Każdemu czasem przestaje się chcieć. Jednym z powodu przedłużającej się zimy, która – na szczęście – już odeszła, innym dlatego, że Selena Gomez i Bieber nie są już słodką parą, więc świat się ma ku końcowi i z pewnością czeka nas niezła Apokalipsa, a jeszcze kolejnym – tym, u których robi się to naprawdę poważne – bo gdzieś ostatnio zgubili swoją motywację, nie mówiąc już nawet o najmniejszych chęciach.Ja też byłam w tym gronie – do czasu. A właściwie do soboty, kiedy to Ewa Drzyzga przyszła i z całej siły kopnęła mnie w tą nic-ostatnio-nie […]
Jak Ewa Drzyzga dała mi kopa w tyłek.
Każdemu czasem przestaje się chcieć. Jednym z powodu przedłużającej się zimy, która – na szczęście – już odeszła, innym dlatego, że Selena Gomez i Bieber nie są już słodką parą, więc świat się ma ku końcowi i z pewnością czeka nas niezła Apokalipsa, a jeszcze kolejnym – tym, u których robi się to naprawdę poważne – bo gdzieś ostatnio zgubili swoją motywację, nie mówiąc już nawet o najmniejszych chęciach.
Ja też byłam w tym gronie – do czasu. A właściwie do soboty, kiedy to Ewa Drzyzga przyszła i z całej siły kopnęła mnie w tą nic-ostatnio-nie-robiącą dupę.
![]() |
Ewa Drzyzga, TVN |
ZŁO I JESZCZE WIĘCEJ ZŁA
Czasami to nie zwykłe lenistwo sprawia, że chce się całymi dniami leżeć plackiem na kanapie, kwitnąć wraz z kwiatkami na parapecie i oglądać seriale, które w głównej mierze opierają się na tym, że w końcu ktoś się prześpi z kimś, z kim nie powinien. Zdarza się, że to coś poważniejszego – coś, co niektórzy nazywają wypaleniem, innym brakiem chęci, a media – mówiąc groźnie i
próbując być naprawdę serio – przesileniem wiosennym.
Jak dla mnie to ten czas, w którym nie chce ci się robić rzeczy, które na co dzień kochasz. To ten straszny okres, w którym tylko egzystujesz, wpierdzielając czekoladę i beznamiętnie wgapiając się w monitor, na którym króluje Blair Waldorf i bogate dzieciaki z 90210.
Umówmy się, że to prawie tak jak wtedy, kiedy dowiedzieliśmy się, że Mikołaj i Wróżka Zębuszka to tylko ściema.
MOJA WZRUSZAJĄCA – TA, DOPRAWDY – HISTORIA
Powiedzmy, że w moim przypadku to było przesilenie wiosenne zestaw powiększony, brak motywacji razy tysiąc lub wypalenie do cna tak mocne, jak dół Britney Spears – wiecie, ten , który skończył się ogoleniem głowy na kompletne zero.
Materiały do radia robione z musu, wydawanie wiadomości z entuzjazmem godnym nieboszczyka i treningi, które czasami były omijane, a czasami robione z miną godną umartwionego Wertera, tyle, że w czasie robienia skipów, a nie pisania przesiąkniętych desperacją wierszy do, Bogu ducha winnej, dziewczyny.
I nawet Nostradamus nie wie, ile by to trwało, gdyby nie sobota. Bo w sobotę ruszyłam wreszcie swój tyłek i poszłam na spotkanie z Ewą Drzyzgą.
Co okazało się być jednym z najlepszych pomysłów ostatnich dwóch miesięcy.
EWA CZARODZIEJKA
Wystarczyło jej pięć minut, aby kopnąć mnie w tyłek z siłą Schwarceneggera.
Parę zdań – dla niej tylko opowiedzianych wspomnień – o początkach pracy w Polskim Radiu. Parę kolejnych minut, by jakaś część mnie odżyła i przypomniała sobie, po co do cholery ja siedzę w tym Wrocławiu i co sobie obiecałam, a także jak miało wyglądać moje przyszłe życie.
