Pewne rzeczy się zaniedbuje.
Cała Polska – w tym ja – chce być fit, więc ćwiczy do upadłego. Wszystkie blogerki – w tym ja – chcą zostać mistrzyniami organizacji i samorozwoju. Wszystkie kobiety – w tym, rzecz jasna, ja – czytają o tym, jak być najlepszymi dziewczynami, najwspanialszymi paniami domu i babkami, które się realizują. O jednym tylko zapomniałam.
Że może raz zamiast poradnika, przydałoby mi się przeczytać coś mądrego.
Ostatnio wypełniając ankietę, zorientowałam się, że nic nie wiem.
To znaczy, oczywiście: znam się na ćwiczeniach, wiem co jeść, żeby było zdrowo, jak zaplanować dzień, by być produktywnym i czego nie należy robić, jeśli chcę, żeby mój chłopak ze mną wytrzymał. Zdaję sobie sprawę jak otworzyć blogera i zmontować film, by potem wrzucić go na youtube. Wiem co nieco o mediach, znam zasady w redakcji, orientuję się, dlaczego tak ważna jest zasada pięciu W i w jaki sposób reklamy nami manipulują.
Ale poza tym… nie wiem nic.
Mogę wysnuć odważne stwierdzenie, że jestem tępa jak mój nóż do masła. I że mogę narzekać na szkołę ile wlezie, ale przynajmniej miałam wtedy jakiś kontakt z nauką.
Teraz raczej nie mam.
WOLĘ WYBRAĆ ŁATWIEJ
Oczywiście, że kiedy mam wybór między oglądaniem serialu (swoją drogą, skończyłam właśnie House of Cards i jeśli ktoś jeszcze nie widział, to polecam, najlepszy serial w historii), a obejrzeniem debaty, to wybiorę serial. To łatwiejsze. Możesz wpierdzielać coś słodkiego, gapić się w ekran i przeżywać małe dramaciki i dramaty, odwracać wzrok na widok scen powyżej lat 18 (jakoś mnie razi ta bezpośredniość w niektórych produkcjach) i wkurzać się, kiedy coś idzie nie po mojej – i zazwyczaj głównego bohatera – myśli.
To logiczne, że mając do wyboru artykuł o jakimś naukowym odkryciu/stanie gospodarki/ekonomii/polityce, a blogowy wpis na temat tego, jak zyskać jeszcze więcej czasu, to wybiorę to drugie. Po pierwsze: przeczytam coś, co – czysto teoretycznie – ulepszy moje życie. Po drugie: na blogach jest luz. Kolorowe, ładne zdjęcia. Śmieszne komentarze.
Odpoczynek.
Blogi są łatwiejsze.
I do tej pory jakoś mi nie przeszkadzała ta moja ignorancja i niewiedza, bo – nie wiem czy wiecie – chodzę z tą lepszą połówką, której nie interesują seriale, tylko naukowe artykuły. Jak czegoś nie wiedziałam, to się pytałam i miałam problem z głowy.
Dopóki się nie zorientowałam, że jak tak dalej pójdzie, to będzie ze mnie taki dziennikarz jak z koziej dupy trąba.
NIE MOGĘ SIĘ COFAĆ!
“ALE SIARA!”
A jak jest z waszą wiedzą? Cofacie się?
PS 2 Jeśli macie jakieś tytuły książek, które coś wniosą do mojej wiedzy – walcie śmiało. To samo z adresami stron, na których mogę poszerzyć wiedzę czy coś w tym stylu.