Miałam pewne wątpliwości co do kupna The Sims 4 – w internecie jeszcze przed premierą znalazło się milion negatywnych recenzji, jęczących na każdy pojedynczy skrawek gry. Że nie ma już gazet, że nie można robić basenów, że niemowlaki wyszły z mody i wróciły oldschoolowe kołyski rodem z pierwszej części. Wahałam się, bo jakby nie było, sto pięćdziesiąt złotych piechotą nie chodzi, a kupienie gry, którą wszyscy określają mianem “kiepskiej” nie wydawało mi się najlepszym pomysłem…
NARZĘDZIE TWORZENIA POSTACI
Każdy Sim ma jakieś marzenie, do którego dąży. Nasza Marta chce być pisarką, bo przecież kocha pisać. W trakcie gry będę mogła spełniać cele, do których dąży, uszczęśliwiając ją i zbierając punkty, które potem wymienia się na specjalne nagrody – takie jak eliksir, po którym Sim nie musi spać czy miksturę płodności, która pomaga w “zrobieniu” bliźniaków. Dobra motywacja do grania – starałam się robić wszystko, żeby uszczęśliwiać Martę i spełniać jej marzenia, aż w końcu uzbierałam na eliksir, który niwelował chęć spania. Zaoszczędziłam 8 godzin każdego dnia 🙂 To o wiele bardziej przydatne niż nagrody z dwójki typu “drzewo z banknotami”.
Potem zaklepuję wszystko i czas na wprowadzenie Marty do miasta. Mamy do wyboru dwa – oczywiście, jak każdy szanujący się recenzent nie pamiętam nazw. Nieważne, ważne jest to, że ja wybieram puste pole – sama zbuduję dom!
Stare nudy. Zmienił się tylko wygląd menu na dole i to, że meble są teraz w trybie budowania. Trochę dziwne na początku, ale człowiek szybko się przyzwyczaja. Teraz w ogóle mi to nie przeszkadza i szybko mi się buduje domki.
Mebli jest sporo, nie ma na co narzekać. Niektórych nie da się kupić – mogą je odblokować tylko ci Simowie, którzy skończyli odpowiednią karierę. Z jednej strony – to upierdliwe, z drugiej – zachęca do pracowania (w sensie, twój Sim ma pracować, nie ty).
Czujecie się, jakbyście u mnie byli? Tędy się wchodzi, ludzie. Mieszkam na piętrze, ale nieważne.
Mniej więcej udało mi się dotrzeć do końca budowy. Mówiłam, że żaden ze mnie architekt 🙂
(Prawy dolny róg) To okno aspiracji Marty. Chce być jak Rowling i żeby poczuła się szczęśliwa, powinnam się starać, żeby spełniła te mini-cele.
Marta ćwicząc jakąś czynność zdobywa umiejętności – tak jak w poprzednich częściach. Nie jest to jednak takie dłuuuuuugie i nużące jak w dwójce czy jedynce.
To jest fajne – kiedy Simowi czegoś brakuje, robi się zły, smutny, rozdrażniony. To wpływa na całe jego życie: jak jest wkurzony, to raczej nie umie podrywać ludzi, kiedy jest smutny, wkurzy się, kiedy sąsiad opowie mu żart. Zobaczcie na lewy dolny róg. Gra robi się przez to bardziej interesująca, bo jak nie uważasz, to twój Sim będzie się zachowywał zupełnie inaczej, niż mu każesz (bo ma zły humor i kropka!).
W tej części nie trzeba kupować telefonu – przecież wszyscy mają komórki. W ten sposób można jechać na miasto, znaleźć pracę, wynająć sprzątaczkę…
Prac jest kilka, fajną zmianą jest to, że nie trzeba już wklepywać kolejnych poziomów umiejętności, żeby dostać awans. Musisz się wykazać – napisać książkę, jeśli chcesz dostać awans w karierze literackiej, opowiedzieć żart na ulicy, jeśli jesteś komikiem, i tak dalej i tak dalej… Ogólnie – jest ciekawiej.
Podoba mi się też to, że ciągle ktoś chodzi pod moją chatą. Jak widzicie na drugim obrazku, teren na którym mogę sobie chodzić bez ekranu ładowania jest spory – Marta często chodzi tam biegać. 🙂 I teraz – wiem, że w trójce był otwarty świat, ale mi się to nie podobało. Za dużo opcji, za wiele wyborów, tu jest o wiele łatwiej: chcę iść na spacer, wychodzę przed dom. Chcę jechać do miasta, czekam aż gra się załaduje. Wszystko jest jakoś normalnie oddzielone, jak w dwójce czy jedynce, a nie wrzucenie do jednego chaotycznego wora jak w trójce. Dla mnie to jest WIELKI plus czwórki.
Żeby wybrać się na prawdziwe miasto, trzeba chwilę poczekać aż gra się załaduje. Na razie dostępne jest kilka miejscówek, pewnie z dodatkami będzie się to zmieniać.
Marta wybrała siłownię. Czas przypakować biceps. 🙂
W Sims 4 Simowie wreszcie stają się wielozadaniowi. Jedzą, gadają i oglądają tv jednocześnie, czytają książkę i załatwiają sprawy w toalecie, grają na komputerze i rozmawiają z gośćmi… To sporo ułatwia.
Jak już mówiłam, nastrój u Simów jest piekielnie ważny. Ja tyle pisałam, że się wypstrykałam z weny:
Dobrą opcją jest to, że możesz swoje budowle i Simów wrzucać do sieci, a ktoś inny może to pobrać. Ja się cieszę, że to działa w drugą stronę – nie umiem tworzyć ładnych domów, za to ludzie z internetu – tak! Ściągam sobie świetne chaty i cieszę się grą:
Jak już mówiłam, można ściągnąć także Simów, ludzie stworzyli wiele sławnych osób. Jest Harry i Hermiona…
Ktoś stworzył nawet mnie! Żartowałam, sama siebie wrzuciłam do sieci. 🙂
No i gra wie, kim jestem. Po pierwszym awansie w pracy zostałam blogerką! Ale to już w innej rodzince, to nie ta sama Marta. W lewym rogu widzicie spiętego Patryka:
PODSUMOWANIE
Nie jestem dobra w takich normalnych recenzjach, ale pomyślałam, że komuś przyda się jakaś rada od dziewczyny, która naprawdę w Simsy klika, a nie jakiegoś recenzenta gier, który ciągle śmiga po Skyrimach i GTA, a potem raz zagra w Simsy i stwierdza, że są do dupy.
Moim zdaniem, warto jest kupić czwórkę. Wciąga, ma zupełnie inną mechanikę (przez te nastroje Simów) i sprawia, że świetnie się bawisz w trakcie. Nie żałuję tych pieniędzy i nie wykluczam, że kupię dodatki w przyszłości. Jeżeli lubisz Simsy to ta część jest totalnie dla ciebie. W tym poście chciałam Wam pokazać największe zmiany i plusy – po prostu to, co mnie urzekło. Jedynka mi się podobała, dwójka mi się podobała, trójka jest dla mnie najgorszą cześcią – za dużo rzeczy, za wiele możliwości, zbyt wielki chaos, za to czwórka jest wyciągnięciem z jedynki i dwójki tego, co najlepsze.
PS I nie polecam piracenia – twórcy się zabezpieczyli i gdy gracie w pirata, a wasz Sim się wykąpie lub załatwi, chmurka cenzury rozprzestrzenia się na cały ekran. Wiecie, co jest najśmieszniejsze? Że w kilku recenzjach na wielkich portalach autorzy wymieniali to jako wadę… czyli recenzenci grali w pirata, nieładnie. 🙂