Spotykasz ich wszędzie. W sklepie, urzędzie, tramwaju i w każdym miejscu, w którym akurat musisz coś załatwić. Łatwo ich poznać: za każdym razem, kiedy nawiązujesz z którymś z nich kontakt, w twojej głowie pojawia się jedno, jedyne pytanie: kto, do cholery, dał im pracę na tym stanowisku?Ja też się nad tym zastanawiam.http://gratisography.com […]

Ludzie, którzy nie pasują
Spotykasz ich wszędzie. W sklepie, urzędzie, tramwaju i w każdym miejscu, w którym akurat musisz coś załatwić. Łatwo ich poznać: za każdym razem, kiedy nawiązujesz z którymś z nich kontakt, w twojej głowie pojawia się jedno, jedyne pytanie: kto, do cholery, dał im pracę na tym stanowisku?
Ja też się nad tym zastanawiam.
![]() |
http://gratisography.com |
TO JAKAŚ POMYŁKA
Są ludzie, którzy po prostu nie pasują. Są jak zepsute puzzle, których wystającą część odgryzł pies i teraz nie da się ich nigdzie przyczepić albo bluzka z lumpeksu, którą kupiłaś pod wpływem chwili, a teraz nie masz jej do czego włożyć.Bo jest jaskrawozielona i ma złote cekiny.
Tak samo jest z nimi: bardzo chcą być na swoim stanowisku, trzymają się go jak kot kogoś, kto ma szynkę w ręce i w żaden sposób nie chcą odpuścić, chociaż najzwyczajniej w świecie nie nadają się do swojej roboty. Siedzą więc na tyłku, święcie przekonani o swoim profesjonalizmie, doświadczeniu i umiejętnościach, które w rzeczywistości ograniczają się do podnoszenia innym ciśnienia. Bo przecież oni pokończyli kursy, studia i fakultety, więc wiedzą, co robią. Szkoda tylko, że zapominają o tym, że oprócz wiedzy potrzebne są też predyspozycje.
Brzmi znajomo?
CO ON TU ROBI?
![]() |
http://gratisography.com |
Najlepszy przykład? Znam PR-owca, który nie potrafi wzbudzić niczyjej sympatii. Jest oschły, chłodny, groźny i wali takie suche żarty, że przy nim ja wychodzę na najlepszego komedianta w kosmosie. Ciągle patrzy na wszystkich spod byka i przeciąga wyrazy w irytujący sposób. Co więcej: PROMIENIUJE od niego aura człowieka zadufanego w sobie. On wie najlepiej, nie znosi sprzeciwu i będzie ci udowadniał do swojej usranej śmierci, że ma cholerną rację.
Jak?!
Jak człowiek, który ma dbać o czyiś wizerunek, nie potrafi wykreować własnego? Bo wiecie, skoro on nie umie wzbudzić sympatii do własnej osoby, to jak chce pomóc innym? Ja rozumiem, że pewnie zna wszystkie super-psychologiczne sposoby, skończył studia, wie wszystko o pijarze i pochłonął wszystkie książki z pobliskiej biblioteki, ale nie chce mi się wierzyć, że on może być dobrym – albo najlepszym – PR-owcem. Wątpię w to. Bo niby jak ma to zrobić, skoro nie potrafi sprawić, by ludzie patrzyli na niego przychylnym okiem?
W SZKOLE TO SAMO
Podobnie jest z opiekunkami/nauczycielkami, które kompletnie nie mają podejścia do dzieci. Co one robią w tej szkole? Kto je, do cholery, tam wpuścił?
