, aby jednak koni nie było na nowym osiedlu i żebyś wszędzie miałą tak blisko, że nawet w tramwaje/autobusy nie opłaca się wsiadać 🙂
jako takiej prawdziwej przeprowadzki jeszcze nie mam za sobą, ale przeraża mnie wizja mojego kiedyś zmienienia mieszkania…
bo gratów trochę jest, chociaż i tak staram się pozbywać tego co NAPRAWDĘ nie jest mi potrzebne do szczęścia i nigdy mi się nie przyda 😉
Mnie zawsze jakiekolwiek przeprowadzki fascynowały. Wywalałam większość śmieci, które miałam ze sobą i przewoziłam tylko minimum. Książki już dawno zostawiłam w rodzinnym domu na strychu, a ubrań wielu nie potrzebuję, więc jakoś się żyje. 😉
Annyce szczęściara z Ciebie, że tak potrafisz. Zawsze zazdrościłam takim ludziom.
Ja odkąd wyniosłam się z domu na studia przeprowadzam się średni raz do roku. Ostatnia przeprowadzka odbyła się w ten weekend.
Przeprowadzałam się zaledwie 15-20 minut piechota od miejsca gdzie do tej pory mieszkam, pożyczyłam wielkie walizy od koleżanki i dawaj w drogę. Spaliłam parę zbędnych kalorii, moja gęba wygląda jak bym zasnęła w solarium :P.
Rzeczy jest mnóstwo i to dobry pomysł na porządek.
pakowanie to nie jest problem, problem pojawi się jak to będziesz rozpakowywać i się okaże że nie masz miejsca. I kombinuj dziewczyno….
Pozdrawiam Ela
Co roku mam ten problem, bo wakacje spędzam w domu, dobra jest strategia przeprowadzania się na raty, ale nie zawsze ma się tyle czasu. Często nawet mniej zabieram do domu niż z niego biorę, ale to głównie przez przetwory. Pewnie powinno się dążyć do minimalizmu, żeby jak najmniej rzeczy posiadać, ale to nie dla mnie 🙂
A na jaką dzielnicę się przeprowadzacie?
Tych koni to Ty już chyba nigdy w życiu nie zapomnisz 🙂
Ból przeprowadzi bólem przeprowadzi, ale jednak frajda ze zmiany miejsca zawsze jest bezcenna. Powiew świeżości, wygodniejsze łóżko, większe lustro w łazience – powodów do radości nigdy nie brakuje.
hej to może rozłóż tą przeprowadzkę w czasie i już po sesji powoli zaczynaj, albo jeszcze lepiej zacznij się pakować, żeby nie uczyć się do sesji:D
Wiem co czujesz, bo ja w obecnej chwili przeżywam dokładnie to samo. Pogubienie rzeczy w trakcie przeprowadzki to normalka – przeprowadzałam się już 5 razy i zawsze jakaś rzecz zdematerializowała się. Jednak trzeba przyznać, że gdy człowiek usiądzie w nowym mieszkaniu po całej akcji z przenoszeniem rzeczy, to odczuwa radość i satysfakcje związaną z nowym miejscem.
Najgorzej wspominam przeprowadzkę na okres trzech miesięcy do Kijowa. No jak tu upchać wszystko tak, żeby się na raz z tym zabrać?
Plusy są takie, że na pewno znajdziesz mnóstwo rzeczy, których wcześniej szukałaś, a nie mogłaś znaleźć 😉
http://1.bp.blogspot.com/-yLQQuHBVwQo/UQbhiULE5mI/AAAAAAAAAjc/wITnXh2_Uv4/s1600/1330641059_by_Potejtos_600.jpg ?
