Menu
Dobre życie

[0.5] Prawie jak Kopciuszek

Czasami życie przewraca się o sto osiemdziesiąt stopni.
Na przykład wtedy, kiedy jak Alicja, wpadasz do króliczej dziury i spotykasz kota, którego nie widać oraz dziwnych, okrągłych bliźniaków stojących na leśnej ścieżce. Lub gdy kupujesz zdrapkę za złotówkę i wygrywasz kupę kasy, za którą kupujesz samochód, którego zazdroszczą ci na osiedlu i dwa perskie koty, bo zawsze o takich marzyłeś. No, albo wtedy, kiedy kompletnie nie dajesz sobie szansy, ale dziwnym i kompletnie niespodziewanym zrządzeniem losu, tą szansę daje ci ktoś inny.
I wtedy czujesz się jak Kopciuszek, który złapał księcia za nogę.

Dzisiaj jestem Kopciuszkiem.

Takim, który właśnie, całkowicie niespodziewanie, dostał do przymierzenia szklany pantofel i okazało się, że o dziwo, pasuje. Mimo tego, że noga brudna, nieidealna i kompletnie nie w stylu księżniczki, nie mówiąc już o tym, że w królestwie pełno lepszych stóp.

NIE WIEM, CO NAPISAĆ

Przez długi czas męczyłam się z tym wpisem, bo targa mną tyle emocji, że na zmianę uśmiecham się i ścieram łzy z policzka, a moja głowa nie może się zdecydować, czy się cieszymy, czy panikujemy, więc robię jednocześnie dwie rzeczy na raz. Tak od wczoraj wygląda moje samopoczucie: albo tańczę po pokoju, albo zaczynam chlipać na tapczanie, bo schodzi ze mnie napięcie i stres, który skumulował się we mnie przez sprawy prywatne (swoją drogą, w życiu bym nie sądziła, że w stu sześćdziesięciu jeden centymetrach ludzkiego ciała może znajdować się TYLE stresu).
Wiadomość o znalezieniu się w pierwszej dziesiątce w mojej kategorii w konkursie Bloga Roku było dla mnie spełnieniem marzeń. Nie wisienką na torcie, a samym tortem. Było czymś, w co piekielnie wątpiłam, bo do końca bałam się, że ktoś mnie z tego miejsca zwali. Oczywiście, jak to ja, gdy tylko chodzi o mnie, zakładałam, że nie może się udać. A udało się! Gdy ogłoszono wyniki, odświeżałam stronę przez następną godzinę, bo bałam się, że to jakiś błąd i tak naprawdę pomylili mnie z kimś innym.
A jednak. Przyszli ludzie, którzy wierzyli we mnie bardziej niż ja i dali mi tak mocnego kopniaka, że poszybowałam do przodu, ze zdziwioną miną i kręcąc głową z niedowierzania.
Wczoraj dowiedziałam się, że przeszłam jeszcze dalej i wylądowałam w finale.
I ja wiem. Wiem, że pewnie czytelników mało to obchodzi, ale to, co się stało, jest dla mnie takim szokiem, że nie potrafię napisać nic innego. W życiu się nie spodziewałam, że coś takiego mi się uda. Dalej nie potrafię przetrawić tej wiadomości. Przez cały wczorajszy dzień bałam się, że zaraz dostanę maila, że to pomyłka i że przejście do finału należy do kogoś innego.
Ale nic takiego się nie stało.
I właśnie dlatego dzisiaj nie potrafię napisać dla was normalnego wpisu. Bo nie jestem w stanie. Jestem chodzącym, gotującym się garnkiem, który zaraz wybuchnie z emocji, tych pozytywnych.
Czasami piszecie, że ten blog zmienił Wasz sposób myślenia czy wpłynął na Wasze życie. A jak czujecie się z myślą, że Wy przewróciliście moje do góry nogami?
Jestem Kopciuszkiem, który dzisiaj, dzięki Wam, wreszcie porządnie uwierzył w siebie.
O autorce

Jestem Marta i próbuję jednocześnie spełniać marzenia, robić swoje i być dorosła, ale to ostatnie nie zawsze mi wychodzi.