Menu

Bożenka wcale nie miała łatwo w życiu.

Mieszkała na wsi, więc dzień w dzień pomagała rodzicom. A tu wykopki, a tam nakarmić kury, a to wyrwać chwasty albo porobić inne tego typu, rolniczo-wiejskie rzeczy. Potem Bożenka dorosła, obowiązki zostały, a tu oprócz tego trzeba było dojeżdżać do szkoły średniej i wstawać o świcie, by zdążyć na ten przeklęty autobus o nieludzkiej porze. Bożenka jednak była pracowitą dziewczyną, więc nie narzekała zbyt dużo. Zresztą, porządne dziewczyny nie jęczą, tylko robią.

A Bożenka była porządna.

Potem minęło trochę czasu, szkoła średnia się skończyła, a Bożenka się zakochała i pewnego dnia wskoczyła w ślubną suknię, trzymając za rękę mężczyznę swojego życia. Wszystko układało się jak w bajce, do momentu, w którym los nagle stwierdził, że trochę im w życiu zamiesza, bo przecież nie mogą mieć za łatwo.

WIELKA NIEWIADOMA

Mężczyzna jej życia wyjechał za wykształceniem i przez kilka miesięcy Bożenka została sama z małym synkiem i kolejnym dzieckiem w drodze. Pisali z mężem listy – czytane przez cenzurę – i tęsknili za sobą, tak jak należało. A potem, pewnego zimnego dnia, 13 grudnia 1981 roku Jaruzelski ogłosił stan wojenny i nagle kontakt z ukochanym się urwał.

Przez ponad dwa tygodnie Bożenka dzień i noc zastanawiała się, co się z nim dzieje. Listów nie ma, telefonu nie ma, nikt nic nie wie, a ona siedzi sama. Synek ma prawie 1,5 roku, w brzuchu rośnie kolejna ludzka fasolka, a mąż przepadł jak kamień w wodę. Gdzieś tam słychać plotki o strzelaninach, więzieniach i innych mało przyjemnych rzeczach. Z jego strony – nieznośna cisza. Cisza, która nie zwiastuje nic dobrego.

W końcu przyjeżdża na święta Bożego Narodzenia. Cały i zdrowy. Bożenka jest szczęśliwa. Mijają miesiące i na samym początku lata, przychodzi na świat córeczka i oficjalnie dołącza do całej rodziny. Czasami mąż dalej wyjeżdża, a Bożenka musi zostać sama. Jest jednak dzielna, więc radzi sobie z podniesioną głową i nie prosi o pomoc.

W końcu jednak udaje się im osiąść na stałe i stworzyć normalną rodzinę w jednym miejscu.

I, teoretycznie, tak to się powinno skończyć.

NOWY ROZDZIAŁ

Tyle, że się nie kończy. Prawie 11 lat po narodzinach córeczki Bożenka rodzi po raz kolejny. Znów córkę. Synek się buntuje i pakuje swoje zabawki, marudząc, że teraz w domu będą same baby. Nie pociesza go nawet czarny kundel Pluto, który niedawno trafił do ich rodziny.

A Bożenka znów ma pod górkę.

Córeczka jest małą blondynką z pyzatą buzią i piegami, które odziedziczyła właśnie po Bożence. W przedszkolu choruje na zapalenie płuc i codziennie wieczorem musi robić sobie inhalacje rurą, która wygląda trochę jak trąba słonia. Bożenka cierpliwie się nią opiekuje i podaje leki, martwiąc się, co to będzie. Na szczęście, jest dobrze.

Córka rośnie jak na drożdżach, a z każdym centymetrem uczy się gadać szybciej i więcej. Czasami Bożenka ma już tego dosyć i przed spotkaniami z rodziną bierze ją na bok i poucza, by tyle nie mówiła. Blondyneczka nigdy nie słucha i plecie to, co jej ślina na język przyniesie. Prosta grzywka zakrywa jej oczy, więc pewnego dnia, gdy Bożenki nie ma w domu, bierze nożyczki i sama ją sobie krzywo ucina. – Skaranie boskie z tym dzieckiem – myśli sobie Bożenka, ale nie daje po sobie tego poznać. Wina spada na męża, bo to pod jego opieką córka na głowie robi sobie armagedon.

Starsze dzieci wyjeżdżają na studia i Bożence zostaje tylko ta najmłodsza. Chociaż Bożenka nie jest zbyt otwarta i emocjonalna, swoją miłość pokazuje na różne drobne sposoby. Codziennie wieczorem wsuwa się po cichu do pokoju i kładzie córce na biurku kanapki. Kiedy jest chora, wstaje w nocy i sprawdza, czy wszystko w porządku. Czasami wsuwa jej banknot w dłoń i każe kupić nowe spodnie, właśnie te, do których córka wzdychała, bo przecież w takich starych i wytartych nie będzie chodzić, ludzie patrzą. I najśmieszniejsze jest to, że zarówno ona, jak i córka wiedzą, że wcale tych nowych spodni kupować nie musi, że Bożenka robi to dlatego, że córka bardzo je chciała.

Bo Bożenka jest kochana.

 

SUPERBOHATERKA

Mija czas i córka rośnie. Idzie śladem rodzeństwa i wyjeżdża na studia. Pewnego dnia wraca na dłuższą przerwę i wieczorem, niespodziewanie, zaczyna chorować. Męczy ją gorączka i wymioty, leży w łóżku, w ciemności, modląc się, żeby to wreszcie się skończyło. Miasto już śpi. Dom też.

Ale nie śpi Bożenka, która co godzinę lub dwie wstaje – mimo tego, że rano musi wstać do pracy – i wymienia córce na czole zimny kompres. I chociaż córka ma już dwadzieścia lat, to dotyk maminych rąk na głowie sprawia, że robi się lepiej.

Bo Bożenka jest superbohaterką. I moją mamą.

Wszystkiego najlepszego w Dniu Matki, mamo.

Przeczytaj też wojenną historię mojej babci: Irenka

O autorce

Jestem Marta i próbuję jednocześnie spełniać marzenia, robić swoje i być dorosła, ale to ostatnie nie zawsze mi wychodzi.