Widzisz ich wszystkich prawie codziennie. Kobiety mają długie, błyszczące włosy i sandałki od projektanta, które kosztują tyle, co kilka twoich pensji. Mężczyźni noszą dopasowane garnitury i nawet, gdy nie są obdarzeni urodą przez matkę naturę, to i tak znajdą swoje groupies. Wszyscy zarabiają sporo, są popularni, mają setki tysięcy polubień na facebooku i goszczą w programach śniadaniowych u boku telewizyjnych gwiazdek.Sięgasz po pilota i wyłączasz telewizor. Palcem u stopy ze złością wygaszasz komputer.Oni mieli szczęście. Ty nie możesz go mieć. […]

Dlaczego akurat TOBIE się nie udaje
Widzisz ich wszystkich prawie codziennie. Kobiety mają długie, błyszczące włosy i sandałki od projektanta, które kosztują tyle, co kilka twoich pensji. Mężczyźni noszą dopasowane garnitury i nawet, gdy nie są obdarzeni urodą przez matkę naturę, to i tak znajdą swoje groupies. Wszyscy zarabiają sporo, są popularni, mają setki tysięcy polubień na facebooku i goszczą w programach śniadaniowych u boku telewizyjnych gwiazdek.
Sięgasz po pilota i wyłączasz telewizor. Palcem u stopy ze złością wygaszasz komputer.
Oni mieli szczęście. Ty nie możesz go mieć.
Za każdym razem, gdy pojawia się jakiś optymista gadający o swoich marzeniach i celach, zawsze znajdzie się ktoś, kto z wściekłą miną tylko czeka, żeby mu przerwać.
I gdy już to robi, zaczyna najdłuższy na świecie esej o tym, jak to dążenie do marzeń to kłamstwo i ściema, bo udaje się tylko nielicznym. Bo jak to tak? Jak niby mam spełniać te swoje cholerne marzenia, gdy mam na głowie chorą matkę, którą trzeba się opiekować? Jak niby, mądralo, mam zostać prawnikiem, skoro nie stać mnie na studia?
Taki ktoś furczy, szczeka, jeży się i warczy, bo przecież sytuacja mu nie pozwala. Bo nie każdy jest szczęściarzem, nie każdy urodził się w czepku, nie zawsze można.
JESTEŚ NA CELOWNIKU
I w jednym mają ci ludzie rację – nie ma czegoś takiego jak równy start – jeden urodzi się w domu, w którym wszystko jest w porządku, inny od najmłodszych lat będzie bity i poniżany. Jednemu rodzice kupią mieszkanie, drugi będzie brał na kredyt, a potem pogrąży się w długach.
To oczywiste, że niektórych rzeczy nie przeskoczysz. Czasami rodzisz się niepełnosprawny. Innym razem masz na barkach całą rodzinę. Sens tego wszystkiego polega na tym, że się nie poddajesz. Że jesteś twardym zawodnikiem.
Bo może nie dasz rady być Anją Rubik z takim wzrostem, ale nikt nie mówił, że nie możesz być fotomodelką. Bo to, że teraz nie stać cię na studia medyczne nie znaczy, że za dziesięć lat nie będziesz mógł tego zrobić.
Grunt to nie grzęznąć w bagnie, do którego sam się wkopujesz. Nie tonąć w ruchomych piaskach złożonych z nie mogę, moje życie mi nie pozwala, nie jestem w stanie… Ci wszyscy ludzie, którym się udało i którzy tak entuzjastycznie namawiają innych do spełniania marzeń to nie osoby, które po prostu miały fuksa. Zdziwiłbyś się, ilu z nich borykało się z większymi problemami niż twoje.
Wyobrażacie sobie grafika, który widzi na jedno oko? Ja takiego znam i mogę wam zagwarantować, że robi świetne prace. Poznałam też dziewczynę, która kiedyś chorowała na anoreksję, a teraz uczy innych pewności siebie. Słyszałam o chłopaku, który choruje na śmiertelną chorobę i robi wszystko, żeby jej zapobiec.
