Wszyscy wiemy, jak się zaczyna Nowy Rok – najpierw u większości kacem, który nie pozwala im funkcjonować przez dobę, a potem pośpiesznym spisywaniem postanowień, które szczerze mamy zamiar spełnić w ciągu najbliższych 365 dni, ale najczęściej nigdy do tego nie dochodzi. Dlaczego? Bo pogoda nie ta, godzina za wczesna, pani Wiesia ze spożywczaka dziś burknęła sprzedając nam pomidory, a jakiś strasznie chamski gołąb nasrał na środek maski naszego samochodu. I jak w takim wypadku myśleć o spełnianiu postanowień? No właśnie.Ale czasami trzeba zacisnąć zęby, ze […]

Jak sobie obiecać i nie spieprzyć.
Wszyscy wiemy, jak się zaczyna Nowy Rok – najpierw u większości kacem, który nie pozwala im funkcjonować przez dobę, a potem pośpiesznym spisywaniem postanowień, które szczerze mamy zamiar spełnić w ciągu najbliższych 365 dni, ale najczęściej nigdy do tego nie dochodzi. Dlaczego? Bo pogoda nie ta, godzina za wczesna, pani Wiesia ze spożywczaka dziś burknęła sprzedając nam pomidory, a jakiś strasznie chamski gołąb nasrał na środek maski naszego samochodu. I jak w takim wypadku myśleć o spełnianiu postanowień? No właśnie.
Ale czasami trzeba zacisnąć zęby, zetrzeć gołębią kupę ze swojego starego rzęcha i działać dalej.
NIE BĄDŹ TAKI SZYBKI BILL
Postanowienia noworoczne często objęte są klątwą niespełnienia – ludzie spisują na kartkach pięćdziesiąt punktów, które chcą odhaczyć i dzięki którym przybliżą siebie – lub swoje życie – do ideału przypominającego sielankowy byt wszystkich inteligentnych, szczęśliwie zakochanych, dobrze wyglądających milionerów, których znamy z przeciętnego romansidła.
Sęk w tym, że zamiast stosować metodę małych kroczków, która może być nudna jak flaki z olejem lub nużąca niczym transmisja z obrad sejmu, lecą z kopyta, zapominając, że tak najłatwiej można sobie skręcić kostkę.
Przykład? Jakaś dziewczyna, która nigdy w życiu wcześniej nie robiła nic bardziej meczącego, niż chodzenie do lodówki i z powrotem przed komputer, by oglądać seriale, postanawia wziąć udział w maratonie. Pierwszego stycznia ubiera się w nowe sportowe wdzianko, wychodzi na dwór, trzaska dziesięć kilometrów, wraca do domu karetką i… na tym się kończy całe postanowienie, bo przez następny tydzień leczy zakwasy, a potem to już jej się nie chce – przecież i tak zaprzepaściła tyle dni. Pomyślcie sobie, jak wyglądałoby jej postanowienie, gdyby zaczęła od mniejszych dystansów i systematycznie je powiększała – prawdopodobnie w lipcu wystartowałaby w swoim wymarzonym maratonie i z dumą mogła skreślić z listy postanowień cały punkt.
A o to chyba w celach chodzi – żeby je realizować, a nie postanawiać i pisać ładnym markerem na kartce.
CO ZA DUŻO, TO NIEZDROWO?
Zapisanie się na jogę, pilates, siłownię, kurs tańca na rurze, lekcje angielskiego postanowienie czytania pięciu książek dziennie to chyba trochę za wiele. Może i ambitnie, ale jesteśmy tylko ludźmi, a doba -niestety – posiada wyłącznie 24 godziny. Czy nie lepiej jest postanowić sobie mniej, ale za to skupić się na tym tak, jak pies na kiełbasie i móc w następnego Sylwestra pochwalić się przed znajomymi tym, co się dokonało?
Wiem co mówię, bo byłam jedną z tych osób, które każdego trzydziestego pierwszego grudnia piszą piętnaście stron rękopisu zawierającego tysiąc jeden postanowień, a jedno trudniejsze i bardziej wymagające od drugiego. Kończyło się na tym, że już w drugim tygodniu stycznia rzucałam wszystko w cholerę, bo ile człowiek może tak żyć i się męczyć?
W tamtym roku ograniczyłam się do około pięciu punktów i zgadnijcie co – spełniłam wszystkie.
POCHWAL SIĘ!
Dużo ostatnio mówi się o tym, że publiczne oświadczenia na temat postawionych przez nas celów przynoszą lepsze efekty. Więc walnij wpis na fejsie, napisz smsa do koleżanki, trąb o tym na randce z chłopakiem albo wykup samolot i napisz na niebie co zamierzasz osiągnąć w tym roku: satysfakcja gwarantowana. Jeśli inni będą wiedzieć o twoim postanowieniu, łatwiej ci będzie go dotrzymać. Na przykład, jeśli rzucasz palenie i na jakiejś imprezie sięgniesz po papierosa, jest bardzo prawdopodobne, że ktoś spyta co z twoim postanowieniem noworocznym. Tobie zrobi się głupio, a fajka pójdzie do kosza. Warto? A pewnie, że tak.