Można skończyć odpowiednie studia, mieć niesamowitą wiedzę, ale jak nie masz daru do jej przekazywania i cierpliwości do młodych, to sukcesu nie osiągniesz. I nie chodzi mi o to, że nie wygrasz jakiejś nagrody dla najlepszego nauczyciela świata czy premii od dyrektora: chodzi o to, że jeśli nic tych dzieci nie nauczysz, nie zaszczepisz w nich ciekawości, nie sprawisz, że będą chciały coś robić – to osiągnąłeś porażkę. Tyle się zwala na młodzież i młodych, a prawda jest taka, że wina jest gdzieś pośrodku – bo owszem, młodzieży się nie chce, ale nauczycielom też nie.
I uwierzcie, łatwiej jest znaleźć ambitnego ucznia, niż nauczyciela z powołaniem. Albo przynajmniej chęcią robienia czegoś więcej niż zadania durnej pracy domowej.
I… mogłabym wymieniać i wymieniać. Bo takich ludzi nie brakuje w dziennikarstwie, wśród lekarzy, prawników, urzędników czy polityków. Ba, nie brakuje ich nawet na kasie w spożywczaku, bo uważam, że niektórzy też nie powinni tego robić, wbrew pozorom.
A Wy spotkaliście się z takim typem człowieka, czy tylko ja jak zwykle za dużo myślę i analizuję?
Ja się zgodzę – do zawodu, który się wykonuje trzeba mieć serce…i powołanie. Niestety w naszym kraju często ludzie wybierają coś co jest sprzeczne z ich marzeniami, pasjami…i stają się takimi dziwakami, o których mówimy: Boże co on tu robi?
jak ja słyszę hasła – idź pracować do biura, to nóż otwiera mi się w kieszeni…bo NIE CHCĘ TEGO ROBIĆ. Chcę uczyć dzieci. I basta. Chcę spełniać się w pracy, a nie od niej uciekać.
Po części masz rację, ale co jeżeli mam załóżmy predyspozycje do pracy jako handlowiec a ja wolę pracować w branży kreatywnej? Wolę wybrać pracę która mnie uszczęśliwia i sprawia wiele radości niż do której mam jako taki talent.
Mimo wszystko Twojego bloga czytać uwielbiam i czekam niecierpliwie na kolejną notkę. c:
zgadzam się z Tobą tak “fifti fifti” 😉
przede wszystkim w naszym kraju jest inny problem, po prostu umówmy się…ile ludzi ma taką prace o jakiej marzy? Ile ludzi spełnia sie w pracy, dostaje godziwe wynagrodzenie?
Niestety frustracja rośnie….i nie opowiadam tu jakiś bajek, to się dzieje wokół. Znajomy szukał pracy, zaproponowali mu w restauracji 4 zł/godz (samo centrum Krakowa). To woła o pomste do nieba. On pracy nie przyjął, bo nie paliło sie mu aż tak. Drugi problem, to jak są pracownicy traktowani….niestety to wszystko odbija się na ludziach….
Osobiście uważam, że każdy wykonując swoją pracę powinien robić to najlepiej jak potrafi..ale dobrze rozumiem to,że motywacja, chęci i podejście potrafią zostac bardzo zniszczone, wypalone….bo nikt ze stali nie jest.
Doskonale wiem, co masz na myśli. Trafić na odpowiedniego człowieka na odpowiednim miejscu jest cholernie ciężko. Połowa moich nauczycieli to w moich wspomnieniach zwykli ludzie, nie mający ani krzty pasji i odstraszająca od swojego przedmiotu. Tacy ludzie zachowują się, jakby wykonywali swój zawód z jakiegoś przymusu.
Ale co do jednej rzeczy się nie zgodzę. To, że PR-owiec ma taki a nie inny charakter wcale nie oznacza, że nie może być dobry w tym, czym się zajmuje. Wiadomo, że to może działać podobnie, jak w przypadku fryzjerki z paskudną fryzurą – niełatwo zaufać komuś takiemu, ale uważam, że o tym, jakim ktoś jest pracownikiem mają świadczyć efekty jego pracy, a nie usposobienie :).
Ci ludzie powinni jechać do Warszawy. Tam jest “więcej predyspozycji i wszystkiego”.