Następne pięć minut to czas, w którym z zachwytem w oczach, oparta o dłoń, wlepiałam gały w tą małą kobietkę prawie tak intensywnie, jak nastolatki w plakat One Direction i słuchałam po raz pierwszy od dawna kogoś, kto faktycznie jest dziennikarzem i może o tym coś konkretnego powiedzieć.
I tak, mniej więcej, zleciały mi kolejne dwie godziny.
I powiem tylko jedno – dziś już wstałam prawą nogą i ze śpiewem na ustach pojechałam moim autobusem z kierowcą, który jest szalony, do radia.
I na trening.
I jakbyście kazali mi teraz iść do Lidla po bułkę – a mam go kilka dobrych przystanków od mojego pełnego dresów osiedla – to założyłabym buty i poszła.
MĄDROŚĆ MARTY NA POCZĄTEK TYGODNIA
Bo wiecie, nawet jeśli macie marzenie, które trzymacie w sobie już od dziecka i nawet, jeśli chcecie, żeby się spełniło całym swoim sercem – to czasami po prostu przestaje się chcieć.
I wiecie, co wtedy trzeba zrobić?
Zwlec tyłek z kanapy, włączyć przerwę w serialu i… otworzyć drzwi, a potem – jakie to odkrywcze! – wyjść.
A świat sam podsunie wam waszą Ewę Drzyzgę, która niespodziewanie kopnie w tyłek i pomoże wrócić na właściwy tor.
A Wy mieliście kiedyś moment zwątpienia czy zniechęcenia? Jak sobie z nim poradziliście? Dajcie znać!
Powiem Ci, że raz miałam taką chwilę zwątpienia, ale już nie pamiętam skąd i dlaczego mi się wzięła. Ale minęła na szczęście, bo jednak japoński to jest to, odkąd skończyłam 10 lat i uparcie będę dalej dążyć w tym kierunku 🙂
Kurde, wiesz każdy chyba ma takie momenty, w których nie chce ci się ruszyć tyłka, nawet jeśli powinnaś spełniać swoje największe marzenia. Ja miałam taki czas w momencie, kiedy kilka osób mówiąc kulturalnie kopnęło mnie w tyłek i powiedziało, że mają mnie gdzieś. w dodatku kilka komentarzy, że moje marzenia są idiotyczne i leń gotowy.
Jak ruszyłam z miejsca? Sama nie wiem, przemyślałam kilka spraw, pogadałam z ludźmi, którzy mimo wszystko zostali i zdałam sobie sprawę, że jeśli ja tego nie zrobię to nikt.
Czasami pomagają też różne “motywujące cytaty”, których w internecie jest od groma ^^
Zima była dla mnie czasem depresyjnym, gdy odechciewało mi się wszystkiego, ale teraz jest słoneczko i aż chce się więcej 😀
Świetna notka na motywację 🙂 Dziękuję. Bo zapewne będę zawdzięczać Ci moją świetnie spędzoną majówkę. “Otworzyłaś mi drzwi” i wyjdę z mieszkania i spełnię jedno z moich małych skrytych marzeń, które jest na wyciągnięcie ręki. Wahałam się w decyzji ale teraz to już chyba przesądzone 🙂
Właśnie teraz przydałby mi się taki pozytywny kopniak, kiedy siedzę nad swoim sprawozdaniem na laborki 😛
Czasami mam wrażenie, że opisujesz mnie ;)Tekst jest mądry i to bardzo tylko problem polega na tym, że nie jest łatwo się zebrać kiedy coś robisz, a ktoś ciągle rzuca ci kłody pod nogi i sprowadza cię do poziomu podziemia. I nawet jak na początku walczysz to w końcu przestajesz mieć siły. Także nie jest to takie proste…
Brak weny. Do pisania, gotowania, życia… znam! 😛
I radzę sobie dokładnie tak jak Ty – dupsko w ruch, choćby nie wiem co. Bo nie lubię się kisić. Zwłaszcza na wiosnę.