Ponieważ nie chcę być gołosłowna, sama zastosuję się do swoich rad- ach, ten narcyzm! – i ogłaszam publicznie, że rok 2013 upłynie pod znakiem hula hopu. Jestem zwierzęciem kompletnie beztaliowym i chcę coś z tym zrobić – w związku z tym jak tylko przyjdzie mój nowy sprzęt, to biorę się do roboty.
Dopisek z 2014: dałam radę, nawet dość wytrwale kręciłam wtedy hula-hopem. Przypominając sobie w tym roku ten wpis doszłam do wniosku, że warto uzupełnić aktualny trening o hulanie 🙂
Ja będę czytała z przyjemnością:)
Pewnie gdybyś zrobiła z tego typowy pamiętnik, to nie byłoby to zbyt ciekawe. Ale możesz np. pisać poradnik “jak dotrzymać noworocznych postanowień” na podstawie własnego doświadczenia z konkretną rzeczą.
No właśnie o to mi mniej więcej chodziło! Albo jakaś rejestracja postępów, nie wiem… na pewno nie “Drogi pamiętniczku, dziś pobujałam sobie hula hopem 15 minut i się zmęczyłam”. ;D
Zawszeto jakaś odmiana. JA postanowien noworocznych jko takich nie mam, bo przeciez nie powiem sobie, że konieznei musze zrzucić parę kilo tylko dlatego, że jast 1 stycznia. A co do twoich postanowien bardzo chętni9e pośledze twoje poczynania:)
Pisz tutaj! Pisz jak najwięcej, bo uwielbiam czytać Twoje teksty! I o Tobie też 😉
Co do postanowień, to ja ich nie robię. No może takie zwyczajne mam: zdać sesję i się mniej przejmować wszystkim, ale nie zapisuję ich. xD
A może w połowie lutego, jak wszystko zaliczę (jeśli zaliczę), to zacznę rok na poważnie i z postanowieniami? Zobaczymy. 😉
A weź mnie nie stresuj sesją, ja jeszcze nic nie zaczęłam robić, a coraz wiecej osób o tym mówi ;D Naprawdę zaczynam się bać ;D
Po prostu postanowiłam zdać 2 egzaminy przed terminem, więc sesja zaczyna mi się już 15 stycznia. Tak też bym się jeszcze nie zabierała do nauki. 😉
Dużo egzaminów masz? [pyta się Carola, stresując Martę dalej] 😉
yyyy… cztery plus jeden sprawdzian ;D
U mnie dziś podobny temat!
Postanowień unikam no ale staram się nie unikać ciężkiej pracy. I to klucz do wszystkiego jak sądzę!
Najlepiej nic nie obiecywać 😛
Postanowienia? Poważnie?
Ja zupełnie przegapiłam początek nowego roku, jeszcze nigdy nie miałam tego w tak głębokim poważaniu, wszystko spłynęło po mnie jak po kaczce. Moje życie bardzo mi się podoba i nie mam wcale ochoty na jakieś postanowienia, których i tak nie dotrzymam.
Twoje notki wręcz rozbrajają szczerością i czarnym humorem 🙂 Po prostu fanię.
Ja będę czytać wszystko co napiszesz :). Choć wiem, że to ty bardziej o sobie przypominasz XD
Fakt – mniej postanowień to większa możliwość ich wykonania ;P Ja mam kilka postanowień takich realnych – że wiem, że mogę je jakoś spełnić i są możliwe do wykonania 😛
Możesz zamieszczać 🙂 Będziemy wiedzieć jak Ci idzie ;P
Ja nigdy nie robię postanowień, ale na Gwiazdkę dostałam kurs włoskiego, więc postanowienie powstało jakby samo 😛
ja tam lubię czytać codzienniki, więc bardzo chętnie zarejestruję wszystkie twoje postępu w hulaniu 😀
So true! – chciałoby się podkrzyknąć po lekturze. Postanowienia są po to, by ich nie dotrzymywać – takie słowa usłyszałem kiedyś w tramwaju. A ja uważam przeciwnie – jeśli już sobie coś postanawiam, staram się za wszelką cenę to zrealizować. Bo nic piękniejszego niż satysfakcja z umiejętności dotrzymania danego sobie samemu słowa. No i nic bardziej frustrującego niż patrzenie na siebie przez pryzmat kolejnej porażki. Dlatego ja ten rok mam tylko dwa postanowienia: regularne pisanie na nowo utworzonym blogu i poprawienie czasu na 10 km z ubiegłego już roku. Dwa cele, które na pewno zrealizuję, jeśli tylko włożę w to odpowiednio dużo energii. A gdy się uda, będzie można pomyśleć o czymś więcej.
ja tam lubię dużo i dokładnie zaplanować, ale prawie 90 % zawsze spełniam. poukładana jestem i tyle 🙂 ale twoje postępy będę obserwować.