Rany boskie, przecież DOSKONALE znacie te wszystkie historie ludzi sukcesu, którzy w dzieciństwie nie mieli nawet na kromkę chleba!
To od ciebie zależy, czy przegrywasz czy wygrywasz.
A NAJBARDZIEJ ZASKAKUJĄCE…
Problem w tym, że tak to nie działa. Że może nawet i nie ma szans spełnić tego, co sobie zaplanował, ale nie pomyśli nawet o tym, by swój plan zmodyfikować. Że może to wszystko polega na tym, żeby nie iść typową drogą. Żeby spróbować inną ścieżką.
Albo żeby uświadomić sobie, że to nie spełnione marzenie jest najważniejsze, a chęć życia i dążenie do tego, żeby je zrealizować. Wiecie, czym jest osiągnięty cel? Niczym więcej niż złotym medalem na szyi, którym cieszycie się przez chwilę, a potem akceptujecie. Prawdziwym życiem jest staranie się go osiągnąć. Jest próba walczenia o takie życiorys, jaki chcecie mieć.
Nawet, kiedy czasami jest niesamowicie nierealny.
To nie fakt spełnienia marzenia jest ważny tylko to, że przynajmniej próbujesz.
Uwierzcie mi, wielu “szczęściarzy” też życie nieźle kopnęło w tyłek. Różnica jest jedna: oni zamiast wywiesić białą flagę, wykorzystali kopnięcie, by nabrać rozpędu.
A teraz lecą. Prosto na podium po medal.
Wyniki piątkowego konkursu znajdą się we wtorkowym wpisie.
Z tym chórem to pojechałaś! 🙂 Śniła Ci się moja historia czy coś? 😀
W piątek byłam w KOŃCU, po chyba trzech latach wzdychania “jak oni pięknie śpiewają” na przesłuchaniu do Chóru Prymasowskiego. Tak, mam głos jak ranna koza, nie znam się kompletnie na nutach i w ogóle zwątpiłam w swój słuch muzyczny. Niem wiem co ja sobie naiwna myślałam. Ksiądz dyrektor mnie nie przyjął, ale chociaż spróbowałam, odważyłam się, to zawsze coś. Tylko zostałam z myślą: co dalej? Być tylko ich wierną słuchaczką, czy może ćwiczyć głos i kiedyś spróbować raz jeszcze?
Na razie znowu jestem na etapie szukania tego, co jest dla mnie ważne. To zawsze lepsze, niż stanie w miejscu 😉
Pozdrawiam Cię serdecznie! 🙂
tyle razy dostałam w życiu kopa w dupę,że jak wreszcie ruszę do przodu to zapewne będzie się kurzyć!
Jak zwykle silny kop motywacyjny w tyłek i piasek w oczy wszystkim malkontentom 🙂 Jeśli teraz niektórzy nie porzucą wymówek, to już nie nic im chyba nie pomoże… Dzięki, Marta 🙂
Świetne! Nic dodać, nic ująć 🙂
Marto po raz enty napisałaś mistrzowski wpis. Te notki rozbudzają we mnie chęc życia i korzystania z niego. Dzięki wielkie!
Już od dłuższego czasu widzę siebie jako tego “szczęściarza”, któremu wszystko w życiu się uda i zostaje tylko szczęśliwe życie, sukces i pieniądze :D. Czasami sobie myślę, że może to zbyt naiwne, że przejadę się na moich wyobrażeniach, ale z drugiej strony wiem, że to nie tylko marzenia, a dokładny plan, któremu towarzyszy ciężka praca. Więc czemu miałoby mi się nie udać? I nie ważna przeszłość, to, że wcale nie było idealnie, ważne jest to czego chcę i jak do tego dążę, nie warto tracić czasu na narzekanie.