Swoją drogą, ja nie mam papierka na swoją robotę i pamiętam, że jak mi ją proponowano to aż mi było głupio, ale kurde, okazało się, że po prostu jestem do tego stworzona, do kreatywnego myślenia i wymyślania fajnych rzeczy. Nie ma studiów i kursów które tego uczą. A teraz jak jestem na urlopie macierzyńskim to ponoć niezbyt się moi zastępcy spisują – wprawdzie reklamowali się dyplomami i certyfikatami, ale właśnie tego im brakuje – predyspozycji.
Ze wszystkim sie zgadzam. Wydaje mi sie, ze nawet do sprzedawania na kasie potrzeba jakiegos malutkiego powolania, bo nie ma nic milego w kupowaniu chleba, gdy pani czy pan ktory ci ten chleb podaje wyglada jakby jej ktos przed chwila umarl. Ja rozumiem, ze to moze nie jest praca marzen, ale jesli wiesz, ze tak wlasnie jest, to poszukaj pracy, w ktorej nie bedziesz mial zadnego kontaktu z klientem.
Ludzie,którzy robią coś bo lubią widać na odległość i od nich che się człowiek uczyć chce. Uwielbiam słuchać opowieści, które ktoś snuje z błyskiem w oku, bo nawet jeśli kompletnie nic bym z tego nie zrozumiała to to jest przyjemne.
Jeśli chodzi o nauczycieli, to takich z powołaniem jest naprawdę wielu, przynajmniej w moim otoczeniu;) Ale i w tym zawodzie – jak w każdym – zdarzają się ludzie którzy powinni zająć się czymś innym. Nie, to nie jest tylko Twoja obserwacja…
Ci z powołaniem to podobno przez pierwsze dziesięć lat pracy 😉 Mam nadzieje, jednak, że to nieprawda:P
Ostatnio też się nad tym zastanawiałam i niestety doszłam do wniosku, że spotkałam w swoim życiu sporo takich osób. Chyba najbardziej denerwuje mnie to u nauczycieli: no bo czego można nauczyć mówiąc: “przeczytajcie sobie temat w podręczniku i zróbcie ćwiczenia”? Tacy ludzie są po części za nas odpowiedzialni – niektórzy sprawiają, że sami okupujemy podręczniki i inne źródła wiedzy i pędzimy poznawać świat, a dzięki innym nauczycielom palimy te same podręczniki na stosie, otwierane tylko po to, żeby było z czego ściągać na sprawdzianie.
To samo tyczy się innych. Nie dość, że zatruwają życie ludziom przez brak odpowiedniego podejścia, to jeszcze sami męczą się na swoim stanowisku, mylnie przekonani, że to jedyne odpowiednie dla nich zajęcie.
Ja często się zastanawiam w kontekście nauczycielek – dlaczego one to robią? Dlaczego uczą, skoro tego nie lubią, nie nadają się do tego? Jeśli ktoś uczy, bo chce, to raczej mu to dobrze wychodzi. Znam tyle nauczycielek, które tego nawet nie lubią, ale robią to tylko dlatego, że pracy nie ma gdzie indziej. Przeraża mnie to. Z jednej strony rozumiem, że pieniądze nie rosną na drzewach, ale tacy ludzie blokują miejsca ludziom, którzy chcą, którzy byliby nauczycielami z prawdziwego zdarzenia…
Szczęśliwego Nowego Roku 😀
Gdyby było więcej pracy to byłoby też więcej ludzi z powołaniem na odpowiednich stanowiskach – a tak większość łapie się byle czego (i ja to jak najbardziej rozumiem, to smutne, ale z czegoś trzeba żyć). Nauczyciele to oddzielna kwestia: zawód wymagający, niezbyt dobrze płatny, niezbyt duży prestiż, wielka odpowiedzialność, najczęściej po kilku latach psychika siada. Już o ciągłych zmianach, ulepszeniach, nowych programach (co rok praktycznie) nie wspomnę. To przykre, ale bycie nauczycielem to cholernie ciężki kawałek chleba – dla młodych (najczęściej) i bardzo, bardzo wytrwałych.
