Idol, wzór do naśladowania, inspiracja – inaczej mówiąc ktoś, komu według nas, zawsze świeci słońce z tyłka, niezależnie od tego, co o nim piszą portale plotkarskie, które czytamy do porannej kawki. Nieważne też, co inni o nim sądzą: dla nas jest wyobrażeniem ideału – czy to duchowego, czy fizycznego – do którego staramy się, z pewnymi potknięciami, dążyć. Posiadanie kogoś do podziwiania – nieważne, czy to Bill Gates z jego wypchanym portfelem, Miley Cyrus z fryzurą a’la jestem chłopcem czy Gombrowicz ze specyficznym stylem – zawsze wychodzi na dobre, bo nawet, jeśli nasze ideały nie są… idealne, to my – próbując być jak oni – stajemy się coraz lepsi.
A poza tym, jest kogo śledzić na fejsbuku, co nie?
Inspiruje mnie mnóstwo rzeczy. Zdjęcia ładnych pokoi, które umieszczają bogate, nastoletnie Amerykanki na tumblr, przeczytane książki, obejrzane filmy i… osoby, właśnie. Tych z kolei już jest mniej, bo do wszystkich wzorów godnych naśladowania nastawiona jestem sceptycznie: wszak nikt oprócz Brangeliny nie jest idealny, a w dobie plotkarskich serwisów i prasy brukowej, co chwila słyszymy, jak którejś osobie publicznej potknęła się noga, a czasami nawet i dwie. Mimo tego – nawet z ich licznymi niedoskonałościami – jestem w stanie wymienić kilka osób, którym stopy mogłabym całować w oddaniu.
Metaforycznie, rzecz jasna, bo fetyszystką – co jak co – nie jestem.
TOMASZ LIS
TERRY PRATCHETT
Buty mogę mu czyścić, bo moje porównania, które czasami chwalicie w zestawieniu z Terrym wyglądają jak wierszyk sklecony przez wyjątkowo głupiego trolla.
EMMA WATSON
Jaką byłabym kobietą, gdybym nie obrała sobie jakiejś aktorki, coby jęczeć, że jej urody zazdroszczę? Ale z Emmą sprawa wcale nie jest tak banalna, bo jej wygląd nie jest jedyną rzeczą, którą szczerze i oddanie podziwiam, niczym mój kot każdego, kto trzyma w ręce coś nadającego się do zjedzenia.
Ta brytyjska aktorka jest dla mnie synonimem kobiety idealnej: bo dba nie tylko o ciało, ale i o umysł. Mimo kariery nie porzuciła nauki, a z tego co gdzieś udało mi się wyczytać, zdobywa nawet oceny godne Hermiony, co sprawia, że w moich oczach jej ranga wzrasta, a ona sama staje się prawie tak ważna, jak czekoladowy Mikołaj w święta. A uwierzcie mi, bez niego Gwiazdki być nie może.
DEMI LOVATO
Znana chyba głównie z grania dla Disneya i kariery muzycznej, ale nie dlatego znalazła się na mojej liście osób, które szpieguję w internecie niczym jakiś popieprzony psychofan.
Dwa lata temu Demi zgłosiła się do leczenia i przyznała do posiadania zaburzeń odżywiania. Od tamtego czasu promuje zdrowy styl życia i mówi głośno w mediach o tym, co zazwyczaj się przemilcza – czyli tym, jaką krzywdę potrafi zrobić anoreksja, bulimia i wszystkie inne rodzaje chorób związanych z odżywianiem. Nie wstydzi się rozmawiać o przebiegu zaburzeń, pokazując wszystkim tym przemądrzałym ludziom, którzy kojarzą anoreksję tylko z wychudzonymi dziewczynami, że życie z takim ciężarem na karku jest cholernie trudne i nie zawsze związane z głupotą chorej (“a, będę się odchudzać”) a często z presją otoczenia.
Z powodów osobistych sam fakt, że Demi wyzdrowiała jest dla mnie bardzo ważny – bo pokazuje, że da się pokonać chorobę, jeśli tylko stanie się do walki.
Demi Lovato robi tez cos przeciwko self-harm, jak sie nie myle. Ogolnie,jest calkiem spoko.