Nie rozumiem w ogóle tego, że tacy ludzie, którzy nie są w stanie osiągnąć rzeczy, o których marzą, oglądają się na innych z zazdrością i pogardą. To przecież powinno jeszcze bardziej motywować do działania! Jak dla mnie to najważniejszym jest patrzeć na siebie, a nie ciągle oglądać się na innych, na ich sukcesy i porażki. Bo można zazdrościć, ale ta zazdrość tylko do pewnego momentu jest zdrowa i motywująca. A najważniejszym jest po prostu się za siebie wziąć, ot co!
Wydaje mi się, że czasami, że są sytuacje, które uniemożliwiają nam spełnianie marzeń albo zmuszają nad do odłożenia własnych planów na bok na jakiś czas. Mam na myśli rodzinne tragedie, np. chorobę kogoś bliskiego, który nagle zaczyna wymagać czyjejś obecności 24h na dobę. Takiej osoby po prostu nie potrafiłabym porzucić na rzecz swoich marzeń, nie ważne jak byłabym sfrustrowana i niezadowolona z tego faktu (a pewnie w pewnym momencie tak właśnie by się stało).
Co nie zmienia faktu, że pod wieloma względami masz rację- często nie widźmy włożonego trudu, dostrzegamy sam efekt końcowy.
Oczywiście, tak jak napisałam, są rzeczy, których się nie przeskoczy. Grunt to nie tracić chęci. Nie mówię, że zawsze jest super wyjście z jakiejś sytuacji, ale czasami jest wyjście złe i mniej złe. To też się liczy 🙂
Jak zwykle rewelacyjny i motywujący post! Jestem jeszcze licealistką i nawet (a może i zwłaszcza) na szkolnych korytarzach widoczne jest zjawisko, o którym piszesz. Rodzice niektórych śpią na forsie, dzieciaki latają na korepetycje ze wszystkie, a na lekcjach grają na telefonie lub przeszkadzają. No bo po co się przemęczać skoro Tatuś i tak zapłaci za korepetycje? A inni notują, uczą się, czytają. I później dostają się na studia i jakoś układają sobie życie. No i z pewnością są bardziej samodzielni i usatysfakcjonowani swoimi osiągnięciami.
Pozdrawiam! 🙂
Z tym grafikiem to trafiłaś. Sama mam znajomego, grafika i też widzi na jedno oko.
A jeśli chodzi o gro tematu. Często stwierdzam, że coś nie ma sensu. Po czym i tak stwierdzam, że teraz jest g, ale bez tego też będzie jeszcze większe g.
Z tym chórem i ranną kozą to jakieś nawiązanie do Shakiry? 🙂 Ponoć jak była młodsza, została wyrzucona z chóru, bo “meczała jak koza”.
A wiesz, że nie? Ale super, jakoś się powiązało 🙂
Po prostu uwielbiam Twój blog ! To jeden z tych, którego posty czytam na prawdę dokładnie 🙂 a nie pobieżnie, jak to często bywa w tym środowisku.
Absolutnie się zgadzam. Każdy ma marzenia, ale jedni je tylko mają, a Ci którzy mają power – spełniają je. Nic samo nie przyjdzie, trzeba brać sprawy we własne ręce i modyfikować swoją sytuację. To prowadzi do sukcesu. A szczęście… to swoją drogą 🙂
Czasem też wydaje nam się, że to porażka, że nie wyszło, choć tak nam zależało, a po kilku latach dziękujemy, że tak się właśnie sprawy potoczyły.