Absolutnie się zgadzam! Nauczyciel jest najbardziej klasycznym przykładem, no nie wyrabiam jak niektórzy zachowują się jakby Ci robili łaskę prowadząc lekcje, lub właśnie jej w ogóle nie prowadzą, tylko karzą poczytać podręcznik^^ albo sekretarki/panie z okienka, które już za samo “dzień dobry” najchętniej by cię pożarły… Rozumiem, że czasem ktoś bywa zmuszony do pracy na stanowisku, które mu nie odpowiada,ale to nie powód, żeby demonstrować swoje niezadowolenie całemu światu.
Oj spotkaliśmy się, nawet czasami myślę, że ja nie pasuję, ale jestem na razie zbyt wielkim tchórzem, żeby rzucić to co robię i rozglądać się za pracą, która mnie uszczęśliwi… Bo w naszym kraju to z pracą znowu nie jest tak łatwo, a pieniądze są do życia potrzebne.
Chyba każdy spotkał kilku(nastu) takich ludzi i jest to po prostu smutne – bo my skończymy szkołę, wyjdziemy z urzędu, zmienimy lekarza, a ci ludzie tacy już pozostaną, bo w sumie nie wierzę, że mogą być w takim położeniu szczęśliwi.
Swoją drogą myślę, że nauczyciele, którzy minęli się z powołaniem są najgorsi, bo tak naprawdę mogą zniszczyć talent i chęci świetnie zapowiadających się uczniów, bo… tak.
Niestety takich ludzi jest masa i miałam pecha pozanć i przetestować na własnej skórze kilku lekarzy, którzy wcale do tego zawodu się nie nadawali, mało tego – nawet nie lubili tego co robią. Skutki ich “pracy” były dla mnie bardzo marne i dzięki nim i ich “fachowości” zostały mi pamiątki do końca życia, ale i tak dobrze, że tylko tak się skończyło.
niestety mam te same spostrzeżenia, najgorzej jeśli ktoś ma kontakt z ludźmi, czy dziećmi (panie przedszkolanki, nauczycielki), nie każdy ma odwagę pójść za tym co kocha, wymyślając sobie “intratną” posadkę 🙁
Ja spotykam się z tym na każdym kroku w szkole. 3/4 nauczycieli nie powinno uczyć i tu nie chodzi nawet o brak cierpliwości… Oni nie uczą. Po prostu. Takim nauczycielem mogłabym być też ja, bo ich praca polega na sprawdzeniu listy, podaniu tematu i wypowiedzeniu kluczowego zdania na lekcji “Opracujcie sobie ten temat w zeszycie” Potem kserują sprawdzian z książki, sprawdzają z dołączonym kluczem odpowiedzi. Zero użycia mózgu.
U nas w przychodni jest dwóch ortopedów. Do jednego musisz czekać kilka miesięcy, a do drugiego kilka dni. Ten pierwszy jest miły i interesuje się pacjentem, ludzie wychodzą od niego zadowoleni. Drugi jest chamski i uważa siebie za Bóg wie kogo, przyjmuje ludzi z łaski, sama kiedyś do niego trafiłam i wmawiał mi, że symuluję. A wśród nauczycieli jest pełno takich którzy bardzo dużo wymagają, a sami nic od siebie nie dają. Sama miałam nauczycielkę, która dawała zadania dla grup, nic nie tłumaczyła, albo używała takiego słownictwa, że i tak nie było wiadomo o co chodzi i to tylko ogólnie przez 5 minut, potem siedziała przy biurku i przeglądała jakieś papiery, a na koniec egzekwowała wiedzę. Słyszałam tez o nauczycielce matematyki, która sypała na lekcjach czystą teorią, a potem wymagała praktyki.