Zdaje się, że w kwestii momentów zwątpienia jestem niepisanym królem. Nic to jednak! Ważne, że tyram jak wół sam ze sobą, żeby nie wątpić za długo.
Ewa Drzyzga to mała kobietka? W TV wydaje się taka większa i jędrna, że normalnie bym ją… ups – przepraszam, jest jeszcze przed 23.00 😛
Oj momenty zwątpienia chyba się zdarzają większości z nas, ja nawet ostatnio miałam taki mały kryzys. Mi pomagają m.in. chwile samotności i sen, czyli muszę mieć czas na przemyślenie wszystkiego 🙂 Ale masz rację, największą inspiracją są ludzie. Gdy widzę, że ktoś ciężką pracą zrealizował swoje marzenia, ma w sobie pasję i energię to od razu chce mi się działać 🙂
Miałam kiedyś lekką depresję, ale udało mi się z niej wyjść. Straszne, straszne, straszne. Do dziś mam blizny…
Momentów zwątpienia mam niestety mnóstwo, a “chwil” leniuchowania równie tyle lub nawet więcej. Jak sobie z tym radzę? Najczęściej nie radzę, a jak mi się udaje to zwykle ma to związek z obowiązkami, które nie pozwalają mi się byczyć.
oj tk lenia to ja miewam, Zazwyczja kulturalnie wbijm sobie do głowy, ze trzeba sie wziać w garść, a jak to sobie wbije to wio do przodu.
Jeżeli chodzi o te momenty zwątpienia, mam je często. Można powiedzieć, że jestem blogową pisarką. Od prawie osiem lat piszę już opowiadania. Może nawet trochę dłużej. Dopada mnie czasami coś takiego, że nie chce mi się pisać i wydaje mi się to beznadziejne. Kładę się na kanapie i oglądam kreskówki, które (nie oszukujmy się) nic do życia nie wnoszą. A jak wnoszą, nic ciekawego to nie jest. Wtedy jakoś się próbuję przełamać i biorę do łapek książkę. Najlepiej taką, która mi się podobała. Albo czytam o jakiś sławnych pisarzach. Wtedy mówię sobie: ‘ej, ja też tak chcę!’ Biorę się za pisanie. I tak jest dość długo, a potem znowu pojawia się ten moment. Szkoda, że przed wzięciem się za siebie muszę najpierw marudzić. =3
Już sobie wyobraziłam Wertera robiącego skipy 😛 hihihi
Tak, kop potrzebny jest, jednym częściej, innym rzadziej, ale to wspaniale w czasie zwątpienia zostać zmotywowanym porządnie. Samemu czasem trudno jest się zmotywować do wyłażenia z domu po odległa o kilka przystanków bułkę 😀
Czytam i widzę siebie. Od dwóch dni leżącej w łóżku. Wstaję tylko na siku i żeby coś zjeść. Co prawda czekolada też się przewinęła. Plotkara obejrzana, the lying game a teraz nadrabiam pretty little liars. Porażka. Zero chęci, zero energii.
Daj mi w takim razie namiary na Drzyzgę, bo ostatnio mam zero motywacji. I babcia zerwała ze mną kontakt, bo powiedziałam, że chodzę na kick-boxing. Tak się kończy spełnianie marzeń.
I na serio się cieszę, że wyszłaś z tego wiosennego kryzysu. I zazdroszczę pracy w radiu!
Taki moment zwątpienia i rezygnacji u mnie właśnie trwa…
Coś okropnego.
Mi słońce daje kopa w tyłek:):D
Miałam kiedyś chwilę zwątpienia. To było tak: od dziecka chciałam być malarką (artystką) i robiłam wiele, żeby to ziścić. W połowie liceum plastycznego dopadło mnie zwątpienie. Z którego się nie wykaraskałam. To był moment trwający jakiś rok, po którym wiedziałam jedno: nie chcę się w farbach już babrać. Może wtedy zabrakło w moim życiu kogoś takiego jak Drzyzga w Twoim poście? Było minęło 🙂 Nie jednym marzeniem do spełnienia człowiek żyje.