Albo przeżywamy przegraną w błahej sprawie, nie zauważając zwycięstwa w tej naprawdę ważnej. Wszystko zależy od naszego systemu wartości chyba 😉
Brakowało mi takiego postu. Zawsze na blogach motywacyjnych albo ktoś próbuje mi powiedzieć, że start ma każdy równy albo, że człowiek prosty nie zasługuje na nic więcej niż wyżycie od pierwszego do pierwszego (wciąż popieram podwyższenie płac minimalnych, nie wiem tylko jak mogłabym się do tego przyczynić). Znam i ludzi, którzy dostali pracę po znajomości i ją spieprzyli (np. przyczynili się do rozwalenia firmy rodziców) i takich, którzy w pracy po znajomościach mimowolnych spełnili się świetnie. Znam też takich, którzy zdobyli wysokie stanowiska ciężką pracą i takich, którzy chcieliby pracować prosto i z tego się utrzymać, ale nie mogą więc kombinują. Ale znam też ludzi, którzy nie muszą martwić się o swoją przyszłość, bo rodzice utrzymują ich do 40-tego roku życia i nie zapowiada się, żeby pieniądze miały im się skończyć. Znam też pisarzy, którzy napisali świetne książki i nie wybili się, bo nie mieli szczęścia. Znam też takich, którym to szczęście sprzyjało. Mam na nich patrzeć? Mam im zazdrościć? W życiu. Mogę się co najwyżej częścią z nich inspirować. Jasne, bolą mnie małe pensje minimalne, ale zdecydowanie bardziej wolę walczyć o swoje niż siedzieć na tyłku i narzekać. Nigdy nie wiesz co kryje się za sukcesem drugiego człowieka. Może i szczęście. Może i pieniądze. Może i wpływowi rodzice. Może i ciężka praca. A może wszystko razem. Nie masz na to wpływu i musisz zająć się swoim życiem. Jasne, świat nie jest sprawiedliwy i nikt nie zagwarantuje ci sukcesu, ale jeśli masz przysłowiowe dwie ręce, dwie nogi i trochę chęci to możesz o swoje życie walczyć. I tak – walczeniem o swoje jest dla mnie znalezienie pół godziny na grę na gitarze w ciągu doby jeśli nagle zostajesz postawiony przed faktem dokonanym i musisz zająć się np. malutką siostrą i ją utrzymać. To są małe rzeczy, ale bardzo ważne. Zawsze gdy jest mi smutno myślę o Hawkingu. I nie o tym, że on akurat miał pieniądze dzięki którym nie musiał się poddawać i rezygnować z kariery naukowej (z tego co się orientuję dostał ze stypendium, w końcu jest geniuszem) tylko o tym, że właśnie te pieniądze w ostatecznym rozrachunku i tak szczęścia ani sprawności nie dają. Wiem, mózgowcem nie może być każdy. Ale każdy być dobrym człowiekiem i to też do Ciebie wraca – ostatnio czytałam o dziennikarzu, którzy sprzedawał swoje audycje radiowe, bo zbierał pieniądze na operacje koleżanki chorej na raka. Koleżanka żyła w skrajnej biedzie, ale się nie poddawała.
… Apsik!
Ostatnio na rozmowie kwalifikacyjnej panie zapytały się jak to możliwe, że po trzech latach studiów mam tyle nakładającego się doświadczenia związanego z kierunkiem, który studiuje. Gdy powiedziałam, że to z pasji, trochę też z konieczności, bo trzeba zarobić, z miłości do sztuki i literatury to jedna westchnęła „szczęściara, że mogła sobie na to pozwolić”. Nikt nie zapytał ile poświęciłam dla studiów i pracy, nikt nie zapytał o sytuacje rodzinną, o tym, czy mam jakieś zobowiązania. Poczułam się okropnie. Tak jakbym miała przepraszać za to, że mi się chciało. Za to, że moi rodzice są wykształceni i do wszystkiego doszli ciężką pracą – a ja patrząc na nich chcę dla siebie tego samego. Za to, że wykorzystałam to, że mogłam studiować i jednocześnie pracować. I dostać stypendium. Lekko nie było, bo miałam na głowie i dom i rodzinę i wszystkie problemy z tym związane. Ale tego nikt nie widział.