U mnie, oczywiscie Slash ( JEZU JAKIE TO TYPOWE ), bo jest bogiem seksu i idealem nad idalami. No i Tom Araya, Kerry King, Clooney, i paru innych przystojniakow ; )
Tak, oprócz mówienia o zaburzeniach odżywiania głośno opowiada także o cięciu się i robieniu sobie krzywdy jako reagowaniu na presję otoczenia, to też bardzo ważna sprawa 😉
O ja też mam paru przystojniaków, ale za długa notka by była ;D
Dla mnie ideałami są bliźniaczki Olsen – Mary Kate i Ashley. Są pięknymi kobietami sukcesu, mają miliardy w kieszeni, a i klasy i oryginalności im w stylu nie braknie 🙂
Hayley Williams – moja prywatna bogini, ideał kobiecości i posiadaczka wspaniałego głosu, do którego czasem wkrada się równie wspaniała chrypa. *-*
Matka Teresa z Kalkuty, św. Joanna Molla.
Pratchett! Zgadzam się z tym co o nim napisałaś. 🙂
A co do Emmy to każdy już chyba zdążył sieęzorientować, że ją podziwiasz 😛
Jeśli chodzi o Pratchetta, zgodzę się, że facet jest absolutnie genialny, ale jakoś nie potrafię czytać jego książek. Przeczytałam dwie… I były w porządku, ale do kolejnych mnie nie ciągnie.
Matt Bellamy!
A jakie czytałaś? Bo ja na początku też nie mogłam się przekonać, a potem się okazało,że przeczytałam chyba jego najsłabszą książkę i jak sięgnęłam po te ‘lepsze’ to się zakochałam ;D
O, nie wiedziałam o chorobie Demi…no cóż, do tej pory kojarzyłam ją głównie z “Camp rock”.
Może nie mam ludzi, którzy szczególnie mnie inspirują…ale jest kilka osób, które bardzo lubię i którymi jestem zafascynowana – Johnny Depp, Robert Downey Jr (och, to takie typowe…), Jude Law i Stephen King. Chętnie spotkałabym się z tymi panami;)
Ja z wielką chęcią całowałabym stopy Olgi Tokarczuk, dziękując za każde napisane przez nią słowo.
Też podziwiam Demi za to, że wygrała z chorobą i śmieszą mnie ludzie znający ją tylko z Disneya i za wszelką cenę chcą zmieszać ją z błotem. A Emma rzeczywiście jest śliczna i bardzo mi imponuje 🙂
Moimi idolami są Tim McIlgath, George Orwell Chester Bennington i Stephen Hawking. Może kiedyś u siebie na blogu opiszę dlaczego tak jest 😀
Idol to taki dziwny gatunek człowieka – może być najgorszym draniem, a fani i tak go będą kochać. Mnie to wygląda na ślepą miłość, bo czym innym jest docenianie czyjegoś talentu lub podziwianie urody, a czym innym budowanie ołtarzyka i całowanie stóp komuś, kto spowodował wypadek prowadząc samochód pod wpływem alkoholu/narkotyków/muzyki death metalowej (niepotrzebne skreślić) albo notorycznie zdradzał wszystkie 10 żon, tylko dlatego że na przykład ładnie śpiewa albo co roku oddaje trochę pieniędzy na biedne dzieci w Rumunii czy innej Afryce.
Rzeczywiście, niektórzy mogą przesadzać ze swoim podziwem dla idoli, ale chyba nie ma tak dużo osób, co by robiły ołtarzyk i całowały stopy.. a przynajmniej mam nadzieję, że ludzkość jeszcze ma jakikolwiek dystans!
Zauważ, że czasami jak jakiś celebryta coś zrobi to ciągnie się to za nim latami, a normalnemu człowieku wybacza się i zapomina…
Rzeczywiście – idol to dziwny gatunek!