Tajemne przejście do sąsiadów – me gusta 😀
Nie znoszę przeprowadzek, a za trzy miesiące mnie czeka to samo co dzis Ciebie – mianowicie przeprowadzka do nowego domu. I przenoszę rzeczy nie z całego ostatniego roku ino z całych 29 lat życia (no może część zostawię u rodziców w osobistym pokoju dotychczasowym na ten czas pomiędzy moim domem dotychczasowym a własnym – osobistym – zmieniam otoczenie, zmieniam życie, zmieniam wszystko i to na jakieś dwa – trzy lata, gdy zamierzamy się pobudować i nas kolejna przeprowadzka będzie czekać… Juz pewnie ta na zawsze do własnych czterech ścian – własnych osobistych, ech… jednak się cieszę:) Tak mimo wszystko, tylko to przeprowadzkowe zamieszanie… o nim póki co nie myslę 🙂
Ach ten Twój sposób pisania – kocham go po prostu ;D
No i oczywiście powodzenia w tytułowym pakowaniu się 😉
Znam to! Jakiś tydzień temu wyprowadzałam się z miasta, w którym studiuję na wakacje, do domu. I uwierz mi mój chłopak sprzątał, mył, wycierał kurze, a nawet lustro (!), a lało się z niego jakby fala deszczu przeszła, a on zapomniał parasola. Mało tego! Powiedziałam Mu, że wychodzę na chwilę załatwić pewne sprawy związane z wyprowadzką, wracam do 10 minutach, a tam faktycznie część rzeczy spakowana, a jakże – ja się cieszę, skakam z radości – oczywiście – do czasu. Biorę zielony worek na śmieci, mówię wyrzucę, a On, że nie! Pytam jak to. A On na to, że tam spakował moją jedną półkę. I wiesz co? Dosłownie. Wylądowało w tym worku wszystko – szampon, butelka po żelu pod prysznic, szczotka do głosów, patelnia, kapcie, talerz, stary haczyk, który się rwał do wieszania ręcznika i… nawet rolka po papierze toaletowym! To dopiero przysługa! Musiałam, jak przysłowiowa baba, wysypać wszystko na podłogę i jak kopciuszek pomiędzy popiołem wybierać groch czy coś. Oczywiście na tym nie koniec. Spakowałam całe moje 10 miesięcy do dwóch walizek i TRZYNASTU reklamówek/ worków. I z trzeciego piętra trzeba było to znosić na sam dół. Całe szczęście, że był On, ale wyglądało to tak, że ja znosiłam je z trzeciego piętra na parter, a On brał ode mnie i zanosił do auta. Ledwo ruszyliśmy. Samochód tak się uginał, że myślałam, że na środku drogi stanie i powie, że to koniec. Oczywiście były i dalsze przygody,ale kogo to interesuje… 😉
Pozdrawiam, Optymistyczna 🙂
Dobra okazja do przejrzenia rzeczy i wyrzucenia tego, co jest naprawdę 😉 niepotrzebne. Ale nie łam się… czeka Cię jeszcze rozpakowywanie ;p
przeprowadzałam się rok temu z domu do mieszkania we Wrocławiu i była masa rzeczy do przewiezienia. w te wakacje również planujemy znaleźć inne mieszkanko i się przeprowadzić, więc na samą myśl robi mi się słabo. bo jednak przez cały rok kupa pierdół zdecydowanie urosła.
Odwiń komuś z hula hop XD Dacie radę, moja przyjaciółka przeprowadzała się 7 razy w ciągu 17 lat życia i dali wszyscy radę 😀
Właśnie przeżyłam remont pokoju i już po nim zdziwiłam się, ile ja miałam rzeczy i gdzie ja je do cholery pomieściłam… Nie wyobrażam sobie przenoszenia się do innego mieszkania, kiedy wrzucenie rzeczy do nowych mebli było problemem ;p
UWIELBIAM przeprowadzki, pakowanie się. Czuję się jak ryba w wodzie 😀
Cudownie piszesz <3
Myślę, że naprawdę warto się przeprowadzić do innego miejsca, ładniejszej dzielnicy i kolejnego już Twojego mieszkania ; p
Pamiętaj o Patryku, bo jak go zostawisz, to może go jakiś koń zeżreć albo co xd
Jeszcze nigdy nie miałam swojego mieszkanka, ale wyjeżdżam dość często na weekend i… zawsze zabieram ze sobą na te 3 (a raczej 2,5, a raczej 2 dni) tyyyyyle rzeczy, że aż wstyd mi czasem się przyznać komuś, że to tylko na weekend wyjeżdżam a nie wyprowadzam się do Nowej Zelandii xd
Mnie też wkrótce czeka takie przedsięwzięcie z jednego studenckiego mieszkania do drugiego. Jeszcze nie mam pojęcia jak upchnę wszystkie klamoty, ale jestem dobrej myśli. Sam fakt przeprowadzki jest taki ekscytujący! 😀
Wraz z chłopakiem przeprowadzaliśmy się około pół roku temu do nowego mieszkania. To moje trzecia przeprowadzka w ciągu 3 lat. Jak trzeba wziąć same rzeczy osobiste to jeszcze, ale co gorsze raz musiałam do mieszkania brać meble z domu i starą lodówkę od ciotki, to było dopiero szaleństwo! Złożyliśmy się (wtedy wynajmowaliśmy mieszkanie w 5 osób) na wynajem busa i wszystko przewieźliśmy za jednym razem bez pomocy rodziców. Jakby ktoś potrzebował to polecam http://www.wypozyczalnia-busow.com.pl/ Moja rada to zapakować wszystko w kartony i okleić taśmą, wygodniej się nosi;p jak spakowałam rzeczy do “solidnych” worków na śmieci nie wytrzymały i cała zawartość rozsypała mi się w połowie schodów na klatce, to nie było fajne:p