Halo, Marta, a skąd wytrzasnęłaś zdjęcie mojego P.? (nr 2) Aż mu do roboty zalinkowałam ha! No to ja piszę – moje postanowienie na 2013: kultura i muzea, no i robota ehhh. Więc jak za dużo żarcia będę dawać, to możesz zapytać: A Ty co? ciągle gotujesz? Kiedy ostatnio się ukulturalniałaś? 😛 pisz o hula hopie!
Wydaje mi się, że lepiej nie planować, a realizować- znaczy, nie popadać w skrajności i iść powoli.
Różowy? No nie…;) Od jakiegoś czasu nie mam żadnych noworocznych postanowień. Chociaż w tym roku postanowiłam coś zrobić…ale nie jest to typowe postanowienie, poza tym zobaczymy, jak długo w tym wytrwam;)
Pisz o swoich postępach, dlaczego nie?;)
a ja bym czytała, ja lubię wiedzieć co u kogo i jak komu idzie, zresztą sama wplatam to do siebie, bo pewnych obserwacji nie idzie oddzielić od własnego życia, zdaje mi się:)
postanowienia? oj, tych nie robię, znaczy, noworocznych. ja muszę mieć impuls i miałam go w listopadzie, po chwilowej dyspensie na świeta i sylwestra znów nie palę, utrzymuję dietę zrowotną dla swojej tarczycy i ćwiczę jogę. więc chyba nie jest źle, jedni mają daty, inni impulsy.
ważnie chyba, żeby nie spiperzyć ładnie mówiąc, jest widzenie efektów właśnie z tymi miałymi kroczkami. z tym, że ludzka cierpliwość ma swoje granice, jak piszes, to jak flaki z olejem…ale powiedzmy odchudzając się nie musimy od razu chcieć widzieć efektu takiego, że z rozmaru 42 schodzimy na rozmiar 36, jeno założyć małe kroczki i cieszyć się osiągnięciem każdego po kolei, nagradzając się jakoś- np. “co powiesz skarbie na zkaupy jak zauważysz, że w biodrach masz mniej?”no tego typu. bo ponoć warunkowanie samonagradaniem, nie tylko większanie dystansu ponoć bardzo stymuluje. jak u psa, cóż, jesteśmy zwierzętami.
ale fakt faktem jesteśmy leniami i cholernie rzadko nam wychodzi. mimo to nie ma co się poddawać:)
btw-moja teściowa to Wiesława:D owszem, burkliwa:D
chętnie przeczytamy relację z Twoich postępów i poczynań!
xoxo;*:)
Świetny pomysł! Bardzo lubię takie wpisy, działają na mnie motywująco, a osobę piszącą myślę, że zobowiązują do dotrzymania słowa i realizacji założeń. Także żadnych papierowych pamiętników!
A o noworocznych postanowieniach napisane w 10000% celnie i prawdziwie!
Pisz koniecznie, chętnie dowiem się, jakie robisz postępy. Szkoda Twojego ciętego języka do jakiegoś tam pamiętniczka 😉
Znów bardzo fajnie napisany post. Przyznam, że z moimi postanowieniami bywało różnie. Jedyne, którego udało mi się dotrzymać, to odstawienie alkoholu na cały 2012 rok. I bez takiego ograniczenia w 2013 nagle czegoś mi zabrakło. Muszę sobie coś fajnego wymyślić 🙂
Jasne, że będziemy czytać 🙂 O widzisz a ja o hula-hop zapomniałam 🙁 za to mam dwa dość realne postanowienia: być do bólu szczęśliwą (nie mylić z sado-maso hehe) i czytać przynajmniej 2 książki na miesiąc…realne? jak najbardziej realne!
Trzymam kciuki za bloga, ja nie wiem czy wystartuje wolałabym jednak laptopa zamiast wycieczki za 2 tysie. A co do wygranej, teraz wygrałam trójkę w plusie a za jakiś czas może trafię tyle, że będzie mnie stać na nowego lapka, albo wymarzony wyjazd :p
Ja tam chętnie poczytam sobie, jak Ci idzie – to motywuje do spełniania swoich postanowień 🙂
Co do ogólnego tematu notki – zgadzam się w 100%, zresztą sama jestem na to dobrym przykładem, bo dopiero w zeszłym roku ogarnęłam jak rzecz działa, postanowiłam zrobić kilka ważniejszych dla mnie rzeczy i o dziwo większość mi się udała. Tak więc w tym roku plan działania jest taki sam 😉
Kochana, dużo radości w Nowym Roku !