Jest kilka osób, które mnie inspirują, o jednej z nich pisałam nawet ostatnio na blogu 🙂 Przyznam, że też uwielbiam Pratchetta, a przynajmniej te książki, które wpadły mi w ręce bardzo polubiłam. Generalnie nie robię ołtarzyków swoim idolom, ale czasami mam ochotę choć przez jeden dzień być taka jak oni 🙂
A co do twojego pytania muszę przyznać, że właśnie najbardziej motywuje mnie oglądanie wyczynów innych gitarzystów i właśnie myśl, że przy odrobinie chęci i samozaparcia mogę osiągnąć chociaż część ich umiejętności daje mi solidnego kopa do działania. Z resztą, ja z natury jestem baardzo cierpliwą osobą 🙂 Chociaż też mam chwile zwątpienia i wydaje mi się, że czegoś nigdy nie opanuję. Będę trzymać za Ciebie kciuki i życzę dużo wytrwałości i cierpliwości w grze 🙂
Jak ja nie lubię Lisa, nie wiem czemu ale po prostu mnie denerwuje. Niestety muszę mu przyznać, że jest dobry w tym co robi:)
JA tam nie mam idoli no może co najwyżej pisarzy:)
A ja tam nikomu nie całowałabym stóp. ;p Jestem “bezidolowa”, o.
Wielu ich było… i jest coraz więcej 😀
Żeby nie pozostawać gołosłowną – Julia Child, Nigella Lawson,Beatrix Potter i moja Babcia 😀
A u mnie znajdzie się miejsce dla Emmy Watson, ale dopiero po Paulu Austerze, w którego ksiażkach bez zbędnych zdań i ozdobników można zapomnieć o reszcie świata i Jasperze Fforde – kimś, kto dla mnie jest jak Pratchett dla Ciebie (i mojej siostry). A Pratchetta znów chętnie spróbuję, choć pierwsze podejście audiobukowe i w obcym języku powaliło mnie na łopatki (i to nie ze śmiechu…). Hobbit widziany?
Richard Dawkins, za inteligencje i upór.
George Carlin, za podejście do życia, ostry jak brzytwa dowcip
Billie Joe Armstrong, za to jak komponuje, wieczny wkurzenie na świat nie popadając w zgorzknienie.
Jacek Kaczmarski, za teksty które wciąż znam na pamięć,
Wojciech Cejrowski, za to jak swoimi programami i książkami buduje ciekawość świata
Kuba Wojewódzki, za kapkę inteligencji i dystansu w telewizji.
Jeremy Clarkson, za dystans, dystans i jeszcze raz dystans do wszystkiego
Iker Casillas, za wierność, lojalność i pracowitość
Marta Hennig za talent, pracowitość, wytrwałość
Zbigniew Wołoszański, za to jak stara sie przebić z misyjnym przesłaniem historii w erze popkultury.
To wszystko są dobre ideały, bylebyś nie rozwalił gitary jak BJ, bo nie mamy hajsu na drugą 😉
A za tą Martę… ach, podziękuję ci osobiście już :*
Nie cierpię Lisa, naprawdę. Z całego serca mi działa na nerwy jak mało kto.
Idol? Myślę, myślę… i kurczę, dochodzę do wniosku, że nie mam takowego. Nie ma osób, na których bym się całkowicie wzorowała. Jeśli coś niezwykłego mi się obije o uszy o tym czy tamtym człowieku, staram się robić to samo, jeśli 5 następnych także mi czymś zaimponuje, biorę przykład również z nich. Ale to chyba bardziej podchodzi pod autorytet, między tymi pojęciami jest dosyć śliska granica. Mężczyznami mojego życia (kobiet jakoś nie mam są Piotr Selim, Andrzej Poniedzielski, Nicholas Cage i oczywiście Stanisław Wokulski, hi hi <3
Uwielbiam Lance’a Amstronga, od dziecka był moim bohaterem. Nawet po tym co ostatnio się stało, po tym, że już się przyznał do dopingu, po tym jak wszyscy ”fani” zmieszali go z błotem, dla mnie dalej jest bohaterem. Wszyscy pytają “Czemu? Przecież każdy uważa go za śmiecia” i właśnie dlatego, że mam swoje zdanie i nie będę ginąć pośród tłumu gówno wartych ludzi, którzy kiedyś go szanowali i uważali za wspaniałego, a teraz idą za opinią innych, no, ale przecież tak łatwiej.
Zainspirowałaś mnie tą notką, może kiedyś stworzę podobną listę 🙂 W moim wypadku znalazły by się tam także postacie fikcyjne, ale to już inna sprawa.