Menu
Dobre życie

Co się robi, kiedy ktoś umiera?

Na mnie nie patrzcie, ja nie znam odpowiedzi na to pytanie.

Może gdybym wiedziała, to teraz nie gapiłabym się w jeden punkt.

Może gdybym wiedziała, to teraz nie byłoby tak, że już przez chwilę wydaje się, że już dobrze i nie smutno, a zaraz potem znów czujesz, że to wszystko jest niesprawiedliwe.

Może gdybym wiedziała, to nie miałabym wyrzutów sumienia, że mogłam coś zrobić inaczej i że niektórych spotkań się nie przekłada.

Może. A może nie.

Są tacy ludzie w życiu, którzy wydają się być wieczni. Ludzie, którzy są przecież CAŁY CZAS i nie mogą sobie gdzieś pójść, albo, na przykład, umrzeć, bo przecież ZAWSZE byli. ZAWSZE. Więc w sumie nawet nie myślisz o tym, że może ich kiedyś nie być, bo po prostu nie wyobrażasz sobie takiej opcji i wydaje ci się, że to niemożliwe. Że to raczej oni cię przeżyją, a nie odwrotnie, bo przecież od początku albo od prawie początku byli częścią twojego życia. Czasami nawet byli taką częścią, której kompletnie nie doceniasz, ale która zawsze była.

I potem wasze drogi się rozchodzą, ale dalej masz myśl, że oni tam są i żyją, mieszkają sobie i pewnie zachowują się tak jak zawsze, mając swoje przyzwyczajenia.  Że dalej gadają swoje powiedzonka, zachowują się jak zawsze i może kiedyś – tak sobie myślisz – może kiedyś w sumie ich odwiedzisz, bo byłoby fajnie znów się zobaczyć.

Tylko że te kiedyś się odwleka w czasie i w końcu dostajesz w twarz wiadomością, której kompletnie się nie spodziewałeś. Nie żyje. Jak to, nie żyje?
Przecież był zawsze, nie?

I potem nie wie się, co się ma zrobić. Bo co się robi, kiedy ktoś umiera? Co się robi, kiedy umiera ktoś, kto był zawsze i nigdy się nie zmieniał?

Nie wiem.

Z soboty na niedzielę odszedł mój trener, z którym trenowałam od końca mojej podstawówki do października przed rozpoczęciem studiów. Trener, z którym jeździłam na zawody, obozy, z którym widziałam się pięć razy w tygodniu i który cały czas nosił tą samą dżinsową katanę. Trener, z którym przybijałam piątki jak wyszło albo mijałam się w milczeniu kiedy było kiepsko. Trener, który darł się tak, że cały stadion słyszał DAWAJ MARTA.

Który był taką osobą, która przecież była zawsze.
Do dzisiaj. Dzisiaj skończyło się zawsze.

O autorce

Jestem Marta i próbuję jednocześnie spełniać marzenia, robić swoje i być dorosła, ale to ostatnie nie zawsze mi wychodzi.