Menu
Dobre życie

Quo vadis modo, czyli co do cholery jest na tych wieszakach?

Wchodzę do sklepu w jednym celu – kupić sobie wreszcie sukienkę, bo gorąco jak diabli i żyć się nie da, zwłaszcza w tramwaju pełnym zapakowanych, spoconych ludzi, jadących nie wiadomo dokładnie, gdzie. 

Wkraczam więc heroicznie do jednej z sieciówek, gotowa spędzić tam najbliższe dwie godziny i staję jak wryta. Zamiast, jak zwykle, wieszaków wypełnionych w proporcjach pół na pół ładnymi i brzydkimi ubraniami, wkraczam do świątyni szkaradnych szmat. Ba, jaskini pełnej tak brzydkich ciuchów, że nawet pan Zdzisiek spod Biedronki, ten, co wiecznie przechadza się z browarem w ręce w jednym swetrze przez wszystkie pory roku, zaprojektowałby coś bardziej miłego dla oka.
Kto, do cholery, wymyślił to badziewie?


Ja wiem – o gustach się nie dyskutuje. Jeden będzie traktował koszulę z dłuższym tyłem za coś obowiązkowego, inny będzie nosił kolorowe skarpetki do sandałów i uważał, że taki strój jest najlepszy i prawie tak uniwersalny, jak legendarna mała czarna, co to każda kobieta powinna ją w szafie mieć, ale jak co do czego przychodzi, to się okazuje, że najczęściej jej już nie ma.

Ja rozumiem, że moda to teraz sztuka, że nowe trendy ścigają się ze sobą łeb w łeb i nawzajem depczą po piętach, ale do cholery jasnej, dlaczego one muszą być aż tak brzydkie – nie rozumiem. Przeżyłam nieśmiały powrót dzwonów, który zakończył się katastrofą, przeżyłam wszechobecne legginsy -nawet na tyłkach dziewczyn, które niekoniecznie rozumiały, że może to nie jest odpowiednie dla ich typu figury- ba, przeżyłam nawet emu i kalosze, które może i są wygodne jak diabli, ale aseksualne bardziej niż pęczek marchewek.
Ale teraz, to już cholera przegięli.

TRZY STYLE, WYBIERAJ

Dzisiaj wchodzisz do sklepu i musisz się szybko zastanowić, bo inaczej utoniesz jak śliwka w kompocie. Czy chcesz dziś być hipsterem, nosić leginsy w krzyże, kamizelki z ćwiekami i bluzki pełne napisów w stylu fuck albo fuck fuck fuck, tudzież fuck & fuck? A może marzy ci się kariera najmodniejszej z szafiarek i wybierasz sukienki z trenem, buty na naprawdę dziwnym obcasie oraz przeźroczyste koszule, które wszystko pokazują i są cienkie jak brzuch Anji Rubik?
Ewentualnie możesz zdecydować się na trzeci proponowany styl i kupić wszystkie najbrzydsze rzeczy tego świata, zgromadzone na jednym wieszaku. Jak to mówią – do wyboru, do koloru!

WORKI NA ZIEMNIAKI I TE SPRAWY

Szukam tej sukienki jak głupia, błądzę po sklepie już tak długo, że ochroniarz zaczyna brać mnie za potencjalną złodziejkę i ściga mnie cichaczem, ukrywając się raz za razem za jakąś inną klientką albo stojakiem z ubraniami. Czując presję, zmęczenie i nieustający, podejrzliwy wzrok zaangażowanego w pracę ochroniarza, szukam i przebieram w stercie szmat, próbując dopatrzeć się czegoś ładnego. Gdzie tam: jak już ma ładny kolor, to kształt wora; jak nie z pięciometrowym trenem prawie jak do ślubu, to w długości maxi, która pasuje do mojego wzrostu tak, jak brokuł do kota.
Są też takie z ładnym krojem, ale za to wzorem rodem z babcinej kanapy, która przeżyła już tyle, że jeszcze pamięta wyprowadzających się Niemców. I tak w kółko: zawsze znajdzie się chociażby jeden mały szczegół, który sprawia, że sukienka z ładnej przeistacza się w potworną, albo tak dziwną, że Lady Gaga nosiłaby ją z szaleńczą dumą.
Dlaczego? Dlaczego tak trudno znaleźć w sklepie coś, co nie przypomina worka na ziemniaki w azteckie wzory?

Co dziwne, jeśli chodzi o inne części garderoby, to nie jest tak źle – zarówno w części hipsterskiej jak i tej bardzo dziewczęcej jest mnóstwo przepięknych koszul, uroczych krótkich spodenek, słowem – dobrobyt i bogactwo. Dlaczego więc projektanci uwzięli się na sukienki niczym kot na meble, których nie wolno ruszać i każda z nich wygląda jak coś, co się zakłada za karę?

Ja rozumiem, że moda modą i tak dalej, ale jak dla mnie, ta obecna przebija nawet lata dziewięćdziesiąte i szalone dzwony połączone z wszechobecnym jeansem.  Ba, przebija nawet kolorowe, farbowane koszulki Dzieci Kwiatów. W sumie, to pokonuje wszystko: nawet stuletni worek po ziemniakach i grube, bawełniane skarpety.

O autorce

Jestem Marta i próbuję jednocześnie spełniać marzenia, robić swoje i być dorosła, ale to ostatnie nie zawsze mi wychodzi.