Co do Anonima powyżej: ja nie rozumiem jednej rzeczy: takie komentarze nie pojawiły się pod filmikiem Marty, w którym jako jeden z motywatorów podała to, że każdy może zawsze wrócić do rodziny, bo ta zawsze mu pomoże (a przecież nie może, bo nie każdy ma niepatologiczną rodzinę lub rodzinę w ogóle) a pojawiają się pod wyważonym i nie-generalizującym tekstem przez który autorka próbuje pokazać, że nie każdy ma równy start i tego się nigdy nie zmieni, ale w życiu chodzi o próbowanie? Nie rozumiem czego ludzie oczekują od świata. Utopijnej idei komunistycznej w której każdy ma tyle samo i ludzie rozwijają się dla samego rozwoju? Świat to nie utopia, a każda utopia i tak ostatecznie zamienia się w antyutopie lub dystopie. W tamtym filmiku Marta mogła wydawać się trochę odcięta od świata (ciągle się o to sprzeczam z moim mężczyzną, bo jego sytuacja rodzinna jest… hm… w każdym razie ja zaciekle broniłam tego, że do mnie ten filmik trafia, bo ja mam inną sytuację w rodzinie i wybuchnęła wojna w czasie której nawet przysłowiowymi skarpetkami się rzucaliśmy) ale tutaj? Jestem zaskoczona tym, że ktoś tak odczytał ten tekst.
PS. Marta, nadal czytasz bucket list? Jeśli tak to wyślę Ci swoją.
Apsik!
Twój tekst jest taki prawdziwy i piękny! Bo łatwo napisać spełniaj marzenia. Trudniej napisać jeden ma lepiej, drugi gorzej, ale mimo to spełniaj marzenia. Od razu przypomniała mi się historia opowiadana nam przez nauczycielkę historii. Mówiła, ze uczyła kiedyś chłopaka, który miał bardzo ciężko w życiu. Trudna sytuacja rodzinna, relacje. Chłopak miał jednak marzenie związane z angielskim. Nie pamiętam już jakie dokładnie. Zawziął się w sobie i… udało mu się. Teraz jest świetny w tym co robi, a jego marzenie się spełniło. Jest mnóstwo przykładów na to, że marzenia się spełniają tylko trzeba im pomóc. Uważam, że w samym dążeniu do celu jest coś pięknego. No i świadomość, że się coś osiągnęło jest wspaniała.
Dziękuję Ci za kolejny cudownie motywujący wpis, po którego przeczytaniu mam ochotę góry przenosić i nawet chemia już nie taka straszna, bo chcieć to móc.
Dobrze powiedziane ale trzeba brać pod uwagę fakt różnego kształtu psychiki u ludzi.Niektórzy nie są w stanie mimo chęci przeskoczyć swoich ograniczeń lub każdą drobnostkę odczuwają jako wielką porażkę. Cała reszta powinna się zebrać w garść i wykorzystać te porady.
Dostałam takiego małego kopa od Ciebie. Dziękuję. Jestem z tych dziwnych osób co czasem siedzą i marudzą ,ze życie jest złośliwe ale zaraz potem mowie wszystkim dookoła, ze jak się coś chce to naprawdę można 🙂 Twoje wpisy naprawdę do mnie przemawiają i się po nich “ogarniam”. Pozdrawiam.
1dobry tekst@
To prawda że życie jest nie sprawiedliwe. Fajny tekst. Ale z mojej perspektywy powiem ci, że masz dobrze w życiu jak skończysz medycynę it czy pielęgniarstwo. Reszta albo języki albo koneksje. Jak ci ktoś nie da szansy w życiu będziesz nikim, będziesz na wiecznym dorobku, będziesz chodzić miesiącami na setki rozmów o pracę. I to też jest uzależnione od startu w życiu, masz bogatych rodziców, stać cię pojechać na wyjazd np na rok na erazmusa bo za same stypendium się nie utrzymasz, albo nie musisz brać kredytów na mieszkanie. Ciekawy tekst
Zyjemy w systemie szatana poczytajcie, rzadza nami psychopatyczne elity nie wiem czy zycie w takim swiecie ma sens, choroby wojny glod, bieda nierownosc spoleczna gdzie jest Jezus ja sie pytam